2. Groby
Tak jak obiecała mi Alice miałyśmy dzisiaj odwiedzić grób mojej zmarłej matki. Nie wiem jak Alice chciała dojechać tam w kilka godzin i jeszcze tego samego dnia wrócić do domu.
Dzisiaj wstałam wcześnie rano – o szóstej trzydzieści. Zeszłam do salonu, gdzie Alice wraz z Jasperem (który był jej mężem, czyli moim dziadkiem) oglądali telewizję. No tak wampiry przecież nie spały.
Wczoraj z Alice zrobiłyśmy zakupy, to znaczy kupiliśmy jedzenie dla mnie, ponieważ ich lodówka była pusta.
Babcia przywitała mnie promiennym uśmiechem i zapytała na co mam ochotę. Zanim cokolwiek powiedziałam, dziewczyna już przygotowywała mi jajecznicę. Po pięciu minutach usiadłam do stołu i zajadałam się śniadaniem. Kiedy zjadłam ostatni kęs, pozmywałam po sobie i poszłam wziąć prysznic. Założyłam na siebie niebieskie dżinsy oraz czerwoną bluzkę z długim rękawem.
-Widzę, że jesteś już gotowa – uśmiechnęła się Alice – czyli możemy już jechać.
Pokiwałam głową i razem za dziewczyną poszłam do garażu. Wampirzyca usiadła już za kierownicą swojego żółtego porsche. Poszłam w jej ślady, usiadłam na miejscu pasażera i zapięłam pasy. Alice ruszyła.
-Trzymaj się mocno – zaśmiała się radośnie.
Zrobiłam jak kazała. I dobrze zrobiłam. Auto wystrzeliło jak z procy i mknęło przed siebie z zadziwiającą prędkością. Spojrzałam na licznik prędkości – 250 km na godzinę. Przeraziłam się nie na żarty. Jeśli miałybyśmy jakiś wypadek przy takiej prędkości na pewno zginiemy. Ja na pewno. Ale moja babcia tylko się uśmiechała. Teraz już wiem jak miałyśmy dotrzeć do Biloxi tak szybko. Nie chciałam się odzywać ponieważ żołądek podchodził mi do gardła.
Dziewczyna szybko i sprawienie omijała jadące przed nami auta. Ludzi, którzy szli rano do pracy po chodnikach z zachwytem patrzyło na cudo Alice i na jego prędkość. Serce łomotało mi się z przerażenia, a po godzinie jazdy już wszystko było spokojnie. Znaczy się Alicie jechała jeszcze szybciej, ale przyzwyczaiłam się do jej jazdy. Jednak ja sama nie miałam zamiaru praktykować tego na swoim audi.
-Jak ci się podoba moja jazda Scarlett? – zapytała wesoło Alice.
-Średnio, ale nie jest źle.
Alice się roześmiała na całego i dodała gazu. W końcu jazda stała dość przyjemna i opowiadałam Alice o moim życiu razem z Charlotte. Opowiedziałam jej jak mama pracowała na dwie zmiany, żebym miała co zjeść i w co się ubrać. Opowiedziałam jej o tym jak nauczyła mnie gotować i piec. Oraz o tym jak się mną opiekowała, że chodziłyśmy razem na spacery. Na każde wspomnienie Charlotte nie tylko Alice, ale i ja się wzruszałam. Byłam z Charlotte naprawdę blisko, ale niestety odeszła już do innego świata. Babcia spytała mnie o pogrzeb. Opowiedziałam jej zatem o przyjaciółce mamy, Fabii Watson. Kiedy mama umarła Fabia pomogła mi zorganizować pogrzeb. Razem wybrałyśmy trumnę i miejsce pochówku. Fabia była trzy lata młodsza od mojej mamy, była żywa i miała dużo siły. Po śmierci Charlotte przez dwa lata mieszkałam u niej w domu. Po przyjeździe do Biloxi chciałam do niej zajrzeć, ale na razie nie powiedziałam tego Alice.
-Czy mogłabyś się, gdzieś zatrzymać? Strasznie chce mi się siku.
-Jasne – odpowiedziała dziewczyna i z piskiem opon zatrzymała się przed jednym z hoteli.
Wysiadłyśmy obie z porsche, a Alice go zamknęła. Weszłyśmy do hotelu, moja towarzyszka promiennie uśmiechnęła się do recepcjonisty i spytała czy możemy skorzystać z toalety. Oczywiście recepcjonista się zgodził, byłby głupcem gdyby nie poddał się urokowi mojej babci.
Pięć minut później znowu byłyśmy w drodze do Biloxi. W między czasie przespałam się godzinkę i kolejną godzinę później byłyśmy już na miejscu. Alice zaparkowała samochód na płatnym parkingu. Zauważyłam, że Alice założyła na siebie chustkę, okulary słoneczne, płaszcz i skórzane rękawiczki. Zdziwiłam się jej strojem, ponieważ na niebie cudnie świeciło słońce. Ruszyłyśmy w stronę cmentarza. Droga tam zajęła nam pół godziny. Przeszłyśmy przez bramę cmentarną i poszłyśmy I alejką do alejki V. tam na samej górze, widniał skromny grób, na którym było imię i nazwisko mojej matki, data jej urodzenia i śmierci oraz jej zdjęcie. Takie samo jakie stało teraz na stoliku przy łóżku oprawione w ramę w domu Cullenów.
Spojrzałam bacznie na Alice. Wpatrywała się w grób swojej córki, a w jej oczach było widać ból. Wyciągnęła ze swojej torebki, dwie przepiękne znicze, podpaliła je i położyła na grobie matki. Chociaż minęły dwa lata ból w moim sercu na nowo zaczął pulsować.
-Tak mi przykro, że nie zdołałaś mnie odnaleźć i poznać – mówiła cicho moja towarzyszka do grobu Charlotte – marzyłam o córce, tak jak ty marzyłaś o matce. Może kiedyś uda nam się poznać. Obiecuję zaopiekować się Scarlett jak najlepiej będę potrafiła. Będę ją traktować jak własną córkę. Przy mnie włos z głowy jej nie spadnie – obiecała Alice mojej matce.
Ja także zaczęłam mówić do Charlotte.
-Tęsknię za tobą mamo. Nareszcie odnalazłam babcie. Będę za tobą tęsknić na zawsze.
Postałyśmy przed grobem Charlotte jeszcze przez piętnaście minut i wróciłyśmy do centrum miasta. Zaburczało mi w żołądku. Nie chciałam mówić Alice że jestem głodna jednak jej genialny słuch wychwycił moje burczenie. Poszłyśmy do restauracji i poprosiłyśmy o stolik w ciemnym miejscu. Zamówiłam ravioli z sosem pieczarkowym oraz colę. Alice zamówiła tylko colę. Patrzyła zamyślona przed siebie i się nie odzywała. Domyśliłam się, że myśli o mojej matce. Nie chciałam jej przerywać, więc jeszcze raz dokładnie przejrzałam kartę menu. Po chwili przyszło moje ravioli, więc wzięłam się do jedzenia. Wypiłam swoją colę do dna, a Alice oddała mi swoją. No tak, nie jadła i nie piła. Te wampiry były naprawdę interesujące.
-Smakuje ci? – zapytała nagle dziewczyna.
-Tak – odpowiedziałam.
-To się cieszę. Przepraszam się, że się zamyśliłam. Po prostu myślę o Charlotte. Kto nadał jej to imię?
-Pielęgniarki w szpitalu. Kiedy ją urodziłaś nagle zniknęłaś, więc nie wiadomo co z nią zrobić. Nadali jej imię, a kilka dni później twoja siostra zaopiekowała się moją mamą – powiedziałam jej to co wiedziałam, to co opowiedziała mi mama.
Dokończyłam jeść pierożki i dopiłam colę. Alice zapłaciła za mój posiłek i wyszłyśmy z restauracji.
-Alice – zaczęłam – chciałabym odwiedzić Fabię.
Dziewczyna kiwnęła głową. Dotarłyśmy do porsche Alice i pojechałyśmy pod dom Fabii. Zapukałam do drzwi i otworzyła mi Nancy Watson, wnuczka Fabii. Była trzy lata ode mnie młodsza.
-Cześć Scarlett! – wykrzyknęła na mój widok.
-Cześć Nancy – przywitałam się – czy jest Fabia?
Piękna twarz Nancy nagle posmutniała.
-Przykro mi Scarlett, ale babcia zmarła tydzień temu.
Ja także posmutniałam. Jeszcze niedawno ją widziałam i miałam się dobrze, jak zawsze. Nie mogłam uwierzyć w to, że nie żyje. Nancy powiedziała mi, że przyjaciółka mojej matki zmarła na zawał serca. Można ją był uratować, gdyby w tym czasie nie była sama w domu. Zapytałam, gdzie jest pochowana. Nancy powiedziała mi, gdzie dokładnie. Podziękowałam jej za informację, pożegnałam się z nią i wraz z Alice wróciłyśmy na cmentarz. Obok cmentarza sprzedawali znicze, więc kupiłam dwa na grób Fabii. Doszłyśmy na jej grób. Nie było na nim zdjęcie tak jak na grobie Charlotte, znajdowało się tylko imię, nazwisko, data urodzenia i data śmierci. Pochowano ją, obok jej męża. Zatem była szczęśliwa.
Postałam nad grobem Fabii przez piętnaście minut, tak jak przy grobie matki uroniłam kilka łez i wróciłyśmy z Alice do porsche. Wsiadłyśmy do niego i ruszyłyśmy w drogę powrotną. Przez cały czas byłam zszokowana śmiercią Fabii, więc nie odzywałam się prawie wcale. Byłam także zmęczona tym dniem, więc zasnęłam na trzy godziny w drodze powrotnej do domu. Obudziłam się jak wjeżdżałyśmy do Forks.
-Jak się czujesz? – zapytała troskliwie Alice.
-Dobrze się czuję – odpowiedziałam zmęczonym głosem – ta śmierć Fabii tak mnie trochę przybiła, ale już jest okej.
Alice się do mnie uśmiechnęła. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła godzina dwudziesta trzecia. Nie wiedziała, że jest już tak późno. Wjechałyśmy na leśną ścieżkę prowadzącą do domu Cullenów. Moja towarzyszka wjechała do garażu, a ja wyszłam z porsche. Razem udałyśmy się do salonu, gdzie czekała już na mnie kolacja przygotowana przez Esme.
-Jak się udała podróż? – zapytał Jasper.
-Dobrze – odpowiedziała Alice i pocałowała go w usta.
Usiadłam na kanapie i zaczęłam jeść kanapki. Nagle poczułam otępienie. Nie czułam już bólu po stracie Charlotte i Fabii. Nie wiedziałam co się dzieje. Z wyjaśnieniami przyszła mi Alice.
-Jasper steruje twoimi uczuciami. Potrafi wyczuwać czyjeś emocje i zmieniać je na lepsze i gorsze – powiedziała szybko widząc moją minę.
Kiwnęłam głową i szeroko ziewnęłam. Dokończyłam jeść, Esme wzięła ode mnie brudny talerz, a ja zmęczona żeby wziąć prysznic poszłam spać. Zasnęłam bardzo szybko. Dzisiaj śniła mi się mama, Fabia i znowu wilk. Nie wiem co on mógł oznaczać.
Rano wstałam po dziesiątej. Od razu wzięłam prysznic i założyłam na siebie czyste ubranie. Postanowiłam sprawdzić w Internecie co oznacza wilk pojawiający się w moim śnie. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Wpisałam w google słowo „wilk” i wyskoczyły mi następujący komunikat dotyczący snu o wilku: uważaj, aby pewien znajomy nie stał się twoim wrogiem, ponieważ w tej roli potrafi być szczególnie niebezpieczny. Świetnie! Ktoś z mojego najbliższego otoczenia miał się stać moim wrogiem. Ale kto? Rosalie? To bardzo prawdopodobne, bo ze wszystkich Cullenów nie lubi mnie najbardziej. A może Edward? Też nie pała do mnie chęcią? Albo jego żona Bella? Reszta jakiś znosiła moja obecność w ich domu. Postanowiłam się jednak tym nie przejmować, ponieważ to był tylko sen.
Zeszłam na dół do salonów Cullenów i moją uwagę zwrócił młody chłopak o skórze bardzo opalonej, bez koszulki z czarnymi włosami. Obok niego stał podobny do niego chłopak nieco starszy i bardziej umięśniony. On również nie miał na sobie koszulki.
Stanęłam w salonie przyglądając im się bacznie. Jeden z nich wziął na ręce Reneesme. Dziewczyna bardzo się z tego ucieszyła. Chłopak trzymający ją na rękach patrzył na nią z nieopisana czułością.
-Scarlett to jest Jacob – powiedziała Alice wskazując chłopaka, który trzymał w ramionach Reneesme – a to jest Paul. Obaj są wilkołakami.
-Alice – zawołała Bella – nie powinnaś jej tego mówić.
-Powinnam – odpowiedziała hardo moja babcia – ma prawo wiedzieć o wilkach skoro wie o wampirach. Scarlett jest częścią naszej rodziny.
-I jest człowiekiem? – zapytał chłopak imieniem Paul.
Edward kiwnął głową. Ci dwaj chłopcy byli wilkołakami. Wilk! To jest to. Mój sen o wilku. To dlatego mi się śnił, bo miałam poznać wilkołaków. Teraz wszystko jasne. Więc ten wróg nie ma nic z moim snem wspólnego.
-Miło mi was poznać – powiedziałam uprzejmie.
-A nam ciebie Scarlett – odpowiedział Paul lustrując mnie wzrokiem.
Patrzył na mnie z taką natarczywością, że się speszyłam i poszłam przygotować sobie śniadanie. Wzięłam miskę, nasypałam do niej czekoladowych kulek i nalałam mleka. Postawiłam miskę na blacie, przysunęłam sobie krzesło i zaczęłam pochłaniać płatki.
Do kuchni wszedł Paul z uśmiechem na twarzy. Usiadł przy stole.
-Zrobisz mi też?
-Jasne- odpowiedziałam i nie patrząc na niego przygotowałam mu to samo co przed chwilą sobie.
Postawiłam mu miskę z płatkami przed nosem. W tej samej chwili do kuchni weszła Alice i stanęła obok mnie.
-Pasuje, psy jedzą z miski.
Paul przewrócił oczami i zignorował zaczepkę Alice, za to Carlisle pouczył moją obrończynię, żeby zachowywała dobre maniery. Kiedy Paul zjadł, wzięłam i umyłam miskę. Jacob bawił się z Reneesme, a Bella z Edwardem byli zajęci sobą. Usiadłam na kanapie przed telewizorem i oglądałam jakiś serial. Do salonu zaraz dołączył Paul. Zaczynał mnie już denerwować. Przyjrzałam mu się uważniej. Miał czarne włosy, takiego samego koloru oczy. Był dobrze zbudowany i nieziemsko przystojny. Jednak nie w moim typie. Kiedy usiadł obok mnie na kanapie poczułam bijące od niego ciepło. Był naprawdę gorący.
-Jacob idziesz z nami na polowanie? – zapytała Bella.
-Jasne – odpowiedział chłopak nazwany Jacobem.
Cała czwórka wyszła z domu Cullenów i udała się w głąb lasu. Paul westchnął.
-Jacoba trafiło wpojenie a ja muszę cierpieć, bo jedyny ze spory tego nie przeszedłem.
-Wpojenie? – zainteresowałam się.
-Tak. To taki grom z jasnego nieba. Widzisz dziewczynę i trafie. Zakochujesz się w niej od pierwszego wejrzenia i do końca życia. Jacob wpoił sobie Reneesme – wytłumaczył mi Paul – oczywiście sami sobie nie wybieramy dziewczyny, którą chcemy sobie wpoić. Przeznaczenie nam ją wybiera.
Kiwnęłam głową, dając znać, że rozumiem i wróciłam do oglądania serialu. Reszta Cullenów, a zwłaszcza Alice wpatrywała się w milczeniu w Paula. Nie wiedziałam dlaczego. Zresztą wielu rzeczy nie wiedziałam i powoli miałam się ich uczyć.
Doszłam w końcu do wniosku, że serial który oglądałam jest bezsensu, wstałam i oznajmiłam wszystkim, że idę się przejechać do miasta. Zaraz za mną wstał Paul.
-Mogę się z tobą przejechać? Słyszałam, że masz Audi R8. Cudeńko.
A co mi tam. Zawsze to jakieś towarzystwo. Wzruszyłam ramionami i poszłam w stronę garażu. Za mną szedł Paul. Alice go zatrzymała.
-Jeśli zrobisz jej jakąś krzywdę kundlu to pożałujesz, że się urodziłeś.
Ton jej głosu brzmiał bardzo groźnie.
-Spoko – odpowiedział nonszalancko Paul i oboje zniknęliśmy w garażu.
1
alex120212