Coelho Paulo - Być jak płynąca rzeka.pdf

(537 KB) Pobierz
Coelho Paulo - Byc jak plynaca
PAULO COELHO
BYĆ JAK PŁYNĄCA RZEKA
Myśli i impresje 1998 - 2005
Z portugalskiego przełożyła Zofia Stanisławska - Kocińska
Być jak płynąca rzeka
Milcząc w środku nocy
Bez strachu przed jej mrokiem
Gdy na niebie gwiazdy - być ich odbiciem
Kiedy niebo zaciąży chmurami
A chmury jak rzeka wodą się staną
Być ich odbiciem beztroskim
W spokojnych głębinach
Manoel Bandeira
 
Wstęp
Kiedy miałem piętnaście lat, powiedziałem matce:
- Odkryłem swoje powołanie. Chcę być pisarzem.
- Synu - odparła ze smutkiem matka - twój ojciec został inżynierem. Jest
człowiekiem myślącym logicznie, rozsądnym, praktycznie patrzy na świat. Wiesz,
czym się zajmuje pisarz?
- Pisze książki.
- Twój wujek Haroldo jest lekarzem i też pisze książki, a kilka nawet wydał.
Zostań inżynierem, a w wolnych chwilach pisz książki.
- Nie, mamo. Ja chcę być tylko pisarzem, a nie inżynierem piszącym książki.
- A czy ty w ogóle znasz jakiegoś pisarza? Widziałeś kiedyś pisarza?
- Nie widziałem. Jedynie na zdjęciach.
- No to jak chcesz zostać pisarzem, skoro nie wiesz, co to znaczy?
Aby odpowiedzieć matce, postanowiłem zrobić dokładny wywiad. Oto co na
początku lat sześćdziesiątych odkryłem na temat zawodu pisarza:
Pisarz zawsze nosi okulary i niezbyt dokładnie się czesze. Połowę czasu
spędza obrażony na świat, drugą połowę w depresji. Mieszka w barach, dyskutując z
innymi rozczochranymi pisarzami okularnikami. Mówi pokrętnie. Ma niesamowite
pomysły na swoją kolejną powieść i nienawidzi tej, którą właśnie wydał.
Pisarz ma potrzebę - ba, wręcz obowiązek - być niezrozumianym przez swoje
pokolenie, inaczej nigdy nie zostanie uznany za geniusza. Dlatego jest przekonany, że
urodził się w czasach powszechnej miernoty. Bez końca zmienia i poprawia każde na-
pisane przez siebie zdanie. Słownictwo przeciętnego człowieka obejmuje trzy tysiące
słów, ale prawdziwy pisarz ich nie używa, ponieważ w słowniku jest jeszcze 189
tysięcy haseł, a on nie jest człowiekiem zwyczajnym.
Tylko koledzy po piórze rozumieją, co pisarz chciał powiedzieć. Jednak on
nienawidzi ich w duchu, ponieważ chcą zająć to samo wolne miejsce, które historia
literatury, idąc przez wieki, zostawia właśnie jemu.
Pisarz rozumie tematy, których same nazwy budzą lęk: semiotyka,
epistemologia, neokonkretyzm.
Gdy pisarz chce kogoś zaskoczyć, mówi na przykład: „Einstein był kretynem”
albo „Tołstoj to burżuazyjny pajac”. Wszyscy są oburzeni, ale powtarzają, że teoria
względności jest chybiona, a Tołstoj bronił rosyjskiej arystokracji.
Pisarz, chcąc uwieść kobietę, mówi: „Jestem pisarzem” i gryzmoli na serwetce
 
wiersz - to zawsze działa.
Będąc wielkim erudytą, pisarz zawsze znajdzie racę jako krytyk literacki. Jest
to jedyna chwila, gdy żyje dobroduszność, pisząc o książkach swych kolegów.
Krytyka w połowie składa się z cytatów zaczerpniętych z obcych autorów, w połowie
zaś analiz tekstu, zawierających takie sformułowania, jak: „konstrukcja
epistemologiczna” lub „wizja wpisująca się w główny wątek”. Gdy ktoś to czyta,
myśli: „Ale mądry facet”, po czym rezygnuje z kupienia książki, gdyż nie ma pojęcia,
jak ją czytać, gdy natknie się na „konstrukcję epistemologiczna”.
Pisarz, zagadnięty, co obecnie czyta, zwykle cytuje książkę, o której nikt nie
słyszał.
Istnieje tylko jeden utwór, który budzi zgodny podziw pisarza i jego kolegów:
Ulisses Jamesa Joyce'a. Pisarz nigdy nie mówi o tej powieści źle, ale gdy go zapytać,
o czym jest, nie potrafi jasno odpowiedzieć, co budzi podejrzenia, że może jej nie
czytał. To bardzo dziwne, że Ulisses nie doczekał się wznowienia, skoro wszyscy
pisarze uważają go za arcydzieło. Może przyczyną jest głupota wydawców, którym
koło nosa przechodzi okazja zbicia fortuny na książce przez wszystkich znanej i
lubianej.
Uzbrojony w powyższą wiedzę, wróciłem do matki i dokładnie
wytłumaczyłem jej, kim jest pisarz. Była trochę zdziwiona.
- Łatwiej być inżynierem - skwitowała. - Poza tym nie nosisz okularów.
Za to chodziłem rozczochrany, z paczką gauloises'ów w kieszeni i tekstem
sztuki pod pachą (nosiła tytuł Limites da Resistencja , którą - ku mojej radości -
pewien krytyk uznał za „najbardziej zwariowany spektakl”). Studiowałem Hegla i
mimo wszystko byłem zdecydowany przeczytać Ulissesa. pewnego dnia zjawił się
u mnie muzyk rockowy, poprosił, abym napisał słowa do jego piosenek, czym wybił
mi z głowy poszukiwanie drogi do wieczności i sprawił, że wróciłem na ścieżkę
zwykłych ludzi.
Później dzięki temu zjeździłem pół świata, zmieniając kraje częściej niż buty,
jak mawiał Bertolt Brecht. Na kolejnych stronach znajdują się wspomnienia
przeżytych chwil, historie, które mi opowiedziano, refleksje towarzyszące kolejnym
etapom mojej życiowej wędrówki.
Zamieszczone tutaj teksty ukazały się w prasie na całym świecie, a teraz
zostały specjalnie zebrane na prośbę czytelników.
Autor
 
Dzień w wiatraku
Moje życie w tej chwili przypomina symfonię składającą się z trzech części o
odmiennym tempie: „dużo ludzi”, „mało ludzi” i „brak ludzi”. Każda z nich trwa
mniej więcej cztery miesiące w roku, często przeplatając się ze sobą w ciągu jednego
miesiąca, ale nigdy nie mieszając.
„Dużo ludzi” to czas spotkań z publicznością, wydawcami, dziennikarzami.
„Mało ludzi” zaczyna się, gdy wyjeżdżam do Brazylii, spotykam się ze starymi
przyjaciółmi, spaceruję po Copacabanie, idę na przyjęcie, a najczęściej siedzę w
domu.
Dzisiaj jednak chciałbym skupić się na części „brak ludzi”. Nad pirenejską
wioską liczącą dwustu mieszkańców, której nazwę wolałbym przemilczeć, zapada
właśnie zmierzch. Niedawno kupiłem tu stary wiatrak przerobiony na dom.
Codziennie rano budzę się z pianiem kogutów, piję kawę i wychodzę na spacer
pośród krów i baranów, pól kukurydzy i łanów zboża. Podziwiam góry i - w
odróżnieniu od tempa „dużo ludzi” - zupełnie nie myślę o tym, kim jestem. Nie mam
pytań, więc nie szukam odpowiedzi, żyję wyłącznie chwilą obecną, przypominam
sobie o istnieniu czterech pór roku (wiem, że wydaje się to oczywiste, ale czasem o
tym zapominamy) i zmieniam się jak ten pejzaż wokół mnie.
W takiej chwili nie obchodzi mnie, co dzieje się w Iraku czy Afganistanie. Jak
dla każdego, kto żyje w głębi kraju, najważniejsze są dla mnie informacje o pogodzie.
Wszyscy mieszkańcy tej mieściny wiedzą, kiedy będzie padać, zrobi się zimno lub
zacznie wiać, ponieważ dotyczy to bezpośrednio ich życia, planów, zbiorów. Widzę
rolnika orzącego pole, mówimy sobie „dzień dobry”, wymieniamy uwagi na temat
prognozy pogody, po czym każdy wraca do swych zajęć, on do swego pola, ja do dłu-
giego spaceru.
Wracam, sprawdzam pocztę, w skrzynce znajduję lokalny dziennik. W
sąsiedniej wiosce będzie bal; w barze dużego, czterdziestotysięcznego miasta Tarbes
odbędzie się konferencja; w nocy ktoś podpalił śmietnik i wezwano strażaków.
Tematem elektryzującym okolicznych mieszkańców jest informacja o przyłapaniu
grupy ludzi na wycinaniu platanów rosnących wzdłuż wiejskiej drogi. Podobno
spowodowały śmierć motocyklisty. Artykuł zajmuje całą stronę i składa się z
wywiadów przeprowadzonych w ciągu kilku dni na temat „tajemniczej szajki”, która
chcąc „pomścić” śmierć chłopaka, niszczyła drzewa.
Kładę się nad brzegiem strumyka przepływającego obok wiatraka. Spoglądam
 
na bezchmurne niebo - w samej Francji upalne lato kosztowało życie pięciu tysięcy
osób. Wstaję i idę poćwiczyć kyudo, rodzaj medytacji z łukiem i strzałą, co zajmuje
mi ponad godzinę dziennie. Zbliża się pora obiadu, przygotowuję więc skromny
posiłek i nagle mój wzrok pada na dziwny przedmiot ukryty w zakamarkach starej
budowli. Ma monitor i klawiaturę, podłączony do sieci - co za cudowna rzecz -
łączem o ogromnej szybkości, zwanym DSL - em. Wiem, że z chwilą gdy nacisnę
guzik, świat stanie przede mną otworem.
Opieram się, jak tylko mogę, ale wreszcie przychodzi chwila, gdy mój palec
naciska klawisz z komendą „połącz” i znów mam kontakt ze światem, z brazylijskimi
gazetami, książkami, z wiadomościami z Iraku, Afganistanu. Są prośby o wywiady,
których mam udzielić, zawiadomienie, że jutro pocztą przyjdzie bilet lotniczy. Jedne
decyzje można odłożyć , inne trzeba podjąć natychmiast. Pracuję o różnych porach,
gdyż taki wybrałem zawód, taka jest moja osobista historia, bo wojownik światła wie,
jakie ma powinności i zobowiązania. Jednak w symfonicznej części „brak ludzi”
wszystko, co pojawia się na monitorze komputera, zdaje się dalekie, tak jak wiatrak
staje się snem, gdy wpadam w rytm „dużo” lub „mało” ludzi.
Zachodzi słońce, komputer wyłączony, świat na powrót skurczył się do pól,
zapachu ziół, ryczenia krów, głosu pastucha zapędzającego owce do obory obok
wiatraka.
Zastanawiam się, jak to się dzieje, że w ciągu jednego dnia mogę znaleźć się
w dwóch tak odmiennych światach. Nie znam odpowiedzi, ale wiem, że sprawia mi to
radość i odczuwam przyjemność, pisząc te słowa.
Człowiek, który wierzył w swoje sny
Urodziłem się w szpitalu św. Józefa w Rio de Janeiro. Poród był
skomplikowany i moja matka oddała mnie pod opiekę temu świętemu, by mnie
wspierał. Józef stał się dla mnie stałym punktem odniesienia, a od 1987 roku, od
czasu mojej pielgrzymki do Santiago de Compostella, co roku 19 marca wyprawiam
przyjęcie na jego cześć. Zapraszam przyjaciół, ludzi pracowitych i uczciwych, i przed
kolacją wspólnie modlimy się za wszystkich, którzy starają się godnie wykonywać
swoją pracę. Także za bezrobotnych, pozbawionych perspektyw na przyszłość.
W kilku słowach poprzedzających modlitwę zwykle przypominam o tym, że
słowo „sen” pojawia się w Nowym Testamencie pięć razy, z czego cztery w
odniesieniu do Józefa cieśli. Za każdym razem anioł przekonuje go, by zrobił coś
zupełnie innego niż to, co zamierzał. Anioł nakłania go, by nie opuszczał żony, która
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin