Rozdział 1.pdf

(258 KB) Pobierz
267456337 UNPDF
Autor: martyna-strzelczyk
Wygląd graficzny: martyna- Strzelczyk
Beta: martyna- strzelczyk
~Zakochani~
267456337.001.png
Rozdział 1
Bella
Nazywam się Bella (tak naprawdę Isabella, ale nienawidzę swojego pełnego
imienia) Swan, mam 17 lat. I od trzech lat mieszkam w brzydkim, deszczowym
miasteczku Forks. Nienawidzę tego miasta! Ale z drugiej strony pozwoliło mi ono
zacząć wszystko od nowa…
Retrospekcja
Mieszkałam w pięknym, słonecznym mieście Kalifornia. Ja, moja mama i mój tata
(czyt. ojczym) byliśmy z pozoru normalną rodziną. Ale tak było tylko z pozoru, a
one często mylą. Przyszłam ze szkoły do domu. Wzięłam się za odrabianie lekcji.
Skończyłam!- wtedy cieszyłam się z tego jak idiotka, bo nigdy nie lubiłam zadań
domowych (no jakby ktoś kiedykolwiek lubił). Nie wiedziałam jeszcze co mi ten
dzień przyniesie…
Ojczym (Benjamin) wrócił do domu (jak zawsze pijany) i od progu wydarł się na
mamę:
-Dlaczego nie czuję pysznego schabowego ociekających tłuszczem ziemniaków!-
cóż mu się dziwić- jego matka jest polką a ojciec ma polskie korzenie 1 )
-Kochanie. Zrobiłam spaghetti- powiedziała Renee.
Miałam wtedy 12 lat. Ojciec uderzył mamę w twarz. To było straszne!
Postanowiłam odciągnąć go od mojej kochanej rodzicielki. Poszłam do
znienawidzonego przeze mnie ojczyma i powiedziałam:
-Drogi Benjaminie. Mam prośbę: czy mógłbyś przestać bić moją mamę?- mój ton
był przesłodzony. Jak miód, a ten pijak lubi miód.
-Tak. Mógłbym. Problem w tym, że nie zrobię tego.- jego głos był nadzwyczaj
uprzejmy.
Znowu uderzył mamę. Tym razem tak, że poleciała krew. Skrzywiłam się (bo
zapach krwi wywołuje u mnie mdłości), ale podeszłam do tego bijatyki i
odciągnęłam go od Renee. Naprawdę w tym momencie byłam z siebie bardzo
1
To tylko na potrzeby ff-u nie chciałam urazid polaków (w koocu sama nią jestem)
dumna, że udało mi się to zrobić gdyż Benjamin był silnym facetem o wielkiej
posturze. Nie wiem co mam w im widziała. To typowy leń kanapowy i bandzior;
łysy, bardzo umięśniony, z wielkim brzuchem. A do tego… a szkoda mi na niego
słów (nawet w myślach). Renee była i nadal jest piękną kobietą. Może nie jest
teraz taka ładna jak kiedyś, ale dalej jest niczego sobie. Wysoka, szczupła
brunetka z piwnymi oczami i jasną karnacją. Benjamina spotkała w miejscu, leniom
kanapowym i bandziorom bardzo dobrze znanym, a mianowicie w barze. Mama
poszła tam na chwilkę, by zatopić smutki w jednym piwku „Karmi” z sokiem
malinowym (mimo, że jest ono z Polski jest ono bardzo smaczne- przynajmniej
tak twierdzi moja mama). Ten dupek od razu wpadł mamie w oko, a on niestety
myślał tylko o jednym. Jak to faceci 2 . Wracając do tego co zrobiłam: byłam z
siebie dumna. Ale po chwili zmieniła się ona w coś, czego nigdy nie doświadczyłam:
upokorzenie. To fatalne uczucie. Poczułam upokorzenie z jednego powodu: ojczym
mnie uderzył. Dalej była już tylko ciemność. Obudziłam się w wielkim, białym
pokoju. Leżałam w łóżku. To był szpital. Nienawidzę tego miejsca! Ben przyszedł
do mnie razem z Renee i przeprosił. Mama mu wybaczyła i błagała, bym zrobiła to
samo. Udawałam, że przyjęłam jego tandetne przeprosiny. W rzeczywistości
nigdy do końca mu nie przebaczyłam. Sytuacje takie jak ta powtarzały się prawie
codziennie od dwóch lat. Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, bo praca tego chama
nie przynosiła wysokich zarobków, a Renee nie pracowała. Ben bardzo często pił.
Taka mała zagadka: Najrzadsze święto u nas w domu: Benjamin jest trzeźwy. Nie
śmiejcie się! To prawda. Zastanie go w domu w stanie trzeźwym, było tak częste
jak śnieg w Arizonie albo słońce w Forks. Po dwóch latach, gdy trwała kłótnia
(która po paru minutach przerodziła się w zaciętą walkę) wyszłam z domu. Wtedy
szłam tam gdzie mnie nogi poniosą, byleby tylko uciec od sytuacji w domu. Gdy
doszłam do końca uliczki zamierzałam zawrócić, ale coś przykuło moją uwagę.
Małe odgałęzienie od uliczki. Taka jakby alejka. Zrobiłam krok w tamtym kierunku
i zobaczyłam ostre światło, a potem dwóch zbirów z bronią. Chciałam uciekać, lecz
ciało nie wykonywało moich rozkazów. Stałam tam jak kołek, sparaliżowana
strachem.
A co jeśli mnie zauważą? Czy mnie zabiją?
Z moich rozmyślań wyrwał mnie strzał. Wtedy zobaczyłam bezwładne ciało, które
osuwa się po ścianie. Mężczyźni zwrócili głowy w moją stronę. Jeden zwrócił się i
powiedział do drugiego:
2
Nie chciałam obrażad acetów ) Niektórzy są naprawd porządni.
-Co robimy szefie?
Ten drugi nic nie odpowiedział tylko podszedł do mnie. Był wysoki, napakowany, z
krótko przystrzyżonymi, czarnymi włosami. Oczy miał tak bardzo brązowe, że aż
czarne. Wziął mnie za rękę tak, żebym mu nie uciekła i powiedział:
-I co my z Tobą mamy zrobić?
-Eee… nie… wiem…- jąkałam się.
-Masz dwie opcje mała- zaczął i chociaż nie podobało mi się to „mała” to nie
odzywałam się- albo będziesz dla nas pracować, albo będziemy musieli Cię zabić.
Wybieraj.- dokończył.
Nagle poczułam dziwną pewność siebie.
-Wybieram pierwszą opcję, ale nie wiem czym będzie polegała ta praca i co za to
dostanę.
-Dobra jest!- rzekł „ten pierwszy”.
„Szef” odwrócił się w jego stronę.
-Zgadzam się z Tobą.- powiedział, po czym znowu zwrócił się do mnie:
-Będziesz zastraszać ludzi w moim imieniu i jeżeli będzie to konieczne- tu
uśmiechnął się szelmowsko- zabijać ich. Będziesz za to dostać przyzwoite kwoty,
ale nikomu nie możesz powiedzieć co robisz.
Skinęłam głową na znak zgody i wymamrotałam ciche „ok”. Wyciągnęłam do niego
drugą dłoń (prawą, bo za lewą nadal mnie trzymał). On z przyjemnością ją
uścisnął. Wreszcie niechętni puścił moje obydwie dłonie. A ja musiałam zapytać:
-Jak będziemy się kontaktować?
-Masz, napisz mi tu swój numer- powiedział podając mi kawałek papieru.
-Ja nie mam telefonu.- odpowiedziałam i nie wzięłam karteczki.
-W takim razie weź tę.- uśmiechnął się i podał mi małą srebrno- czarna
komóreczkę.
-Eee. Dziękuję.- nie wiedziałam co powiedzieć.
Bandzior napisał na coś karteczce (którą wcześniej mi podawał) i podał mi ją.
Spojrzałam na papier. Był tam zapisany numer telefonu.
-To mój numer. Będę dzwonić w sprawie pracy. A i ty jak chcesz możesz dzwonić
jeśli chcesz.- po wypowiedzeniu ostatniego zdania uśmiechnął się łobuzersko.
Odwzajemniłam go swoim małym, niepewnym uśmieszkiem, po czym oddaliłam się w
stronę swojego domu.
Koniec retrospekcji
Zgłoś jeśli naruszono regulamin