Zespół rozdział 6(1).doc

(64 KB) Pobierz


[Ekhem według mnie ten rozdział jest Ekstra :D Poprawiłam pozmieniałam i wstawiłam i jest jeszcze lepszy ;p ->hah nie ma błędów <- i jak tak czytałam stwierdziłam że mój Eddy ma talent! Brawo braciszku! (tylko nie myśl, że ci darowałam. Dalej chcę mojego Jezza !! Pamiętaj. Wypadki chodzą po volvo).
Wracając do tematu rozdział jest ekstra tylko jak dla mnie jest mało i czekam na następne. Nie martwcie się. Już ja osobiście zadbam o to że będzie szybko. Ludzie Pamiętajcie! Dobry szantaż nie jest zły. Jak tak czytałam to stwierdziłam, że bardzo pasowała by tu ta piosenka : http://www.youtube.com/watch?v=XAYhNHhxN0A więc słuchać, czytać i CZEKAC !]
                                                                                                     chochlik_Alice

Rozdział 6.

Zemsta i jej następstwa.

 

Wstałam rano z myślą, że to będzie piękny dzień. Mój plan zemsty zaplanowałam, co do setnej sekundy, innymi słowy był po prostu idealny. O godzinie dziesiątej mieliśmy wszyscy zjawić się w studiu nagrań, aby kończyć materiał na płytę, albo inaczej, aby go rozpocząć. Jak na razie mieliśmy dwie piosenki, więc dla mnie to i tak dobrze nam poszło, ale czego więcej chcieć, gdy muzyka i tekst są już napisane i brak tylko naszych popisów wokalnych. Mieliśmy mieć później przerwę na lunch i wtedy miałam zamiar wkroczyć do akcji, ale zanim to miało nastąpić musiałam jakoś udawać, że nie mam żadnych niecnych planów, co do osoby Edwarda. To będzie bardzo trudne, bo aktorka ze mnie żadna i ponoć ludzie szybko domyślają się, kiedy kłamię. Ale uda mi się to, w końcu ktoś mu musi pokazać, gdzie jego miejsce i tym kimś będę ja. Uśmiechnęłam się na samą myśl o skutkach moich dzisiejszych zamiarów. To będzie jedno wielkie widowisko, jestem o tym święcie przekonana.

 

Po wcześniejszych przygotowaniach szybko pognałam do wyjścia, w końcu była już dziewiąta trzydzieści, a nie mogłam się spóźnić, bo oprócz zemsty czeka mnie jeszcze praca. Właściwie nie traktuje tego zawodu jak pracę, przecież praca to coś, co jest obowiązkiem i coś, czego się za bardzo nie lubi, a ja swój zawód jak najbardziej lubię.

 

Odpaliłam swoją ukochaną furgonetkę i ruszyłam w kierunku studia, a pewna buteleczka tak jakby manifestowała swoją obecność, co moment odbijając się o moje inne szpargały, które miałam w mojej torebce. Przypomniała mi się wczorajsza rozmowa z moją mamą. Wypytywała mnie dosłownie o wszystko i powiedziała coś w stylu, że ten zespół i to całe tworzenie pary wiele zmieni w moim życiu. Co do pierwszego byłam tego pewna, że tak się stanie, ale co miało zmienić to, że miałam się całować z Edwardem tylko, dlatego, żeby ludzie sobie coś tam myśleli…Tak, to zmieni to, że w pewnym stopniu przestanę odrobinę lubić występowanie, ale wolę to, bo czego się nie robi, aby spełnić swoje marzenie.

 

Podjechałam pod studio i od razu w moje oczy rzuciło się srebrne volvo. Strzeż się Eddie, pomyślałam. Weszłam do pokoju, gdzie zaraz zostałam zaatakowana małym tornado, co później okazało się być po prostu Alice.

 

-Bella, nawet nie masz pojęcia jak tęskniłam! Wiesz, myślałam wczoraj o tobie i już wymyśliłam dla ciebie twój nowy image, przecież nie możesz pokazać się tłumom w tej szarej, bawełnianej bluzeczce! Musisz błyszczeć –świergotała, a ja nie miałam pojęcia, jak mogłabym ją zatrzymać. Z wczorajszej rozmowy wywnioskowałam, że jest wielką fanką mody i wszystkiego, co się z tym wiąże, ale nie spodziewałam się po niej aż takiego zaangażowania. Musiałam jak najszybciej ją zatrzymać zanim to zabrnie zbyt daleko…

 

-Alice, spokojnie. Jestem pewna, że nikogo nic nie będzie obchodziło to, jak chodzę ubrana, na co dzień… Przecież nikt nawet jeszcze nas dobrze nie zna…

 

-I tu się mylisz –przerwała mi Rosalie, która przyglądała się naszej rozmowie. Wytrzeszczyłam oczy w niemym pytaniu. Ona po prostu podała mi dzisiejszą gazetę, w której już na pierwszej stronie widniało zdjęcie naszego zespołu.

 

-Wow –powiedziałam będąc trochę zszokowana. Nie miałam pojęcia, że aż tak szybko pojawimy się w gazecie. Carlisle wspominał coś o bardzo szybkiej akcji promocyjnej, ale nie miałam pojęcia, że to aż tak szybko.

 

-Czekaj, to nie wszystko –Alice wskazała na stolik, na którym leżał stos gazet i wszystkie miały w nagłówkach napisaną nazwę naszego zespołu. Bycie zaskoczonym byłoby niedopowiedzeniem roku. Ja byłam wręcz zszokowana i może troszeczkę przerażona, bo przecież nie miałam pojęcia, że to zabrnie aż tak daleko i to tak szybko.

 

-Czego innego można się było spodziewać –powiedziałam bardziej do siebie niż do reszty. Przywitałam się z resztą i zdziwiłam się, bo nie widziałam nigdzie Carlisle’a i Edwarda, dziwne.

 

-Gdzie pan Edward vel Bufon? –Spytałam Emmett’a. On słysząc to zaśmiał się tubalnie.

 

-Rozmawia z Carlisle’m na temat tego jak wkręcić jego solówkę na płytę, albo coś w tym stylu…

 

-To on ma zamiar wykonać solówkę?! –Spytałam kompletnie zszokowana. Jak on śmiał, przecież jesteśmy w końcu zespołem! Jeśli chciał robić karierę solową to nie musiał się zgadzać…

 

-Nie wiem do końca, ale na to wychodzi, bo tylko tyle udało mi się usłyszeć z ich tajemniczej rozmowy.

 

-To już jest szczyt! Jak on może być takim głupkiem, jest taki odkąd poznałam go podczas naszego pierwszego spotkania…

 

-Czyli? Chcemy szczegółów –wtrąciły Ally i Rose. Westchnęłam, ale przynajmniej mogłam w końcu się komuś wygadać.

 

-Alice, pamiętasz jak się poznałyśmy? –Kiwnęła głową. –Więc to Edward jest tym, który wylał na mnie kawę –Rosalie posłała mi pytające spojrzenie. –Kiedy poszłam na casting, on wylał na mnie kawę i jeszcze do tego wydarł się na mnie. Ja odfuknęłam mu i wtedy on po prostu sobie poszedł. Poszłam do łazienki próbując sprać jakoś tą okropną plamę, bo przecież nie mogłam tak się pokazać Esme i Carlisle’owi i tutaj wkracza Alice –uśmiechnęłam się przypomniawszy sobie tą historię. –Pożyczyła mi swoją bluzkę i tym samym uratowała mnie. Później ze mną i z Edwardem było coraz gorzej. Wczoraj przed wejściem do hotelu po prostu sprzątnął mi miejsce parkingowe sprzed nosa, a na koniec, gdy już wyjeżdżałam stąd specjalnie przyspieszył tak, że zahamowałam z piskiem…

 

-To byłaś ty? –Odezwał się Edward, na co ja zamarłam. To znaczy, że on wszystko słyszał, boże teraz będzie jeszcze gorzej. Nie oszukuj się, przecież to dobrze, że on w końcu poznał prawdę i wie, co o nim myślę. Wolę to niż żeby miał cały czas myśleć, że ja go lubię. –W tej kupie złomu? –Dobrze, sam tego chciał koniec miłej Belli.

 

-Ta kupa złomu jest moim ukochanym samochodem. To nie jest pedantyczne tatusiowate auto, jak twoje –wręcz warknęłam. Nikt nie ma prawa ubliżać mojemu samochodzikowi. Tym bardziej ten kretyn.

 

Tą jakże miło rozpoczynającą się konwersację zakłóciła nam Esme mówiąc, że już czas do pracy. Przez cały czas sztyletowałam go wzrokiem. Myślałam, że moja zemsta będzie zbyt ostra, ale myliłam się ona będzie zdecydowanie zbyt łagodna. Poczekaj do lunchu Edwardzie Masenie, a zobaczymy, co wtedy powiesz. Uśmiechnęłam się do swoich pięknych myśli.

 

Muszę przyznać, że śpiewając zapomniałam o całym świecie i o wszystkich sprawach tyczących się Edwarda, więc nie dziwcie się, że kiedy wybiła godzina czternasta zrobiłam duże oczy ze zdziwienia. Czas lunchu, czas zemsty.

 

Tak, tak. Ale zanim się zemszczę on oczywiście musiał znów przypomnieć mi o swojej obecności. Czy wszyscy sprzysięgli się przeciwko mnie? Jak na złość wszyscy weszli do windy tak, że ja musiałam jechać sama z Edwardem. Sami w jednej windzie! Jak ja go tutaj i teraz nie zabiję to będzie naprawdę bardzo wielkie święto.

 

On stał w windzie i tylko się na mnie patrzył, więc ja robiłam to samo jemu, tylko z małą różnicą. Moje spojrzenie mogło zabijać. Dlaczego studio mieściło się na piętnastym piętrze? Kiedy byliśmy na piętrze dziewiątym on zrobił coś, za co już mógłby leżeć martwy.

 

Wcisnął przycisk stopu i uśmiechnął się złowieszczo przy tym!

 

-Co robisz? Wyłącz to! –Powiedziałam wkurzona.

 

-Nie –po prostu powiedział „nie”, rozumiecie?

 

-Co nie, włącz to, bo… -przybrałam groźny wyraz twarzy. Niestety mój atak słowny na jego osobę przerwał dzwoniący telefon znajdujący się w windzie.

Chciałam do niego doskoczyć, ale on był szybszy i odebrał uprzednio zatykając mi buzię tak, że nie mogłam nic powiedzieć.

 

-Tak, wszystko w porządku. Nie trzeba, poradzimy sobie, dziękuję –powiedział i rozłączył się. W tym samym momencie ugryzłam go w rękę, którą trzymał moją buzię w zamknięciu. Uśmiechnęłam się słodko patrząc jak zawył wręcz z bólu, po czym zaczęłam na niego wrzeszczeć.

 

-Ty idioto, dlaczego zamknąłeś mnie w jednym metalowym pudle z tobą! Nie dość ci, że już wcześniej sprawiłeś, że szczerze nienawidzę twojej osoby! Dlaczego nie powiedziałeś tym ludziom, że mnie tutaj przetrzymujesz, co ty sobie… -wyrzucałam słowa jedno po drugim. –W ogóle wyobrażasz, że niby, kim do cholery jesteś? Jakimś panem i władcą? To muszę sprowadzić Cię na ziemię, bo pomyliły ci się bajki… -Mówiłabym dalej, gdyby nie to, że on…

 

Pocałował mnie!

 

Dupek!

 

Zemszczę się!


Cudowne!
 

Nie!

 

Zabiję go!

 

Szybko oderwałam się od niego. Wrzeszcząc i jąkając się na zmianę –C…C… co…t…t…ty zrobiłeś?

 

-Musiałem jakoś ci zatkać usta, bo mówiłabyś i mówiłaś…

 

-Co? Wypuść mnie stąd natychmiast! Zaczęłam wrzeszczeć i walić w drzwi windy.

 

-Bo co? –Zapytał z uśmiechem. Zaczęłam grzebać w swojej wszystko zawierającej torbie. Znalazłam. –Nie zrobisz tego –powiedział cofając się tyle na ile pozwalała nam mała winda.

 

-Chcesz się przekonać? –Spytałam uśmiechając się i podchodząc do niego ze scyzorykiem w ręku. –Mówiłam, że to zrobię, jeśli pozwolisz sobie na zbyt wiele i właśnie nadeszła taka chwila –powiedziałam zniżając wystający nożyk w kierunku jego przyrodzenia.

 

Spanikował i wcisnął przycisk, który zwalniał blokadę tak, że winda ruszyła znowu. Uśmiechnęłam się dumnie, a on spróbował odwzajemnić mój uśmiech, ale wyszedł mu brzydki grymas.

 

Jazda na dół minęła mi bardzo szybko, ale kto by się dziwił. Ja bardzo się cieszyłam z takiego obrotu sprawy, bo nie wytrzymałabym z nim ani minuty dłużej.

 

Kiedy byliśmy już w lobby przyspieszyłam. Dostałam szoku, kiedy zobaczyłam, że nikogo z naszej załogi, jak nazywałam nasz zespół, nie ma. Recepcjonistka podeszła do nas uprzednio rzucając pseudo uwodzicielskie spojrzenie w stronę Edwarda. Stłumiłam chichot, jak można być aż tak śmiesznie żenującym.

 

-Państwo Cullen prosili abym przekazała wam, że udali się już do restauracji De La Crua i prosili abyście tam do nich dołączyli. Restauracja znajduje się na rogu ulicy.

 

Uśmiechnęłam się do niej słodko, grzecznie podziękowałam i szybko pognałam w stronę wyjścia zostawiając tam flirtującego Edwarda i tą recepcjonistkę. Nie wiem, dlaczego, ale takie zachowania po prostu mnie irytują. Nie lubię takich pustych panienek i takich chłopaczków, którzy myślą, że wszystko im wolno i każda jest jego. Muszę sobie zrobić jakiś zabieg, który spowoduję, że pozbędę się jego smaku z moich ust. Nawet nie chcę myśleć, co on w nich miał poprzedniego wieczora, aż po całym moim ciele przeszły dreszcze na samom myśl o tym. Niestety w tym samym momencie podbiegł do mnie Edward z tym swoim uroczym uśmieszkiem, dotrzymywał mi kroku w ogóle się nie odzywając.

 

Szybkim krokiem doszłam do restauracji, która rzeczywiście była niedaleko. Przez te dwie minuty nie odzywałam się ani słowem do tego idioty, nie chciałam marnować swojego głosu na kogoś takiego. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu kogoś z zespołu, szybko zauważyłam machającą do nas Alice.

 

-Gdzie byliście? Czemu was tak długo nie było? –Zasypali nas pytaniami.

 

-Niech on wam odpowie –wskazałam na Bufona.

 

-Winda się zacięła i na kilka minut utknęliśmy między piętrami… -wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia, ale milczałam, bo niby, co miałam im powiedzieć? Że Edward zatrzymał windę i później mnie pocałował? Uznają mnie za wariatkę, albo jeszcze powiedzą, że czemu się nie cieszę, czy coś w tym stylu. Daruje sobie, w końcu za chwilę to wszystko sobie odbiję i to ja będę święciła trumfy, podczas gdy on nie będzie w stanie…

 

Rozmawiali jeszcze przez kilka minut, a ja jak robot potakiwałam tylko głową. Czekałam tylko na jeden moment, w którym Edward odejdzie na moment od stołu.

 

Jest!!

 

Wstał!

 

Zemstę czas zacząć, pomyślałam z wielkim uśmiechem na ustach i zaczęłam grzebać w swojej torebce w poszukiwaniu pewnej buteleczki, a mianowicie był to olej rycynowy, który doskonale działa przeczyszczająco. Wystarczy kilka kropelek tego specyfiku, a uziemię mojego ulubionego kolegę z zespołu w toalecie na resztę dnia i może trochę nocy. Zemsta jest słodka, a jej efekty wręcz upajające swoją słodkością.

 

Teraz tylko jeszcze trzeba odwrócić uwagę sześciu osób od jego talerza, co będzie nie lada wyczynem. Na szczęście miałam już wcześniej przygotowanych kilka opcji. Czas zacząć od opcji numer jeden.

 

-Alice, chyba się czymś tutaj umazałaś –dotknęłam jej policzek tym samym rozsmarowując na nim czarny tusz do rzęs. Szybko zerknęła do swojego lusterka w kosmetyczce i od razu pociągnęła Rosalie za sobą do pobliskiej łazienki.

 

Dwie mniej.

 

Zostało czterech.

 

Teraz pójdzie zdecydowanie łatwo, bo Esme i Carlisle byli zajęci sobą i nie zwracali uwagi na to, co się na około nich dzieje, aż mnie mdliło od ich miłości, ale z drugiej strony to słodkie, że są już tyle lat ze sobą.

 

Zostało dwoje, a właściwie dwóch. Emmett i Jasper, tutaj zaczynają się schody, ale co do nich to też miałam wcześniej przygotowany plan.

 

-Emmett –powiedziałam słodko z oczami, których pozazdrościłby mi sam kot ze Shreka.

 

-Co chcesz –powiedział również słodko.

 

-Woda mi się skończyła i czy byś mógł

 

-Dobrze, dobrze już idę… -westchnął i na moje szczęście pociągnął ze sobą rozbawionego Jaspera.

 

To się nazywa upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.

 

Wyciągnęłam olej i lustrując wzrokiem wpatrzonych w siebie Esme i Carlisle’a. Szybko doprawiłam zawartość lunchu Edwarda, nie za dużo, nie za mało, ale w sam raz tak, żeby go przycisnęło na kibelku na dłużej. Szybko usiadłam prosto na krześle, aby nikt się nie skapnął, że coś się działo, w czym ja maczałam palce.

Dosłownie jak na zawołanie reszta wróciła do stolika z Edwardem vel Bufonem na czele. Uśmiechnęłam się i kontynuowałam jedzenie mojego posiłku, ukradkiem patrzyłam na Edwarda, czy może coś mu nie zasmakowało w tej jego sałatce, ale on jadł niczego nie zauważając. Teraz czekałam tylko na efekty.

 

Resztę lunchu spędziłam na miłej pogawędce z wszystkimi z wyjątkiem mojej domniemanej ofiary, nie uważałam go za ofiarę, bo w końcu to ja ją byłam. On z premedytacją od początku mnie prześladował, ale dzisiaj położę temu kres. Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni.

 

Przed wyjściem udałam się jeszcze do toalety, aby się odświeżyć i przy okazji przepłukać sobie jamę ustną. Nie wiem, co w nim jest, ale ciągle mimo to, że zjadłam lunch czuję go w swoich ustach, jakby on mnie nadal całował. Kolejny raz dreszcze zawładnęły moim ciałem.

 

Kiedy mieliśmy już wyjść Edward szybko pobiegł do toalety. Wiedziałam, że w tym momencie mój olej zaczął działać. Uśmiechnęłam się i usiadłam z powrotem na krześle wiedząc, że szybko stąd nie wyjdziemy. Będę teraz upajała się wygraną, może powinnam zacząć planować kolejny plan zemsty w mojej główce, bo kto wie, kiedy może się ona znowu przydać.

 

Czekaliśmy około dziesięciu minut i gdy Edward nie pojawiał się Jasper postanowił sprawdzić, czy wszystko okej z nim. Musiałam tłumić śmiech, bo wiedziałam, że przez około dwanaście godzin na pewno nie będzie okej, ale cóż poradzić…

 

Jasper wrócił z wielkim bananem na twarzy, ledwo powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem, dokładnie tak samo jak ja.

 

-Co się stało? –Spytała trochę zaniepokojona Esme.

 

-Wygląda na to, że dzisiaj będziemy musieli kontynuować nagrania bez niego…

 

-Ale jak to? –Powiedziała zdezorientowana i zaciekawiona Alice.

 

-Chyba coś go tam zatrzymało… Powiedział tylko tyle, że będziemy musieli kontynuować bez niego, bo on nie da rady wyjść –powiedział i na koniec dosłownie ryknął ze śmiechu, a my razem z nim. Łzy śmiechu zamazały mi widoczność. Zemsta jest słodka, nieprawdaż? Czyżbym się powtarzała? Nie obchodzi mnie to, bo całkowicie jestem zadowolona z powodu osiągnięcia mojego celu.

 

Uspokoiwszy się wróciliśmy do studia, aby nagrywać dalej, ale jakoś nam to nie wychodziło. Po trzech godzinach Carlisle powiedział, że na dzisiaj sobie darujemy, ale jutro będzie więcej śpiewania.

 

Szybko udałam się w stronę wyjścia. Wychodząc z windy zderzyłam się z kimś tak, że zawartość mojej torebki powędrowała na dębowe panele. Wymamrotałam przeprosiny i szybko zaczęłam zbierać swoje rzeczy, a ten ktoś pomógł mi w tym. Zażenowana nie podnosiłam głowy.

 

-Możesz wyjaśnić mi, co olej rycynowy robi w twojej torebce? –Spytał mnie nielubiany i najbardziej znienawidzony głos. Głos Edwarda i jak ja mu się teraz wytłumaczę?   [Wtopa]



[ Jak wspominałam rozdział jest fajny ale ja wybrała bym tą drugą wersję zemsty. Za pierwszym razem spadłam z krzesła jak usłyszałam propozycję i jestem w trakcie robienia obrazka. Mam nadzieję że ona też będzie użyta ;p ]

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin