Zdrowie publiczne.doc

(29 KB) Pobierz
Jestem oburzony tym co dzieje się w polskiej służbie zdrowia

Paweł Kubasiński

 

 

Problemy służby zdrowia

 

 

 

Jestem oburzony tym co dzieje się w polskiej służbie zdrowia. Na wstępie chcę zaznaczyć, że prawdobodobnie moja praca nie tyczy się wszystkich pracowników służby zdrowia, lecz opisuję w niej przypadki lub własne zdanie na temat zasłyszancyh zdarzeń dotyczących tej grupy zawodowej. Nie tylko jej niezorganizowaniem i brakiem sprzętu, ale też podejściem lekarzy, pielęgniarek i pracowników Narodowego Funduszu Zdrowia. Lekarze i pielęgniarki domagają się wyższych pensji mimo, że większość i tak pracuje w prywatnych zakładach i mają dużo więcej niż żądają. Jednak co najbardziej mnie obrusza to znieczulica. Wiadomo, że we wszystkich zawodach gdzie ratuje się życie ludzkie znieczulica jest niezbędna, ale taka jak teraz jest przechodzi wszelkie normy. Nie mówię, żeby człowiekowi w wieku 80 lat mającym nowotwór pęcherza wykrajać pęcherz, co przy takim schorzeniu jest normalne, skoro pacjent może nieprzeżyć operacji, bo to przesada. Chodzi mi o to, że kiedy człowiek leczy się u kilku specjalistów, każdy przepisuje leki na chorobę z jego specjalności zamiast zlecić badania w celu wykluczenia boreliozy lub chorób pasożytniczych (m. in. toksoplazmozy), skoro w wywiadzie okazuje się, że chory mógł mieć styczność z czynnikiem zarażenia. Jakoś żadnego lekarza to nie obchodzi twierdząc, że wypełnia swoje obowiązki i nie wykracza poza nie, lecz zapomina, że badanie pacjenta w przypadku podejrzenia o jakąkolwiek chorobę w przypadku objawów lub szukanie przyczyny choroby już istniejącej też należy do jego zakresu. Natomiast pracownicy Narodowego Funduszu Zdrowia niedawno wypowiedzieli się odnośnie roszczeń pewnej placówki udzielającej podstawową opiekę zdrowotną do zapłacenia za leczenie 200 pacjentów ponadprogramowych. Otóż ich zdaniem lekarze i panie rejestratorki powinni tak rozmieścić pacjentów w okresie rozliczeniowym z NFZ, żeby pieniędzy starczyło. Podobnie jest ze szpitalami, które planują przyjąć w danym roku „tyle i tyle” pacjentów, a resztę skierują do innych placówek, gdyż tej NFZ nie zapłaci za wyleczenie. Przecież to jest „chore”. Zdaje się, że specjalistycznej opieki wymagają pracownicy NFZu a nie naprawdę chorzy. Jaka to opieka pozostawię w domyśle dla czytelników.

Myślę, że na uwagę zasługuje też problem czasu, w których lekarze pracują, oczywiście w publicznej służbie zdrowia, bo w prywatnej pracują w każdy inny dzień oprócz przysługujących dni wolnych. Obecnie każdy lekarz ma do wyrobienia 49 godzin, a domaga się mniej, uważając, że to za dużo. Jak już wspomniałem wielu lekarzy pracuje w prywatnych zakładach a od niedawna także w gabinetach okulistycznych w pracowniach optycznych. W nich wyrabiają tygodniówkę bez problemu i nie żądają podwyżki. Dlaczego? Bo zarabiają dużo, a ponieważ w publicznej zarabiają mało – nie chcą. Może prywatyzacja służby zdrowia pod tym względem nie byłaby taka zła. Może już po prywatyzacji, podchodząc do okienka nie usłyszymy „lekarza dziś już nie ma”, choć jest około godziny 14 i w gabinecie powinien być. Może dzwoniąc pod 999 lub 112 nie usłyszymy „wszyscy dyspozytorzy są zajęci, proszę czekać” gdyż będzie ich wystarczająca ilość żeby odebrać każdy telefon i zamiast „żadna karetka nie jest wolna” powiedzieć „karetka już do państwa jedzie”, bo pracoowników karetek też będzie odpowiednio do wezwań. Dlaczego? Bo wszyscy będą zarabiać tyle ile wreszcie domagają się. Możliwe też, że będą pracować ciężej, bo społeczeństwo zamiast kupić mięso na „schabowego” zapłaci za ubezpieczenie, żeby mogli być leczeni w razie potrzeby.

Lekarze jak każdy nie chcą, ale muszą wyjeżdżać z kraju ojczystego. Nie wszyscy pracują prywatnie lub nie chcą pracować ponad siły i wyjeżdżają. W tym przypadku podniesienie pensji rozwiązałoby problem masowo wyjeżdżających doktorów, pielęgniarek i położnych. Tylko jak rozdzielić lekarzy, którzy pracują ponad siły, żeby mieć odpowiednią pensję od tych, którzy pracują w prywatnych ośrodkach, zarabiają trochę większą kasę a po podniesieniu wynagrodzenia przyjdą do placówki, bo mogą pracować za tą samą kasę mniej godzin niż w prywatnym gabineie.

Personel medyczny przez niskie pensje i niechęć do wyjazdów za pracą są zmuszeni strajkować. Wiem, że innej metody (pokojowej) na zwrócenie uwagi rządu na daną grupę zawodową nikt jeszcze nie wymyślił. Bo owszem można walczyć o swoje w dosłownym tego słowa znaczeniu (walka wręcz lub narzędziami niebezpiecznymi ze służbami porządkowymi, zamieszki) tylko po co skoro wiadomo – nie wygra się, dostanie się pałą po plecach, zakują w kajdanki, w więzieniu na 72 godziny lub dłużej i jeszcze proces w sądzie w razie uszkodzenia ciała policjantowi lub strażnikowi miejskiemu.

Jakkolwiek twierdzę, że pracownicy wszystkich służb dbających o bezpieczeństwo, zdrowie i życie obywateli (policja, straż miejska, służba medyczna, straż pożarna) nie powinni mieć prawa strajku. Przecież w tym czasie mogą być potrzebni komuś i z pomocą nie przyjdą, a w przypadku choroby czy wypadku czas odgrywa ważną rolę. Każda choroba nieleczona może przeistoczyć się w groźniejszą dla życia, a w wypadku udzielenie pomocy w tzw. „Złotej godzinie” jest najważniejsze.

Uważam, że resort służby zdrowia wymaga znacznie większym zmian niż teraz zachodzą. Przede wszystkim trzeba przestać planować liczbę pacjentów do przyjęcia. Zwiększyć koszyk świadczeń. Bardziej uwrażliwić lekarzy na choroby pacjentów i metody ich leczenia. To tylko kilka problemów, które poruszyłem. Spraw zamierzchłych nie będę omawiał, gdyż mam nadzieję, że już nie powtarzają się i więcej nie będą, jak np. łowcy skór, cortyzol, talidomid. Mam nadzieję, że z następnym rządem zjawią się ludzie z nowymi pomysłami, którzy będą mieli wizję jak zmodernizować opiekę zdrowotną, żeby lekarze nie musieli wyjeżdżać, strajkować o lepsze pensje i godziny pracy, dorabiać w prywatnych klinikach i przychodniach.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin