Gemmell David - Saga Drenajów 07 - Legenda kroczącej śmierci.doc

(1843 KB) Pobierz

David Gemmell

 

 

 

 

LEGENDA KROCZĄCEJ ŚMIERCI

 

 

Przełożył

Zbigniew A. Królicki

 

Zysk i S-ka

Wydawnictwo

 

Tytuł oryginału

The Legend of Deathwalker

 


Legendę Kroczącej Śmierci z przyjemnością dedykuję Hotzom de Baar: Wielkiemu Ozowi, który kroczy doliną martwych komputerów, wskrzeszając zaginione w otchłani powieści - człowiekowi, który chętnie poświeci wam swój czas, energie i umiejętności, ale nigdy biszkopty - Młodemu Ozowi, który mi udowodnił, ze „Cywilizacja" to gra nie dla mnie, jego siostrze Claire za przysmaki z grilla, których nie upuściła, oraz Alison za gościnność.

SERIA

„SAGA DRENAJÓW”

 

  1. „WAYLANDER”
  2. „W KRÓLESTWIE WILKA”
  3. „DRUSS LEGENDA - PIERWSZE KRONIKI”
  4. „LEGENDA”
  5. „LEGENDA KROCZĄCEJ ŚMIERCI”
  6. „KRÓL POZA BRAMĄ”
  7. „W POSZUKIWANIU UTRACONEJ CHWAŁY”

PODZIĘKOWANIA

 

Składam podziękowania mojemu wydawcy, Lizie Reeves, pierwszym czytelnikom - Val Gemmell, Edith Graham i jej córce Stelli oraz mojej korektorce, Jean Maund. Dziękuję również licznym czytelnikom, którzy od lat do mnie piszą, domagając się kolejnych opowieści o Drussie. Ostatnio otrzymuję tyle listów, że już nie mogę na wszystkie odpowiedzieć. Jednakże wszystkie je czytam i staram się uwzględniać zawarte w nich uwagi.

PROLOG

 

Księżyc wisiał jak sierp nad Dros Delnoch, gdy Pellin stał na murach, spoglądając na oblany srebrzystą poświatą obóz Nadirów. Znajdowały się tam tysiące wojowników, którzy nazajutrz przebiegną z wrzaskiem przez wąski pas zalanej krwią ziemi, taszcząc drabiny i liny z kotwiczkami. Ich przeraźliwe bojowe okrzyki będą przerażać go, tak jak dziś, gdy zdawało się, że przeszywają skórę lodowatymi igłami. Pellin jeszcze nigdy w swoim młodym życiu nie był tak przestraszony. Najchętniej uciekłby gdzieś i schowałby się, zrzuciłby swoją niedopasowaną zbroję i pobiegł na południe, do domu. Nadirowie wciąż nacierali, fala za falą, ochryple wywrzaskując swoją nienawiść. Płytka rana lewego ramienia pulsowała i swędziała. Gilad zapewnił go, że to oznacza, iż dobrze się goi. Jednak był to przedsmak cierpienia, ponura zapowiedź znacznie gorszego bólu, jaki go czeka. Widział towarzyszy wijących się i krzyczących z bólu, z brzuchami rozprutymi przez ząbkowane ostrza mieczy... Pellin starał się odepchnąć od siebie te wspomnienia. Z północy powiał zimny wiatr, gnając przed sobą czarne deszczowe chmury. Pellin zadrżał i wspomniał ciepło swojej krytej strzechą chaty i dużego kamiennego kominka. W takie zimne noce jak ta leżeli z Karą w łóżku, ona opierała głowę na jego ramieniu i lewą nogę na jego udach. Leżeli razem w łagodnej poświacie dogasającego ognia i słuchali żałośnie wyjącego na zewnątrz wiatru.

Pellin westchnął.

- Proszę, nie dajcie mi tu zginąć - pomodlił się w duchu.

Z dwudziestu trzech mężczyzn, którzy zgłosili się na ochotnika z jego wioski, pozostało zaledwie dziewięciu. Obejrzał się na szeregi śpiących obrońców, leżących na otwartej przestrzeni między trzecim a czwartym murem. Czy ci nieliczni zdołają powstrzymać największą armię, jaką kiedykolwiek zebrano? Pellin wiedział, że nie.

Powróciwszy spojrzeniem do obozu Nadirów, popatrzył na drugi koniec równiny. Tam przenoszono i palono poległych Drenajów, odartych ze zbroi i oręża. Oleisty czarny dym godzinami unosił się nad Dros, niosąc obrzydliwy i mdlący odór smażonego mięsa. „To mogłem być ja" - pomyślał Pellin, wspominając krwawą jatkę towarzyszącą zdobyciu drugiego muru.

Zadrżał. Dros Delnoch, najpotężniejsza forteca na świecie, otoczona sześcioma wysokimi kamiennymi murami, z solidnym kasztelem. Jeszcze nigdy nie została zdobyta przez wroga. Lecz jeszcze nigdy nie atakowała jej tak liczna armia. Pellin miał wrażenie, że Nadirów jest więcej niż gwiazd na niebie. Po zaciętej walce obrońcy wycofali się z pierwszego muru, gdyż był najdłuższy, a więc najtrudniejszy do obrony. Chyłkiem opuścili w nocy pozycje, oddając go w ręce wroga bez dalszych strat. Natomiast drugi mur został zdobyty po zaciekłym oporze. Nieprzyjaciel zdołał przerwać linię obrony i wedrzeć się do środka, otaczając część obrońców. Pellin ledwie zdążył wycofać się na trzeci mur i pamiętał kwaśny smak strachu w ustach oraz straszliwe drżenie kończyn, gdy wdrapał się na blanki i osunął na kamienie.

I po co to wszystko? - zastanawiał się. Co to za różnica, czy Drenajowie będą samodzielnym państwem, czy rządzonym przez UIryka? Czy ziemia da mniejszy plon? Czy bydło zachoruje i padnie?

A dwanaście tygodni temu, kiedy drenajscy werbownicy przybyli do wioski, wszystko wydawało się wspaniałą przygodą. Kilka tygodni służby na tych wielkich murach, a potem powrót do domu w glorii bohatera.

Bohatera! Sovil był bohaterem - do czasu gdy strzała trafiła go w oko, wyszarpując je z oczodołu. Jocan też był bohaterem, gdy leżał, krzycząc i zakrwawionymi rękami przytrzymując wypadające wnętrzności. Pellin dosypał węgla do żelaznego kotlarza i pomachał stojącemu trzydzieści metrów dalej wartownikowi. Mężczyzna przytupywał z zimna. Przed godziną zamienił się miejscami z Pellinem i niebawem to on stanie przy palenisku. Zdając sobie z tego sprawę, Pellin tym bardziej cieszył się ciepłem, wyciągnąwszy dłonie nad ogniem.

W polu widzenia pojawiła się ogromna postać, ostrożnie przestępująca przez śpiących obrońców i zmierzająca na mury. Serce Pellina zaczęło bić mocniej, gdy ujrzał wchodzącego po schodach Drussa.

Druss Legenda, Obrońca Przełęczy Skeln, człowiek, który przemierzył cały świat, aby odbić porwaną przez łowców niewolników żonę. Druss Rębacz, Srebrzysty Zabójca. Nadirowie zwali go Kroczącą Śmiercią i teraz Pellin wiedział już dlaczego. Widział go na murach, rąbiącego i siekącego tym straszliwym toporem. Nie był zwykłym śmiertelnikiem, lecz mrocznym bogiem wojny. Pellin miał nadzieję, że wojownik nie podejdzie do niego. Cóż młody żołnierz mógł powiedzieć takiemu herosowi jak Druss? Z ulgą zobaczył, że rębacz przystanął przy drugim  wartowniku i zaczął z nim rozmawiać. Widział, jak żołnierz nerwowo przestępuje z nogi na nogę.

Nagle zdał sobie sprawę z tego, że Druss wygląda jak ucieleśnienie tej starożytnej fortecy, niezdobytej, lecz nadwątlonej przez czas - nieco słabszej, a mimo to wspaniałej. Pellin uśmiechnął się, wspominając, jak herold Nadirów przekazał Drussowi ultimatum: poddajcie się albo zginiecie. Stary się roześmiał.

- Może na północy - rzekł - góry drżą, kiedy Ulryk puszcza wiatry. Tutaj jednak jest ziemia Drenajów i dla mnie on jest tylko kolejnym brzuchatym dzikusem, który bez wytatuowanej na udzie drenajskiej mapy nie potrafiłby podetrzeć sobie tyłka.

Uśmiech Pellina przygasł, gdy żołnierz zobaczył, że Druss poklepał drugiego wartownika po ramieniu i ruszył w kierunku kotlarza. Deszcz przestał padać i księżyc znów jasno świecił. Pellin wytarł spotniałe dłonie o płaszcz. Stanął na baczność, gdy Legenda podszedł do niego po murze. Ostrze topora połyskiwało srebrzyście w promieniach księżyca. Młodemu wartownikowi zaschło w ustach. Wyprężył się i zasalutował, przyciskając pięść do napierśnika.

- Spocznij, chłopcze - rzekł Druss, kładąc potężny topór na murze. Stary wojownik wyciągnął szerokie dłonie nad ogniem, ogrzewając je, a potem usiadł pod murem i skinieniem kazał Pellinowi uczynić to samo. Pellin jeszcze nigdy nie znajdował się tak blisko Drussa. Teraz dostrzegł głębokie bruzdy przecinające jego szeroką twarz i nadające jej wygląd granitu. Jednakże spod gęstych brwi bystro spoglądały bladoniebieskie oczy, których spojrzenia Pellin nie zdołał wytrzymać.

- Oni nie uderzą w nocy - zapewnił Druss. – Zaatakują tuż przed świtem. Bez wojennych okrzyków, ale po cichu.

- Skąd to wiesz, panie?

Druss zachichotał.

- Chciałbym ci powiedzieć, iż to moje ogromne doświadczenie wojenne pozwala mi wysnuć taki wniosek, lecz prawda wygląda znacznie skromniej. Przepowiedziało to Trzydziestu, a oni wiedzą, co mówią. Zwykle nie zwracam uwagi na magów i im podobnych, ale ci tutaj to dobrzy wojownicy.

Zdjął z głowy czarny hełm i przygładził dłonią gęste siwe włosy.

- Dobrze mi służył, ten hełm - wyznał Pellinowi, obracając go tak, że blask księżyca oświetlił srebrny wzór na czole. - I nie wątpię, że dobrze sprawi się jutro.

Na myśl o nadchodzącej bitwie Pellin nerwowo zerknął na mur, za którym czekali Nadirowie. Z miejsca gdzie siedział, widział zakutanych w koce wojowników leżących wokół obozowych ognisk. Niektórzy nie spali, ostrząc broń lub rozmawiając w małych grupkach. Młodzieniec obrócił głowę i spojrzał na wyczerpanych drenajskich obrońców, leżących na ziemi, owiniętych kocami, usiłujących skorzystać z kilku godzin kojącego, odświeżającego snu.

- Siadaj, chłopcze - polecił Druss. - Nie zdołasz ich odstraszyć.

Wartownik oparł włócznię o mur i usiadł. Brzęknęła pochwa miecza, uderzając o mur. Niezgrabnie poprawił ją.

- Nie mogę przyzwyczaić się do tego uzbrojenia - oświadczył Pellin. - Wciąż potykam się o własny miecz. Obawiam się, że żaden ze mnie wojownik.

- Trzy dni temu na drugim murze wyglądałeś na wojownika w każdym calu - rzekł Druss. - Widziałem, jak zabiłeś dwóch Nadirów i przedarłeś się do sznurów zwisających z muru. I nawet wtedy pomogłeś rannemu w nogę towarzyszowi. Wspinałeś się za nim, podtrzymując go.

- Widziałeś to? Przecież panowało takie zamieszanie i byłeś w samym środku bitwy!

- Dostrzegam wiele rzeczy, chłopcze. Jak się nazywasz?

- Pellin... Cul Pellin - poprawił się. - Panie – dodał pospiesznie.

- Dajmy spokój tym formalnościom, Pellinie - rzucił przyjaźnie Druss. - Dziś wieczorem jesteśmy tylko dwoma weteranami, siedzącymi spokojnie i czekającymi na wschód słońca. Boisz się?

Pellin skinął głową i Druss się uśmiechnął.

- I zadajesz sobie pytanie, dlaczego ty? Dlaczego to ty masz stać tu naprzeciw całej potęgi Nadirów?

- Tak. Kara nie chciała, żebym szedł z innymi. Powiedziała mi, że jestem głupcem. Chcę powiedzieć, jaka to różnica, czy zwyciężymy, czy przegramy?

- Za sto lat? Żadna - odparł Druss. - Jednak każda armia najeźdźców przynosi ze sobą swoje demony. Jeśli przejdą tędy, rozleją się po sentrańskiej równinie, niosąc śmierć i zniszczenie. gwałt i przemoc. Dlatego musimy ich powstrzymać. A dlaczego ty? Ponieważ jesteś odpowiednim człowiekiem do tej roli.

- Myślę, że umrę tutaj - oznajmił Pellin. - Nie chcę umierać. Moja Kara jest w ciąży i chcę zobaczyć, jak rośnie mój syn, wysoki i silny. Chcę... - zamilkł, gdyż ściśnięte gardło nie pozwoliło mu powiedzieć nic więcej.

- Chcesz tego, czego wszyscy pragniemy, chłopcze - rzekł łagodnie Druss. - Jesteś jednak mężczyzną, a mężczyźni muszą zwalczyć strach, inaczej ich zniszczy.

- Nie wiem, czy zdołam. Wciąż myślę o tym, żeby przyłączyć się do innych dezerterów. Wymknąć się nocą na południe. Ruszyć do domu.

- Czemuż więc tego nie zrobiłeś?

Pellin zastanawiał się chwilę.

- Nie wiem - rzekł niemrawo.

- Powiem ci dlaczego, chłopcze. Ponieważ rozglądasz się i widzisz innych, którzy muszą tu zostać i byłoby im jeszcze trudniej, gdybyś opuścił swój posterunek. Ty nie należysz do takich, którzy zrzucaliby swoją robotę na innych.

- Chciałbym w to wierzyć. Naprawdę chciałbym.

- Uwierz w to, chłopcze, gdyż ja znam się na ludziach. - Nagle Druss uśmiechnął się. - Znałem kiedyś innego Pellina. Był oszczepnikiem. W dodatku bardzo dobrym. Zdobył złoto na Igrzyskach Wspólnoty w Gulgothirze.

- Myślałem, że zdobył je Nicotas - zauważył Pellin. - Pamiętam paradę po ich powrocie do domu. Nicotas niósł drenajską flagę.

Stary potrząsnął głową.

- Wydaje się, że to było wczoraj - powiedział z szerokim uśmiechem. - Ja jednak mówię o piątych igrzyskach. Chyba odbyły się mniej więcej trzydzieści lat temu, na długo przed tym, zanim stałeś się oczkiem w głowie twojej matki. Pellin był dobry.

- Czy brałeś udział w tamtych zawodach, panie? Na dworze szalonego króla? - zapytał wartownik.

Druss skinął głową.

- Chociaż wcale nie zamierzałem. Byłem wtedy farmerem, ale Abalayn zaprosił mnie do Gulgothiru razem z drenajską delegacją. Moja żona, Rowena, namówiła mnie, żebym przyjął zaproszenie. Myślała, że zaczynam nudzić się w górach. - Zachichotał. - I miała rację! Pamiętam, że przejeżdżaliśmy przez Dros Delnoch. Było nas czterdziestu pięciu zawodników i jeszcze setka zbieraniny -służących, trenerów, dziwek. Zapomniałem nazwisk większości z nich. Pellina pamiętam, ponieważ rozśmieszał mnie i lubiłem przebywać w jego towarzystwie.

Stary zamilkł, pogrążając się we wspomnieniach.

- A więc w jaki sposób dołączyłeś do zespołu, panie.'

- Ach, to! Drenajowie mieli pięściarza zwanego... niech mnie licho, jeśli pamiętam jak. Starość zżera mi pamięć. W każdym razie był to nieprzyjemny człowiek. Wszyscy zawodnicy zabrali ze sobą trenerów i partnerów, z którymi mogli ćwiczyć. Ten pięściarz... Grawal, tak się zwał! - był brutalem i poturbował dwóch swoich partnerów. Pewnego dnia poprosił, żebym z nim poćwiczył. Do Gulgothiru pozostały nam jeszcze trzy dni drogi i strasznie mi się nudziło. To jedno z przekleństw mojego życia, chłopcze. Łatwo się nudzę! Dlatego zgodziłem się. To byt błąd. Wiele obozowych kobiet przyglądało się walkom treningowym, a powinienem był wiedzieć, że Grawal lubił się popisywać. No cóż, zaczęliśmy ćwiczyć. Z początku wszystko szło dobrze. Był niezły, miał silne ramiona, a w dodatku zwinny. Boksowałeś kiedyś, Pellinie?

- Nie, panie.

- No cóż, to wygląda tak samo jak prawdziwa walka, tylko ciosy są wstrzymywane. Chodzi o to, żeby poprawić refleks zawodnika. Po pewnym czasie pojawiła się grupka kobiet, które usiadły w pobliżu. Grawal chciał pokazać im, jaki Jest twardy i zadał mi kilka silnych ciosów. Poczułem się tak, jakby kopnął mnie muł i muszę przyznać, że to mnie zirytowało. Cofnąłem się i powiedziałem, żeby nie przesadzał. Ten głupiec nie posłuchał mnie i zaatakował. Tak więc uderzyłem go. Niech mnie licho, jeśli nie złamałem mu szczęki w trzech miejscach. W wyniku tego Drenajowie stracili jedynego zawodnika wagi ciężkiej i honor nakazywał mi zająć jego miejsce.

- I co było potem? - zapytał Pellin, gdy Druss podniósł się i przechylił przez mur. Na wschodzie pojawiła się słaba łuna przedświtu.

- Na dalszy ciąg tej historii będziesz musiał zaczekać do wieczora, chłopcze - odparł łagodnie Druss. - Nadchodzą!

Pellin zerwał się na równe nogi. Tysiące nadyryjskich wojowników w milczeniu parło w kierunku muru. Druss krzyknął ostrzegawczo i trąbka zagrała na alarm. Drenajscy obrońcy w czerwonych płaszczach odrzucali koce i biegli na mury.

Pellin drżącą dłonią wyjął miecz, spoglądając na rzesze nacierających wojowników. Setki niosły drabiny, inni trzymali zwinięte liny z kotwiczkami. Serce waliło Pellinowi jak młotem.

- Słodki Missaelu - szepnął. - Nic ich nie powstrzyma!

Cofnął się o krok, lecz Druss położył swą szeroką dłoń na jego ramieniu.

- Kim jestem, chłopcze? - zapytał, hipnotyzując go spojrzeniem swych lodowato niebieskich oczu.

- C...co?—wykrztusił Pellin.

- Kim jestem?

Pellin zamrugał oczami, oślepiony przez spływający z czoła pot.

- Jesteś Druss Legenda - odparł.

- Zostań ze mną, Pellinie - rzekł ponuro starzec - a razem powstrzymamy ich. - Nagle rębacz uśmiechnął się. - Rzadko coś opowiadam i nienawidzę, kiedy mi przerywają. Tak więc po tej drobnej potyczce postawię ci puchar czerwonego lentryjskiego i opowiem o gothiryjskim bogu-królu oraz Oczach Alchazzara.

Pellin zaczerpnął tchu.

- Zostanę z tobą, panie - powiedział.

 

ROZDZIAŁ 1

Akapit 1.1

Gdy nieprzebrany tłum rykiem domagał się krwi, Sieben Poeta rozglądał się po ogromnym koloseum z potężnymi kolumnami i łukami, kondygnacjami i posągami. Daleko w dole, na złotym piasku areny dwaj mężczyźni walczyli ku chwale swoich narodów. Piętnaście tysięcy widzów zagrzewało ich do walki ogłuszającym krzykiem, przypominającym ryk jakiejś wygłodniałej bestii. Sieben przyłożył do nosa uperfumowana chusteczkę, usiłując zdusić otaczający go odór spoconych ciał.

Koloseum było wspaniałym osiągnięciem architektonicznym, z kolumnami ozdobionymi rzeźbami starożytnych bohaterów i bogów, z siedzeniami z najlepszego marmuru pokrytymi atłasowymi poduszkami z gęsiego pierza. Te poduszki denerwowały Siebena, gdyż ich kolor nie pasował do jego jasnoniebieskiej jedwabnej tuniki z bufiastymi rękawami naszywanymi kawałkami opali. Poeta był dumny z tego stroju, który kosztował  go ogromną sumę, zapłaconą najlepszemu krawcowi w Drenanie. Nie mógł znieść faktu, że paskudny kolor poduszek psuje  efekt tak wspaniałej szaty. Ponieważ jednak wszyscy siedzieli, jego strój i tak nie robił wrażenia. Słudzy nieustannie przeciskali się przez tłum, niosąc tace z zimnymi napojami, słodyczami, plackami, ciastkami i innymi smakołykami. Loże bogaczy były ocienione jedwabnymi baldachimami, także z tego okropnego zielonego atłasu, podczas gdy bardzo bogaci zasiadali w przepychu czerwonego Jedwabiu, wachlowani przez służących. Sieben próbował zmienić miejsce i zasiąść wśród szlachty, lecz nie udało mu się to, chociaż szczodrze szafował pochlebstwami i obiecywał łapówkę.

Po prawej widział skraj balkonu boga-króla oraz plecy dwóch królewskich gwardzistów w srebrnych napierśnikach i białych płaszczach. Ich hełmy, pomyślał poeta, są naprawdę wspaniałe, inkrustowane złotem i zwieńczone kitami z końskiego włosia. Oto piękno czystych barw - rozmyślał. Czerń, biel, srebro i złoto rzadko dają się zdominować innym kolorom, choćby nie wiadomo jak jaskrawym.

- Czy on zwycięża? - spytał Majon, drenajski ambasador, ciągnąc Siebena za rękaw. - Strasznie obrywa. Ten Lentryjczyk jeszcze nigdy nie został pokonany, wiesz. Mówią, że zeszłej wiosny zabił dwóch zawodników podczas igrzysk w Mashrapurze. Do licha, postawiłem dziesięć złotych raq na Drussa.

Sieben delikatnie odczepił palce ambasadora od swojego rękawa, wygładził zmięty jedwab i oderwał wzrok od cudów architektury, żeby na chwilę skupić go na walczących na arenie pięściarzach. Lentryjczyk uderzył Drussa podbródkowym, a potem prawym sierpowym. Druss cofnął się o krok. Z rozciętego łuku brwiowego płynęła mu krew.

- Jakie były notowania? - chciał wiedzieć Sieben.

Szczupły ambasador przygładził dłonią krótko ścięte siwe włosy.

- Sześć do jednego. Chyba oszalałem.

- Wcale nie - odparł gładko poeta. - Zrobiłeś to z poczucia patriotyzmu. Posłuchaj, wiem, że ambasadorowie nie są dobrze opłacani, więc odkupię twój zakład. Daj mi kwit.

- Nie powinienem... Chciałem tylko powiedzieć, że on tak strasznie obrywa.

- Nie ma sprawy. W końcu Druss to mój przyjaciel, więc powinienem postawić na niego z czystej lojalności.

Sieben dostrzegł błysk chciwości w oczach ambasadora.

- Cóż, jeśli chcesz...

Szczupłe palce ambasadora sięgnęły do wyszywanej perłami skórzanej sakiewki u boku, wyjęły prostokąt papirusu z woskową pieczęcią i wypisaną sumą. Sieben wziął kwit, a Majon czekał z wyciągniętą ręką.

- Nie zabrałem sakiewki - rzekł poeta - ale wieczorem dam ci te pieniądze.

- Tak, oczywiście - mruknął z widocznym rozczarowaniem Majon.

- Chyba przejdę się po koloseum - oznajmił Sieben. - Tyle jest tu do zobaczenia. Zdaje się, że w podziemiach są galerie sztuki i sklepy.

- Niezbyt przejmujesz się losem twojego przyjaciela - zauważył Majon.

Sieben zignorował tę krytyczną uwagę.

- Mój drogi ambasadorze, Druss walczy, ponieważ to uwielbia. Lepiej zachować swoje współczucie dla tych nieszczęśników, którzy stawiają mu czoło. Zobaczymy się później, podczas uroczystości.

Podniósłszy się z ławy, Sieben wspiął się po marmurowych schodach i podszedł do stanowiska, przy którym przyjmowano zakłady. W głębi siedział szczerbaty urzędnik. Za nim stal żołnierz, pilnując worków z pieniędzmi.

- Chcesz obstawić? - zapytał urzędnik.

- Nie, czekam na wypłatę.

- Postawiłeś na Lentryjczyka?

- Nie, na zwycięzcę. Taki mam nawyk - odparł z uśmiechem. - Bądź tak dobry i przygotuj sześćdziesiąt sztuk złota oraz dziesięć tych, które wpłaciłem.

Pisarz zachichotał.

- Postawiłeś na Drenaja? Prędzej w piekle będzie zimny dzień, niż odzyskasz te pieniądze.

- O rany, chyba czuję, że robi się chłodniej – skomentował z uśmiechem Sieben.

Na arenie lentryjski mistrz opadał z sił. Krew płynęła mu ze złamanego nosa, a prawe oko zasłoniła opuchlizna, ale wciąż był groźnym przeciwnikiem. Druss doskoczył, uchylił się przed prawym sierpowym i zadał potężny cios w tułów przeciwnika, lecz brzuch Lentryjczyka chroniła gruba warstwa twardych jak stal mięśni. Mistrz uderzył w kark Drussa, pod którym ugięły się kolana. Z pomrukiem bólu uderzył w brodaty podbródek pięściarza, aż głowa Lentryjczyka odskoczyła jak piłka. Druss zadał zamachowy cios, nie trafiając w szczękę, lecz w skroń przeciwnika. Lentryjczyk otarł krew z twarzy, po czym wymierzył Drenajowi silny lewy prosty, a po nim prawy sierpowy, którym o mało nie zwalił go z nóg.

Tłum wył, wyczuwając, że pojedynek dobiega końca. Druss próbował wejść w zwarcie, lecz przeciwnik powstrzymał go prawym prostym, od którego Drenaj aż się zachwiał. Zablokował cios prawą i znów uderzył podbródkowym. Lentryjczyk zatoczył się, ale nie upadł. Skontrował sierpowym, trafiając w głowę Drussa, który tylko się otrząsnął. Lentryjczyk był zmęczony, więc cios nie był już tak szybki i silny jak poprzednio.

Teraz nadeszła odpowiednia chwila! Druss skrócił dystans i zadał serię uderzeń w twarz przeciwnika: trzy lewe proste, a po nich prawy sierpowy, którym ponownie trafił w podbródek. Lentryjczyk stracił równowagę, spróbował wyprostować się - i runął twarzą w piach.

Nad areną przetoczył się ogłuszający ryk. Druss zaczerpnął tchu i cofnął się, przyjmując owację. Nowa drenąjska flaga, przedstawiająca białego rumaka na błękitnym tle, została wciągnięta na maszt i zatrzepotała na wietrze. Druss ruszył naprzód, zatrzymał się przed królewską lożą i złożył ukłon królowi-bogu, którego nie mógł z dołu dostrzec.

Dwaj Lentryjczycy podbiegli i uklękli przy pokonanym mistrzu. Po chwili dołączyli do nich noszowi i znieśli nieprzytomnego pięściarza z areny. Druss pomachał widzom, a potem powoli wszedł w ciemny otwór tunelu prowadzącego do łaźni i szatni dla atletów. Przy wejściu do tunelu stał uśmiechnięty oszczepnik Pellin.

- Już myślałem, że cię załatwi, człowieku z gór.

- Niewiele brakowało - rzekł Druss i splunął krwią. Twarz miał opuchniętą i kilka obluzowanych zębów. – Był silny. Muszę to przyznać.

Razem przeszli tunelem i dotarli do pierwszej łaźni. Zgiełk tłumu ledwie było tam słychać, a w trzech marmurowych basenach z podgrzewaną wodą odpoczywało kilkunastu zawodników. Druss usiadł obok pierwszego basenu. Na parującej powierzchni wody unosiły się różane płatki, których zapach wypełniał pomieszczenia. Biegacz Pars podpłynął do pięściarza.

- Wyglądasz tak, jakby stado koni przebiegło ci po twarzy - zauważył.

Druss pochylił się, położył dłoń na łysawej głowie biegacza i wepchnął go pod wodę. Pars wynurzył się, odpłynął na bezpieczną odległość i ochlapał Drussa wodą. Pellin, który zdjął już spodnie oraz tunikę, wskoczył do basenu.

Druss ściągnął spodnie i zanurzył się w ciepłej wodzie. Przyniosła natychmiastową ulgę jego obolałym mięśniom. Przez kilka minut pływał w basenie, a potem wyszedł z wody. Pars dołączył do niego.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin