Erle Stanley Gardner - Sprawa opanowanej złodziejki.rtf

(1574 KB) Pobierz
GARDNER Erle Stanley



gardner Erle Stanley

Sprawa opanowanej złodziejki

Tłumaczył Paweł Kruk

 

 

„KB”


OSOBY

Perry Mason - prawnik, który wykopuje swoje dowody

Della Street - sekretarka i powiernica Perry Masona

Sarah Breel - która potrafiła ukrywać swoje emocje lepiej niż skłonność do kradzieży

Hawkins - detektyw z domu towarowego

Virginia Trent - młoda kobieta, którą często kierowały emocje

George Trent - brat Sarah Breel, którego częste pijatyki osiągnęły wreszcie kres

Pani Ione Bedford - młoda kobieta, która interesuje się brylantami

Austin Cullens - kolekcjoner brylantów, który znał wielu ciekawych ludzi

Sierżant Tremont - oficer policji

Harry Diggers - świadek, który chciał być uczciwy

Paul Drakę - prywatny detektyw, którego najciekawszym, jeśli nie najlepszym, klientem był Perry Mason

Sierżant Holcomb - z wydziału zabójstw, który każdego obrońcę traktował jako naturalnego wroga

Bill Golding - hazardzista, który pragnie pozostać anonimowy

Eva Tannis - partnerka i wspólniczka Goldinga, jeszcze bardziej niebezpieczna niż jej towarzysz

Dr Charles Gifford - lekarz, który dzięki przyjaźni z Perry Masonem, angażuje się często bardziej niż wymagają tego jego obowiązki

Pete Chennery - mądry facet, który znał odpowiedzi na wszystkie pytania

Larry Sampson - zastępca prokuratora okręgowego




Pan Marąuad - niezbyt dyskretny bankier Porucznik Ogilby - chłopak Virgini Trent, który interesuje się bronią palną

Sędzia Barnes - który przewodniczy rozprawie

Dr Carl Franker - chirurg, który przeprowadza sekcje zwłok

Carl Ernest Hogan - ekspert balistyki w policji

 

 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Kiedy pierwsze duże krople deszczu spadły na chodnik, Perry Mason ujął pod rękę Delię Street i powiedział:

- Jeśli pobiegniemy, zdążymy się schować w domu towarowym.

Della Street skinęła głową, podciągnęła nieco spódnicę i pobiegła długimi, sprężystymi krokami. Tym razem długonogi Perry Mason nie musiał na nią czekać.

Pierwsze strugi ulewy złapały ich na bocznej ulicy pozbawionej jakichkolwiek zadaszeń. Zanim dotarli do rogu, z rynien bluzgały już strumienie wody. Do portyku domu towarowego zostało im jeszcze parę kroków. Puścili się biegiem, tymczasem ogromne deszczowe krople, niczym grad płynnych kul, spadały na chodnik z taką siłą, że wydawały się odbijać od jego powierzchni i eksplodować wodnym grzybem. Mason poprowadził Delię przez obrotowe drzwi.

- Chodź - powiedział. - Będzie padać przez najbliższe pół godziny. Na ostatnim piętrze jest restauracja. Porozmawiamy przy herbacie.

Przyszpiliła go rozbawionym spojrzeniem spod długich rzęs.

- Szefie, nie sądziłam, że kiedykolwiek uda mi się zaciągnąć cię do restauracji w domu towarowym.

Mason popatrzył na krople deszczu zawieszone na krawędzi ronda jego słomkowego kapelusza.

- To przeznaczenie, Delio - powiedział i roześmiał się. - Ale nie pozwolę, żebyś ciągała mnie za sobą, kiedy będziesz robiła zakupy. Wsiadamy do windy i jedziemy na samą górę. Nie będziemy zwracać uwagi na to, co




mówi windziarz: „Drugie piętro... futra i bielizna damska, trzecie piętro, biżuteria, naszyjniki z pereł i złote kolczyki, czwarte piętro, zegarki, wisiorki i...

- A piąte? - przerwała mu. - Kwiaty, słodycze i książki. Przynajmniej tam mógłbyś się zatrzymać. Daj odetchnąć pracującej kobiecie.

- Nie ma mowy - odparł. - Jedziemy od razu na szóste - herbata, kanapka z szynką i ciastko.

Wcisnęli się do windy i klatka ruszyła powoli do góry. Zatrzymywała się na kolejnych piętrach, które operatorka anonsowała zmęczonym, monotonnym głosem.

- Zapomnieliśmy o dziale zabawek na piątym piętrze - zauważyła Della Street.

Mason patrzył przed siebie zamyślony.

-                     Któregoś dnia, Delio - odezwał się - kiedy wygram dużą sprawę, kupię sobie kolejkę z dworcami, tunelami, bocznicami i semaforami. Poprowadzę ją przez całe moje biuro aż do biblioteki prawniczej i... - Urwał, słysząc jej chichot. - O co chodzi?

-                     Wyobrażam sobie Jacksona w bibliotece powiedziała - jak szuka zaaferowany jakiejś ustawy, aż tu do pokoju wjeżdża z gwizdem pociąg.

Zachichotał i poprowadził ją do jednego ze stolików restauracji. Potem spojrzał na okno ociekające strumieniami deszczu.

-                     Jackson nie ma za grosz poczucia humoru - powiedział. - Wątpię, czy on kiedykolwiek był dzieckiem.

-                     Może był nim w innym wcieleniu - odparła i sięgnęła po menu. - No cóż, panie Mason, skoro pan płaci za lunch, chyba trochę zaszaleję.

- Myślałem, że jesteś na diecie - odparł, udając zdziwienie.

- Owszem - przyznała. - Skoczyłam już na sto dwadzieścia, a mam zamiar wrócić do stu dziewięciu.

- W takim razie pełnoziarnisty tost zaproponował - i gorzka herbata...

- Tak, ale na kolację - odcięła się. - Jako pracująca kobieta, muszę się dobrze odżywiać, szczególnie w przerwie na lunch. Tak więc zamówię pomidorową zupę krem, sałatkę z avokado i grejpfrutów, polędwicę, karczochy, długie ziemniaczki oraz pudding śliwkowy z sosem brandy.

Mason rozłożył ręce.

- I już po pieniądzach za ostatnią sprawę o morderstwo. No cóż, wezmę tylko cieniutki tost melba i szklaneczkęwody. - Jednakże kiedy podniósł wzrok na kelnerkę, która pojawiła się u jego boku, powiedział zdecydowanym głosem: - Dwa razy pomidorowa krem, sałatka z awokado  i grejpfrutów, polędwicę średnio wysmażoną, gorące karczochy, długie ziemniaczki i pudding śliwkowy z sosem brandy.

- Szefie! - wykrzyknęła Della Street. - Ja tylko żartowałam!

-                     Nie rób tego nigdy w porze posiłku - odpowiedział jej surowym tonem.

-                     Ale ja nie zjem tego wszystkiego.

-                     Oto, jaki los spotyka tych, którzy okłamują swojego pracodawcę - odparł i zaraz zwrócił się ponownie do kelnerki: - Proszę przyjąć zamówienie. Niech pani zacznie już znosić jedzenie i proszę nie słuchać żadnych protestów.

Kelnerka uśmiechnęła się i odeszła.

- Teraz, żeby nie przytyć - odezwała się Della Street - chyba przez tydzień będę musiała żyć o chlebie i wodzie... Szefie, lubisz obserwować łudzi w takich miejscach?

Skinął głową i przeniósł wzrok znad stołu na innych klientów. Przyglądał im się przez chwilę uważnie.

- Powiedz, szefie - mówiła dalej - w swojej pracy masz okazję zobaczyć ludzką naturę całkowicie obnażoną. Spotykasz ludzi powodowanych silnymi emocjami, którzy

zrzucili maski hipokryzji i pozorów, jakie noszą na co dzień... Czy nie stajesz się przez to ogromnym cynikiem?

- Wręcz przeciwnie - powiedział. - Ludzie mają swoje mocne i słabe strony. Prawdziwy filozof widzi ich takimi jacy są, co pozwala mu uniknąć rozczarowań, ponieważ nigdy nie oczekuje od ludzi zbyt wiele. Cynik natomiast przykłada do nich fałszywy szablon i ulega rozczarowaniu, kiedy widzi, że ludzie nie pasują do niego. Większość z naszych drobnych szachrajstw bierze się stąd, że próbujemy zmieścić się w ramach ekonomicznych konwencji. Jednak w przypadku spraw zasadniczych w większości ludzie okazują się godni zaufania. Sąsiad, który oszuka cię na funcie cukru, zaryzykuje życiem, żeby cię uratować przed utonięciem.

Della Street zastanawiała się przez chwilę, zanim mu odpowiedziała. - Ludzie bywają bardzo różni. Spójrz na tamtą agresywną kobietę po lewej stronie, która napadła na biedną kelnerkę... Z drugiej strony popatrz na tę siwowłosą kobietę przy oknie. Ma taki łagodny, wręcz macierzyński wyraz twarzy. Sprawia wrażenie bardzo spokojnej i łagodnej osoby...

-                     Tak się składa, Delio - przerwał jej Mason - że ta kobieta jest złodziejką sklepową.

-                     Co? - niemal krzyknęła.

-                     Natomiast mężczyzna przy kasie - mówił dalej Mason - ten, który udaje, że ma zamiar zrealizować czek, jest detektywem z tego sklepu. Śledzi ją.

-                     Szefie, skąd to wiesz?

-                     Przyjrzyj się kobiecie, w jak nienaturalny sposób przyciska ramię do boku. Trzyma coś pod długim, tweedowym płaszczem. Tak się składa, że znam tego detektywa. Uczestniczyłem kiedyś w sprawie, w której zeznawał... Popatrz, w jaki sposób odwróciła głowę. Moim zdaniem, ona wie, że jest śledzona.

- Myślisz, że po prostu usiądzie i zacznie jeść? - spytała Della, przyglądając się obcej z zainteresowaniem.

-                     Nie sądzę. Chyba dużo schowała pod płaszczem. Byłoby jej trudno jeść bez... Widzisz, idzie do toalety.

-                     I co teraz? - spytała Della Street.

-                     Jeśli się zorientowała, że jest śledzona, zostawi pewnie towar w toalecie - powiedział Mason. - Detektyw rozmawia z młodą Murzynką. Będzie chciał załatwić całą sprawę po cichu.

-                     Nie mogę uwierzyć, żeby ktoś taki był złodziejem - zaprotestowała Della Street. - Te siwe włosy, wysokie czoło i spokojne spojrzenie, do tego zmysłowe usta... nie, to niemożliwe.

Mason odpowiedział jej zamyślony:

- Doświadczenie nauczyło mnie, że jeśli osoba o uczciwym wyrazie twarzy ma przy sobie skradzione przedmioty, to jej twarz kryje się za maską, która została starannie dobrana, niczym towar wystawiony na sprzedaż.

Kelnerka przyniosła parującą zupę. Chwilę później w drzwiach toalety pojawiła się dziewczyna ze sklepu, która skinęła głową na detektywa. Zaraz za nią wyszła siwowłosa kobieta. Podeszła prosto do sąsiedniego stolika, na którym przygotowano już chleb, masło, szklanki z wodą oraz sztućce dla dwóch osób.

- Ach, tutaj jesteś, ciociu Sarah. Zgubiłam cię - rozległ się głos u boku Masona.

Prawnik podniósł wzrok i ujrzał dość wysoką, młodą kobietę, która zbliżała się energicznym krokiem. Przez moment tylko dostrzegł błysk jej szarych oczu, a doświadczenie podpowiedziało mu, że w jej głosie zabrzmiała nuta strachu. Natomiast głos siwowłosej kobiety przepełniał całkowity spokój.

- Zgubiłyśmy się gdzieś w tłumie, Ginny. Postanowiłam więc, że zaczekam tutaj i napiję się herbaty. W moim






wieku nie należy się niczym denerwować. Wiedziałam, że dasz sobie radę, wezwiesz taksówkę i pojedziesz do domu.

-                     Ale ja nie wiedziałam, co się z tobą dzieje - odparła dziewczyna. Siadając, roześmiała się nerwowo, a jej głos zadrżał. - Nie byłam pewna, czy nic ci się nie stało, ciociu Sarah.

-                     Ginny, u mnie wszystko w porządku. Nie martw się o mnie. Pamiętaj, co by się nie działo, zawsze dam sobie radę...

Między Masonem a siwowłosą kobietą pojawiła się postać detektywa. - Pani wybaczy - powiedział - ale muszę prosić, aby udała się pani ze mną do biura.

Mason usłyszał stłumiony okrzyk konsternacji dziewczyny, lecz głos kobiety pozostał spokojny i niewzruszony.

- Młody człowieku, nie mam zamiaru nigdzie chodzić. Przyszłam tutaj, żeby zjeść lunch. Jeśli ktoś z biura chce ze mną rozmawiać, niech przyjdzie do mnie.

- Staram się uniknąć sceny - powiedział detektyw oficjalnym tonem.

Mason odsunął talerz z zupą, nie spuszczając wzroku z detektywa, który stanął za krzesłem kobiety. Ona zaś ze spokojem odłamała kawałek chleba, posmarowała go masłem i zerknęła przez ramię.

-                     Młody człowieku - powiedziała. - Niech pan nie próbuje unikać sceny ze względu na mnie. Śmiało.

-                     Utrudnia pani całą sprawę - odpowiedział.

-                     Rzeczywiście! - mruknęła.

-                     Ciociu Sarah - błagała dziewczyna - Nie sądzisz, że...

-                     Nie sądzę, abym zechciała choćby kiwnąć palcem, zanim nie zjem lunchu - przerwała jej ciotka Sarah. - Podobno mają tutaj doskonałą zupę pomidorową. Chętnie spróbuje, a także...


-                     Przykro mi - wtrącił detektyw - lecz jeśli nie zechce pani pójść ze mną, będę zmuszony aresztować panią tutaj.

-                     Aresztować? - powtórzyła i zatrzymała dłoń z chlebem przed ustami. - O czym pan mówi?

-                     Aresztuję panią za kradzież w sklepie - oświadczył detektyw.

Kobieta spokojnie jadła chleb, kiwając nieznacznie głową, jakby rozpatrywała swoją sytuację.

- Bardzo zabawne - powiedziała i sięgnęła po szklankę z wodą.

Poirytowany głos detektywa wzbudził zainteresowanie klientów w promieniu trzech najbliższych stolików.

- Śledziłem panią - oświadczył dobitnie - i widziałem, jak chowała pani różne rzeczy pod płaszczem.

- Kiedy kobieta wykonała gest, jakby chciała rozchylić poły płaszcza, dodał pospiesznie: - Zostawiła je pani w toalecie.

Odwrócił głowę i skinął na dziewczynę ze sklepu, która natychmiast zniknęła za kotarą wejścia do toalety.

- Nie przypominam sobie - powiedziała kobieta i zamilkła na chwilę, jakby próbowała sięgnąć pamięcią wstecz - żeby kiedykolwiek aresztowano mnie za kradzież w sklepie... Nie, nigdy.

- Ciociu! - wykrzyknęła towarzysząca jej dziewczyna.

- On nie żartuje. Mówi poważnie... On... Pracownica sklepu wyszła z toalety z naręczem ubrań. Trzymała jedwabne pończochy, części jedwabnej bielizny, jedwabną bluzkę oraz obszerną piżamę.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin