Chandler Raymond - Strzelanina u Cyrana.pdf

(252 KB) Pobierz
Chandler Raymond - Strzelanina
tytuł: "Strzelanina U Cyrana"
autor: Raymont Chandler
Przeł. Krzysztof Adamski
Warszawa 1990
Pisał R. Duń
Korekty dokonały
K. Kruk
i K. Markiewicz
* * *
I
Ted Malvern lubił deszcz. Lubił szum i
dotknięcie spadających kropel. Lubił jego
zapach. Wysiadłszy ze swojego lasalle coup~e,
przez chwilę stał przy bocznym wejściu do
hotelu Carondelet. Ręce wcisnął w kieszenie
niebieskiego zamszowego płaszcza, podniesiony
kołnierz łaskotał go w uszy. Z ust zwisał
rozmiękły papieros. Wszedł do środka, mijając
salon fryzjerski, drugstore i sklep z
kosmetykami, którego witrynę zdobiły
delikatnie podświetlone rzędy buteleczek.
Prezentowały się niczym zespół teatralny w
finale musicalu na Broadwayu. Minął kolumnę z
poprzecinanego złotymi żyłkami marmuru i
wsiadł do windy z wyściełaną podłogą.
- Cześć, Albert. Wspaniały deszcz. Na dziewiąte.
Szczupły, wyglądający na zmęczonego chłopak,
 
w srebrno-niebieskiej liberii dłonią w białej
rękawiczce przytrzymał zamykające się drzwi.
- Rany, panie Malvern. Myśli pan, że nie wiem,
na którym piętrze pan mieszka? Nawet nie
patrząc na tablicę z przyciskami, posłał windę
na dziewiąte. Gdy stanęła, nagle zamknął oczy i
oparł się o ścianę. Malvern właśnie wychodził,
ale zatrzymał się i uważnym spojrzeniem
bystrych piwnych oczu zmierzył chłopca.
- Co się stało, Albert? Jesteś chory? Chłopak z
wysiłkiem przywoływał na twarz blady uśmiech.
- Jeżdzę już drugą zmianę z rzędu. Zastępuję
Corky'ego. Jest chory. Dostał czyraków. Chyba
trochę za mało zjadłem. Wysoki mężczyzna o
piwnych oczach wyłowił z kieszeni zmięty
banknot pięciodolarowy i podsunął go chłopcu
pod nos. Windziarz wybałuszył oczy i
gwałtownie się wyprostował.
- Rany, panie Malvern. Nie chciałem...
- Daj spokój, Albert. Cóż to jest piątka między
kumplami? Kup sobie na mój rachunek jakieś
ekstra żarcie. Wyszedł z windy. Ruszył
korytarzem.
- Mięczak... - mruknął pod nosem. Mężczyzna,
który wyskoczył zza rogu, omal nie zwalił go z
nóg. Zachwiał się, wymijając ramię Malverna, i
podbiegł do windy.
- Na dół! - rzucił ostro. Malvern dostrzegł
mokry od deszczu kapelusz, a pod nim parę
czarnych, bardzo blisko osadzonych oczu, które
patrzyły w pewien, dobrze mu znany, dziwny
 
sposób. Oczy narkomana. Winda spadła w dół
niczym bryła ołowiu. Malvern spoglądał przez
długą chwilę tam, gdzie przed chwilą była, po
czym poszedł w głąb korytarza i skręcił za róg.
Na progu otwartych drzwi do apartamentu 914
zobaczył dziewczynę. Leżała na boku, w
połyskliwej stalowoszarej piżamie, tuląc
policzek do puszystego chodnika na korytarzu.
Miała bujne, lśniące włosy koloru pszenicy,
precyzyjnie ułożone w fale. Każdy włos na
swoim miejscu. Była młoda, bardzo ładna i
wyglądało na to, że żyje. Malvern przykucnął i
dotknął jej policzka. Był ciepły. Delikatnie
odgarnął dziewczynie włosy i zobaczył siniaka.
- Uśpiona - mruknął przez zaciśnięte zęby.
Wziął dziewczynę na ręce, przeniósł przez
krótki przedpokój do salonu w apartamencie i
ułożył na obitej welurem kanapie, obok
gazowego kominka. Leżała bez ruchu. Miała
zamknięte oczy, a twarz mimo makijażu siną.
Zamknął drzwi na korytarz i obejrzał
apartament. Potem wrócił do przedpokoju. Z
podłogi, tuż przy boazerii, podniósł błyszczący
przedmiot: siedmiostrzałowy pistolet z kościaną
rękojeścią, kaliber 22. Powąchał go, schował do
kieszeni i poszedł do dziewczyny. Z wewnętrznej
kieszeni marynarki wyjął wielką srebrną
piersiówkę, zdjął nakrętkę, rozchylił usta
dziewczyny i wylał whisky na małe, białe zęby.
Zakrztusiła się i poderwała spoczywającą na
jego dłoni głowę. Otworzyła oczy, chabrowe z
 
lekką domieszką purpury, i spojrzała czujnie.
Malvern zapalił papierosa. Stał i obserwował ją.
Poruszyła się.
- Smakuje mi twoja whisky - wyszeptała po
chwili. - Możesz jeszcze nalać? Nalał do szklanki
przyniesionej z łazienki. Dziewczyna bardzo
powoli usiadła, dotknęła głowy i jęknęła. Potem
z dłoni Malverna wzięła szklankę i przechyliła ją
ruchem świadczącym o pewnej rutynie.
- Wciąż mi smakuje - powiedziała. - Kim pan
jest? Głos miała niski i miękki. Podobał mu się.
- Ted Malvern. Mieszkam w dziewięćset
trzydzieści siedem, na tym samym korytarzu.
- Chyba... chyba zemdlałam.
- Mhm... Zostałaś ogłuszona, aniołku. Taksował
ją uważnie, a w kąciku jego ust błąkał się
uśmiech. Dziewczyna szerzej otworzyła oczy,
które zalśniły jak pokryte warstewką ochronnej
emalii.
- Widziałem tego oprycha - ciągnął. - Kokaina
wysypywała mu się uszami. A to twoja broń.
Wyjął z kieszeni pistolet i trzymał go w otwartej
dłoni.
- Wychodzi na to, że będę musiała opowiedzieć
jakąś bajeczkę - powoli powiedziała dziewczyna.
- Mnie nie musisz. Jeżeli wpakowałaś się w
kabałę, może mógłbym ci pomóc. To zależy.
- Od czego? W jej głosie pojawiły się zimne,
ostrzejsze tony.
- Od tego, co to za afera - cicho odparł Malvern.
Wyciągnął magazynek z małego pistoletu i
 
obejrzał nabój. - Pociski w miedziano-niklowych
płaszczach, co? Wiesz, czym strzelać, aniołku.
- Musisz mnie nazywać aniołkiem?
- Nie wiem, jak masz na imię. Uśmiechnął
się,podszedł do biurka przy oknach i położył
broń na blacie, obok dwóch fotografii w
skórzanej ramce. Zrazu rzucił na nie okiem bez
zainteresowania, lecz po chwili popatrzył
uważniej. Na zdjęciach zobaczył przystojną
brunetkę i chudego blondyna o zimnym
spojrzeniu, w sztywnym, wysokim kołnierzyku.
Wielki węzeł krawata i wąskie klapy marynarki
wskazywały na to, że zdjęcie wykonano w
czasach bardzo odległych. Malvern przyjrzał się
mężczyźnie.
- Jestem Jean Adrian. Tańczę w lokalu "U
Cyrana" - powiedziała za jego plecami
dziewczyna. Malvern wciąż wpatrywał się w
zdjęcie.
- Benny Cyrano jest moim kumplem - wyznał z
roztargnieniem. - To twoi rodzice? Odwrócił się
i spojrzał na dziewczynę. Powoli podniosła
głowę. W jej chabrowych oczach błysnęło coś, co
przypominało strach.
- Tak. Od dawna nie żyją - odparła głucho. - Są
jeszcze pytania? Malvern szybko podszedł do
kanapy i stanął przed dziewczyną.
- Okay - powiedział pojednawczo. - Jestem
wścibski. I co z tego? To moje miasto. Rządził
nim mój ojciec. Stary Marcus Malvern,
"przyjaciel ludzi". Hotel też jest mój. Mam w
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin