Jack London - Demetrios Contos [pl].pdf

(288 KB) Pobierz
379775931 UNPDF
J ACK L ONDON
D EMETRIOS C ONTOS
Nie należy sądzić, że greccy rybacy byli z gruntu źli. Bynajmniej. Tyle tylko, że byli to
ludzie nieokrzesani, którzy łączyli się w osobne skupiska i zdobywali utrzymanie w walce z
żywiołem. Żyli z daleka od prawa i jego mechanizmów, nie rozumieli go, uważali je za
tyranię. Zwłaszcza ustawy rybackie wydawały im się tyrańskie. I z tejże racji w ludziach z
patrolu rybackiego upatrywali swych naturalnych wrogów.
Stanowiliśmy groźbę dla ich życia czy utrzymania, co pod wieloma względami
wychodziło na jedno. Odbieraliśmy im zabronione pułapki i sieci, których sporządzenie
wymagało całych tygodni trudu, materiał zaś kosztował poważne sumy. Nie pozwalaliśmy im
łowić ryb w różnych porach roku, co było równoznaczne z pozbawianiem ich dobrego
zarobku, który mogliby uzyskać, gdyby nie my. Kiedy zaś chwyciliśmy ich, szli pod sąd,
który wymierzał im wysokie grzywny. Wszystko to sprawiło, że nienawidzili nas zajadle. Jak
pies jest naturalnym wrogiem kota, a wąż człowieka, tak my - patrol - byliśmy naturalnymi
wrogami rybaków. Jednakże niniejsza historia o Demetriosie Contosie opowiedziana tu jest
po to, aby wykazać, że potrafili oni zarówno nienawidzić zaciekle, jak postępować
wspaniałomyślnie.
Demetrios Contos mieszkał w Vallejo. Obok Dużego Aleka był najroślejszym,
najodważniejszym i najbardziej wpływowym człowiekiem pośród Greków. Nie zadzierał z
nami i wątpię, czy kiedykolwiek byłby to uczynił, gdyby nie fakt, że wykosztował się na
nową łódź do połowu łososi. Stała się ona przyczyną całej awantury. Kazał ją sobie zbudować
wedle własnego pomysłu, przy czym zwykły typ tego rodzaju łodzi uległ tu pewnym
zmianom.
Ku swojej wielkiej radości Demetrios stwierdził, że nowa łódź jest bardzo szybka - ściśle
mówiąc szybsza od wszystkich innych w zatoce czy na rzekach. Od razu stał się pyszny i
chełpliwy, kiedy zaś nasza pogoń “Marią Rebeką” za rybakami łowiącymi łososie w niedzielę
rzuciła na nich postrach, Demetrios przysłał nam do Benicji wyzwanie. Przyniósł je któryś z
miejscowych rybaków; Demetrios Contos oświadczał, że najbliższej niedzieli wypłynie z
Vallejo, zarzuci na wprost Benicji sieci i będzie łowił łososie oraz że Charley Le Grant z
patrolu może go łapać, jeśli potrafi. Oczywiście Charley i ja nie słyszeliśmy jeszcze o jego
nowej łodzi. Nasza własna była dość szybka i nie obawialiśmy się iść w zawody z
jakąkolwiek inną.
Nadeszła niedziela. Wieść o wyzwaniu była już głośna, toteż rybacy i marynarze z
Benicji stawili się co do jednego, tłumnie zalegając nabrzeże, które przypominało wielką
trybunę na meczu piłki nożnej. Charley i ja zrazu nie dowierzaliśmy, lecz widok tłumu
przekonał nas, że jednak coś jest w wyzwaniu Demetriosa.
1
Po południu, kiedy powiała silniejsza morka, ujrzano jego łódź mknącą z wiatrem.
Uczynił zwrot o jakieś dwadzieścia stóp od nabrzeża, teatralnie pomachał ręką, zebrał w
zamian serdeczne oklaski i cofnął się o paręset jardów w cieśninę. Potem opuścił żagiel i
dryfując bokiem na wietrze, począł zakładać sieć. Nie wyrzucił jej wiele - może z pięćdziesiąt
stóp, ale obaj z Charleyem byliśmy jak gromem rażeni widząc podobne zuchwalstwo.
Wówczas nie wiedzieliśmy jeszcze (wyszło to na jaw później), że sieć była stara i nic
niewarta. Mogła co prawda chwytać ryby, lecz większa zdobycz stargałaby ją na strzępy.
Charley potrząsnął głową i powiedział:
- Przyznam, że nic nie rozumiem. Cóż z tego, że wyrzucił ledwie pięćdziesiąt stóp? Nie
zdążyłby wybrać sieci, gdybyśmy się za nim puścili. Ale w ogóle dlaczego on tu przypływa i
pod naszym nosem popisuje się łamaniem prawa? I to na dobitkę w naszym własnym
mieście!
W głosie Charleya ozwała się nuta skargi i jeszcze przez kilka minut mamrotał coś
gniewnie na temat czelności Demetriosa Contosa.
Tymczasem tamten siedział bezczynnie na rufie swojej łodzi i obserwował pływaki sieci.
Gdy w taką sieć uwikła się duża ryba, o fakcie tym pływaki oznajmiają drganiem.
Najwyraźniej stało się tak i tym razem, albowiem Demetrios wyciągnął około dwunastu stóp
sieci i przytrzymał ją chwilę, nim cisnął na dno łodzi wielkiego, lśniącego łososia.
Publiczność zebrana na wybrzeżu przyjęła to wybuchami oklasków. Tego już było
Charleyowi za wiele.
- Chodź, bracie! - zawołał do mnie. Nie tracąc czasu skoczyliśmy do naszej łodzi i
wciągnęliśmy żagiel.
Tłum krzykiem ostrzegł Demetriosa; odsądziwszy się od nabrzeża ujrzeliśmy, jak Grek
długim nożem odcina swą bezwartościową sieć. Żagiel jego łodzi był gotów do wyciągnięcia,
toteż w chwilę później zatrzepotał w słońcu. Demetrios poskoczył na rufę, ściągnął szkot i
łódź jęła szybko sunąć w stronę Contra Costa Hills.
Tymczasem byliśmy już nie dalej niż o trzydzieści stóp od niego. Charley nie posiadał się
z radości. Wiedział, że nasza łódź jest szybka, a co więcej, świadom był, iż w sztuce
żeglarskiej niewielu znalazłby sobie równych. Był pewien, że pochwycimy Demetriosa, a ja
podzielałem tę pewność. Mimo to jednak najwyraźniej nie przybliżaliśmy się do ściganego.
Wiała piękna bryza. Mknęliśmy gładko po wodzie, ale Demetrios oddalał się z wolna.
Nie tylko płynął szybciej, ale na dobitkę podszedł do linii wiatru o ułamek rumba [Rumb -
1/32 obwodu horyzontu. ] bliżej od nas. Zdaliśmy sobie z tego dobitnie sprawę, kiedy skręcił
pod Contra Costa Hills i zakosem wyminął nas w odległości dziewięćdziesięciu stóp.
2
- Fiuuu! - gwizdnął Charley - albo ta łódź to jakieś cudo, albo my mamy pięciogalonową
beczkę oliwy uwiązaną do kilu!
Nie ma co mówić - tak to wyglądało. W chwili kiedy Demetrios mijał Sonoma Hills po
drugiej stronie cieśniny, byliśmy już tak beznadziejnie zdystansowani, że Charley kazał mi
poluzować żagiel i zawróciliśmy do Benicji.
Kiedyśmy dopłynęli i przycumowali, rybacy zebrani na nabrzeżu zasypali nas docinkami.
Wysiadłem wraz z Charleyem i obaj odeszliśmy dość zawstydzeni; bolesny to bowiem cios
dla czyjejś dumy, gdy człowiek sądzi, że ma dobrą łódź i umie nią żeglować, a tu przychodzi
inny i bije go na głowę.
Charley gryzł się tym przez parę dni; potem dano nam ponownie znać, że następnej
niedzieli Demetrios Contos powtórzy swój wyczyn. Charley otrząsnął się. Kazał wyciągnąć
naszą łódź na brzeg, oczyścił i pomalował na nowo jej dno, poczynił drobne zmiany przy
mieczu, obejrzał części ruchome i przesiedział niemal całą sobotę szyjąc nowy, o wiele
większy żagiel. Sporządził tak ogromny, że trzeba było dodać balastu, toteż na dno łodzi
załadowaliśmy prawie pięćset funtów starego żelastwa kolejowego.
Przyszła niedziela, a wraz z nią i Demetrios Contos, by w biały dzień zuchwale łamać
prawo. Znów wiała południowa morka i znowu Demetrios odciął jakieś czterdzieści czy
więcej Stóp swojej przegniłej sieci i odżeglował nam sprzed nosa. Tym razem był
przygotowany na atak Charleya: jego żagiel wisiał wyżej niż przedtem i był zwiększony o
cały dodatkowy kawał płótna.
Nie lada to był wyścig ku Contra Costa Hills; zwycięstwo nie przechylało się na niczyją
stronę. Jednakże robiąc zwrot ku Sonoma Hills zauważyliśmy, że choć szybkość nasza jest
mniej więcej równa, Demetrios znów bardziej się zbliżył do linii wiatru. A przecież Charley
prowadził naszą łódź najwyborniej i najzręczniej, jak było można, wydobywając z niej więcej
niż kiedykolwiek dotąd.
Mógł oczywiście wyjąć rewolwer i dać ognia do Demetriosa, jednakże z dawna już
stwierdziliśmy, iż jest rzeczą przeciwną naszej naturze strzelać do uciekającego człowieka,
który popełnił zaledwie drobne wykroczenie. Jakoż coś w rodzaju nie pisanej umowy stanęło
między ludźmi z patrolu a rybakami. Jeżeli nie strzelaliśmy do nich w czasie ucieczki, oni ze
swej strony nie bronili się, kiedy już dostaliśmy ich w ręce. Toteż Demetrios Contos uciekał
nam, my zaś jedynie robiliśmy, co w naszej mocy, żeby go dopędzić. Gdyby natomiast łódź
nasza okazała się szybsza od jego łodzi, czy lepiej była kierowana, zwyciężony w wyścigu z
pewnością nie stawiałby oporu.
3
Stwierdziliśmy, że z uwagi na wielkość naszego żagla oraz rzeźwą bryzę dmącą poprzez
cieśninę Carquinez musimy stale baczyć, by łódź się nie przewróciła, toteż podczas gdy
Charley sterował, ja trzymałem główny szkot, owinąwszy linkę raz tylko dokoła drzewca,
gotów do wypuszczenia jej w każdej chwili. Widzieliśmy, że Demetrios, prowadząc łódź w
pojedynkę, ma pełne ręce roboty.
Jednakże wszelkie nasze próby dognania go okazały się daremne. Kierowany
wewnętrznym wyczuciem zbudował sobie łódź lepszą od naszej. I chociaż Charley był równie
dobrym, jeśli nie odrobinę lepszym żeglarzem, łódź jego nie dorównywała łodzi Greka.
- Wypuść szkot - rozkazał mi Charley i w chwili gdy łódź odpadała od wiatru, doleciał
naszych uszu szyderczy śmiech Demetriosa.
Charley potrząsnął głową i rzekł:
- Nie da rady. Jego łódź jest lepsza. Jeżeli raz jeszcze popróbuje tej sztuki, trzeba będzie
obmyślić inny plan działania.
Tym razem przyszła nam z pomocą moja wyobraźnia.
- A co byś powiedział - zapytałem w następną środę - gdybym tej niedzieli pogonił za
Demetriosem łodzią, podczas gdy ty będziesz na niego czekał na przystani w Vallejo?
Charley zastanawiał się chwilę, po czym wykrzyknął:
- Dobra myśl! Zaczynasz ruszać tą swoją łepetyną. Muszę powiedzieć, że twemu
nauczycielowi należy się za to uznanie. Tylko nie powinieneś zapędzać go zbyt daleko - dodał
po chwili - bo wyjdzie na zatokę San Pablo, a ja będę tkwił na przystani jak kołek i próżno
czekał na niego.
We czwartek Charley wysunął zastrzeżenia co do mojego planu.
- Wszyscy będą wiedzieli, że pojechałem do Vallejo, a możesz być spokojny, że i
Demetrios też będzie wiedział. Obawiam się, że trzeba porzucić ten pomysł.
Zastrzeżenie to było aż nadto słuszne i przez resztę dnia trapiłem się moim
rozczarowaniem. Jednakże tej nocy wydało mi się, że dostrzegam nową możliwość, i w
zapale zbudziłem Charleya z twardego snu.
- No? - zapytał. - Co się stało? Dom się pali?
- Dom nie - odparłem - ale moja głowa. Posłuchaj, co ci powiem. W niedzielę obaj
będziemy się wałęsali po Benicji aż do chwili, gdy ukaże się żagiel Demetriosa. To uśpi
wszelkie podejrzenia. A potem, kiedy już zobaczymy jego łódź, odejdziesz wolnym krokiem
do miasta. Wszyscy rybacy pomyślą, że jesteś pobity i że zdajesz sobie z tego sprawę.
- Jak dotąd, w porządku - zauważył Charley, kiedy przerwałem, aby zaczerpnąć tchu.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin