#00z-Nauka o Rzeczywistości_Bo Yin Ra.pdf

(311 KB) Pobierz
E.V.O.
Wgląd w naukę
o Rzeczywistości
podaną przez
Bo Yin Ra
Moja droga ku Światłu
Przekład
Kazimiera Chobotowa
1
Zwierzenia udzielone
celem łatwiejszego poznania
wartości niżej podanej nauki.
Spis treści
1. Przedmowa / 3
2. Wprowadzenie / 7
3. „Praświatło” a „Człowiek” / 18
4. Dusza / 27
5. „Bóg” a „Ojciec” / 30
6. Jezus / 33
7. Mistrz / 34
8. Diabeł / 53
9. Umieranie i śmierć / 56
10. Prawo / 63
11. Modlitwa / 65
12. Modlitwa Pańska
– klucz do Królestwa Niebieskiego / 68
13. Zakończenie / 70
2
1. Przedmowa
Po latach pustki w duszy i całkowitego zastoju pew-
nego dnia zgoła nieoczekiwanie znalazłam się przed
drzwiami, przez których szczelinę ujrzałam jasność, coś
jakby światło; drzwi te nagle się otworzyły o ukazała mi
się droga; coś mnie zmusiło wkroczyć na nią. Wkrótce
doszłam do miłych okolic, które napełniły moje serce
niezachwiana ufnością i spokojem, także zatrzymałam
się tam. Pustka zaczęła ustępować i odczuwałam w cią-
gu pięciu lat stały wzrost wiary.
Potem napotkałam istoty, które chciały mi wskazać
w tej okolicy nową drogę, daleko ładniej położoną i
mająca też wyżej poprowadzić aniżeli droga, której się
dotychczas trzymałam. Z natężoną uwagą, co to może
być, poszłam z nimi. Była to wędrówka przez olbrzymie
lasy, które robiły na mnie wrażenie lasów dziewiczych,
ale coraz bardziej wydawało mi się, że są ręką ludzką
sadzone.
Przez te lasy doszłam do stylizowanych ogrodów,
które się splatały w labiryncie. Ze zdumieniem ogląda-
łam istne cuda: groty pogrążone w magicznym blasku,
drzewa pokryte różnobarwnym, bajecznym – zda się
3
listowiem. Kroczyłam drogami wijącymi się niby węże,
oglądałam światła, które – jak mi się wydawało – świe-
cą, lecz przy zbliżeniu okazało się, że tylko jaskrawo
lśniąc. Wreszcie ta droga doprowadziła mnie nad pełną
ognia przepaść, przez którą miałam przejść po linie.
Wtedy – wyciągnęła się, czyjaś ręka i chwyciła moją
łagodnie lecz silnie, powstrzymując mnie od wkrocze-
nia na linię, na którą już jedną nogą wstąpiłam. Ręka ta
pociągnęła mnie na niewielką prostą, otworzyła niepo-
zorną furtkę i zamknęła ją za nami. Znalazłam się
w zwyczajnym ogrodzie, wśród zwykłych kwiatów pod
niebem roześmianym w błękicie i blasku słonecznym.
Owiewał mnie silny powiew pełny czystej świeżości,
który wywiał w moich płuc sztuczny zapach pól, przez
które poprzednio kroczyłam. Im bardziej zagłębiałam
się, tym więcej podziwiałam jego wielkość, z tym więk-
szym uszczęśliwieniem odczuwałam jego piękno, tym
większe uczucie błogości napełniło moje serce. Ten zaś,
kto mnie tu przywiódł, powiedział ze spokojem w
dobrotliwych oczach i bolesnym wyrazem twarzy
świadczącym bez słów – o niesłychanie ciężkich przej-
ściach i niebezpieczeństwach, że tu znajdę się rzeczywi-
stości i w tym ogrodzie nie da się znaleźć ani jednej
złudnej rośliny trującej. Gdybym zechciała zatrzymać
się w nim, mogłabym sama doświadczyć czy mówił
prawdę. Nie ma dla duszy wartości nic, co inni chcą
uczynić wiarygodnym, lecz tylko to, co człowiek w
samym sobie doświadczy jako prawdę. Nie otrzymał on
zlecenia narzucenia mi prawdy, lecz tyko wprowadzenia
mnie w dziedzinę rzeczywistości i dostarczenia mi
wszelkich środków, które by mogły uzdolnić mnie do
odczytania w tym ogrodzie drogowskazów i ich zrozu-
mienia, lecz on zawsze jest gotów mi pomagać, gdybym
4
miała jego pomocy potrzebować. Zaczęłam więc sama
rozglądać się po ogrodzie. Ujrzałam całe pola pier-
wiosnków, które rozścielały się przed moimi oczyma.
Wszystko to przepojone światłem i dalekie od fałszywe-
go blasku. Widziałam również mnóstwo słoneczników –
nigdy dotąd nie spotykanych! – Czułam się coraz lepiej
i lepiej i coś nowego uzyskiwało przewagę nade mną –
coś nowego – co jednak istniało od dawna!
Minęły już trzy lata jak żyję w tym ogrodzie. Często
godzinami stoję nad jednym kwiatem. Tam, gdzie inni
widzą „jedynie stokrotki”, ja przeżywam „cuda nad
cudami”, gdzie zaś inni spostrzegają „sztucznie uszla-
chetnione kwiecie”, ja widzę prostą zwykłą naturę.
Na jaśniejących od białych lilii polach spędzam całe
dni ! To, co „przypuszczałam” stawało się tu rzeczywi-
stością.
Siaduję pod potężnymi dębami na skraju tych pól
i odczytuje oczyma, które się stały „widzącymi”,
„Pismo Święte”, do którego od czasów dzieciństwa mia-
łem zaufanie, a które jednak pozostawało nieznane.
Jakież słowa tam się znajdują. Słowa, których zgoła nie
„znamy”, zgoła nie przeczuwamy – chociaż zewnętrznie
umiemy je na pamięć.
Ale właśnie „zewnętrznie”. Co one wewnątrz ozna-
czają, to wiedzą bardzo nieliczni. Wiem teraz, co to jest
„zakon”, o którym tam stale i ciągle się pisze.
Wiem również, jaka miłość jest spełnieniem tego
zakonu; jest to ta miłość, która z miłości gwoli miłości
miłuje nie żądając za to, że miłuje, odwzajemnienia.
Wiem teraz, że wszystkie siły duszy przeistoczone w tę
miłość dają woli dopiero tę moc, która człowiekowi
zapewnią zwycięstwo.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin