Harry Potter i Król Węży NZ.docx

(392 KB) Pobierz

 

Od razu mówię, że 6 i 7 tom zostały przeze mnie zignorowane na poczet historii.

 

 

Harry Potter i Król Węży

 

 

http://www.fanfiction.net/s/7671787/20/Harry_Potter_i_Krol_Wezy

 

 

Rozdział 1

 

 

Swoich szesnastych urodzin Harry Potter nie mógł zaliczyć do wybitnie udanych. Pomijając marudzącą i ignorującą go rodzinę, z którą przyszło mu mieszkać od 15 lat każdy mógłby powiedzieć, że nie powinien się od nich spodziewać niczego innego. Oczywiście jego przyjaciele nie zapomnieli o nim i przysłali mu prezenty. Harry poczuł wtedy ukłucie w sercu, bo zdał sobie sprawę, że brakuje mu nie tyle prezentu co świadomości, że gdzieś tam jego Ojciec Chrzestny o nim myśli. Ale Syriusza już nie było i chłopak musiał się z tym pogodzić.

 

Nie to jednak tak go zdenerwowało. Zdenerwował go list jaki dostał z Ministerstwa Magii. Wynikało z niego, że w obliczu zagrożenia jakie stanowiła osoba Lorda Voldemort'a, wszyscy czarodzieje w wieku 16 i 17 lat, którzy nie mieli rodziców (!) będą musieli zawrzeć związek małżeński.

 

Harry uznał to z początku za jakiś chory żart, ale dlaczego Ministerstwo miałoby sobie kpić z nieletnich czarodziejów? Natychmiast wysłał Hedwigę do Dumbledore'a z pytanie co to za chory żart?

 

Tymczasem Dumbledore zamiast odpisać zjawił się osobiście. Oczywiście ku przerażeniu Dursley'ów. Ciotka Petunia oczywiście najchętniej by zemdlała albo chociaż udawała, że nic nie widzi i w jej salonie nie ma żadnego dziwnego człowieka, z długą siwą brodą. Dumbledore jednak powiedział, że nastąpiły pewne okoliczności, które uniemożliwiają Harry'emu dalsze mieszkanie z nimi.

 

Ciotka Petunia po raz pierwszy w życiu wyglądała jakby miała ochotę kogoś wycałować ze szczęścia i Harry wywrócił oczami. Niewiele tej kobiecie potrzeba było do szczęścia.

 

-Harry. Idź proszę i spakuj się. –powiedział do chłopaka dyrektor, a do Harry'ego powoli zaczęło docierać, że jednak zostanie wpakowany w coś co mu się na 100% nie spodoba. Posłusznie jednak poszedł po swoje rzeczy. Jakieś 15 minut zajęło mu spakowanie kufra i sprawdzenie czy na pewno zabrał wszystko. Potem zszedł na dół wlokąc za sobą kufer i zajrzał do salonu.

 

Nie mógł się nie uśmiechnąć półgębkiem widząc, jak dyrektor Hogwart'u w najlepsze siedzi sobie na fotelu w wypieszczonym salonie ciotki Petunii i spokojnie popija sobie herbatę. Wuj Vernon trzymał się sztywno jakby kij połknął, co przy jego zwalistej posturze wyglądało nader komicznie. Natomiast jego kuzyn trzymał się od starszego czarodzieja najdalej jak tylko mógł.

 

-Już jestem panie dyrektorze. –odezwał się Harry wchodząc do salonu.

 

-Ach tak. Doskonale. –powiedział dyrektor. –Właśnie tłumaczyłem twoim krewnym całą sytuację w możliwie najbardziej zrozumiały dla nich sposób.

 

-Sam chciałbym prosić o jakieś wyjaśnienia. –przyznał chłopak cicho.

 

-Wytłumaczę ci wszystko, gdy wrócimy do Hogwart'u. –obiecał dyrektor, a Harry nie mógł zrobić nic innego, jak tylko skinąć głową. –Pożegnaj się z rodziną, bo więcej tutaj nie wrócisz. –przypomniał mu dyrektor, a Harry zerknął niepewnie na wujostwo i swojego kuzyna.

 

-Um… To do widzenia… -powiedział niepewnie, a potem wyszedł za dyrektorem. Dumbledore jednym ruchem różdżki wysłał jego kufer do szkoły, a potem powiedział:

 

-Złap mnie za ramię Harry. –powiedział. Chłopak niepewnie wykonał polecenie. Następne co poczuł to szarpnięcie w okolicy brzucha, a potem jakby ktoś przecisnął go przez wąski tunel. Tak szybko, jak uczucie nadeszło tak szybko minęło. Harry poczuł, jak jego stopy uderzają o twarde podłoże.

 

Otworzył oczy. Kiedy on je zamknął? Rozejrzał się. Stali przy wylocie z Hogsmeade.

 

-Chodźmy. –powiedział dyrektor ruszając ścieżką do Hogwart'u, a Harry nie mając innego wyjścia podążył za nim.

 

-Panie profesorze? –zaczął niepewnie.

 

-Tak, mój chłopcze?

 

-Czy mógłby mi pan wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi? –poprosił.

 

-Ach… Wolałbym to zrobić w moim gabinecie, przy filiżance dobrej herbaty, ale widzę, że zbyt cię to nurtuje. –powiedział dyrektor, a widząc, że Harry kiwnął głową zaczął mówić: -Widzisz Harry… Korneliusz Knot nie jest już Ministrem Magii, ale to pewnie wiesz z Proroka. No więc Rufus – nasz nowy minister – doszedł do wniosku, że młodzi czarodzieje i czarownice, którzy nie mają rodziców, a są w wieku kwalifikującym ich do zawarcia małżeństwa, powinni czym prędzej wziąć ślub. I to najlepiej z osobą starszą od siebie.

 

-Pan wybaczy, ale… Przecież to głupota! –powiedział wstrząśnięty Harry.

 

-Tak, mój chłopcze. To głupota, ale głupotę tą wymyślił minister. –zgodził się starszy czarodziej.

 

Harry westchnął.

 

-I niby z kim miałbym się ożenić? –spytał Harry. –Przecież wszystkie dziewczyny widzą we mnie tylko tą moją sławę, a nie prawdziwego mnie… -mruknął niechętnie. Ku wielkiemu zaskoczeniu Harry'ego Dumbledore zaśmiał się.

 

-Zapominam czasem, że nie wiesz jeszcze wszystkie o magicznym świecie. –powiedział. –Wcale nie musisz się żenić.

 

Chłopak zamrugał oczami.

 

-Ale… Ale mówił pan, że…

 

-Mówiłem o małżeństwie. Nie o ożenku. –przypomniał mu, a Harry na przemian zaczął blednąć i czerwienić się czując, że robi mu się słabo.

 

-Czyli, że… Mogę… Wyjść za mąż…?-wyjął upewniając się.

 

-Ależ jak najbardziej. –zapewnił go dyrektor. –Wśród czarodziei nie patrzy się aż tak na płeć partnera. –wyjaśnił.

 

-Nie wyobrażam sobie tego… -jęknął Harry chowając twarz w dłoniach. Miałby mieć męża? I to jeszcze starszego od siebie? Przecież to zakrawa na zboczenie! Nigdy się na to nie zgodzi!

 

Tymczasem doszli do bramy Hogwart'u. Harry marzył, żeby pobiec do wieży Gryffindor'u, paść na łóżko i zasnąć z nadzieją, że to wszystko tylko mu się śni. Dyrektor jednak poprosił go najpierw do swojego gabinetu. Kiedy chłopiec wszedł za nim do środka zaniemówił. Cała podłoga zakryta była setkami listów.

 

-Co to…? –spytał niepewnie.

 

-Obawiam się, że to oferty matrymonialne dla ciebie. –powiedział pogodnie dyrektor, a Harry opadł na kolana w ciężkim szoku. To było dla niego za dużo.

 

-I co ja mam z tym wszystkim zrobić? –jęknął.

 

-Przypuszczam, że przeczytać. Może któraś z ofert cię zainteresuje.

 

-Bardzo wątpię… Pewnie nawet nie znam żadnej z tych osób. –mruknął niechętnie sięgając po pierwszy z brzegu list. Jego autorem był jakiś podstarzały czarodziej, który wprost opisywał mu co najchętniej by z nim zrobił i gdzie. Harry automatycznie sięgnął po różdżkę i spalił list jednym ruchem.

 

-Aaa… Zapomniałem… Są wakacje… -przestraszył się i zerknął na dyrektora.

 

-Nic się nie stało. Masz moje pozwolenie skoro jesteś w szkole. –powiedział Albus uspokajając go, a chłopiec odetchnął z ulgą. Lekko zielony na twarzy sięgnął po kolejny list. I ten i 20 następnych zostało spalonych po pierwszych zdaniach.

 

Harry dawno nie czuł się taki chory. Był pewien, że jest zielony na twarzy.

 

-To jakaś banda zboczeńców! –stwierdził zrozpaczony. –Tutaj nie ma nikogo normalnego. Wszyscy mi opisują co by chcieli… No… -mruknął czerwieniąc się. –Czy tu nie ma nikogo normalnego…? –jęknął cicho.

 

-Nie poddawaj się Harry. –uspokajał go dyrektor.

 

-Nie będę tego czytał… -powiedział stanowczo chłopiec wstając. –Czy mogę iść do wieży? -–pytał z nadzieją.

 

-Tak oczywiście. Hasło brzmi „ożenek" –powiedział dyrektor, a Harry poczuł mdłości. Powiedział dyrektorowi dobranoc i wyszedł z jego gabinetu.

 

Wlekąc się do wieży próbował nie myśleć o tym co go czekało. Do ciężkiego diabła! Miał się ożenić albo wyjść za mąż… Ani jedna ani druga opcja mu nie pasowała. A już na pewno nie w tym wieku. Na gacie Merlina! Miał 16 lat i w nie w głowie było mu małżeństwo! A według listu z ministerstwa musiał się zaręczyć przed rozpoczęciem roku szkolnego, a ślub wziąć do Świąt. Jak on miał wybrać kogoś w tak krótkim czasie? Nie znał nikogo kto byłby odpowiedni. I jeszcze starszy od niego.

 

Zatopiony w myślach nawet nie zauważył, że wpadł na kogoś.

 

-Przepraszam… -jęknął zerkając na kogo wpadł i zbladł. Noż jasna cholera! Pech do kwadratu! Wszędzie rozpozna te czarne szaty.

 

Ze wszystkich profesorów musiał wpaść akurat na Severusa Snape'a.

 

-Potter! –warknął Mistrz Eliksirów. –Patrz gdzie idziesz!

 

-Przeprosiłem! O co panu chodzi? –spytał Harry. Jeszcze jedna bezpodstawna uwaga i straci cierpliwość…

 

-O to, że jesteś w zamku, a nie powinno cię tu być. –warknął. –Co? Rodzinka się znudziła?

 

-GÓWNO WIESZ CZEMU TU JESTEM! –wybuchnął Harry doprowadzony do ostateczności.

 

-Potter! Ostrzegam cię…

 

-Ostrzegaj sobie do woli! Mam to tam gdzie słońce nie dochodzi! Nie dość, że każą mi się ożenić albo wyjść za mąż to jeszcze po wszystkich tych rewelacjach muszę kończyć dzień, kłócąc się z kimś takim! –zakończył wkurzony wykonując gest w stronę mężczyzny.

 

Snape zerknął na chłopaka. Ślub? A no tak… Nowe zwariowane prawo ministerstwa. Czyli Potter musi się zaręczyć. I to z kimś starszym od siebie. Nie zdążył nic powiedzieć, kiedy chłopak wyminął go i zaczął się dalej wspinać po schodach.

 

-Ty i ta twoja bezczelność Potter…! –warknął na odchodnym.

 

-Trzym paszczę! –odwarknął chłopak. Póki nie ma roku szkolnego może się wyżyć. A było mu to potrzebne jak jasna kicia.

 

Snape jednym ruchem wyciągnął różdżkę i w stronę chłopaka poleciała klątwa. Uchylił się w ostatniej chwili.

 

-To cię nauczy bezczelny gówniarzu. –warknął i odszedł w wirze czarnych szat.

 

Harry z tego wszystkiego aż usiadł pod ścianą i westchnął ciężko z bezsilności. Nagle przyszła mu do głowy zwariowana myśl. Jeśli ktokolwiek zostanie zmuszony żeby wziąć ślub ze Snape'm… To będzie miał przewalone na całe życie. Ta myśl tak go rozbawiła, że aż zaczął chichotać. Siedział i chichotał jak wariat dopóki nie zrobiło mu się zimno. Dopiero wtedy wstał i jakoś dowlókł się do wieży.

 

Gruba Dama otworzyła mu przejście, gdy podał jej hasło. W dormitorium znalazł swój kufer. Wyjął z niego piżamę i poszedł szybko się umyć. Prysznic go odprężył na tyle, że potem padł na łóżko i zasnął kamiennym snem.

 

Bywały dni, gdy Severus Snape miał gorszy humor niż zazwyczaj. I taki dzień właśnie w tej chwili nadszedł. Kiedy dostał wezwanie do gabinetu dyrektor czuł w kościach, że dowie się czegoś co mu się na pewno nie spodoba.

 

-Herbatki Severusie? –spytał Albus, gdy mężczyzna ledwie przekroczył próg gabinetu.

 

-Nie, dziękuję. –odparł siadając w fotelu naprzeciwko biurko. –Przejdźmy od razu do rzeczy. –dodał, a starszy czarodziej zaśmiał się.

 

-Cały ty. –powiedział. –Ale dobrze. Chodzi o Harry'ego.

 

Severus parsknął. Potter! Oczywiście. O cóż innego by mogło chodzić?

 

-Doprawdy dyrektorze… -zaczął, ale Albus mu przerwał:

 

-Wysłuchaj mnie najpierw Severusie, bo ta sprawa dotyczy też ciebie i najlepiej będzie jeśli od niej zaczniemy. –powiedział. Czarnowłosy uniósł brew nie bardzo rozumiejąc co on ma z tym niby wspólnego, ale słuchał uważnie. –Twoja matka przysłała dziś do mnie list… -powiedział Albus, a Snape najeżył się automatycznie. Jeśli kogoś szczerze się obawiał to była to jego pompatyczna matka, która szczyciła się swoją arystokracją bardziej niż Malfoyowie.

 

-Czego chce? –spytał Severus powoli.

 

-Chce żebyś wziął w końcu ślub. –powiedział Albus, a czarnowłosy mężczyzna poczuł, jak go krew zalewa. A ta znowu swoje! To, że jego brat –ucieleśnienie wszystkich marzeń jego matki –ożenił się niedługo po zakończeniu szkoły nie znaczyło, że on też miał tak zrobić! Był szpiegiem do ciężkiej cholery! Nie w głowie mu małżeństwo.

 

-Znowu zaczyna… -mruknął i potarł czoło. –Nie zamierzam się wiązać z kimkolwiek, gdy trwa wojna. Powinna to zrozumieć.

 

-Myślę, że po prostu martwi się, że nie masz nikogo kto byłby dla ciebie ważny. –powiedział Dumbledore, a Snape prychnął tylko.

 

-Akurat! Chodzi jej o to, że jestem w dalszym ciągu kawalerem. Dlatego rzadko pojawiam się w domu rodzinnym, bo mi truje, kiedy w końcu przyprowadzę kogoś do domu…

 

Albus zaśmiał się słysząc to.

 

-Ależ drogi chłopcze. To normalne u kobiet. Zawsze się martwią o swoje dzieci.

 

-Jej zależy tylko na prestiżu… Ale do rzeczy dyrektorze. Jeśli tylko o to chodzi to naprawdę nie mam ochoty dłużej o tym rozmawiać.

 

-A no tak… Teraz sprawa Harry'ego. Jak wiesz zapewne nowe prawo naszego ministra, nakazuje mu wziąć ślub.

 

-Wiem o tym. Czytałem gazety. –powiedział Severus.

 

-Podsumujmy więc. –zaczął dyrektor. –Twoja matka chce żebyś w końcu wziął ślub, a Harry musi go wziąć.

 

Severus popatrzył na niego jak na kompletnego szaleńca.

 

-Ty chyba nie mówisz poważnie Albusie! –krzyknął przerażony, gdy poskładał wszystko w głowie. –Nienawidzimy się z Potter'em!

 

-Ale Severusie. Nikt wam nie każe długo być w tym związku. Gdy Harry skończy 18 lat będziecie mogli się rozwieść. Ale pomyśl. Upieklibyśmy dwie pieczenie przy jednym ogniu. Oczywiście nie musisz mi odpowiadać od razu… -zaznaczył dyrektor.

 

Snape sam nie wiedział co ma o tym myśleć. Małżeństwo z Potter'em? Z synem James'a Potter'a? Nie mógł sobie wyobrazić nic gorszego. Chłopak nawet nie był atrakcyjny, a wiedział, że jego matka uwielbia się chwalić na salonach swoją piękną synową. Żona jego brata była niewątpliwie piękna, ale głupia jak zdarty but.

 

Westchnął. I co on miał niby zrobić?

 

-Musze to sobie przemyśleć… -powiedział wstając.

 

-Oczywiście, mój chłopcze, oczywiście. –powiedział dyrektor i Severus wyszedł z gabinetu. Szedł szybko do swoich lochów. Potrzebna mu była zdecydowanie szklanka ognistej whisky.

 

Kiedy tylko wszedł do swojego gabinetu nalał sobie szybko odpowiednią ilość trunku i wypił za jednym zamachem. Paliło go w gardło, ale zignorował to. Musiał coś wymyśleć.

 

Czuł się jak w potrzasku. Tutaj Voldemort, tam jego matka, a do tego wszystkiego Potter jako potencjalny małżonek! No nie… Już gorzej chyba być nie może.

 

Wypił jeszcze jedną szklankę i dopiero wtedy poszedł się położyć. Zasnął szybko starając się nie myśleć o niczym.

 

Zaraz po śniadaniu Harry został poproszony do gabinetu dyrektora. Miał tylko nadzieję, że nie będzie musiał znowu czytać tych wszystkich koszmarnych listów. Przełknął ciężko ślinę na samą myśl o tym. Dlaczego musieli do niego pisać sami zboczeńcy? Zapukał grzecznie i wszedł do środka.

 

-Ach jesteś Harry. Siadaj proszę. –powiedział dyrektor wskazując mu miejsce naprzeciwko. Chłopak usiadł posłusznie i czekał.

 

-O co chodzi proszę pana? –spytał.

 

-Ach no tak… Widzisz mój drogi chłopcze. Być może nie będziesz musiał więcej czytać czy wszystkich ofert matrymonialnych.

 

-Naprawdę? –spytał Harry z nadzieją.-Znalazł pan jakąś lukę prawną?

 

-Ach nie nie. Obawiam się, że tego się nie da obejść.

 

Harry oparł się ciężko o fotel.

 

-Czyli dalej muszę wziąć ślub? Ale jeśli nie muszę czytać tych wszystkich listów to co mam zrobić? –spytał nie rozumiejąc.

 

-Dobre pytanie Harry. Cóż… Być może miałbym odpowiedniego kandydata na twojego męża. –powiedział Albus, a chłopiec zbladł nieco. Mąż? No świetnie! On nawet nie był pewien czy podobają mu się faceci czy laski, a tutaj od razu chcą mu męża dać.

 

-Ummm… Znam go? –spytał niechętnie.

 

-Ależ tak. I to całkiem dobrze mógłbym powiedzieć. –powiedział dyrektor, a oczy mu zaczęły migotać.

 

-To znaczy… ?-spytał chłopiec, kiedy przez umysł przelatywały mu imiona tych, których znał dość dobrze. Ale starszych od siebie nie znał wiele. Praktycznie mało kogo wiec nikt konkretny nie nasunął mu się na myśl.

 

-Cóż… Obawiam się, że nie będziesz zachwycony wyborem, ale zapewniam cię, ze to najlepszy wybór.

 

-Kto…? –spytał Harry przełykając ślinę.

 

-Mam na myśli profesora Snape'a. –powiedział Dumbledore, a Harry poczuł, jak cała krew odpływa mu z mózgu, a potem widział już tylko ciemność.

 

Dyrektor zaskoczony patrzył, jak chłopak osuwa się bezwładnie na fotelu. Aż takiej reakcji to się nie spodziewał. Wstał z fotela i sięgnął po niewielkie naczynie, z którego wyjął nieco zielonego proszku. Podszedł do kominka i sypnął proszek w ogień mówiąc:

 

-Severus Snape.- odczekał chwilę po czym powiedział. –Severusie. Mógłbym cię prosić o eliksir na odzyskanie przytomności? –spytał i odszedł od kominka, a po chwili wyłonił się z niego ciemnooki mężczyzna trzymając w rękach niewielką fiolkę.

 

Zanim zdążył zapytać dla kogo ten eliksir dostrzegł bezwładne ciało Złotego Chłopca przewieszone przez poręcz fotela.

 

-Dyrektorze…? –spytał niechętnie domyślając się, że Dumbledore już uświadomił chłopaka co do możliwości zamążpójścia.

 

-Chyba byłem zbyt bezpośredni. –powiedział krótko dyrektor. Severus starał się nie wywracać oczami, gdy podszedł do nieprzytomnego chłopca i wlał mu do ust zawartość fiolki, a potem zmusił go do przełknięcia płynu. Po minucie chłopak zaczął odzyskiwać przytomność.

 

-Jestem w piekle… -mruknął jeszcze niezbyt, gdy jego wzrok spoczął na Mistrzu Eliksirów.

 

-Po raz pierwszy się z tobą zgodzę Potter. –warknął Snape. –Jesteśmy w piekle. I teraz jakoś z niego się trzeba wydostać.

 

Chłopak jęknął.

 

-To mi się jednak nie śniło…

 

-Tak jak już mówiłem… -zaczął Albus. –To byłoby najlepsze wyjście dla was obu. Po dwóch latach możecie się rozwieść. Harry będzie wtedy pełnoletni.

 

-Umknął panu szczegół w postaci mojej matki dyrektorze… -mruknął Snape, a Harry zerknął na niego. –Ona nie zniesie czegoś takiego, jak rozwód. Dla niej to byłby skandal i koniec świata. –dodał siadając w drugim fotelu.

 

-Och. Myślę, że zrozumiałaby niezgodność charakterów. –przekonywał dyrektor.

 

Severus popatrzył na niego z powątpieniem.

 

-Tak więc moi chłopcy. Co o tym myślicie? –spytał ich obu. Harry tylko spuścił wzrok i szepnął:

 

-Nie ma innego sposobu?

 

-Obawiam się, że nie. Biorąc pod uwagę treść wszystkich ogłoszeń matrymonialnych, jakie otrzymywałeś… -tu Severus miał naprawdę zaskoczony wyraz twarzy. – Uważam, że to będzie najrozsądniejsze.

 

Chłopak był w stanie tylko pokiwać głową.

 

-Severusie? –spytał dyrektor.

 

-Jeśli to tylko na dwa lata to jakoś to wytrzymam. Chyba… -dodał z na wpół warknięciem, a Harry poczuł dreszcz na plecach. Zdecydowanie lepiej było nie wkurzać tego faceta.

 

-Czyli obaj się zgadzacie. –przyklasnął Dumbledore. –W takim razie ślub powinniście wziąć jak najszybciej. I oczywiście odbędzie się w twoim rodzinnym domu. Mam rację Severusie?

 

-Głupia tradycja rodzinna. –mruknął niechętnie w ogóle nie patrząc ani na Albus'a ani na Harry'ego. Po chwili wstał. –Idę zawiadomić rodzinę. –dodał i bez dalszych wyjaśnień opuścił gabinet. Harry czuł, że mężczyzna też nie jest zachwycony tym pomysłem. Nie miał jednak za bardzo wyjścia. Albo Snape albo jeden z tych narzucających się zboczeńców.

 

Westchnął ciężko wstając.

 

-To ja wracam do wieży panie dyrektorze. Do widzenia. –powiedział. Ukłonił się lekko i także wyszedł z gabinetu, jak najszybciej tylko mógł.

 

Severus wolał osobiście nie zjawiać się w domu żeby o wszystkim mówić. Wystarczy jak napisze list, w którym wszystko wyjaśni. Kiedy wyszedł z gabinetu Dumbledore'a napisał go szybko i wysłał sową. Odpowiedź od matki dostał razem z poranną pocztą. Zapewniała go, że jest uradowana, że w końcu pomyślał o ślubie i, że załatwi wszystko. I oczywiście pytała czy jego narzeczony jest ładny. Cóż… Rozczaruje się kobieta.

 

Potter na pewno nie przypadnie jej do gustu pod względem wyglądu. Jej problem. Dla Severus'a nawet lepiej, że chłopak nie grzeszył urodą. Jego matka oczywiście zacznie się żalić do wszystkich, że jej biedny syn musi będzie musiał żyć z kimś tak nieatrakcyjnym, ale, że to Harry Potter to sława przewyższy wygląd.

 

Niedługo potem dostał kolejny list, aby obaj pomyśleli o liście gości i wysłali ją do niej to zaprosi wszystkich. A datę ustaliła na 15 sierpnia. Czyli już za kilka dni. No tak… Praktyczna kobieta. Po co czekać? Jeszcze by się Severus rozmyślił.

 

Niezadowolony z tego faktu po śniadaniu poinformował o wszystkim Potter'a. Zauważył, że chłopak blednie na samą wzmiankę o ślubie, a co to będzie, gdy pozna przyszłych teściów? Cóż, miał kilka dni żeby się na to psychicznie przygotować. O dziwo w 5 minut spisał listę gości i podał ją mężczyźnie. Nie było tego dużo. Panna Granger, Weasley'owie, Lupin, Tonks, panna Lovegood, Longbottom, jeszcze kilku przyjaciół ze szkoły i z Zakonu. Łącznie nie więcej niż 30 osób.

 

Jego matka pewnie zaprosi z 300 osób znając jej upodobania do wszelkiego rodzaju przyjęć. A na przyjęcie ślubne starszego syna na pewno nie będzie sobie niczego żałować. Poinformował również Potter'a, że do jego domu udadzą się wczesnym rankiem w dzień ślubu.

 

Harry wykorzystał te kilka dni na ochłonięcie i wysłaniu kilku listów do przyjaciół z wyjaśnieniami. Niech przynajmniej nie będą zaskoczeni, gdy dostaną zaproszenia na ślub. Oczywiście Ron uznał to z początku za świetny żart, ale gdy naprawdę wszyscy dostali zaproszenia na ślub spytał w liście, czy Harry jest pod działaniem jakiegoś dziwnego zaklęcia.

 

Harry westchnął i odpisał mu, że jest świadomy tego co robi. Chyba… Bo zakrawa to na szaleństwo, ale wybrał mniejsze zło.

 

Hermiona także martwiła się o niego, ale optymistycznie stwierdziła, że skoro to tylko dwa lata, to Harry powinien jakoś wytrzymać. Radziła mu też żeby sprawił sobie kilka nowych ubrań, bo z tego co czytała ( a jakże by inaczej) wynikało, że ród Snape to prawdziwa arystokracja. Dołączyła mu do listu kopię tego co przeczytała. Chłopak poczuł, jak robi mu się gorąco. No to wpakował się na całego. Oby tylko nie zachowywali się, jak Malfoyowie. Tego by nie zniósł!

 

Ale za radą przyjaciółki zamówił sobie kilka nowych ubrań. Żadna ekstrawagancja, ale nowe i ładne. Tak przynajmniej uważał. Nawet nie rozpakowywał kufra skoro za kilka dni miał poznać swoją nową rodzinę. Czuł dziwne zdenerwowanie. On nie miał nikogo bliskiego więc nie bardzo wiedział, jak powinien się zachować. Dursley'owie nie byli najlepszym wzorcem do naśladowania pod tym kątem.

 

Westchnął kładąc się na łóżku. Nie wiedział na co ma się przygotować. Co go tam czeka? Z niespokojnymi myślami zasnął w końcu.

 

Te kilka dni do wyjazdu minęły zdecydowanie za szybko dla nich obu. Harry miał coraz większe obawy przed tym co go czeka i z uporem maniaka powtarzał sobie, że to tylko dwa lata. Miną szybciej niż zdoła zauważyć. Ta myśl chociaż troszkę go uspokajała. Ale zdecydowanie nie na tyle żeby zachować całkowity spokój.

 

Kiedy obudził się w dzień wyjazdu dotarło do niego z całą mocą, że to także dzień jego ślubu. Wstał, umył się niemal jak w transie i założył swoje najlepsze, nowe ubranie. Miał teraz na sobie czarne dopasowane spodnie, koszulę w jasno zielonym kolorze i skórzaną marynarkę. Z włosami oczywiście nic nie dało się zrobić. One zawsze żyły własnym życie. Reszta rzeczy od razu znalazła się w kufrze gotowa do zabrania.

 

Harry pełen obaw zszedł do Wielkiej Sali na śniadanie. Od rozmowy w gabinecie dyrektora rozmawiał ze Snape'm zaledwie raz, gdy mężczyzna zapowiedział mu, że jego rodzina wszystkim się zajmie. Czuł się jakby szedł na szafot, a nie na własny ślub. Bez słowa wszedł do sali i zajął swoje miejsce. Żołądek miał tak ściśnięty, że zastanawiał się czy da radę...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin