Kalosze szczęścia i inne basnie - Hans Christian Andersen.txt

(397 KB) Pobierz
Hans Christian Andersen

Kalosze szcz�cia i inne ba�nie

T�umaczenie Franciszek Mirandola
KALOSZE SZCZʌCIA 
1. Pocz�tek 
W Kopenhadze, w jednym z dom�w na �stergade, niedaleko od centrum placu Kongens 
Nytorv, by�o wielkie przyj�cie. Takie przyj�cia nale�y co pewien czas wyprawia�, 
�eby si� 
pozby� tego obowi�zku i �eby w zamian by� zapraszanym na podobne przyj�cia przez 
innych. 
Cz�� go�ci siedzia�a ju� przy kartach, a druga cz�� czeka�a, co wyniknie z 
pytania gospodyni: 
�No, i w co si� teraz zabawimy?� Rozmowa toczy�a si� tak, jak zwykle tocz� si� 
podobne 
rozmowy. Mi�dzy innymi zacz�to m�wi� o �redniowieczu i niekt�rzy go�cie uwa�ali 
t� epok� za 
daleko lepsz� od naszych czas�w. A radca Knap broni� nawet tak zawzi�cie tego 
pogl�du, �e 
gospodyni zgodzi�a si� z jego wywodami i oboje zacz�li zwalcza� pogl�d �rsteda, 
kt�ry w 
Almanachu o starych i nowych czasach wynosi� nasze czasy ponad tamte. Radca 
uwa�a�, �e 
najszcz�liwsza by�a epoka kr�la Jana. 
Podczas gdy si� tak plecie ta rozmowa, przerwana jedynie na chwil� 
przyniesieniem gazety, 
w kt�rej, nawiasem m�wi�c, nic nie by�o do czytania, zajrzyjmy do pokoju, gdzie 
pozostawiono 
p�aszcze, laski, parasole i kalosze. W przedpokoju tym siedzia�y dwie 
dziewczyny: jedna m�oda, 
druga starsza. Mo�na by�o s�dzi�, �e to dwie s�u��ce, kt�re przysz�y, aby 
towarzyszy� swoim 
paniom, jakiej� starej pannie lub wdowie, ale gdy si� uwa�niej im przyjrza�o, 
wida� by�o od 
razu, �e nie by�y to zwyk�e s�u��ce. Na to d�onie ich by�y za delikatne, postawy 
i ruchy i�cie 
kr�lewskie, a nawet szaty mia�y �mia�y kr�j. By�y to dwie wr�ki. M�odsza nie 
by�a co prawda 
samym Szcz�ciem, ale jedn� z pokoj�wek u jednej z dam dworu samego Szcz�cia, i 
obnosi�a 
drobniejsze jego dary po �wiecie. Starsza wygl�da�a ogromnie powa�nie i surowo, 
by�a to 
bowiem Troska, ta zawsze osobi�cie za�atwia swoje sprawy nie polegaj�c na nikim; 
tylko wtedy 
wie, �e za�atwione s� �ci�le i sumiennie. 
Wr�ki opowiada�y sobie nawzajem, gdzie by�y tego dnia. Ta, kt�ra by�a s�u�ebn� 
damy 
dworu Szcz�cia, spe�ni�a kilka drobnych zada�: ochroni�a nowy kapelusz przed 
ulew�, sprawi�a, 
�e wytworny nicpo� uk�oni� si� uczciwemu, skromnemu cz�owiekowi, i tym podobne, 
ale teraz 
mia�a przed sob� powa�niejsze zadanie, co�, co by�o zupe�nie niezwyk�e. 
� Musz� powiedzie�, �e dzisiaj przypadaj� moje urodziny � rzek�a. �Powierzono mi 
wi�c w
celu uczczenia tego �wi�ta par� kaloszy, kt�re mam wr�cza� ludziom. Kalosze maj� 
t� cudown� 
w�asno��, �e cz�owiek, kt�ry je w�o�y, mo�e si� znale�� w takim czasie i w takim 
miejscu, w 
jakim pragnie si� znajdowa�. Ka�de �yczenie w zakresie czasu i miejsca b�dzie 
natychmiast 
spe�nione. Raz w �yciu b�dzie naprawd� szcz�liwy. 
� Szcz�liwy! I ty wierzysz temu! � powiedzia�a Troska. � Jestem pewna, �e 
b�dzie 
nieszcz�liwy i �e b�dzie b�ogos�awi� t� chwil�, kiedy pozb�dzie si� kaloszy. 
� Co te� ty m�wisz � zaprzeczy�a tamta. � Stawiam kalosze tu pod drzwiami. Kto� 
zamieni je 
ze swoimi i zostanie uszcz�liwiony. Oto o czym rozmawia�y wr�ki. 
2.Co si� przydarzy�o panu Radcy? 
By�o ju� p�no. Radca Knap, zag��biony w my�lach o czasach kr�la Jana, wybra� 
si� do 
domu i oto los chcia�, �e zamiast swoich kaloszy w�o�y� na nogi kalosze 
szcz�cia, po czym 
wyszed� na �stergade. Ale poniewa� czarodziejska si�a kaloszy przenios�a go w 
czasy kr�la 
Jana, wi�c nogi jego natychmiast ugrz�z�y w b�ocie, bo za czas�w kr�la Jana 
ulice nie by�y 
brukowane. 
� To okropne! Dlaczego tu jest tak brudno? � powiedzia� radca. � Chodnik gdzie� 
si� 
zapodzia� i wszystkie latarnie pogas�y! 
Ksi�yc nie wzeszed� jeszcze wysoko, a poza tym by�a g�sta mg�a, tak �e wszystko 
ton�o w 
ciemno�ciach. Na najbli�szym rogu pali�a si�, co prawda, lampka przed obrazem 
Matki Boskiej, 
ale �wiat�o by�o prawie �e �adne; radca spostrzeg� je dopiero, gdy by� ca�kiem 
blisko, i wzrok 
jego pad� na malowid�o przedstawiaj�ce Matk� z Dzieci�tkiem. �Z pewno�ci� � 
pomy�la� � 
mie�ci si� tu antykwariat i zapomniano schowa� na noc szyld.� 
Przesz�o ko�o niego paru ludzi w strojach z tamtej epoki. 
� C� to za ubranie? Pewnie wracaj� z maskarady! 
Nagle rozleg�y si� d�wi�ki tr�b i piszcza�ek, mroki ulicy roz�wietli� blask 
pochodni. Radca 
zatrzyma� si� i przygl�da� dziwnemu pochodowi, kt�ry przeci�ga� �rodkiem ulicy. 
Na przedzie 
kroczyli dobosze wal�c w b�bny, za nimi trabanci uzbrojeni w �uki i kusze. 
Najwa�niejszym w 
pochodzie by� jaki� duchowny. Zdumiony tym widokiem radca spyta�, co to wszystko 
znaczy i 
kim jest ten cz�owiek. 
� To biskup Zelandii � odpowiedziano mu.
� M�j Bo�e, co te� si� sta�o temu biskupowi? � westchn�� trz�s�c g�ow� radca. � 
Nie, to 
niemo�liwe! 
I rozmy�laj�c nad tym, nie patrz�c ani na prawo, ani na lewo, szed� radca ulic� 
�stergade a� 
do placu H�ibro. Ale nie m�g� nigdzie znale�� mostu wiod�cego do Kongens Nytorv 
z placu 
Zamkowego. Przystan�� na brzegu kana�u i natkn�� si� tu na dwu ludzi siedz�cych 
przy �odzi. 
� Chce pan na wysp� Holm? � spytali go. 
� Na wysp� Holm? � powt�rzy� radca, kt�ry wci�� nie wiedzia�, w jakim jest 
stuleciu. � Chc� 
si� dosta� do Christianshavn, a stamt�d na Lilletorvegade. 
Ludzie spojrzeli po sobie. 
� Powiedzcie mi tylko, gdzie jest most? To skandal, �e nie zapalono latarni. I 
c� tu za b�oto? 
Zupe�nie jak gdyby si� chodzi�o po bagnie. 
Im d�u�ej m�wi� z przewo�nikiem, tym mniej rozumia�, co ci ludzie m�wi�. 
� Nie rozumiem waszej bornholmszczyzny � powiedzia� wreszcie ze z�o�ci�, 
odwr�ci� si� od 
nich i poszed� dalej. Ale wci�� nie m�g� znale�� mostu, nie by�o nawet bariery 
oddzielaj�cej 
wod�. 
� To skandal, jak tu wygl�da � oburza� si�. Jeszcze nigdy tak nie pogardza� 
swoj� epok� jak 
tego wieczora. 
�Zdaje si�, �e b�d� musia� wzi�� doro�k� � pomy�la�. � Ale jak tu znale�� 
doro�k�? B�d� 
musia� chyba wr�ci� na Kongens Nytorv. Tam z pewno�ci� jest post�j doro�ek. 
Inaczej nigdy 
nie dostan� si� do Christianshavn.� 
Wr�ci� wi�c do �stergade i w�a�nie w chwili gdy tam dotar�, na niebie ukaza� si� 
ksi�yc. 
� M�j Bo�e, c� to za rusztowanie tam ustawili! � powiedzia�, patrz�c na bram�, 
kt�ra 
w�wczas znajdowa�a si� u wylotu �stergade. 
Wreszcie przez furtk� w bramie wydosta� si� na plac Nytorv, ale plac ten okaza� 
si� obszern� 
��k�; rzadkie krzaki stercza�y tu i �wdzie, a �rodkiem ��ki p�yn�� kana� czy te� 
potok. Par� 
n�dznych lepianek na drugim brzegu s�u�y�o tu za schronienie hallandzkim 
rybakom, od kt�rych 
miejsce to wzi�o nazw� Strugi Hallandzkiej. 
� Albo ujrza�em, jak to m�wi�, fatamorgan�, albo jestem pijany � j�kn�� radca. � 
C� to jest? 
C� to jest? 
Zawr�ci�, �wi�cie przekonany, �e jest chory. Gdy znalaz� si� znowu na ulicy, 
przyjrza� si� 
uwa�niej domom i spostrzeg�, �e wi�kszo�� z nich by�a zbudowana z drewnianych 
wi�zade�, a
wiele mia�o dachy kryte s�om�. 
� Nie, nie, stanowczo nie czuj� si� dobrze! � wzdycha�. � A wypi�em przecie� 
tylko jedn� 
szklank� ponczu. Ale widocznie i tego nie jestem w stanie znie��. Te� pomys�, 
�eby podawa� do 
ponczu gor�cego �ososia. Musz� to powiedzie� gospodyni. Mo�e by tak wr�ci� i 
powiedzie�, jak 
ja si� teraz �le czuj�. G�upstwo! Nie wiadomo, czy nie poszli ju� spa�. 
Zacz�� szuka� znajomego domu, ale nie m�g� go znale��. 
� To straszne! Nie poznaj� wcale �stergade! Nie widz� tu ani jednego sklepu. 
Same jakie� 
stare, zapad�e cha�upy, jak gdybym by� w Roskilde albo w Ringsted. Ach, 
zachorowa�em. Nie 
powinienem si� kr�powa�. Ale gdzie� podzia� si� dom agenta? Wygl�da zupe�nie 
inaczej ni� 
zawsze. W ka�dym razie s� tam wewn�trz ludzie, wejd� do �rodka. Ach, z pewno�ci� 
jestem 
bardzo chory! 
Natrafi� na uchylone drzwi, zza kt�rych pada�o przez szpar� �wiat�o. By�a to 
jedna z gospod, 
rodzaj piwiarni, kt�rych tak wiele by�o w mie�cie w owych czasach. 
Izba wygl�da�a jak wn�trze holszty�skiej chaty. Towarzystwo, sk�adaj�ce si� z 
�eglarzy i 
obywateli kopenhaskich oraz z paru uczonych ludzi, siedzia�o zatopione w �ywej 
rozmowie przy 
dzbanku i ma�o zwr�ci�o uwagi na wchodz�cego. 
� Przepraszam bardzo! � powiedzia� radca do gospodyni, kt�ra podesz�a do niego. 
� Ale 
zrobi�o mi si� s�abo i chcia�em prosi� o znalezienie mi doro�ki, kt�ra by mnie 
zawioz�a do 
Christianshavn. 
Kobieta spojrza�a na niego i potrz�sn�a g�ow�. Potem przem�wi�a do niego po 
niemiecku. 
Radca zrozumia�, �e kobieta nie zna du�skiego, i dlatego powt�rzy� swoj� pro�b� 
po niemiecku. 
To w po��czeniu z jego niezwyk�ym strojem utwierdzi�o kobiet� w mniemaniu, �e ma 
przed sob� 
cudzoziemca. Zrozumia�a jednak, �e czuje si� on niedobrze, i przynios�a mu dzban 
m�tnej wody, 
kt�r� wida� zaczerpn�a z pobliskiej studni. 
Radca podpar� g�ow� r�k�, odetchn�� g��boko i zacz�� rozmy�la� nad wszystkimi 
dziwami, 
kt�re go otacza�y. 
� Czy to dzisiejszy �Dzie� � spyta�, �eby co� powiedzie� widz�c, �e kobieta 
odk�ada jaki� 
du�y arkusz papieru. 
Kobieta nie zrozumia�a, o co pyta, ale poda�a mu trzymany w r�ku papier. By� to 
drzeworyt 
przedstawiaj�cy zjawisko powietrzne, obserwowane w mie�cie Kolonii. 
� To bardzo stare! � powiedzia� radca, ogromnie podniecony znalezieniem czego� 
tak
staro�ytnego. � W jaki spos�b dosta� si� tak rzadki sztych w pani r�ce? Bardzo 
ciekawe, chocia� 
tre�� ilustracji jest wierutn� bajk�. Przekonano si�, �e to by�a zorza p�nocna 
i �e podobne 
zjawiska prawdopodobnie wywo�uje elektryczno��! 
Najbli�ej siedz�cy biesiadnicy s�ysz�c jego s�owa spojrzeli na� zdziwieni, a 
jeden z nich 
powsta� z miejsca, zdj�� kapelusz z g�owy i powiedzia� z najpowa�niejsz� min�: 
� Musicie by� bardzo uczony, monsieur! 
� O, wcale nie! � zaprzeczy� radca. � Tyle tylko, �e umiem o tym czy o owym 
pom�wi� jak 
ka�dy inny. 
� Modestia to pi�kna cnota! � powiedzia� nieznajomy. � A zreszt� chcia�bym doda� 
do 
pa�skiego zdania: mihi secus videtur, ch�tnie jednak wstrzymam si� tu od mego...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin