REGUŁA JAN ALFRED - HISTORIA KPP.doc

(1522 KB) Pobierz
Historia KPP

267

 

Jan Alfred Reguła

HISTORIA KOMUNISTYCZNEJ PARTII POLSKI

W świetle faktów i dokumentów

Wydano w roku 1934 jako wydanie drugie poszerzone.

W roku1989 wydane, jako reprint tamtego wydania, przez

NWW OGNIWO WROCŁAW.

 

[Skryba miał do dyspozycji dość mocno zniszczony egzemplarz reprintu i z tego powodu, jak i z chęci dostosowania ortografii i stylistyki do języka współczesnego, wynikają pewne niedokładności w dosłownym przepisywaniu tekstu. Skryba przyznaje się bez bicia, że chwilami nie wytrzymał i coś niecoś dodał. A to co dodał jest w [ ] i zapisane kursywą w ariel 10 i 11. Dopiski autora są w ( ) i  zapisane kursywą w ariel 14. Dodatki autora w tekście są w ( ) i zapisane w ariel 14 bez kursywy.  Używany w tekście skrót WKP zmieniono na WKP(b), jako dziś bardziej zrozumiały. Podkreślenia są tylko autora].

 

 

O AUTORZE

z różnych źródeł poza reprintem

JOSEK Mützenmacher (pseudonim Jan Alfred Reguła) urodził się w roku 1903 w Mławie. Był synem żydowskiego fornala (inne źródła podają - rzeźnika). Już w 1919 roku, wespół z innymi synami fornali i właścicieli mławskich jatek, znalazł się w szeregach Komunistycznej Partii Polski. Gdy w 1920 roku bolszewicy wchodzili na krotko do Mławy - Josek Mitzenmacher witał ich serdecznie w imieniu miejscowej „Milicji Ludowej”. Trudno powiedzieć czy nienawiść do Polski Josek Mitzenmacher „wyssał z mlekiem swej matki” czy ssał ją z czegoś innego.

Gdy bolszewików wyparto z Mławy, Josek Mitzenmacher z innymi towarzyszami też profilaktycznie ewakuował się. Już wkrótce figurował w pruskich kartotekach policyjnych jako „członek Komunistycznej Partii Niemiec” w Prusach Wschodnich. W 1921 roku był już nawet instruktorem Krajowego Komitetu Prus Wschodnich Komunistycznej Partii Niemiec. Wydalony wkrótce z Niemiec nie wrócił do Polski, ale pojechał do Sowietów. Ochotniczo wałczył w szeregach Armii Czerwonej. Nieźle musiał zasłużyć się w tej armii, tępiąc burżujów, kułaków i „polskich panów”, gdyż w 1922 roku skierowano go na moskiewski Komunistyczny Uniwersytet Zachodu. Wprawdzie trudno zrozumieć, jak syn fornala bez podstawowego nawet wykształcenia mógł zostać studentem Uniwersytetu, no, ale „postęp społeczny” zna takie przypadki. Wkrótce Josek Mitzenmacher został członkiem „biura polskiego” przy Komitecie Centralnym Komunistycznego Związku Młodzieży w Moskwie. W 1925 roku Josek Mitzenmacher uczestniczyli jako „delegat polski” w tajnej międzynarodowej konferencji bojówek komunistycznych w Morawskiej Ostrawie. Policja czeska aresztowała uczestnikowi tej „konferencji”. Wydalono go potem z Czech - został teraz „delegatem Polski” w kierownictwie młodzieżowej Międzynarodówki Komunistycznej z siedzibą w Moskwie. W 1926 roku przerzucony został jako agent do Polski, gdzie pod fałszywym nazwiskiem Urban był członkiem agenturalnego kierownictwa Krajowego Sekretariatu Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej (powinno się tę nazwę brać w cudzysłów, bo polskiej młodzieży w nim nie było).

W 1927 roku policja polska aresztowała agenta Mützenmachera -Urbana (nosił też ksywę „Redyko”) i dostał 6 lat więzienia. Wyszedł po czterech latach i wrócił do Moskwy. Przeszedł tam wyższe kursy agenturalnej roboty. W 1933 roku skierowano go ponownie do roboty wywiadowczo -agenturalno- wywrotowej w niepodległej Polsce.

Nie da się wykluczyć, że jeszcze w polskim wiezieniu polski kontrwywiad „odwrócił” Joska MützenmacherA-Urbana-Redyke. Może zdążył już na tyle poznać „sowiecki raj”, że wolał się jakoś zabezpieczyć?... Jak to w takich przypadkach, motywy do końca nie są jasne. Dość, że w zamian za osobiste bezpieczeństwo zobowiązał się napisać uczciwą historię Komunistycznej Partii Polski. Policja polska upozorowała więc jego śmierć (wrzesień 1933), a on sam, pod nowym nazwiskiem (Józef Kamiński), rozpoczął żywot w nowym wcieleniu w Bydgoszczy.

W 1934 roku ukazała się pod pseudonimem Jan Alfred Reguła demaskująca KPP „Historia Komunistycznej Partii Polski”. Od 1937 roku, gdy rozpoczęły się w Sowietach ostre czystki, Mitzenmacher-Urban-Redyko-Kamiński ściągnięty został do Warszawy, gdzie służył swą wiedza polskiej policji o komunistycznej agenturze działającej w Polsce. Działał nawet aktywnie w... Stowarzyszeniu Mężów Akcji Katolickiej na Grochowie...

W czasie wojny Mitzenmacher-Urban-Redyko-Kaminski pomagał służbom specjalnym AK rozpracowywać PPR - której jednym z głównych zadań było denuncjowanie na Gestapo żołnierzy polskiego zbrojnego podziemia (w donosach peperowskich do Gestapo podawano akowców za komunistów).

Wraz z opanowaniem Polski przez Armię Czerwoną w 1945 roku Mitzenmacher-Urban-Redyko-Kamiński raz jeszcze „odwrócił się”, tym razem samodzielnie. Pod przybranym, kolejny raz, nazwiskiem (Stanislaw Rożkowski) wstępuje do PPR, wkrótce zostaje członkiem egzekutywy Komitetu Miejskiego PPR we Wrocławiu. Tam umiera na gruźlicę w 1947 roku - gdy UB już jest na jego tropie, jako autora demaskatorskiej ksiązki, wydanej w 1934 roku i współpracownika polskiej policji przedwojennej.

z   

http://listserv.buffalo.edu/cgi-bin/wa?A1=ind9603b&L=poland-l&D=0&H=0&O=T&T=1#27

-------------------------------------------------------------------------------------

Jan Alfred Reguła to człowiek owiany legendą, autor głośnej przed wojną „Historii Komunistycznej Partii Polski”, człowiek, który spędzał sen z powiek przywódcom KPP przed wojną.

Reguła w rzeczywistości nazywał się Mitzenmacher. W KPP nosił pseudonim REDYKO (od skrótu wyrazów: rewolucja, dyktatura, komunizm). Uważany był przez współtowarzyszy za ideowego i wybitnego komunistę. Był jednym z najaktywniejszych działaczy na długo przed wybuchem wojny.

W latach trzydziestych wyjechał (z opinią jednego z najwybitniejszych i najaktywniejszych działaczy) do szkoły Kominternu pod Moskwą. Tam Mitzenmacher był w bliskich stosunkach z późniejszym dyrektorem departamentu śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, Józefem Różańskim.

Po powrocie do kraju REDYKO był z kontakcie z Alfredem Lampe, późniejszym współtwórcą Związku Patriotów Polskich. Wraz z nim wchodził w skład KC krajowej KPP. W tym czasie zdarzył się tajemniczy wypadek. Idąc na spotkanie z Lampe REDYKO zaginął. Jakiś czas potem znaleziono zwłoki zamordowanego działacza KPP. Ciało zostało zidentyfikowane i policja ogłosiła, że jest to właśnie Mitzenmacher. Podziemna gazeta KPP umieściła nekrolog, w którym Komintern wychwalał Mitzenmachera jako bohatera i ofiarę policji polskiej.

Tymczasem REDYKO nie zginął, był po prostu agentem II oddziału. Przypatrzył się komunizmowi, poznał go i wszedł do służby wywiadowczej. Policja zrobiła mu fikcyjną śmierć i REDYKO już jako Kwiatkowski pracował w przedwojennym MSW. Był najlepszym znawcą komunizmu w Polsce.

W roku 1934, tym razem jako J.A. Reguła napisał jedyną prawdziwą książkę o partii komunistycznej. Książka wywołała sensację wśród czytelników oraz szok w kierownictwie KPP. „Historia…” doczekała się dwóch wydań przedwojennych oraz reprintu w 1988 roku w niezależnym wydawnictwie „Ogniwo”.

W czasie okupacji Reguła pracował pod pseudonimem „Doktor” w Delegaturze Rządu na Kraj. Po wojnie (jako Rożkowski) był m.in. kierownikiem wydziału personalnego dyrekcji kolei we Wrocławiu. Przez cały ten czas UB prowadziło energiczne śledztwo mające znaleźć tajemniczego autora „Historii KPP”. Po długim dochodzeniu bezpieka wpadła na jego trop, lecz gdy pracownicy UB przyjechali go aresztować okazało się, że zmarł on sześć tygodni wcześniej na gruźlicę, odznaczony wcześniej Złotym Krzyżem za zasługi w kolejnictwie.

Artykuł opracował towarzysz o monogramie „S.J.” z Grupy Młodzieżowej „Stop”. Ukazał się on w numerze 7-8 Niezależnego Pisma Młodzieży Szkolnej „Stop” z wiosny 1990 roku (redakcja współpracowała z PPS-RD i Federacją Anarchistyczną), którego owy „S.J.” był redaktorem naczelnym.

z    http://www.socjalizm.ltd.pl/artykuly/index.php?artykul=art_060301151921.szk

-------------------------------------------------------------------------------------

 

Polska Podziemna” Delegatura Rządu na Kraj.
Biuro Delegata Rządu na Kraj
Część II

Wydział Bezpieczeństwa Departamentu Spraw Wewnętrznych powołano w kwietniu lub maju 1942 r. Jego naczelnikiem mianowano wówczas Tadeusza Miklaszewskiego „Małynicz”, „Nilski”

W czerwcu 1942 r. adwokat Tadeusz Myśliński otrzymał polecenie zorganizowania „placówki, której zadaniem było zapewnienie aparatowi delegatury i jej zapleczu politycznemu bezpieczeństwa w najszerszym tego słowa znaczeniu”. Rozpracowywanie niemieckiego aparatu bezpieczeństwa Myśliński zlecił swojemu zastępcy Stanisławowi Cybulskiemu. We wrześniu naczelnik Wydziału Bezpieczeństwa polecił Myślińskiemu rozbudować działalność o rozpoznanie organizacji polskich i badanie nastrojów społecznych, czym miał się zająć zespół Witolda Rościszewskiego, a także rozpracowanie komunistów - do czego zaangażowano Józefa Mitzenmachera „Berdycha”.

Wydziałem wywiadu (WW) kierował Witold Rościszewski „Umiński”, a w jego skład wchodziły oddziały:

Śledczo - wywiadowczy (WS) - kierownikiem był N.N., ukrywający się oficer policji.

Składał się z pięciu sekcji:

- dochodzeniowej (dochodzenia terenowe),

- informacyjno - śledczej do spraw niemieckich (w dokumentach jest zapis, że miano dojścia do władz dystryktu, mowa też jest o podsłuchu założonym na Gestapo. Kierownictwo nad sekcją objął Zborowski „Neuman”),

- sprawy komunistyczne i mniejszościowe - kierownik Józef Mitzenmacher „Jar”,

- inne jeszcze wydziały

Szef wywiadu KB był „zasypany” także z innego źródła. Mowa tutaj o osobie Józefa Mitzenmachera, zatrudnionego w sekcji informacyjno - śledczej do spraw komunistycznych i mniejszościowych. Mitzenmacher jako agent specjalnej placówki Gestapo już 10 lutego 1943 r. przedstawił dokładnie postać Rościszewskiego, jak i Myślińskiego. W 1943 r. Mitzenmacher ożenił się i zmienił nazwisko na Jan Roszkowski. Według zeznań jego żony, Jadwigi Roszkowskiej, utrzymywał on kontakt z gestapowcem Schnattendorfem i dostarczał paczki uwięzionym, zapewnie także Rościszowskiemu. W przewidywaniu „spalenia” swojego agenta gestapo urządziło 17 listopada 1943 r. jego fikcyjne aresztowanie. Następnie Mitzenmacher wyjechał do Białegostoku, gdzie pisywał artykuły do „Dziennika Białostockiego” jako „Ziemski”. W 1944 r. przeniósł się z Białegostoku do Krakowa. Po wejściu Armii Czerwonej wyjechał do Wrocławia, gdzie pracował w PKP, był członkiem PPR. UB poszukiwało go jako autora „Historii KPP” lecz nie trafiło na jego ślad (może nie mogło trafić z innych powodów niż nieumiejętność śledczych ubowskich). Zmarł, chorując na gruźlicę, 30 grudnia 1947 r.

z    http://www.dws.xip.pl/PW/pw63.html

DR MAREK KLECEL

PIĘĆ ŻYWOTÓW JÓZEFA-JOSKA MÜTZENMACHERA,

czyli jak rozbito Komunistyczną Partię Polski

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110128&typ=ip&id=ip12.txt

 

W końcu sierpnia 1933 r. w podwarszawskich Szczęśliwicach, w gliniance przy trasie kolejki WKD znaleziono zwłoki nieznanego mężczyzny. Trudno było go zidentyfikować, gdyż twarz miał całkowicie zmasakrowaną, nie znaleziono też przy nim żadnego dowodu tożsamości. W ciągu następnych dni gazety donosiły o szczegółach zbrodni: denat miał przy sobie kilka gazet niemieckich i jedną żydowską, wyrwana kieszeń mogła wskazywać, że była to zbrodnia na tle rabunkowym. Pojawił się jednak zaraz inny motyw i trop zbrodni: gazety znalezione przy zabitym miały świadczyć o tym, że morderstwo było wynikiem jakichś porachunków partyjnych czy politycznych. Po kilku tygodniach podawano dalsze sensacyjne szczegóły: zamordowany mógł być ważnym działaczem komunistycznym, który przyjechał nielegalnie z Niemiec z większymi pieniędzmi dla polskich organizacji, został uprowadzony, ograbiony i zamordowany, przy czym pojawiły się sugestie, że mógł tego dokonać ktoś, kto wiedział o celu podróży ofiary.

Byłaby to jedna z wielu zbrodni w wielkim mieście, której wyjaśnianie toczyłoby się własnym trybem. Jednakże szybko stała się głośna za sprawą komunistów żydowskich z Komunistycznej Partii Polski, którzy zaczęli podejrzewać, że zamordowanym jest zaginiony niedawno znany działacz Mietek Redyko. Rezydujący w Kopenhadze sekretarz generalny KC KPP Julian Leszczyński-Leński dowiedział się o tym zagadkowym zabójstwie z polskich gazet za pośrednictwem łączniczki Politbiura Stelli Bortnowskiej. Ściągnął z Moskwy Bronisława Bortnowskiego, by wyjaśnić sprawę i ustalić stanowisko partyjne. Wcześniej, w Warszawie Salomon Jaszuński potwierdził, że zabitym mógł być Redyko, któremu kilka dni przed morderstwem dał kilka gazet niemieckich. Kierownictwo Partii nabrało pewności co do osoby zabitego i charakteru zabójstwa, uznając je za zbrodnię polityczną. W połowie września 1933 r. Komitet Centralny KPP wydał dramatyczny komunikat po tytułem "Towarzysz Redyko zamordowany", w którym czytamy: "Defensywa [policja polityczna] stara się przedstawić zbrodnię jako mord rabunkowy, prawiąc w komunikacie policyjnym o wyrwanej kieszeni. Do dnia dzisiejszego policja nie ogłosiła rezultatu swoich rzekomych badań, a prasa burżuazyjna i socjalfaszystowska ani słowem nie wspomniała więcej o morderstwie koło Włoch. Mamy tu do czynienia z bestialskim mordem politycznym, który winien poruszyć najszersze masy miast i wsi. Mamy do czynienia z mordem, który wskazuje, w jaki sposób i jakimi metodami rząd faszystowski Piłsudskiego walczy z ruchem rewolucyjnym".


"Niezłomny bolszewik"

Wkrótce rozpętała się burza. Komunikat obiegł wszystkie ośrodki komunistyczne w całej Europie, podano go w organach prasowych we Francji, w Szwajcarii i oczywiście w Moskwie, w dzienniku "Prawda" i w organie Międzynarodówki Komunistycznej (Kominternu) "Kommunisticzeskij Internacjonał". W końcu września urządzono w Moskwie wielką akademię żałobną na cześć Redyki. Opisał ją szczegółowo znawca jego biografii Bogdan Gadomski ("Biografia agenta. Największy agent policji politycznej II RP. Józef-Josek Mützenmacher"): "w wielkiej sali zebrali się tłumnie przedstawiciele różnych pokoleń: członkowie KPP, którzy wspólnie z Redyką prowadzili nielegalną działalność w kraju lub odbywali razem wyroki więzienia, emigranci polityczni, studenci szkół partyjnych w Moskwie, komsomolcy i pionierzy. Na ścianach zawieszono transparenty z hasłami w języku polskim i rosyjskim; 'Walczcie tak, jak walczył towarzysz Redyko o Październik na Zachodzie!' oraz 'Cześć bojownikowi rewolucji proletariackiej, członkowi KC KPP tow. Redyko, bestialsko zamordowanemu przez zdziczałego wroga!'. W głębi sali widniał na czerwonym tle portret Redyki przepasany czarną krepą. Obok na tablicy wyeksponowane zostały rękopisy, listy więzienne i inne pamiątki po zamordowanym. Na sali panował nastrój powagi i głębokiego smutku".
Tymczasem po śledztwie policyjnym w Warszawie pojawił się nowy trop, który jeszcze bardziej wzburzył środowisko komunistyczne KPP. Podano mianowicie, że Redyko to Josek Mützenmacher, członek KC KPP, przedstawiciel Kominternu, który przybył z Moskwy jako wysłannik Leńskiego i padł ofiarą wewnętrznych porachunków partyjnych w wyniku podejrzeń o prowokację lub współpracę z polską policją albo też z niższych pobudek, jakimi mogło być przejęcie moskiewskich pieniędzy.

Działacze komunistyczni nie posiadali się z oburzenia, uważając, że zbrodni dokonała polska policja. Komitet Centralny wydał natychmiast komunikat, w którym podawano, że polskie władze chcą perfidnie zatrzeć ślady swojej zbrodni, zrzucając odpowiedzialność za nią na partię komunistyczną. "Zgodnie ze zwyczajem szpicli faszystowskich w Polsce ogłoszono w postaci wiadomości reporterskiej w krakowskim organie rządowym 'Ilustrowanym Kurierze Codziennym' komunikat policyjny, w którym podano, że tow. Redyko rzeczywiście został zamordowany. Mordercy faszystowscy usiłują wmówić w komunikacie [opinii publicznej], że Redyko 'został usunięty przez samych komunistów'. A nawet więcej - faszystowscy szpicle i prowokatorzy, chcąc przykryć swoją podłą rolę, mają odwagę podsunąć insynuację, że tow. Redyko 'był przez grupę komunistów w centralnych instancjach uważany za zdrajcę'". Wiele wskazywało na to, że była to zbrodnia o charakterze politycznym. W tym samym komunikacie zarzucano wcześniej polskim władzom matactwa i grę na zwłokę. "W międzyczasie [rząd polski] uczynił wszystko, żeby partię komunistyczną wprowadzić w błąd, żeby wywołać wrażenie, że Redyko żyje i gdzieś się ukrył. Policja rozpowszechniała wiadomości poprzez swoich agentów i szpicli, że tow. Redykę widziano raz tutaj, drugi raz gdzie indziej. Gdy jednak wszystkie te kłamstwa zostały zdemaskowane, gdy wieść o bestialskim mordzie skrytobójczym, dokonanym na wybitnym działaczu komunistycznym, przedostała się do szerokich mas proletariatu, defensywa faszystowska została zmuszona do zmiany swojej dotychczasowej taktyki ukrywania i wprowadzania w błąd". Ten trop i wątek miał się z czasem okazać najważniejszy w całej sprawie. Czy policja rzeczywiście rozsiewała pogłoski o tym, że Redyko żyje? W każdym razie ludzie z KPP w to nie uwierzyli, dla nich Redyko już nie żył. Byli całkowicie przekonani, że został skrytobójczo zamordowany przez polskie władze. Tę wiadomość puszczono wkrótce na cały świat. Śmierć Redyki wykorzystywano poniekąd dla sprawy komunizmu. Była to jednocześnie nieustanna sensacja, taka, jaką żywi się prasa i plotka. Ale wiele pytań pozostało. W samym środowisku komunistycznym powstały wątpliwości, czy nie była to wewnętrzna robota "prowoków" czy tajniaków współpracujących z policją, może Redyko zginął, bo odkrył zdradę w szeregach partii, a może kogoś skusiły po prostu duże pieniądze, co nie przynosiłoby chluby tak ideowej partii.

Nie było odpowiedzi na te pytania, podobnie jak nie było odpowiedzi na pytanie najprostsze, a właściwie przeoczone: co się stało z ciałem zamordowanego Redyki? Dopiero gdy przyjechał do Warszawy jego ojciec Szlama Mycenmacher z Mławy, aby pochować syna, okazało się, że nie ma jego ciała. Zwłoki zaginęły. W środowisku komunistycznym nie wzbudziło to specjalnych wątpliwości, przeciwnie - upewniono się, że jest to mord polityczny, skoro zatarto wszelkie ślady zbrodni, a nawet usunięto ciało. W "Tygodniu Robotnika" pisano: "Tajemnicze zaginięcie zwłok ofiary zbrodni każe postawić jeszcze możliwość: zabójcy mają nieznanych bliżej, ale potężnych protektorów".
Wszystko więc wydawało się jasne, prócz szczegółów, kto w istocie zabił. I o to właśnie chodziło. W ferworze sporów, wzajemnych oskarżeń i pomówień, ogólnej sensacji, poruszono wszystko, prócz jednego, niejako warunku całej sprawy: zginął Redyko, ale, mówiąc nieco zagadkowo, czy zginął Mützenmacher. Stanowiło to pewną różnicę. A nuż, choć brzmiało to wtedy absurdalnie, skoro nie było ciała, może nie było też zabójstwa?
Jak się z czasem okaże, w podwarszawskich Szczęśliwicach zginął Redyko, ale nie zginął Mützenmacher. Zginął Redyko, narodził się, by tak rzec, Jan Alfred Reguła.


Misterna mistyfikacja

W śmierć Redyki, jednego ze swych ważnych towarzyszy, komuniści z KPP wierzyli kilkanaście lat, prawie do końca lat 40., gdy po wojnie zagarnęli już całą władzę w Polsce. Podczas śledztw prowadzonych w tym czasie przeciw wszystkim ugrupowaniom niepodległościowym, a także przeciw wszelkim urzędnikom państwowym II RP wyszło przypadkowo na jaw, że Redyko wcale nie zginął w 1933 roku. Mało tego, można było podejrzewać, że nie tylko przeżył wojnę, ale mógł żyć nadal. Była to jedna z najbardziej udanych i spektakularnych akcji przedwojennej policji politycznej, tzw. Defensywy, operacja kamuflażu, skutecznego usunięcia i zakonspirowania swego źródła wywiadowczego w KPP. Redyko, najważniejszy jej informator, z punktu widzenia partyjnego był zdrajcą, przeszedł na stronę wroga, godząc się na współpracę z polskim wywiadem po uwięzieniu w 1926 r., ściślej po wcześniejszym zwolnieniu z więzienia. Rzecz jasna, jego współpraca z policją dotyczyła organizacji i ludzi KPP. Gdyby to wyszło na jaw, zginąłby najpewniej z rąk współtowarzyszy bądź zakończył życie w Moskwie lub w łagrach, jak większość kierownictwa KPP w drugiej połowie lat 30. Samo upozorowanie śmierci Redyki nie było jednak celem samym w sobie, była to jedynie część wielkiej operacji Defensywy, zmierzającej do rozbicia i rozbrojenia, unieszkodliwienia działalności partii komunistycznej w Polsce. Jak wiadomo, nie była to zwykła partia polityczna, lecz niebezpieczna agentura, która działała na rzecz Moskwy - kominternowskie ogniwo w dziele wywołania światowej rewolucji komunistycznej, a ściślej sowieckiej. W Polsce, prócz tego, jawnie dążyła do oderwania Kresów Wschodnich na rzecz ZSRS, a Śląska i Pomorza na rzecz Niemiec.

Już kilka dni przed "śmiercią" Redyki, dzięki jego wcześniejszym informacjom, aresztowano całe kierownictwo KPP, prawie dwudziestu najważniejszych działaczy, takich jak: Alfred Lampe, Irena Rosenbergowa, Gustaw Szuster (później Stefan Staszewski), Gitla Hejman, Albin Małkuszewski, Artur Ritter (Jastrzębski), Aleksander Hiller, Leopold Gimsel, Lewa Podmiejska, Aron Zakheim. "Wsypa rozbiła cały aparat centralny - podawano później w korespondencji Sekretariatu KC KPP. - Ocalał jeden członek Sekretariatu, dwóch instruktorów (...), technika, MOPR [Międzynarodowa Organizacja Pomocy Rewolucjonistom], redakcja. Poza tym wszystko zostało bądź całkowicie, bądź częściowo rozbite". Podobnie rozbito całą krajową, regionalną strukturę partyjną. Aresztowano, jak podaje Bogdan Gadomski, około siedmiuset działaczy komunistycznych w całej Polsce. Ponadto pozostali działacze mieli utrudnione zadanie, kiedy chcieli reaktywować władze partyjne, zostali pozbawieni prawie wszystkich funduszów, nie wiedziano wtedy, że poważna suma 40 tysięcy złotych, którą otrzymał Redyko z Moskwy na działalność partyjną, zniknęła razem z nim. W listopadzie 1933 r. sekretariat krajowy alarmował: "To okropny skandal, że w tej ciężkiej sytuacji ogólnej znajdujemy się w tak niebywale trudnych warunkach materialnych. Sprawa pieniędzy, a raczej ich braku, przestała być sprawą pieniężną, stała się ważnym zagadnieniem politycznym. (...) Brak forsy odbija się także okropnie na stanie organizacyjnym. Aparat MOPR-u się rozprzęgł i rozłożył. (...) Funkcjonariusze KPZB [Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi] mdleją z głodu na ulicy. (...) Z głodu mdleją nasi kazetemowcy, sekretarz KZM-u [Komunistyczny Związek Młodzieży] podaje się do dymisji i chce iść kamienie tłuc".
Operacja policji politycznej kierowana przez Henryka Kaweckiego, rozpoczęta już wiosną 1933 r., zmierzała nie tylko do rozbicia, dezintegracji KPP, ale i przez "fakt śmierci" Redyki miała spowodować wewnętrzny rozłam, wzbudzić wzajemne podejrzenia i oskarżenia, poszukiwanie zdrady, prowokacji, konszachtów z wrogiem, co, jak się spodziewano, odbije się zaraz głośnym echem w Moskwie. "Metoda Kaweckiego - pisał dziennikarz żydowski Bernard Singer, brat znanego pisarza - polegała na wywoływaniu popłochu wśród przeciwników celem uniknięcia bezpośredniej wojny, która by doprowadziła do ofiar. Dywersja zamiast walki - oto była jego taktyka". Natomiast Bogdan Gadomski dodaje: "Pozyskawszy do współpracy konfidencjonalnej Mützenmachera, wykorzystał go [Kawecki] głównie do szerzenia w środowisku partyjnym trudnych do sprawdzenia pogłosek o funkcjonowaniu w partii wielu prowokatorów i o konieczności walki z prowokacją wewnątrz partii". Redyko prowokował więc prowokacje, rzucał podejrzenia na współtowarzyszy, "wystawiał" ich w swym środowisku jako możliwych prowokatorów i agentów, doprowadzając do wewnętrznych rozłamów. Po masowych aresztowaniach pozostali działacze krajowi podjęli zaraz wewnętrzne śledztwo, dochodząc, kto mógł zdradzić i spowodować krach partii. Podejrzenie padało głównie na Lampego, którego wcześniej obciążał w rozmowach z członkami partii Redyko, teraz już będący poza wszelkim podejrzeniem jako ofiara mordu, podejrzewano także niejakiego Małkuszewskiego. Od razu były też ofiary tych porachunków. Łączniczka Redyki Stanisława Mańkowska pod wpływem podejrzeń popadła w manię prześladowczą i popełniła samobójstwo.
W tym samym czasie, co charakterystyczne dla rozwijającego się w latach 30. systemu stalinowskiego, w Moskwie sowieckie służby rozpoczęły własne śledztwa przeciw polskim komunistom z KPP, przebywającym tam na politycznej emigracji lub pracującym w centrali Kominternu. Tłem oskarżeń i partyjnych procesów były walki frakcyjne w KPP, a przede wszystkim posądzenie o tzw. piłsudczyznę, czyli związki z Polską Organizacją Wojskową (POW) i PPS, a w ślad za tym oskarżenie o "prawicowo-nacjonalistyczne odchylenie", czyli faszyzm w szeregach partii komunistycznej, nieustanny zarzut, który będzie jeszcze funkcjonować w czasach PRL, a dalej posądzenia o prowokację, szpiegostwo, dywersję. To były standardowe oskarżenia, którymi operowały sędziowskie "trójki" NKWD, a ich wyrokiem było przeważnie natychmiastowe rozstrzelanie albo zesłanie do łagru z podobnym często skutkiem. Już w 1931 r. aresztowano Sylwestra Wojewódzkiego, skazano na 10 lat łagru i rozstrzelano w 1938 roku.

Przesłuchań nie wytrzymał Jerzy Czeszejko-Sochacki (Bratkowski, Konrad), który wyskoczył przez okno. Na początku grudnia 1933 r. samobójstwo popełnił Leon Purman, wieloletni przedstawiciel KPP we władzach Kominternu, który wcześniej uciekł z więzienia w Polsce. Od 1934 r. trwało już regularne wyłapywanie komunistów z KPP, przeważnie żydowskiego pochodzenia. Na początku 1934 r. zamknięto grupę dziennikarzy pracujących w Moskwie: braci Ballinów, Ginsberga-Hema i Bukshorna-Julskiego, których skazano na śmierć lub łagier. Wacława Wróblewskiego, wydawcę dzieł Lenina w Moskwie, skazano w 1934 r. na 6 lat łagru. Zmarł na zawał serca po usłyszeniu wyroku. W tym samym roku skazano znanych działaczy Tadeusza Żarskiego z żoną i Władysława Kowalskiego. Żarskiego rozstrzelano natychmiast, Kowalskiego w łagrze w 1937 r., a Zofię Maciejowską-Żarską w 1941 r. już w czasie wojny niemiecko-sowieckiej. Aresztowano, rozstrzeliwano lub wysyłano do łagrów ważnych działaczy komunistycznych, wśród nich tak znanych poetów, jak Witold Wandurski, Stanisław Ryszard Stande czy Bruno Jasieński, ale masowo wyłapywano także innych Polaków z Kresów Wschodnich, którym zarzucano związki z POW i PPS, a za tym szpiegostwo i dywersję. Była to tzw. operacja polska, która dała początki nadchodzącym w połowie lat 30. czystkom stalinowskim, gdy po zabójstwie Kirowa w 1934 r. Stalin zdobył pełną władzę, a wykonawcą jego wyroków na przeciwnikach został szef NKWD Jeżow. Oblicza się, że do 1938 r. w tej operacji aresztowano ogółem 350 tys. osób, w tym 144 tys. Polaków i rozstrzelano 247 tys. osób, w tym 111 tys. Polaków. W latach 1937-1938 wymordowano połowę z prawie 20 członków KC KPP, niektórych, jak Leszczyńskiego-Leńskiego, ściągnięto podstępnie nawet z Zachodu, by ich postawić przed sowiecką inkwizycją. Uratowali się tylko ci działacze KPP, którzy siedzieli w polskich więzieniach. W 1938 r. władze w Moskwie uznały KPP za partię rozpracowaną i nieprzydatną w dalszej ofensywie komunistycznej. Na wniosek Kominternu i jego szefa Georgiego Dymitrowa, choć była to decyzja Stalina, nakazano: "rozwiązać Komunistyczną Partię Polski z powodu jej zaśmiecenia szpiegami i prowokatorami". Na piśmie Dymitrowa Stalin dopisał uwagę: "Z rozwiązaniem spóźniliście się o dwa lata. Rozwiązać trzeba, ale ogłaszać tego w prasie - moim zdaniem - nie należy".


Bestseller o KPP

Po nad wyraz skutecznym upozorowaniu śmierci Mützenmachera dawny Redyko (nazwisko utworzone z inicjałów słów "rewolucja, dywersja, komunizm"), uzyskawszy nowe życie jako Jan Alfred Reguła, otrzymał także nowe zadanie. Już nie dezintegracja KPP, która znakomicie się powiodła, ale zadanie on niezwykłe dla agenta, na pozór trochę abstrakcyjne i nieoczywiste. Reguła miał mianowicie napisać historię działalności KPP od jej początków w 1918 r. do ostatnich wydarzeń przed swą "śmiercią", i to nie jako służbowy raport, lecz jako pracę historyczną do publikacji i szerszego rozpowszechniania. Ten pomysł ministra Kaweckiego nie okazał się wcale tak fantastyczny czy zbędny, jakby się zdawało, miał bowiem przynieść całkiem wymierne i dalekosiężne skutki.

Zakonspirowano Regułę, wysyłając go do Bydgoszczy, gdzie zasiadł do intensywnej pracy, teraz bardziej naukowej. Po paru miesiącach "Historia Komunistycznej Partii Polski" była gotowa. Wydano ją w 1934 r., a po szybkim wyprzedaniu nakładu przygotowano zaraz nowe, poprawione i uzupełnione jej wydanie. Autor ujawniał w swej książce przede wszystkim wszelkie powiązania i zależności KPP od władz w Moskwie i w Kominternie, tak że jasne się stało, iż jest to partia agenturalna, dalej przedstawiał program nieustannej rewolucji organizowanej w kraju przy lada okazji, agitacji i dywersji komunistycznej, projekt polityki rozbiorowej, według którego Kresy Wschodnie miały zostać przyłączone do ZSRS, a Śląsk i Pomorze do Niemiec. Wiele uwagi, posługując się dokumentami i uchwałami partyjnymi, poświęcił Reguła wewnętrznym walkom w KPP między grupami aktualnie popieranymi przez panujące grupy władzy w Moskwie, a odłamami KPP, które utraciły łaski Moskwy. W walce tej używano niezmiennie aż do czasów PRL oskarżenia o "odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne", co było równoznaczne z posądzeniem o dywersję, faszyzm, a nieraz i szpiegostwo. Autor zdradzał w swej książce, że posiada najnowsze, raczej tajne informacje o tym, co działo się w Moskwie, o początkach czystek stalinowskich w 1933 r. i likwidacji pierwszych polskich działaczy komunistycznych, o "operacji polskiej", która obejmowała szerzej polską ludność kresową.

Wydanie książki nieznanego nikomu J. A. Reguły wywołało natychmiastowe reakcje w kraju, w środowisku komunistycznym, ale i w Moskwie, gdzie zorientowano się, że w KPP działa niebezpieczna agentura, która ujawniła i rozbroiła całą działalność partii. Można sądzić, że wydanie niepozornej, zdawałoby się, książki miało na celu nie tyle dokumentację działalności KPP, ile było następnym etapem operacji rozpracowania i rozbicia partii już od wewnątrz z przewidywaną, zakładaną interwencją Moskwy. Można podejrzewać, że kolejne represje i aresztowania działaczy KPP w Moskwie, począwszy od Sochackiego, którego uznano za prowokatora i agenta, podobnie jak autora "Historii KPP", były właśnie pośrednio wynikiem publikacji niewielkiego dzieła Reguły. Musiało ono niewątpliwie trafić do rąk najwyższych czynników w Kraju Rad. "Rosnące aresztowania rzekomych prowokatorów - podsumowuje akcję polskiej służby bezpieczeństwa Gadomski - działających jakoby w KPP, KPZB i KPZU [Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy], przez funkcjonariuszy OGPU (później NKWD) świadczy o tym, że ta książka znalazła się w posiadaniu sowieckich służb bezpieczeństwa i podziałała jak ładunek wybuchowy z opóźnionym zapłonem. Coraz śmielej i pewniej mógł teraz Kawecki formułować myśl o 'wykończeniu komunistów polskich rękami komunistów sowieckich i podległych im służb NKWD'". A szef przedwojennego wywiadu polskiego płk Stefan Mayer uzasadniał wyraźnie taką właśnie opinię: "Nie ulega wątpliwości, że to właśnie ta książka pomogła Stalinowi w sformułowaniu oskarżenia KPP, iż jest ona do głębi spenetrowana przez polską służbę bezpieczeństwa". A co za tym idzie, musi ulec likwidacji z wszystkimi tego stalinowskimi konsekwencjami.

Po oficjalnej śmierci Mützenmachera w 1933 r., gdy dla kolejnego zadania przybrał on postać J.A. Reguły, autora niebezpiecznego w skutkach opracowania historycznego, zmieniło się też całkowicie jego życie prywatne. W nim również podejmował kolejne role i postacie, w tym niejednokrotnie męża i ojca, które to role odgrywał z powodzeniem od czasów młodości. Trzeba tu wspomnieć pokrótce koleje jego życia od roku 1920, dość typowe dla pewnej warstwy biedoty żydowskiej, kiedy to jako młody chłopak z prowincjonalnej Mławy w czasie wojny polsko-sowieckiej trafił pod wpływem haseł bolszewickich do milicji obywatelskiej i stanął po stronie nadchodzącej Armii Czerwonej. Osądzony później, ale zaraz uwolniony, uciekł za Armią Czerwoną aż do Moskwy. Tam odbył gruntowne przeszkolenie komunistyczne, a jako zdolny i obiecujący młody człowiek piął się szybko po szczeblach partyjnej hierarchii. Przerzucony do Polski, był emisariuszem komunistycznym również w sąsiednich krajach. Został ujęty przez policję czeską i posadzony na kilka miesięcy. Obawiając się deportacji do Polski, uciekł i okrężną drogą trafił znów do Moskwy. Po pewnym czasie został przerzucony do Warszawy jako Robert Granit. Po przewrocie majowym, w którym działacze KPP poparli, mylnie, jak osądzono w Moskwie, Piłsudskiego, został dość przypadkowo aresztowany w końcu 1926 roku. Rozszyfrowany, został skazany za działalność komunistyczną na 6 lat więzienia, z czego odsiedział 4 lata we Wronkach i w Rawiczu, decydując się na współpracę z polskimi władzami już jako ich agent w KPP.

 

Nowe życie

Po wydaniu książki o KPP Mützenmacher rozpoczął przykładne życie obywatela, męża, głowy rodziny, tyle że już pod nowym nazwiskiem i z nową biografią. Nazywał się teraz Józef Bogusław Kamiński, został katolikiem, nabył spore gospodarstwo rolne pod Bydgoszczą, ożenił się w 1934 r. z Wiktorią Berdych, z której nazwiska skorzysta zresztą przy następnej, nie ostatniej zmianie tożsamości. Wkrótce zostaje kolejny raz ojcem - poprzednią żonę zostawił w Moskwie z dwoma synami. Gospodarstwo kupił jako swoiste zabezpieczenie na przyszłość zapewne za moskiewskie pieniądze przeznaczone dla KPP, które w niebagatelnej wtedy sumie 40 tys. zł zaginęły wraz z jego "śmiercią". Jako Kamiński pracował niezmiennie na niwie antykomunistycznej, rozpoczął współpracę z powołanym wtedy Instytutem Naukowego Badania Komunizmu w Warszawie, a jako uznany już, choć utajniony autor podstawowego dzieła o komunizmie w Polsce rozpoczął także karierę publicysty. Ogłaszał liczne artykuły o zagrożeniu komunistycznym głównie w prasie katolickiej, na łamach "Małego Dziennika", "Rycerza Niepokalanej", a także "Przeglądu Powszechnego". Były to publikacje bardzo kompetentne, zdradzające dużą i źródłową wiedzę autora o przedmiocie, w szczególności o ostatnich wydarzeniach w Moskwie, o terrorze Wielkiej Czystki. Może dlatego czasopisma, w których znalazły się tak źródłowe artykuły, cieszą się do dziś niezasłużenie złą sławą.
Dopiero po paru latach, obawiając się rozpoznania przez współtowarzyszy, w 1937 r. Kamiński przeniósł się z rodziną do Warszawy. Po rozbiciu KPP w 1938 r. przewidywał, że nie jest to koniec jej działalności. W jednej ze stałych rozmów w Wydziale Bezpieczeństwa MSW "wykluczył absolutnie taką możliwość, aby KPP zrezygnowała ze swojej działalności". Nie pomylił się, o czym zaświadczają dzieje wojenne, a zwłaszcza powojenne. Wtedy w Warszawie, mimo rozbicia kierownictwa partii, działali nadal Leon Ferszt, skarbnik KPP, Artur Ritter-Jastrzębski czy rozpoczynający dopiero karierę Józef Goldberg, znany w PRL jako Różański, którego konkubiną była wtedy Bela Frenkel, znana Mützenmacherowi-Redyce jeszcze z Moskwy.

Po wybuchu wojny w 1939 r. działalność, także antykomunistyczna, obecnego Reguły-Kamińskiego wcale się nie skończyła, tyle że pracował dla innego zleceniodawcy. Już wcześniej miał pewne kontakty z Antykominternem, niemiecką organizacją do zwalczania sowieckiego komunizmu, której protektorami byli Rosenberg, von Ribbentrop i Göring. W monumentalnej księdze "Weltbolschewismus" (Światowy bolszewizm), poświęconej zagrożeniu komunistycznemu w różnych krajach, Reguła-Kamiński zamieścił artykuł o sytuacji w Polsce, czyli o KPP. Po wkroczeniu Niemców do Warszawy zaoferował swe usługi jako uznany specjalista od komunizmu. Zainteresował Niemców archiwami Instytutu i materiałami MSW, którymi nikt się wtedy już nie zajmował. Za zgodą Niemców zgromadził je w osobnym lokalu, przy którym urządził także mieszkanie dla siebie i rodziny. W czasie wojny został więc zawodowym agentem, który może pracować dla każdej strony, może z wyjątkiem najniebezpieczniejszej dla niego, czyli sowieckiej. Z czasem zmienił znów tożsamość, przyjmując nazwisko panieńskie żony, i już jako Jan Berdych został zatrudniony, nie bez pomocy niemieckiej, w Bibliotece Publicznej m.st. Warszawy przy ul. Koszykowej. Przeniósł tam zgromadzone dotąd materiały antykomunistyczne, tworząc z nich osobny dział biblioteczny.
Kiedy zmarła nagle jego żona, ożenił się wkrótce z pracownicą biblioteki Danielą Stopczańską. To małżeństwo trwało jeszcze krócej, żona również szybko zmarła, i to w dość podejrzanych okolicznościach. Również Berdych podupadł na zdrowiu, przeszedł ciężką operację, ale podczas rekonwalescencji poznał oddaną pielęgniarkę Jadwigę Roszkowską, której, po dojściu do zdrowia, zaproponował małżeństwo. W połowie 1943 r. została jego kolejną, czwartą już, żoną, on zaś zyskał wkrótce nowe nazwisko, nową rodzinę i nową biografię zawodową.
Zapewne z niemieckiej inspiracji próbował Mützenmacher-Berdych nawiązać kontakty z podziemiem, a nawet dotrzeć do Delegatury Rządu. Rozpoczął niebezpieczną grę podwójnego agenta, działającego na dwie strony. Jednakże szybko jego zachowania, a zwłaszcza "wsypy",...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin