Juan Ramón Jimenez - Wiersze.pdf

(2142 KB) Pobierz
393334382 UNPDF
1956
JUAN RAMÓN JIMÉNEZ
Juan Ramón Jiménez urodził się w 1881 roku w Andalu-
zji. Studiował w Sewilli, osiadł w Madrycie, ale po klęsce
strony republikańskiej w wojnie domowej wolał emigro-
wać i resztę życia spędził na Kubie, w USA i Puerto Rico,
gdzie zmarł w 1958 roku.
Jiménez, by tak rzec, egzystował poezją, z poezji i dla
poezji. Swą twórczość wywiódł z ideałów liryki Rubena
Dario, lecz dla poetów pokolenia '27 sam już stał się wzor-
cem i klasykiem godnym naśladowania.
Dążył do osiągnięcia absolutu „poezji czystej" i takiej,
393334382.002.png
która byłaby ekwiwalentem życia. Opiewał przeżycia i sta-
ny wewnętrzne, lecz z biegiem czasu jego twórczość prze-
szła ewolucję od subiektywizmu uczuciowego do obiekty-
wizmu. I stawała się coraz bardziej metafizyczna. Jimćnez
zawsze też poświęcał sporo inwencji problematyce auto-
tematycznej — głosił kult poezji i uważał ją za najdosko-
nalszą wyrazicielkę Piękna i Ducha. Nigdy nie był zbyt po-
pularny w Europie, dziś powoli popada w zapomnienie,
lecz dla rozwoju i świadomości liryki hiszpańskiej stanowi
bez przerwy żywy punkt odniesienia. Uprawiał także pro-
zę i eseistykę.
Najważniejsze utwory: Diario de un poeta recién casa-
do (1916), Platero y yo (1917), Canción (1936), Sonetos
espirituales
(1951).
393334382.003.png
Mojej duszy
Gałązkę zawsze masz przygotowaną
dla sprawiedliwej róży; u ciała drzwi uchem
ciepłym przylgnąwszy, czujnym zawsze słuchem
łowisz, uważna, strzałę niespodzianą.
Fala nie będzie nigdy falą żadną,
nim nie zabierze z twego rozwartego cienia
lepszego światła. Nocą trwasz bezsenna
wewnątrz swej gwiazdy, by żyć jawą własną.
Na rzeczach stawiasz znak swój nieomylny.
Później, gdy szczęście na nowo się ziści,
Odżyjesz w tym, na czym twój znak zostanie.
Twoja róża miarą będzie różom innym,
twój słuch harmonii miarą, twoje myśli
miarą żaru, gwiazd miarą — twe czuwanie.
Zofia Szleyen
Wiersz
Wyrywam z korzeniem nać,
jeszcze pełną rannej rosy.
Oh, jak tryska ziemia
mokra i pachnąca,
oślepienie, deszcz gwiazd
na moje czoło, na oczy!
393334382.004.png
Wolny —
skazany wszędzie
na ból samotności.
Jan
Winczakiewicz
Nokturn
Ja nie wrócę. I w nocy
ciepłej i łagodnej
uśnie świat w promieniach
samotnego księżyca.
Mego ciała tam nie będzie,
kiedy przez otwarte okno
wpadnie zimny wiatr od morza,
pytając o moją duszę.
Nie wiem, czy po tylu latach
będzie mnie kto oczekiwał.
Lub całował me wspomnienie
między łzami i pieszczotą.
Ale będą gwiazdy, kwiaty,
i westchnienia, i nadzieje,
będzie miłość w tych alejach
ocienionych gałęziami.
I zadźwięczy to pianino,
jak i teraz, cichą nocą,
lecz go nikt nie będzie słuchał,
w moim oknie, zadumany.
Jan
Winczakiewicz
393334382.005.png
* *
*
Rzuć kamień dnia dzisiejszego,
zapomnij, uśnij. Jeśli światłem jest,
jutro go ujrzysz w jutrzence,
będzie słońcem.
Czysty przyjdę do ciebie,
jak kamień ze strumienia,
obmyty w nurcie mych łez.
Czysta czekaj na mnie,
jak gwiazda za deszczem,
za deszczem twoich łez.
Moje stopy — jak głęboko w ziemi.
Moje skrzydła — jak wysoko w niebie.
I jak boli
serce napięte.
Snycerze,
którzy wykuwacie szpady —
spójrzcie, oto
słowo.
Jan
Winczakiewicz
Żeglarz
Jeszcze raz morze, morze
ze mną. (Czy to gwiazda rzuca
na huczące mroki
blaski srebra wiecznego?)
393334382.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin