Robyn Amos
A jednak bohater
Prolog
Keshon Gray stał na dachu modnego nocnego
klubu, w którym udawał bramkarza. Miał teraz przerwę
na papierosa. Przedtem nadzorował rozładunek
transportu kokainy, ale już prawie o tym zapomniał.
Nie myślał nawet o skrzynkach z półautomatycznymi
karabinami maszynowymi ukrytych w magazynie za
stosami papierowych kubków. W ogóle o niczym nie
myślał. Tak było bezpieczniej.
Wydmuchnął kłąb dymu. Przyglądał się, jak
siwy dym miesza się z chłodnym powietrzem listopadowej
nocy.
Kiedyś nie cierpiał papierosów. Gdzieś w podświadomości
wciąż jeszcze żyło w nim wspomnienie
czasów, kiedy przysięgał sobie, że nigdy w życiu nie
sięgnie po papierosa.
Po raz pierwszy zapalił, żeby udowodnić chłopakom,
że jest prawdziwym mężczyzną. Mimo że już
dawno wyrósł z tego rodzaju potrzeb, nawyk pozostał,
jak wypalone zgliszcza po pożarze. Każde z jego
wcieleń, każda z ról, jaką grał w ciągu ostatnich lat
– a było ich wiele – spowijało jego duszę kolejną
warstwą goryczy. Nic nie mógł na to poradzić; nie miał
wyboru. Ani teraz, ani wtedy, przed trzynastoma laty.
Zapewne nie wybrał najlepszej drogi życiowej, ale
wybrał ją po to, by przetrwać. Nie po to, żeby on sam
przetrwał, lecz ktoś inny. Postanowił zrobić wszystko,
co w jego mocy, ale widocznie nie był wtedy dość
szybki ani wystarczająco silny i ktoś, kogo kochał jak
brata, umarł.
Ścisnęło go w gardle. Poczuł, że się dusi. Zakaszlał
z trudem, z wysiłku łzy nabiegły mu do oczu.
Nawet teraz, po wielu latach, nie potrafił myśleć
o tamtym wydarzeniu z zimną obojętnością, z jaką
traktował teraźniejszość. Od tamtej pory Gray już
nigdy niczego nie spaprał. Do każdego nowego
zadania podchodził w taki sposób, jakby od jego
sukcesu zależało czyjeś życie. Zresztą, najczęściej
tak właśnie było.
Po powrocie do Los Angeles związał się ponownie
z członkami gangu, do którego kiedyś należał. Ci,
którzy nie zginęli i nie siedzieli w więzieniu, żyli
z dnia na dzień i jeśli w ogóle czymś się zajmowali, to
tylko drobnym handlem narkotykami. Zarabiali akurat
tyle, żeby starczyło na działkę. Gray pozbierał ich
z ulicy, powyciągał z piwnic, w których tracili czas,
ćpając bez opamiętania. Dał im szansę. Z drobnych
handlarzy ulicznych mieli się zmienić w grube ryby
podziemnego świata. Żeby zarabiać naprawdę wielkie
pieniądze, trzeba było mieć odpowiednie kontakty,
które Gray już miał i które starannie pielęgnował.
6 Robyn Amos
Wystarczyło kilka niedużych transportów broni, by
stał się najprawdziwszym gangsterem dysponującym
zorganizowaną grupą karnych ludzi. Miał też całkiem
niezłą siedzibę. ,,Ocean’’, bardzo modny elegancki
klub w Los Angeles, stanowił doskonałą przykrywkę
dla działalności grupy.
Tajna rządowa agencja, dla której Gray pracował,
nazywała się SPEAR*. Agencja była tak utajniona, z˙e
opro´cz prezydenta tylko nieliczni członkowie rza˛du
wiedzieli o jej istnieniu. Ci, kto´rzy wiedzieli, uwaz˙ali
SPEAR za najbardziej elitarna˛, najlepiej wyszkolona˛
antyterrorystyczna˛grupe˛ operacyjna˛nie tylko wAmeryce,
ale i na s´wiecie. A jednak w jej szeregach znalazł sie˛
zdrajca. Stanowił wie˛ksze zagroz˙enie niz˙ wszystkie inne
niebezpieczen´stwa razem wzie˛te. Na szcze˛s´cie udało sie˛
go wytropic´. Teraz trzeba było tylko wykurzyc´ go z nory
i zlikwidowac´. Włas´nie na tym polegała misja Graya.
Patrzył na tla˛cy sie˛ koniuszek papierosa. Pstrykna˛ł
palcami. Przygla˛dał sie˛, jak niedopałek spada z dachu
w ge˛sta˛ ciemnos´c´ na dole.
Koniec przerwy na papierosa, mina˛ł czas przeznaczony
na z˙ałobe˛ po straconych moz˙liwos´ciach.
Skoro raz sie˛ zdecydował, musiał teraz ponosic´
konsekwencje. Nikogo nie obchodziło, z˙e podejmuja˛c
decyzje˛, nie mys´lał o własnych potrzebach, z˙e po latach
z˙ycia w roli przeste˛pcy sam juz˙ nie bardzo wiedział, jaki
jest naprawde˛. Poszukiwanie człowieka, kto´rym był
*SPEAR (j. ang.), czyli: Stealth – tajność; Perseverance
– wytrwałość; Endeavar – dążenie; Attack – atak; Rescue
– ratunek (przyp. tłum.).
A jednak bohater 7
kiedys´, nie miało z˙adnego sensu, tym bardziej z˙e tamten
człowiek tak naprawde˛ nigdy nie istniał. Gray miał
zaledwie szesnas´cie lat, kiedy stracił kontrole˛ nad
własnym z˙yciem.
Poprawił kołnierz czarnego swetra, kto´ ry nosił do
czarnych dz˙inso´w i czarnej koszulki.
Koniec przerwy. I koniec spogla˛dania w przeszłos´c´.
Ska˛d miał wiedziec´, z˙e wkro´ tce stanie twarza˛wtwarz
z jedyna˛ osoba˛, kto´ ra znała prawdziwego Keshona
Graya?
8 Robyn Amos
Rozdział pierwszy
Rennie Williams była dobrym psychologiem.Wiedziała,
że nawet małe zwycięstwa zasługują na to,
żeby je uczcić.
Uśmiechnęła się do swoich dwóch przyjaciółek.
Wszystkie trzy były na co dzień bardzo zapracowane,
toteż niezmiernie rzadko mogły sobie pozwolić na
wspólne spędzenie wieczoru. Właśnie nadrabiały stracony
czas.
– ZaMarlenę – powiedziała Rennie, unosząc kieliszek
z margaritą.
Spojrzała na przyjaciółkę, którą spotkała jako pierwszą
osobę po swoim powrocie do Los Angeles. Marlena
pracowała jako prawniczka w kancelarii adwokackiej,
do której Rennie zadzwoniła z prośbą o pomoc
w załatwieniu kilku ważnych spraw.
– Za jedyną kobietę, jaką kiedykolwiek przyjęto
do kancelarii Loudon, Crosby i Wade.
Potem zwróciła się do drugiej z siedzących przy
stoliku kobiet, Alise, lekarki pracującej w Klinice
Planowania Rodziny. Klinika ta miała swoją siedzibę
w Centrum Pomocy Potrzebującym w Los Angeles.
Wtym samym centrum i nawet na tym samym piętrze
znajdował się gabinet Rennie.
– Za Alise – powiedziała. – Po dwóch latach
zmężczyzną, który na ciebie nie zasługiwał, nareszcie
znów jesteś wolna. I za mnie. Za mój pierwszy rok we
własnym gabinecie.
Obie jej przyjaciółki wzniosły kieliszki.
– Jeszcze nie skończyłam – zaprotestowała Rennie.
– Za naszą energię, mądrość i siłę – dokończyła
toast. – Udowodniłyśmy, że nic nie jest dla nas
niemożliwe.
Marlena i Alise stuknęły się kieliszkami z Rennie.
Miniony rok nie był łatwy dla Rennie, ale właśnie
dzięki temu ten kolejny mały sukces stał się jeszcze
bardziej znaczący. Tego wieczoru jedna z jej pacjentek,
Sarita Juarez, miała po raz pierwszy zaśpiewać
w klubie ,,Ocean’’. Dlatego Rennie tu przyszła,
dlatego zaprosiła przyjaciółki. Młode kobiety mogły
się wreszcie spotkać, a przy okazji Rennie mogła
okazać poparcie swojej podopiecznej, o którą uparcie
walczyła przez ostatnich kilka miesięcy.
Rennie ocknęła się z zamyślenia. Okazało się, że
Alise i Marlena dyskutują o czymś z przejęciem.
Mówiły, jak zwykle, o mężczyznach.
– Ty jesteś psychologiem, Ren – powiedziała
Marlena, patrząc na Rennie tym swoim słynnym
przeszywającym na wylot spojrzeniem. – Powiedz
nam, dlaczego źli mężczyźni tak bardzo pociągają
kobiety.
10 Robyn Amos
– Jakim cudem zeszłyście na ten temat? – Zaskoczona
Rennie spoglądała to na jedną przyjaciółkę,
to na drugą.
– Marlena ma swoją teorię. – Alise uśmiechnęła się
z lekką kpiną. – Twierdzi, że niektórzy mężczyźni są
jak trucizna, której nie można się oprzeć. Uważa, że
jeśli wszystkie trzy się nad tym zastanowimy, to może
uda nam się znaleźć odtrutkę.
– Oczywiście, że musi być jakaś teoria psychologiczna
na poparcie mojej teorii. Prawda, Rennie?
– O tej porze nie pracuję. – Rennie wypiła łyk
alkoholu. Było jej przyjemnie i dobrze się bawiła.
Nie miała ochoty na żadne poważne rozmowy o mężczyznach.
– Masz. –Marlena położyła na stoliku dwadzieścia
dolarów. – To chyba wystarczy za kwadrans twojego
czasu. No, mów – rozkazała.
– Dobrze. – Rennie roześmiała się i rzuciła banknotemwprzyjaciółkę.
Marlena była jedną z tych osób,
które przywykły stawiać na swoim; nie było sensu się
z nią kłócić. – To nawet nie jest tak bardzo skomplikowane.
Kobieta ma w genach potrzebę oswajania
dzikich bestii. Pociągają nas źli mężczyźni, ponieważ
często są bardzo atrakcyjni i niebezpieczni, a my
w głębi duszy wierzymy, że potrafimy ich zmienić.
– Oczywiście, ale przecież dobrze wiemy, że to...
– Daj spokój – przerwała Marlenie Alise. – Nie
udawaj, że nigdy nie czułaś mięty do żadnego łobuza.
Pamiętasz Troya Hopkinsa?
Marlena aż się zarumieniła.
A jednak bohater 11
– Niewiele wiedziałam o tych sprawach. A zresztą
strasznie trudno jest się oprzeć facetowi, który tak
wspaniale wygląda w dżinsach.
– Co najmniej połowa dziewcząt z naszego college’u
myślała podobnie. – Roześmiała się Alise. – On
miał tyle narzeczonych, że Marlena musiała sobie
zamawiać randkę z trzytygodniowymwyprzedzeniem.
– Dobrze, dobrze. – Marlena jednym haustem
opróżniła kieliszek. – Zejdźcie ze mnie.
– Moją historię znacie. – Alise mięła w palcach
serwetkę. – Mam szczęście, że udało mi się pozbyć
Rona, zanim wydał resztę moich oszczędności. A ty,
Rennie? Czy ty też kiedyś spotykałaś się z jakimś
łobuzem?
– Nie – odpowiedziała bez namysłu, wpatrzona
w wirujące na parkiecie pary.
W jej życiu nie było wielu mężczyzn. Tych kilku,
z którymi chodziła w college’u, to typowe mole
książkowe. Żaden nigdy nie narzekał, że musi z nią
siedzieć w bibliotece w sobotni wieczór.
Los dał Rennie jedną szansę namilion: stypendium
do college’u. Nie zamierzała tej szansy zmarnować,
dlatego każdą wolną chwilę poświęcała na naukę.
Stroniła odtowarzystwa.Nie tylko dlatego, żewolała się
na nicnie narażać, lecz także dlatego, żebyła tak otępiała
uczuciowo, że niemiała ochoty na żadne przyjemności.
– Nigdy nie umówiłaś się z żadnym łobuzem?
Nawet w podstawówce? – dopytywała się Alise. – Żaden
z nich nie jeździł z niedozwoloną szybkością? Nie
palił papierosów w toalecie?
12 Robyn Amos
– No, cóż... Może jeden, ale on nie był prawdziwym
łobuzem, tylko wszyscy uważali go za łobuza.
– Stara śpiewka – zaśmiała się Marlena. – ,,Nikt go
nie rozumie’’. Ale niech ci będzie. Powiedz nam,
dlaczego uważano go za łobuza.
– Ponieważ należał do gangu – odparła Rennie bez
zastanowienia.
Ledwie zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała,
poczuła, jak na jej policzki wypływa gorący rumieniec.
Alise i Marlena wychowały się w normalnych rodzinach,
mieszkały w małych domkach na przedmieściu.
Nie mogła od nich wymagać, by rozumiały,
jak bardzo skomplikowane było życie Rennie w tamtych
czasach.
– O rany! – Oczy Alise zrobiły się wielkie jak
spodki.
– Był w gangu? – zainteresowała się Marlena.
– W takim młodzieżowym?
– Mniej więcej. – Rennie poczuła się bardzo
skrępowana i była zła na siebie. Po co w ogóle
przyznała się do tamtej znajomości? – W takim
całkiem lokalnym gangu.
Marlena uśmiechnęła się. Najwyraźniej świetnie
się bawiła. A to oznaczało, że zamierza przyprzeć
Rennie do muru.
– A jak ten twój facet wyglądał w dżinsach?
– spytała.
Rennie zdziwiła się, że po tylu latach wciąż jeszcze
boli ją serce, kiedy tylko pomyśli o Grayu. Tyle
smutku, tyle pytań o to, co by było, gdyby... A jednak
A jednak bohater 13
mimo bólu Rennie nadal myślała o nim z żarem, który
rozpalał jej serce do białości.
– Był bardzo przystojny – powiedziała. Marzyła
o tym, żeby przyjaciółki wreszcie zmieniły temat.
– Miał jasną cerę i sylwetkę tancerza. Naprawdę
jeszcze więcej wam trzeba?
Ten opis nie w pełni oddawał wygląd Graya, ale
całkowicie wystarczył przyjaciółkom Rennie.
Alise odsunęła prawie pełny kieliszek, nachyliła się
nad stolikiem.
– Jaki on był? – spytała, niemal dotykając ustami
twarzy Rennie.
– Gray? Troszczył się o mnie. Dbał, żeby nikt mi
nie zrobił krzywdy i...
– Gray? – Zdziwiła się Marlena. – Naprawdę miał
tak na imię?
– Na imię miał Keshon. Matka dała mu to imię
po jakimś wujku... Ale wszyscy zawsze mówili do
niego Gray.
– Opowiadaj, dziewczyno. Ze szczegółami. –Marlena
już się rozgrzała. – Na razie powiedziałaś o nim
same dobre rzeczy, ale należał do gangu, więc nie
mógł być aniołem.
– Nie twierdzę, że był aniołem, chociaż to wcale
nie było tak, jak myślisz. Wstąpił do gangu tylko po to,
żeby opiekować się moim starszym bratem.
– Twój brat był członkiem gangu? – zdumiała się
Alise. – Ja nawet nie wiedziałam, żemasz brata. Nigdy
o nim nie wspominałaś.
– Zabili go, kiedy miałam czternaście lat. – Rennie
14 Robyn Amos
wypiła resztkę margarity. Czuła się jak na wystawie.
Tego okresu swego życia nie chciała nawetwspominać.
Koleżanki wyraziły swoje współczucie, po czym
zapadła krępująca cisza.
– Przepraszam. – Renie odezwała się pierwsza.
– Nie chciałam was zasmucić. Spotkałyśmy się, żeby
się dobrze bawić, a nie wspominać trudne chwile...
Alise jeszcze nie otrząsnęła się z wrażenia, lecz
Marlena natychmiast spełniła nie wypowiedzianą prośbę
Rennie. Zmieniła temat.
– Kiedy ta twoja Sarita zaczyna występ? – spytała,
poruszając rękami w takt muzyki. – Mam straszną
ochotę potańczyć.
– Za chwilę powinna wyjść na scenę – odparła
Rennie, spojrzawszy na zegarek.
I rzeczywiście, wkrótce światła przygasły, zapowiedziano
występ Sarity.
Kurtyna się rozsunęła, ukazując orkiestrę stojącą
przed ogromnym zamkiem z piasku, czerwone i żółte
reflektory omiatały scenę. Pojawiła się Sarita ubrana
w króciutką sukienkę w niebieskim, odblaskowym
kolorze. Zapalono światła, piosenkarka zaczęła występ.
Rytmiczne dźwięki bębnów sprawiły, że Rennie
i jej przyjaciółki cały czas poruszały się w takt muzyki,
zupełnie jakby tańczyły na siedząco. Marlena wstała
pierwsza, wzięła jakiegoś chłopaka stojącego przy
barze i zakręciła się z nim po parkiecie.
Sarita zaśpiewała jeszcze cztery piosenki. Potem
światła na scenie zbladły, piosenkarka znikła za
kurtyną.
A jednak bohater 15
Marlena wróciła do stolika. Papierową serwetką
otarła spocone czoło.
– Ale było fajnie – mówiła zadyszana. – Dlaczego
nie poszłyście tańczyć?
– Nie miałyśmy ochoty na publiczne występy
– roześmiała się Alise. – A ty gdzie się nauczyłaś tych
modnych kroków?
– Mój były narzeczony nauczył mnie tańczyć salsę.
Był strasznie nudny, chyba że poszło się z nim na
tańce...
Trzy młode kobiety wybuchnęły głośnym śmiechem.
– Zaraz wracam – powiedziała Rennie, wstając.
– Idę za kulisy. Chcę pogratulować Saricie sukcesu.
Flex i Los układali skrzynki, gdy Gray wszedł do
magazynu. Choć wiele lat spędzili z dala od siebie,
Gray wiedział, że gdyby było trzeba, chłopcy bez
namysłu osłoniliby go własnym ciałem. Tak samo jak
wtedy, kiedy mieli po szesnaście lat i razem włóczyli
się po mieście.
Zostało ich już tylko pięciu. Razem z Grayem. Nic
tak nie łączy grupy jak świadomość, że jeden gotów
oddać życie za drugiego. Członkostwo w gangu dawało
tę gwarancję. To była rodzina z wyboru, nie
związana żadnymi więzami krwi ani tym bardziej
genetycznymi uwarunkowaniami. Żyć w gangu to
znaczyło nigdy nie być samotnym ani zdanym wyłącznie
na siebie.
Ta prosta prawda powinna ułatwić Grayowi zada-
16 Robyn Amos
nie, ale niestety tylko utrudniała wykonanie tego, co
musiał zrobić.
– Cześć, Gray. – Los przeszedł obok niego ze
skrzynką w rękach.
– Cześć, Los. Chciałem przyjść wcześniej, żeby
wam pomóc przy rozładunku, ale miałem kupę roboty.
– Gray podszedł do najbliżej stojącej skrzynki.
– Ile tego?
– Sześćdziesiąt skrzynek – odparł Flex, stawiając
na podłodze ostatnią.
– Popatrzmy, co tutaj mamy. – Gray zatarł ręce.
Los podał mu łom; Gray otworzył skrzynkę, odsunął
folie szczelnie wypełniające skrzynkę i przyjrzał
się karabinom.
– Nieźle. – Flex aż zagwizdał z podziwu. – Kiedy
mnie zapoznasz z jednym z nich?
Gray się roześmiał, ale zimno, bez radości.
– My już nie walczymy na froncie, kolego. Nie
myśl jak ulicznik, tylko jak biznesmen. I pamiętaj, że
jak zaczniesz na co dzień potrzebować czegoś takiego,
to znaczy, że źle z tobą.
– No, właśnie. – Los klepnął Flexa w ramię.
– Ja tylko pomyślałem, czy nie mógłbym, bo ja
wiem – Flex wzruszył ramionami – zabrać się za
kolekcjonowanie tego... albo coś w tym guście.
Gray otworzył jeszcze kilka skrzynek, przeliczył
karabiny, żeby sprawdzić, czy wszystko się zgadza.
Klient, który miał odebrać dostawę, nie był nikim
ważnym, ale Gray miał opinię solidnego dostawcy.
Bez tego nie dałoby się wypłynąć na szersze wody.
A jednak bohater 17
Największym problemem, z jakim od kilku miesięcy
się borykał, było przekonanie chłopaków, by
zaczęli patrzeć szerzej. Kiedy tylko wyjeżdżał do
miasta, oni natychmiast popełniali drobne przestępstwa,
przynoszące niewielki wprawdzie, ale szybki
zysk. Nie mieli cierpliwości do pracy, która mogłaby
dać naprawdę duży dochód.
...
Karo1510