Świat nocy 02.03 - Pakt dusz.pdf

(348 KB) Pobierz
255974685 UNPDF
Świat Nocy
02
Pakt Dusz
Rozdział 1
Wilkołaki wpadły do środka, kiedy Hannah Snow była w gabinecie psychologa. Przyszła
tam z oczywistego powodu.
- Myślę, że wariuję - oznajmiła spokojnie, gdy tylko usiadła.
- A dlaczego tak uważasz? - Głos terapeuty miał neutralny kujący ton.
Przełknęła ślinę.
No dobra, pomyślała. Po prostu mu powiedz. Pomiń to paranoiczne uczucie, że ktoś cię śledzi, i to
już wręcz ultraparanoiczne wrażenie, że ktoś próbuje cię zabić. Zignoruj sny, z których budzisz się
z krzykiem.
Od razu przejdź do tych wszystkich niesamowitych wydarzeń.
- Robię notatki - oznajmiła beznamiętnie.
- Notatki. - Psycholog pokiwał głową, stukając ołówkiem w usta. - I to cię właśnie
martwi - dodał, kiedy cisza się przedłużała.
- Tak - odparła pospiesznie urywanym głosem. -Wszystko szło doskonałe. To znaczy
miałam pod kontrolą całe swoje życie. Uczę się w ostatniej klasie liceum
Sacajawea. Mam miłych kolegów. Od stanu Utah dostałam stypendium na następny
rok. A teraz to wszystko się rozpada... przeze mnie. Bo ja wariuję.
- Dlatego, że robisz notatki? - zapytał psycholog zbity z tropu. - Hm, dostajesz
obraźliwe listy, ktoś cię do tego zmusza?
- Nic z tych rzeczy. - Hannah pochyliła się i upuściła na biurko garść pomiętych kartek.
Patrzyła z nieszczęśliwą miną, jak terapeuta je czyta.
Wydawał się miłym facetem. Pomyślała, że jest zaskakująco młody jak na zawód, który
wykonuje. Nazywał się Paul Winfield. „Mów mi Paul", zaproponował na wstępie. Miał rude
włosy i przenikliwe niebieskie oczy. Zdawało się, że potrafi być dowcipny, a jednocześnie
opanowany.
I chyba mu się podobam, pomyślała Hannah. Dostrzegła w jego oczach błysk uznania, kiedy
otworzył drzwi i zobaczył ją na tle płomiennego zachodu słońca Montany.
A później, gdy już weszła do środka i ujrzał jej twarz, zobojętniał, starając się nie okazywać
zdziwienia. Nieważne. Zawsze przyglądano się Hannah dwukrotnie. Pierwszy raz patrzono na jej
długie, proste włosy i jasnoszare oczy... a drugi raz na znamię.
Biegło ukośnie pod lewą kością policzkową, miało kolor bladych truskawek, jakby ktoś
zanurzył palec w różu, a potem delikatnie przesunął nim po skórze. To było znamię wrodzone
-lekarze dwukrotnie usuwali je laserami, a ono za każdym razem pojawiało się na nowo.
Przyzwyczaiła się już do tych spojrzeń.
Paul nagle chrząknął. Przestraszył ją. Wbiła w niego wzrok.
- „Śmierć przed siedemnastymi urodzinami" - odczytał na głos, przerzucając skrawki
papieru. - „Pamiętaj o Trzech Rzekach". „Nie wyrzucaj tej notatki. Cyklu nie
sposób przerwać Już prawie maj, wiesz, co teraz się wydarzy
Podniósł ostatnią kartkę.".
- A na tej po prostu jest napisane: „On już nadchodzi".
Wygładził papier i popatrzył na Hannah.
- Co to oznacza?
- Nie wiem.
- Nie wiesz?
- Ja tego nie napisałam - wydusiła przez zaciśnięte zęby. Paul zamrugał i szybciej
postukał ołówkiem w wargi.
- Ale mówiłaś, że są twoje...
- To moje pismo. Przyznaję - stwierdziła Hannah. Teraz, kiedy już zaczęła opowiadać,
słowa same wypływały z jej ust i nic nie mogło ich powstrzymać. - Te wiadomości
znajdowałam w miejscach, do których nikt inny poza mną nie zagląda... W
szufladzie na bieliznę, w poszwie poduszki. Dzisiaj rano, jak się obudziłam, tę
ostatnią kartkę trzymałam w ręce. Ale ja tego nie napisałam. Paul triumfalnie pomachał ołówkiem.
- Rozumiem. Nie pamiętasz, że to napisałaś.
- Nie pamiętam, bo tego nie zrobiłam. Nigdy bym czegoś takiego nie napisała. To
jakieś bzdury.
- Dobrze. - Postukał o blat biurka. - No wiesz, to zależy. Już prawie maj. Co się
stanie w maju?
- Pierwszego maja mam urodziny.
- Czyli już za tydzień? Tydzień i jeden dzień. I wtedy skończysz...
Hannah wypuściła powietrze.
- Siedemnaście lat.
Zobaczyła, że psycholog podnosi jeden ze skrawków papieru.
Śmierć przed siedemnastymi urodzinami, pomyślała.
- I już kończysz szkołę? - zdziwił się Paul.
- Tak. Jak byłam mała, mama uczyła mnie w domu, i zamiast do przedszkola
posłała mnie od razu do pierwszej klasy.
Paul pokiwał głową. Czuła, że teraz uważa ją za osobę o wybujałych ambicjach.
- Czy kiedykolwiek - zrobił pauzę - miałaś myśli samobójcze?
- Nie, nigdy. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła.
- Hm...- Zmarszczył brwi, wpatrując się w notatki. Nastała długa cisza, Hannah rozejrzała
się po pokoju.
Wyglądał jak zwykły gabinet psychologiczny, chociaż urządzono go w prywatnym domu.
Mieszkała w środkowej Montanie, gdzie rancza dzieliło wiele kilometrów, a miasteczka były
małe i leżały z dala od siebie, dlatego nie miała wyboru i przyszła właśnie tutaj. Paul Winfield
okazał się jedynym psychologiem w okolicy.
Na ścianach wisiały dyplomy, na pólkach stały książki i leżały różne bezosobowe bibeloty.
Słonik wyrzeźbiony z drewna. Na wpół uschnięta roślina. Fotografia w srebrnych ramkach, a
nawet profesjonalnie wyglądająca kozetka. Ciekawe, czy będę musiała się na niej położyć,
zastanowiła się Hannah. Nie sądzę.
Paul odsunął kartkę z szelestem. Potem odezwał się łagodnie:
- Czy myślisz, że ktoś chce zrobić ci krzywdę?
Hannah zamknęła oczy.
Naturalnie, że miała wrażenie, iż ktoś chce zrobić jej krzywdę. Na tym przecież polega paranoja,
prawda? To dowód, że zwariowała.
- Czasem mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi - przyznała wreszcie, niemal szeptem.
- Kto?
Otworzyła oczy.
- Nie wiem - oznajmiła bezbarwnym głosem. - Coś dziwacznego i nadprzyrodzonego,
coś, co chce mnie dopaść. A do tego śni mi się apokalipsa.
Paul zamrugał.
- Apoka...?
- Koniec świata. Przynajmniej domyślam się, że o to właśnie chodzi. Zbliża się
jakaś wielka bitwa: straszliwa, gigantyczna i ostateczna walka. Pomiędzy siłami... -
Dostrzegła, jak Paul na nią patrzy. Odwróciła wzrok i kontynuowała, zrezygnowana. - Siłami
dobra i zła. - Wyprostowała ręce. Ale po chwili, jakby zmieniła zdanie, położyła je na
kolanach. - Zwariowałam, prawda?
- Nie, nie, nie. - Paul bawił się ołówkiem, nagle poklepał się po kieszeni. - Masz może
papierosy?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Wzdrygnął się.
- No jasne, że nie masz. Co ja wygaduję. Paskudny nałóg. Rzuciłem w zeszłym
tygodniu.
Hannah otworzyła usta, zamknęła, a potem zaczęła mówić powoli:
- Panie doktorze... To znaczy Paul. Znalazłam się tutaj, bo nie chcę zwariować.
Chcę być znowu sobą. Chcę ukończyć szkołę, a latem wyruszyć na wspaniałą konną
wędrówkę z moją najlepszą przyjaciółką Chess. A w przyszłym roku chcę jechać do Utah i
studiować paleontologię, i może odnaleźć miejsce lęgowe jakiegoś hadrozaura. Chcę żyć jak
kiedyś. Ale jeśli nie możesz mi pomóc... Urwała i przełknęła ślinę. Prawie się rozpłakała, zupełnie
straciła nad sobą kontrolę. Nie umiała się powstrzymywać. Poczuła, jak do oczu napływają łzy, a
później jedna z nich spływa po policzku i łaskocze w podbródek. Zawstydzona otarła szybko łzy.
Paul zaczął nawet szukać chusteczek. Pociągnęła nosem.
- Przykro mi - powiedział. W końcu znalazł opakowanie chusteczek Kleenex, ale zaraz je
odłożył. Podszedł do Hannah i stanął tuż obok. Kiedy ze współczuciem ścisnął jej dłoń, nie
miał już takich przenikliwych oczu. Zrobiły się niebieskie i chłopięce.
- Hannah, przykro mi bardzo. To się wydaje straszne. Ale jestem pewien, że
mogę ci jakoś pomóc. Wspólnie rozwiążemy twoje problemy. Zobaczysz,
pojedziesz na te swoje studia do Utah i nawet dosiądziesz jednego hadrozaura. -
Uśmiechnął się, dając do zrozumienia, że żartuje.
- A o tym wszystkim zapomnisz.
- Naprawdę tak myślisz?
Pokiwał głową. Potem jednak uświadomił sobie, że stoi przy pacjentce i trzyma ją za rękę, co
nie wypadało profesjonaliście. Pospiesznie się odsunął.
- Może się już domyśliłaś, że jesteś moją pierwszą pacjentką. Nie, żeby
brakowało mi wykształcenia. Byłem na roku w pierwszej dziesiątce najlepszych
studentów. No, a teraz... -Poklepał się po kieszeniach, wyjął ołówek i wetknął go sobie
do ust. Usiadł. - Teraz zajmiemy się tym, kiedy po raz pierwszy przypomniałaś
sobie jeden z tych snów. Kiedy...
Przerwał, gdy w głębi domu zabrzmiał dzwonek do drzwi. Spojrzał w tamtą stronę
zirytowany.
- Kto to może... - Spojrzał na zegar na półce i pokręcił głową. - Przepraszam, to zajmie
tylko chwilę. Dopóki nie wrócę, po prostu się odpręż.
- Nie otwieraj - powiedziała Hannah.
Nie wiedziała, dlaczego to mówi, ale dźwięk dzwonka przyprawił ją o dreszcze, serce zaczęło
łomotać w piersiach, a dłonie i stopy drżały.
Zaskoczony Paul patrzył na nią przez chwilę, a potem uśmiechnął się łagodnie i uspokajająco.
- Nie sądzę, żeby za drzwiami czekała na ciebie apokalipsa. Jak wrócę, to
porozmawiamy o tych obawach. - Wychodząc z gabinetu, delikatnie dotknął jej ramienia.
Siedziała, nasłuchując. Jasne, że on miał rację. Przecież w dźwięku dzwonka nie było niczego
niepokojącego. To wszystko przez te sny i ostatnie wydarzenia.
Odchyliła się w miękkim fotelu i ponownie rozejrzała po gabinecie, starając się zrelaksować.
To wszystko jest tylko w mojej głowie. Psycholog mi pomoże...
I wtedy eksplodowało okno po drugiej stronie pokoju.
Rozdział 2
Hannah zerwała się na równe nogi. Nie była w stanie pojąć, co się wokół niej działo.
Wszystko było zbyt niesamowite.
Na początku myślała, że to bomba - tak głośno huknęło. Potem zrozumiała, że coś wpadło do
pokoju, rozbijając szybę. Teraz było w gabinecie sam na sam z nią, przykucniętą wśród
potrzaskanych kawałków framugi.
Nie wiedziała, co to jest, a wszelkie odpowiedzi, które przychodziły jej do głowy, wydawały
się absurdalne. Czyżby umysł odmówił jej posłuszeństwa? To, co widziała, było duże i
ciemne. Kształtem przypominało psa, ale miało zdecydowanie dłuższe nogi. A przede
wszystkim żółte oczy. A dopiero po chwili ujrzała wszystko całkiem wyraźnie, jakby nagle
popatrzyła przez odpowiednie okulary. Wilk. W gabinecie był wielki czarny wilk.
Wspaniałe zwierzę, smukłe i muskularne, o sierści barwy hebanu i białym krawacie
przypominającym kształtem błyskawicę. Wilk wpatrywał się w nią niemal ludzkimi oczami.
Pewnie uciekł z Yellowstone, pomyślała na wpół przytomnie. Przecież ekolodzy ponownie
zasiedlają wilkami rezerwaty przyrody, prawda? Na pewno nie jest dziki; pradziadek Ryana
Hardena całymi latami przechwalał się, że kiedy był jeszcze chłopcem, zabił ostatniego wilka
w hrabstwie Amador. Zresztą, mówiła sobie, wilki nie atakują ludzi bez powodu. Tym bardziej
samotny wilk nie rzuci się na wyrośniętą nastolatkę.
Przez cały czas umysł Hannah pracował, analizując wszystko, co widziała, ale instynkt
podpowiadał, że powinna uciekać. Jakiś głos starał się przebić przez jej myśli.
Kazał jej się powoli cofać wzdłuż regału i nie odrywać wzroku od zwierzęcia, aż poczuje za
sobą wolną przestrzeń.
Musisz stąd zabrać pewną rzecz, szeptał głos w jej głowie. Nie był obcy, ale też nie do końca
znajomy. Brzmiał rozsądnie, chociaż smutno. Weź coś, co widziałaś na półce.
Wilk jednym skokiem przemierzył odległość trzech metrów.
Hannah nie miała czasu na strach. Zobaczyła lecące ku sobie kudłate cielsko, a potem wpadła
na regał. Wokół zapanował chaos. Spadały książki i bibeloty. Dziewczyna próbowała
odzyskać równowagę, starając się jednocześnie odepchnąć napastnika. Wilk odsunął się, ale
zaatakował ponownie. W ostatniej chwili rzuciła się w bok.
Najdziwniejsze, że udawało jej się unikać ataków drapieżnika, przynajmniej tych
najgroźniejszych, które miały powalić ją na podłogę. Ciało dziewczyny poruszało się
instynktownie, jakby wiedziało, co ma robić.
Skąd to wiem? Przecież nigdy nie walczyłam... A już na pewno nie bawiłam się z żadnym wilkiem
w berka... Gdy o tym pomyślała, natychmiast spowolniła ruchy. Już nie czuła się pewnie i nie
działała instynktownie. Poczuła się skołowana.
A wilk jakby to wyczuł. W blasku przewróconej lampy ślepia zajaśniały mu niesamowitą
żółcią. Takie dziwne oczy, dzikie, o przenikliwym spojrzeniu. Zobaczyła, jak w skoku
drapieżnik podkula łapy. Ruszaj się, teraz, słyszała w głowie tajemniczy głos.
Hannah cofnęła się, a wilk z niewiarygodną siłą uderzył o regał. Wszystkie półki zawaliły się
na podłogę. Dziewczyna rzuciła się w bok, unikając zmiażdżenia. Niestety, regał runął w
stronę drzwi, odcinając jej drogę ucieczki.
Jesteś w pułapce, analizował sytuację chłodny głos w umyśle Hannah. Nie ma stąd wyjścia, chyba
że wyskoczysz oknem.
- Hannah? Hannah? - To Paul krzyczał za drzwiami, próbując je otworzyć, ale ustąpiły
tylko na kilkanaście centymetrów. Tarasował je przewrócony regał.
- Boże, co się tutaj dzieje? Hannah? Hannah? -wołał przerażony psycholog.
Bezskutecznie walił w zablokowane drzwi.
Nie myśl o nim, nakazała sobie w myślach. Głos Paula brzmiał tak rozpaczliwie. Otworzyła
usta, aby odkrzyknąć i wtedy to się stało. Wilk skoczył.
Tym razem nie była wystarczająco szybka. Uderzył w nią straszliwy ciężar, zwalając ją z nóg.
Upadła, uderzając głową o podłogę. To boli.
Zrobiło jej się ciemno przed oczami i zaczęła zapadać w mrok. Przez głowę przemknęła
ostatnia myśl. Już po mnie. To się znowu stało. Och, Izydo, bogini życia, poprowadź mnie w
zaświaty...
- Hannah! Hannah! Co się dzieje? - Gdzieś z daleka dochodził do niej stłumiony,
nerwowy głos Paula.
Nagle odzyskała świadomość, dziwaczne myśli zniknęły. Nie unosiła się już w połyskującej
pustce, nie była martwa. Leżała na podłodze, a róg książki uwierał ją w plecy. Na piersiach
siedział wilk.
Nawet teraz, kiedy ogarnęło ją przerażenie, czuła dziwną fascynację. Jeszcze nigdy nie
widziała z tak bliska żadnego dzikiego zwierzęcia. Patrzyła, jak jego wibrysy o białych
koniuszkach poruszają się, kiedy oddycha, a sierść jeży się na karku.
Widziała ślinę na zwisającym czerwonym jęzorze. Czuła jego odór - wilgotny, gorący, trochę
jak u psa, ale znacznie bardziej dziki.
I uświadomiła sobie, że nie jest w stanie się poruszyć. Wilk dorównywał jej wzrostem, a
ważył więcej od niej. Przygwoździł ją do podłogi. Hannah była całkiem bezradna. Mogła
Zgłoś jeśli naruszono regulamin