Chalker Jack L - W Swiecie Studni 03 - Powrot Nathana Brazila.pdf

(795 KB) Pobierz
Chalker Jack L - W Swiecie Stud
Jack L. Chalker
Powrót Nathana Brazila
Przekład: Sławomir Dymczak
Tytuł oryginału: The Return of Nathan Brazil
Wydanie I
W skład cyklu ŚWIAT STUDNIA wchodzą:
PÓŁNOC PRZY STUDNI DUSZ
WOJNY W ŚWIECIE STUDNI
POWRÓT NATHANA BRAZILA
ZMIERZCH PRZY STUDNI DUSZ
Książkę tę dedykuję starej paczce, do której należeli:
ALAN MOLE,
HARRY BRASHEAR,
MIKE LEIB,
JOHN YOX oraz
BERNARD ZERWITZ,
którzy — włączając mnie — okazali się o niebo lepsi,
niż ktokolwiek mógłby się po nich spodziewać...
Spis treści
Spis treści
Parkatin, pogranicze
Hodukai, planeta na pograniczu
Siedziba główna Policji Konfederacyjnej, Suba
Kwangsi, sala posiedzeń Rady Konfederacji
W systemie Madalin
Na frachtowcu Hoahokim
Kwangsi
Laboratoria Policji Konfederacyjnej, Suba
Gramancz, planeta w galaktyce M 51
Na orbicie Świata Studni
Dolgritu
Nautilius — Spód
Olimpus
Kwangsi
Nautilius
Meouit
Hotel „Pioneer”, pokój 404 A
W magazynie — południe
Na pokładzie Jerusalem
Nautilius — Spód
Nautilius — Wierzch
Olimpus, komnata Matki Świętej
Nautilius — Spód
Nautilius — Wierzch
Nautilius — Wierzch, później tego samego dnia
Serachnus
Południowa Strefa
Hakazit
Południowa Strefa
Awbri
Południowa Strefa
Dillia
Durbis, na wybrzeżu Flotisz
Południowa Strefa
Parkatin, pogranicze
Gdyby Har Batin był akurat zakatarzony, dużo łatwiej byłoby mu podbić
ten świat.
Niestety Drile automatycznie uodporniały wykorzystywane przez siebie
ciała. Tak
 
więc tym
razem podbój miał być raczej żmudny.
Slabansport była typową pograniczną stolicą. Znajdował się tu
niewielki, lecz
nowoczesny port kosmiczny, wykorzystywany głównie przez promy
orbitalne,
przewożące
importowane towary z wielkich, regularnie zawijających frachtowców.
Rzecz jasna
nieopodal
mnożyły się bary i spelunki, tak samo typowe dla każdego portu jak,
magazyny,
centra
rozładunkowe oraz lokalne przedstawicielstwa kompanii, które
doprowadziły do
otwarcia
granicy. Samo miasto, największe na Parkatinie, liczyło ledwie
dwadzieścia
tysięcy
mieszkańców. Miało się to jednak zmienić. Jeszcze do niedawna
spalona, brunatna
pustynia,
rozciągająca się na tysiące kilometrów wokół Slabansport, teraz
rozkwitała
dzięki rurociągom
doprowadzającym jakże upragnioną wodę z odległych ujęć. Parkatin był
gorącym,
suchym
światem, posiadał jednak w swej atmosferze parę wodną, a także miewał
od czasu
do czasu burze
konwekcyjne. Mógł w ciągu pokolenia stać się domem dla kolejnego
miliarda ludzi.
Nie oznaczało to niestety dla ludzkości nic dobrego, jeśli Drile
miały w tej
kwestii
cokolwiek do powiedzenia. Całe ich kolonie były tu teraz i spoglądały
oczyma
Hara Batina na
brudny, mały bar znajdujący się tuż koło portu. Pewne już swego
zwycięstwa nad
ludzkimi
istotami, pewne założenia nowej siedziby Drili tu, na Parkatinie.
Stąd będą
mogły opanowywać
dalsze ciała swych zwierzęcych żywicieli, tak jak teraz robiły to
Drile
zamieszkujące ciało Hara
Batina.
Drile były niezwykle złożonymi organizmami, choć jednocześnie
stanowiły
najmniejszą
znaną formę życia organicznego w całej galaktyce, a może i we
wszechświecie.
Miliardami
zasiedlały mózg, krew i tkanki innych istot, tworząc wspólną jedność
istnienia.
Wszystkie inne
organizmy uważały za marne zwierzęta stworzone jedynie po to, by
służyć swym
panom.
Har Batin wkroczył do baru i zajął miejsce przy drewnianym kontuarze.
Nie było
jeszcze
 
zbyt wielu klientów. Do pustego portu następnego dnia miały przybyć
przynajmniej
dwa statki i
właśnie dlatego Har Batin tu przyszedł. Parkatin będzie prosty do
opanowania. To
przez takie
terminale kosmiczne jak Slabansport przewijali się podróżnicy do
innych światów,
z których
część pozostawała dla Drili wciąż nieznana. A każdy z przybyszów,
wysłany do
domu wraz z
Drilem, oznaczał podbój nowego systemu.
Ponieważ spodziewano się statków, obsługa baru była w pogotowiu.
Wszędzie
kręcili się
szulerzy, prostytutki oraz artyści-naciągacze, czekając na swe
„ofiary”. Miały
nimi być nie tylko
załogi oraz pasażerowie statków, lecz również ci, którzy przybędą, by
wyładować
i rozprowadzić
nowe towary.
Batin zamówił drinka, i zapłacił banknotem wielkiego zwoju. Napiwek
też był
przesadnie
hojny. To wszystko przyciągnęło wzrok kelnerów, a tuzin głów zaczęło
obmyśliwać
najlepszy
sposób dobrania się do nadzianego frajera.
Wreszcie Roza zrobiła pierwszy ruch — Roza, królowa miejscowych
prostytutek,
wciąż
cholernie atrakcyjna mimo swych lat i ciężkiego życia. Była też na
tyle
bezwzględna, że inni
woleli raczej się wycofać, niż kwestionować jej prawo do tej
zdobyczy. To był w
końcu gruby
plik banknotów. Dla innych też jeszcze sporo zostanie. Przysunęła się
bez słowa
i usiadła
odprężona obok niego.
— Postawisz mi drinka? — spytała niskim, zmysłowym głosem.
Uśmiechnął się do niej i do siebie, przytaknął, wysączył resztkę
drinka i
zamówił dwa
nowe. System działania baru był najzupełniej standardowy. Kobiety,
mężczyźni,
szulerzy i
dziwki — wszyscy pracowali dla właściciela baru. Drinki pojawiły się
przed Rozą
i Harem, jego
przynajmniej parę razy mocniejszy niż normalny i na dodatek
zaprawiony
afrodyzjakiem. Jej
składał się w zasadzie z zabarwionej wody.
Pili razem, a on czynił wszystkie stosowne do sytuacji gesty. Dobry
wywiad
stanowił
podstawę każdej takiej misji. Niektóre Drile spośród jego kolonii
przechowywały
wspomnienia
od najstarszych podbojów aż do ostatnich testów istot ludzkich.
 
Wszystkie te
informacje Batin
miał po prostu w małym palcu. Gdy Drile dzieliły się, tworząc nową
kolonię,
osobniki starsze
przekazywały wszystkie informacje potomstwu. W jakiż to sposób —
zastanawiał się
przepełniony zadowoleniem i pewnością siebie — jakiekolwiek marne
zwierzęta
mogłyby
konkurować z takim organizmem? Żadne nawet nie próbowały, a te nie
będą
wyjątkiem.
Tak więc czynił wszystkie stosowne gesty, odprawiał właściwe rytuały.
Wypowiadał
oraz
odpowiadał na przyjęte słowa-klucze i po paru chwilach ruszyli w
stronę pokoju
na tyłach baru.
Po drodze Drile oczyściły — przez pory skóry — ustrój Hara z
wszelkich wypitych
wraz z
drinkiem narkotyków oraz innych domieszek. Nie będzie może pachniał
pięknie,
lecz jej to nie
przeszkodzi, nawet jeśli zwróci na to uwagę.
Szli mrocznym korytarzem i od czasu do czasu dostrzegał kształty
postaci,
zarówno
męskich jak i żeńskich, odpoczywających, czekających w małych
pokoikach i
alkowach.
Dziewczyny były może młodsze i zależne od Rozy, ale łączył je wspólny
zawód. Na
razie
wszystko szło zgodnie z planem.
Nim w barze zrobił się tłok, Batin dzięki wczesnemu przybyciu i
pokazaniu zwitka
pieniędzy zapewnił sobie usługi szefowej. Skaptuj szefa, a on już
zajmie się
podwładnymi.
Przybywający tu później pozaświatowcy będą korzystać z usług
personelu i płacić
za okazję, by
stać się nosicielami nowej koloni Drili. Trudno o lepszy układ.
Drile szybko dostosowywały się do organizmu nowego nosiciela, lecz
kolejne
generacje
nie znosiły zmian istniejących warunków. W przypadku mieszkańców Hara
Batina
optymalna
temperatura wynosiła trzydzieści siedem stopni Celsjusza. Drobne
wahania, nawet
o stopień lub
dwa, mogły ich zabić. Jednak coś takiego jak pocałunki nie powinno
zaszkodzić.
Dotarli w końcu do pokoju najwyraźniej należącego do niej. Można było
tak sądzić
po
rozmiarach i wyposażeniu, jakże odmiennych od klasztornych cel,
zajmowanych
przez
podwładne. Błyskawicznie zrzuciła z siebie ubranie i spytała bez
ceregieli:
 
— Okay, na co masz ochotę?
Uśmiechnął się.
— Zacznijmy po prostu od pocałunku — zaproponował.
Przyciągnął ją do siebie, schylił się nieco i pocałował. Rozchyliła
szeroko
wargi — ich
języki spotkały się, a ślina zmieszała.
Wraz z nią przepłynęło około dziesięciu tysięcy Drili.
Całował jeszcze przez chwilę, by zyskać całkowitą pewność, iż wymiana
została
dokonana. Następnie robił to, czego mogła się po nim spodziewać. W
tym czasie
kolonia
sprawdzała swego nowego nosiciela, odnajdywała właściwe komórki,
nerwy oraz
centra
zarządzające. Rozpocz ęła proces gwałtownego rozmnażania, by ułatwić
przejęcie
kontroli.
Wykorzystując proteiny zawarte w jej ciele, Drile były w stanie co
pół minuty
podwajać swą
liczbę. Gdyby trwało to jednak zbyt długo, mogłoby wywołać
osłabienie, a może
nawet
spowodować śmierć. Ośrodki matematyczne kolonii Batina poczyniły już
dokładne
obliczenia co
do czasu zakończenia całej operacji.
Tymczasem Har Batin ciągnął miłosne igraszki. Trwało to jeszcze
kilkanaście
minut, nim
wyczuła w swym ciele nieznane, nienaturalne reakcje. W ciągu
pierwszych
dziesięciu minut
Drile osiągnęły liczbę niemal czterdziestu jeden tysięcy.
Narodziwszy się z całą wiedzą swych praszczurów, nie traciły czasu na
chaotyczną
penetrację jej organizmu. Rozchodząc się po całym systemie krążenia,
od razu
wiedziały, gdzie
szukać najważniejszych ośrodków — mózgu i kręgosłupa.
Puściła go nagle i odsunęła się powoli z wyrazem zaskoczenia na
twarzy.
Wyglądała na
wyczerpaną, trochę spoconą i jakby postarzałą. A wszystko dlatego, że
Drile
wykorzystywały jej
własne zapasy, aby się rozmnażać.
— ...praszam — wysapała połykając zgłoski. — Nie... nie czuję się za
dobrze.
Jakoś tak
zabawnie...
Odsunął się od niej, stoczył z łóżka i wstał obserwując ją z
satysfakcją. Ciałem
kobiety
wstrząsały konwulsje, gdy nerwy i mięśnie przechodziły pod obcą
kontrolę i były
testowane.
Rzucała się spazmatycznie na łóżku, zrazu jakby w epileptycznym
paroksyzmie, a
później już
trochę słabiej, wolniej, niby marionetka zawieszona na tysiącach
sznurków.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin