Sylwestrowa niespodzianka.pdf

(836 KB) Pobierz
Microsoft Word - Sylwestrowa niespodzianka
Sylwestrowa niespodzianka
739068805.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kiedy Bella Swan spostrzegła, że podejrzanie wyglądający typ, siedzący
w rzędzie krzeseł naprzeciwko niej w poczekalni dworca autobusowego
w Korpus Christi, łypie na nią obleśnym wzrokiem, wzdrygnęła się i
usiłowała przybrać wyniosły, pełen dezaprobaty wyraz twarzy. Ale nie
było to łatwe zadanie dla kobiety w zaawansowanej ciąży, i na dodatek
bliskiej łez.
Pociągając nosem, rozejrzała się dookoła. Przecież wszystko miało być
inaczej... Zgodnie z planem dziś, czyli w Wigilię Bożego Narodzenia, o
tej porze miała znajdować się w samolocie lecącym do Mission Creek,
by spędzić święta z siostrami, Rose i Alice i... i niestety wypić piwo,
którego sama nawarzyła.
Gdy lot odwołano z powodu złej pogody, poczuła ogromną pokusę, by
skorzystać z owego zrządzenia losu, wykręcić się od wizyty, wrócić do
praktycznie pustego mieszkania i przebiedować święta w samotności.
Była w rozterce. Od trzech lat nie spędzała świąt z rodziną i stęskniła
się za wszystkimi, a ponadto na trzydziestego pierwszego grudnia
zaplanowano nabożeństwo za duszę cioci Beth. Nie, nie, na
nabożeństwie musi być, nawet jeśli boi się reakcji sióstr, kiedy się
dowiedzą, że tak głupio zagmatwała sobie życie.
Musi oddać cześć kobiecie, która wychowywała ją, odkąd skończyła
sześć lat. Postanowiła więc jechać do Mission Creek.
Na myśl o domu bez cioci Beth łzy znowu napłynęły jej do oczu. Bo
chociaż minął już prawie rok od śmierci ukochanej opiekunki, Bella
wciąż nie mogła się pogodzić z jej odejściem. Tylko jak Rose i Alice
zareagują, kiedy mnie zobaczą, pomyślała z przerażeniem. Zawsze się
mną tak opiekowały,
a teraz? Co powiedzą, kiedy zobaczą mnie z brzuchem, samą? Co sobie
o mnie pomyślą, gdy wyjdzie na jaw, że je oszukiwałam, opowiadając o
zaręczynach z Jacobem Bridgesem?
Przez ostatnie trzy miesiące Bella odsuwała od siebie myśl, czym
usprawiedliwi kłamstwo. Ale czas nieubłaganie płynął naprzód. Za
kilka godzin będzie musiała wytłumaczyć siostrom, iż naprawdę
wierzyła,
że Jacob się z nią ożeni. Przecież tak nalegał, by razem zamieszkali...
Ale kiedy niespodziewanie zaszła w ciążę, zaczął się wycofywać rakiem,
oddalać od niej emocjonalnie, unikać kontaktów fizycznych.
I wtedy zrozumiała, jak bardzo się w stosunku do niego pomyliła.
Znowu pociągnęła nosem i przymknęła oczy.
Starała się nie myśleć o tym, iż okazała się głupia i naiwna. Bo chociaż
wiedziała, że jej ukochany jest próżnym egoistą, naprawdę ufała, że
gdy przyzwyczai się do myśli, iż zostanie ojcem, ustatkuje się i zachowa
odpowiedzialnie.
739068805.003.png
Tłumione łzy zaczęły płynąć jej po policzkach.
Sięgnęła do torebki po chusteczki do nosa. Jak mogłam być taka ślepa,
wyrzucała sobie w duchu. Czy aż tak bardzo pragnęłam mieć rodzinę,
że nie dostrzegałam faktów bijących w oczy?
Nagle poczuła, że ktoś wtyka jej do ręki białą chusteczkę do nosa.
– Proszę. Chyba jest ci potrzebna... – usłyszała męski głos.
Podniosła wzrok i ujrzała przed sobą niezwykle przystojnego kowboja.
Opuszkami palców otarła policzki i potrząsnęła odmownie głową.
– Nie, nie... Dziękuję. Nic mi nie jest.
Kowboj wydał z siebie zdławiony chichot.
– Jeśli nic ci nie jest, dziewczyno, to nie chciałbym Cię widzieć, kiedy ci
coś będzie – oznajmił. Postawił swoją torbę podróżną obok jej dwóch
małych walizek i usiadł na sąsiednim krześle. – No, proszę. Wytrzyj
oczy.
Bella dopiero po dłuższej chwili zdecydowała się skorzystać z jego
chusteczki.
– Dzięki – szepnęła.
Starała się nad sobą zapanować. Nie znosiła płakać przy ludziach. Nos
robił się jej wtedy czerwony jak burak, a policzki piekły, jak gdyby ją
ktoś uderzył.
Siedzieli chwilę w milczeniu.
– Wiesz, czasami dobrze jest się przed kimś wygadać... – odezwał się
nieznajomy, przerywając milczenie.
– To... to nie jest dobry pomysł. – Bella potrząsnęła głową. – Nie znamy
się i moje problemy na pewno cię nie zainteresują...
– Masz rację. Nie znamy się, ale... nic nie stoi na przeszkodzie,
żebyśmy się poznali. – Wyciągnął do niej rękę. – Jestem Edward Cullen
– przedstawił się.
– Właśnie jadę na ranczo Circle C koło Mission Creek – dodał. –A co do
twoich kłopotów... – uśmiechnął się – to się mylisz. Bardzo mnie one
interesują. Może mógłbym ci w czymś pomóc?
Bella wpatrywała się w niego zdumiona. Edward Cullen? Chociaż w
szkole był dwie klasy wyżej od niej, doskonale go pamiętała. Był nie
tylko najfajniejszym i najbardziej popularnym chłopakiem w szkole,
ale też gwiazdą drużyny rodeo. To dzięki niemu trzy lata z rzędu
wygrywali puchar Teksasu. Słyszała, że po maturze przeszedł na
zawodowstwo i występował na pokazach ujeżdżania byków i koni.
Ale to, że dawny idol zobaczył ją w chwili słabości, nie ma znaczenia.
Pewnie nawet nie wiedział, kim jest. Bardziej martwiło Bella, że ciocia
Beth – z domu
Wainwright – która od dnia, gdy z wujkiem Lloydem zaopiekowali się
trzema sierotami, zawsze jej i jej siostrom powtarzała, żeby się trzymały
z dala
od wszystkich Cullenów.
739068805.004.png
Bella nie mogła się nigdy połapać, o co chodziło w tej trwającej od
pokoleń waśni pomiędzy obiema rodzinami, miała jednak wyrzuty
sumienia, że łamie
zakaz ciotki. Gdyby ta wiedziała, że jej wychowanica rozmawia z
potomkiem Cullenów, przewróciłaby się w grobie.
Edward zauważył baczne spojrzenie, jakim obdarzyła go ta śliczna
dziewczyna, zanim podała mu drobną dłoń. Pod wpływem jej dotyku
przeniknął go dreszcz.
– Bella Swan – odezwała się cichym głosem i szybko cofnęła rękę, jak
gdyby i ona doświadczyła podobnie dziwnego uczucia. – Ja też jadę do
Mission
Creek. Mam spędzić święta i Nowy Rok z siostrami... – wybąkała.
– Miło mi – odparł mężczyzna i spojrzał na zegarek. – Wiesz, Bella, do
odjazdu autobusu mamy jeszcze ze dwie godziny. Co powiesz na to,
żebyśmy poszli do baru na kawę?
Ku jego rozczarowaniu dziewczyna potrząsnęła głową.
– Nie mogę pić kawy – odparła. – Kofeina szkodzi dziecku.
– To może napijesz się jakiegoś soku albo wody mineralnej? –
namawiał niezrażony. – Ja stawiam – dodał i wstał.
Kątem oka zauważył teraz owego podejrzanego typa, który nie
spuszczał wzroku z Belli. Może to ten facet czymś ją zdenerwował albo
przestraszył?
Może dlatego płakała?
Na wszelki wypadek posłał mu takie spojrzenie, że tamtemu w pięty
poszło. Włóczęga wstał i szurając nogami, oddalił się. Zadowolony, że
żaden menel nie będzie się już im naprzykrzał, kowboj odwrócił się do
Belli.
– Chodź. Postaram się, żebyś zapomniała o kłopotach.
– Nie mam kłopotów.
– Doprawdy? Nie wierzę.
Dziewczyna rzeczywiście nie wyglądała najlepiej.
Robiła wrażenie, jak gdyby zamartwiała się czymś na śmierć i Edward
postawiłby wszystkie swoje trofea zdobyte w całej bogatej karierze, że
za chwilę znowu wybuchnie płaczem.
Bella wahała się przez chwilę, zanim przyznała:
– Rzeczywiście, nie jest najlepiej... I wątpię, czy kiedykolwiek uda mi
się wybrnąć z tarapatów.
Edward patrzył, jak wpierw jedna łza, potem druga, pociekły jej po
policzku. No tak, ładnie, zaraz puszczą wszystkie tamy... Usiadł obok
niej, otoczył ją ramieniem i zaczął przemawiać:
– No nie płacz. Na pewno nie jest aż tak źle...
Edward nienawidził widoku kobiecych łez, a tu jeszcze ta dziewczyna
wygląda, jak gdyby miała niedługo urodzić! Zaniepokoił się nie na
żarty. Czyżby źle się poczuła? A może poród się właśnie zaczął?
– Masz bóle? – spytał.
739068805.005.png
Kiedy potrząsnęła głową, odetchnął z ulgą. Przez oszklone drzwi
dworca widać było strugi deszczu.
Wciąż nie znał przyczyny płaczu młodej kobiety, ale ucieszył się, że w
taką ulewę nie musi wieźć jej do szpitala.
Delikatnie gładził ją po plecach, w nadziei, że ją to uspokoi. A
właściwie skąd miałby do diabła wiedzieć, jak ukoić płaczącą kobietę?
Kiedy ojciec zostawił rodzinę, był za mały, by rozumieć, co przeżywała
matka. Pamiętał tylko, jaka była smutna i przybita, gdy tłumaczyła
mu, że tatuś
już nie będzie z nimi mieszkał. Zapewniała go, że dadzą sobie radę i
rzeczywiście udało im się. Teraz wiedział, że nie zawsze było jej łatwo
samotnie wychowywać urwisa, którego rozsadzała energia.
Łkanie Belli rozdzierało mu serce. Krzywda matki uczyniła go
wrażliwym na los słabych kobiet, a ta dziewczyna wydała mu się
wyjątkowo bezbronna.
Gładząc jej rudoblond włosy, szukał w myśli słów pocieszenia, lecz nic
nie przychodziło mu do głowy.
Milczał więc. Wiedział, że czasami liczy się sama obecność drugiej
osoby.
– Prze... przepraszam – wybąkała Bella po chwili. Uwolniła się z jego
objęć i dodała: – Nie wiem, co mi się stało... – Chusteczką do nosa
starała się
osuszyć mokrą plamę na przodzie jego dżinsowej kurtki. – Zmoczyłam
ci kurtkę...
– Nie martw się, wyschnie – odparł i wzruszył ramionami. Uniósł dłoń,
odgarnął kosmyk włosów z jej zaróżowionego policzka. – Chcesz teraz
porozmawiać? Potrafię słuchać – zapewnił. Z jej zielonych oczu
wyczytał, że wciąż się waha, czy zwierzyć mu się, czy nie. – Posłuchaj –
namawiał – widzę, że potrzebna ci jest rozmowa o tym, co cię drę czy. A
może jednak będę mógł ci w czymś pomóc? – Specjalnie zniżył głos,
starając się nadać mu łagodne
brzmienie. – Zrozum, nerwy szkodzą tobie i dziecku...
– Chyba masz rację – wyszeptała, a jej dolna warga znowu zaczęła
drżeć.
Edward zauważył, że ma ładne usta. Ciekawe, jak smakują jej
pocałunki, przemknęło mu przez myśl, ale szybko przywołał się do
porządku. To na pewno nie jest czas ani miejsce, ani przede wszystkim
właściwa osoba do takich skojarzeń!
– Wątpię, żeby ktokolwiek mógł mi pomóc – ciągnęła.
Wyglądała przy tym tak bezradnie, że siłą woli powstrzymywał się, by
jej znowu nie przytulić.
– Idziemy – zadecydował, wstając. – Napijesz się soku, a ja kawy, i
wszystko mi opowiesz.
Kiedy z ufnością położyła swoją drobną rękę na jego stwardniałej od
ciężkiej pracy dłoni, znowu tak jak przedtem poczuł przeszywający go
739068805.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin