Maksim Gorky - Bajki i niebajki.doc

(770 KB) Pobierz

Tytuł oryginału Rasskazy i Skazki

Tłumaczyły z języka rosyjskiego

I, Dymowska. W. Grodzieńska, H. Jarmolińska,

M. Kowalewska, M. Kownacka

Ilustracje W. Kurdowa, 1. Riznicza, N. Tyrsy, E. Czaruszyna

Przedruk z wydania rosyjskiego

Okładkę projektował Jerzy Karolak

Kedaktor H. Broniatowska

Instytut Wydawniczy „Nasza Księgarnia" Rok 1951. Warszawa

BIBLIOTEKA HARCERZA

Nakład 20 000 + 400 egz. Objętość 24% ark„ Druk ukończono w lutym 1951 roku. Ztkł, Graf. „Nasza Księgarnia" w Warszawie, Smulikowskiego 4. Zam. 1163 z dn. 11.1.1951 r. B-l-121019.

W1TALJS BIANKI

Otroarły się ciężkie drzwi i oczom zdumionego chłopca ukazał się przedziwny świat.                    *

Prosto przed nim dwa brunatne niedźwiadki złapały się za bary. Ich starszy braciszek-piastun oka nie spuszczał z małych łobuzów, aniedźwtedzica-maika rozłożyła się na wzgórzu i zapadła w drzemkę.

Tam znów nieco dalej przyczaiły się dwa tygrysy: jeden na skale, a drugi niżej.' Wyszczerzyły zęby i lada chwila rzucą się na siebie. Chłopiec ckyłlciem przeszedł koło nich. Obejrzał się nawet z lękiem. A może jednak rzucą się na niego? Nie, na* wet nie drgnęły — pozostały na miejscu.

Hen, wysoko w powietrzu orzeł zastygł bez ruchu- Zamarła w locie kaczka nad gniazdem. W gnieździe tym są jajka. Chłopiec wyciągnął szybko ku nim rękę i palce jego uderzyły boleśnie o coś twardego, zimnego.

Szkło! Wszystkie te zwierzęta i ptaki są za szkłem!

Czyżby były nieżywe?! W takim razie muszą być zaczarowane, jak w bajce. Gdybyż więc poznać to czarodziejskie słowo mogące je wszystkie ożywić! Kto go nauczy takiego słowa?!

Wszystko to działo siq w Muzeum Zoologicznym Akademii Nauk. Tutaj pracował ojciec chłopca — uczony rosyjski, znakomity przyrodnik.

Chłopiec ten urodził się w roku 1894 w domu naprzeciw gmachu Muzeum, a był nim przyszły pisarz, Witalis Walenty-nowicz Bianki.

Z przyrodą zapoznał go ojciec. Brał ze sobą syna na polowa Aa  i  spacery.   Określał   mu   każdą   roślinkę,   każdego  ptaka zwierzątko. Nauczył go poznawać ptaki po locie, zwierzęta po ladach, a co ważniejsze — nauczył syna zapisy wr.f   woje spo-trzeżenia.

Doszedłszy do dwudziestu siedmiu lat życia Witalis Bianki lial ragromadzone całe tomy swoich dzienników, I teraz znów, ak w dzieciństwie, zapragnął znaleźć owo czarodziejskie sło-)o, które by ożywiło wszystkie te ptaki i zwierzęta.

Stało się nim piękne, pełne artystycznego wyrazu słowo i) opowiadaniach pisarza.

Pierwsza książka dla d.zieci W, W. Bianki — ,,W leśnych lomkach" — wydana została w 1923 roku, W ciągu dwudziestu dęciu lat swej pracy literackiej Bianki napisał około dwustu mjek, opowiadań i nowelek. Młodym czytelnikom znane są '.obrze jego zbiorki: „Bajki", „Gazeta Leśna", „Na tropie". Gdzie raki zimują", „Opowiadania o polowaniu", „Ostatni trzał" — i wiele innych.

Utwory te wydano w dwudziestu ośmiu językach narodów 'wiązku Radzieckiegc Książki jego tłumaczono też na wiele <bcych języków.

Bianki doskonale zna i gorąco miłuje ojczystą przyrodę. Spq~ Iza on większą część swego życia w lesie ze strzelbą, lornetką, totatnikiem. Jego opowiadania i bajki odsłaniają przed mło-lym czytelnikiem "brązy naprawdę żywej przyrody Potrafi trty tym w rze^ ^ch i zjawiskach najzwyklejszych pokazał 'lnie  nowego, nie zauważonego dotąd przez nas,

Bianki prowadzi młodego czytelnika po myśliwskich icież-cach Ałtaju, wędruje z nim na przełaj przez góry Kaukazu, Aywa po r lorach Uralu, przedziera się przez tajgę, brnie po nndrze i stepie,

Przede  wszystkim  jednak Bianki lubi -opowiadać   o   tych rzętach i roślinach, które każdy  może   spotkać  u   siebie

ii

w ogrodzie, na brzegu sąsiedniej rzeczułki, w lasach i «o polach północnej i środkowej części swej ojczyzny.

Pisarz otwiera oczy młodemu czytelnikowi na cały otaczający go świąfai odpowiada na jego pytania.

Wieli? zagadek przyrody rozwiązali już uczeni radzieccy. Jeszcze więcej jednak trzeba jeszcze zbadać, odgadnąć, zrozumieć.

Książki Biankiego wzywają młodego czytelnika do obserwo wania, porównywania, myślenia. Każą, mu być dobrym tropicielem, badaczem. Bianki nie tylko wskazuje, lecz również uczy młodego crytelnika, jak się odkrywa, tajemnice lasu, jak odga iuje mule i uńelkif zagadki z życia zwierząt i ptaków.

Bo tylko ten, kto zna dobrze przyrodę, może nią kierował I wykorzystywać jej bogactwa na pożytek ojczyzny.

Młody czytelnik dowie się wielu rzeczy^ przeczytawszy opowiadania 'i. bajkiJBiankiego, Nauczy się obserwować, stanie się skrzętnym gospodarzem- bogactw ojczystej przyrody i naprawdę tę przyrodę pokocha*

Dopomoże mv w tym piękne, pełne artystycznego wyrazu, msarza.

>y

ii'

\^<s  ^*^\^lw^

PIERWSZE POLOWANIE

Sprzykrzyło się Szczeniakowi gonienie kur po podwórku. Pomyślał sobie:

„Pójdę zapolować na dziką zwierzynę i ptactwo".

Przemknął się pod wrotami i pobiegł na łąkę.

Zobaczyły go dzikie zwierzęta, ptaki i owady i każdy coś sobie pomyślał.

Bąk myśli: „Ja go oszukam!"

Dudek myśli: ,,Ja go zadziwię!"

Kręcigłówka myśli: „Ja go przestraszę!"

Jaszczurka myśli: „Ja mu się wywinę!"

Gąsienice, motylki, koniki polne myślą: ...Schowamy się przed nim!"

-A .,

Wsm,v P^!"rZl;" ~ myŚ" Żu"-B<»nbardier.

^zsssrsiQ obronić'każdy p° -<*-

 

 

i ruszył w trzciny,  i poruszyl       4

w tył — w przód( w tył — w przód

.„'z ^ '"Zami SzCTniaka «H* żółte i brunatne pa-

w tył — w przód, w tył — w przód

A Bąk stoi w trzcinach wyciagnięty, cienki   _ d «', city pomalowany w żóhe i Kr-                         Łi

łyszo si<:                                   brązowe pasy. Stoi

w tył — w przódj w tył — w przód

.....TZU

• » wzg6rka skocer _ myśIi

r<Bąk-Nie

i złapię jakiegoś ptaka".

 

if    ^M

 

T^s

.». %

 

A Dudek przypadł do ziemi, skrzydła i ogon rozpostarł, dziób podniósł do góry.

Patrzy Szczeniak: nie ma żadnego ptaka, tylko na zie-A leży pstry łachmanek, z którego sterczy jakaś zakrzy-

a igła.                                                             ...,".,

Zdziwił się Szczeniak, gdzie się mógł Dudek podziać? ! ym wziął za niego tę pstrą szmatką Fojd^ wui rędzej i złapię mniejszego ptaszka". Podbiegł do drzewa i widzi, ze na gałązce siedzi ma->ńki ptaszek Krocigłówka. Rzucił się ku niej,  a  Rręći-łówka smyrg! do dziupli.

U

Zagrzebał się w swej psiej budce i boi  się nawę,, -wysunąć.

A wszystkie zwierzęta, ptaki   i   owady powróciły do swoich zajęć.

W LEŚNYCH DOMKACH

Wysoko nad rzeką ponad stromym^ urwiskiem latały młode jaskółki brzegówki. Goniły jedna drugą z świergotem i piskiem: grały w berka.

W ich gromadzie była jedna maleńka Brzegówka tak zwinna, że nikt nie mógł jej dogonić — wszystkim się wymykała. Kiedy berek ścigał ją, przemykała się to tu, to tam, w dół, w górę, to znowu w bok, a leciała tak szybko, że tylko skrzydełka migotały.

Nagle, nie wiadomo skąd, zjawia się Sokół-Kobuz. Ostre, wygięte skrzydła aż świszczą.

Spłoszyły się jaskółki, rozleciały w popłochu. W mgnieniu oka rozproszyło się całe stadko.

A zwinna Brzegówka pomknęła bez zwłoki za rzekę, ponad las, i dalej nad jezioro.

Zbyt niebezpiecznym berkiem był Sokół-Kobuz.

Brzegówka leciała, leciała, aż zbrakło jej sił.

Obejrzała się — nie widać poza nią nikogo. Rozejrzała się wokoło — zupełnie nieznane strony. Spojrzała w dół — w dole rzeka płynie. Ale jakaś obca — nie rodzinna. Brzegówkę opanowało przerażenie.

Nie pamiętała drogi do domu: bo jakże mogła zapamiętać, gdy leciała nieprzytomna ze strachu!

19

—  A czyjaś ty? — pyta żółty ptaszek.

—  Nie wiem — odpowiada Brzegówka.

—  Trudno ci będzie odnaleźć dom — mówi żółty ptaszek. — Wkrótce słońce zajdzie i zrobi się ciemno. Zostań lepiej u mnie na noc. Nazywam się Siewka. A domek mam tu, obok.

Siewka pobiegła kilka kroków i wskazała dziobem na piasek. Potem zaczęła się kłaniać kołysząc się na cienkich nóżkach i mówr

—  Oto mój dom. Wejdź, proszę!

Spojrzała Brzegówka — wokoło piasek i żwir, a domu żadnego nie ma.

—  Czyż   nie   widzisz?   —   zdziwiła   się   Siewka. — Spójrz tu, gdzie-między kamyczkami leżą jajka.

Był już wieczór, wkrótce zapadnie noc. Co robić? Ma-ą Brzegówkę ogarnął lęk. Sfrunęła na dół, siadła na brzegu i zaczęła gorzko pła-

Nagle widzi, że tuż koło niej skacze po piasku mały, tółty ptaszek z czarnym krawatem na szyi. Ucieszyła się Brzegówka i pyta żółtego ptaszka: — Powiedz, proszę, jak mogłabym, trafić do domu?

20

21

I wielkim trudem Brzegówka Eozróżniła cafery jajka. •o nakrapiane. Leżały rzędem wprost im piasku-*ód żwiru.

-  No i co? - - pyta Siewka. — Czyżby mófj dom nie ypadł ci do gustu?

Brzegówka nie wie, co odpowiedzieć: jeżeli prawie, że nu nie ma, gospodarz może się obrazić. Więe-tak od-kła:

Nie przywykłam do spania   pod   gołym   niebem, rost na piasku, bez podściółki...

-  Szkoda, że nie przywykłaś — mówi   Siewka.   — ibec tego leć do jodłowego lasku. Odszukaj tam Go-ia-Grzywacza. Ma dom z podłogą. Zanocuj? u niego.

—  Och, dziękuję! — ucieszyła się BrzegówBa. [ poleciała do jodłowego lasku.

Szybko odnalazła leśnego Gołębia-Grzywacza i popro-i go o nocleg.

—  Jeżeli moja chata podoba ci się, ta zanocuj u mnie powiedział Grzywacz.

Lecz cóż to za chata! Tylko podłoga. W d©datku cała iurawa jak rzeszoto. Po prostu patyczki tiyle jak na-icone na gałęzie. Na patyczkach leżały białe gołębie-jka. Widać je było z dołu, jak przeświecały przez dziu-wą podłogę. Brzegówka zdziwiła się i zawołała:

—  W twoim domu jest tylko podłoga, nawet ścian alfe*-a. Jak można w nim spać?

—  Jeżeli chcesz koniecznie mieć dom ze ścianami? — •radził Grzywacz — leć, odszukaj Wilgę. Tam sgodo-i ci się na pewno.

22

I Grzywacz objaśnił Brzegówkę, jak znaleźć dom Wilgi: w zagajniku na najpiękniejszej brzozie.

Brzegówka poleciała do zagajnika. Rosły tam brzozy: jedna piękniejsza od drugiej. Długo szukała domu Wilgi, aż wreszcie spostrzegła na brzozowej gałązce malutki, lekki domek. Taki przytulny, podobny do róży zrobionej z cieniutkich arkusików szarej bibuły.

—  Ach, jaki mały jest domek Wilgi!   —   pomyślała Brzegówka. — Nawet ja nie zmieszczę się w jego ścianach.

Właśnie chciała zapukać, gdy z szarego domku wyleciały osy.

Zaczęły krążyć wokoło, brzęczeć; może użądlą!

Brzegówka przestraszyła się i czym prędzej uciekła.

Leci dalej wśród zielonego listowia.

Aż tu coś złotego i czarnego zamigotało jej przed oczami.

Podfrunęła i widzi, że na gałązce siedzi złoty ptak z czarnymi skrzydłami.

—  Dokąd śpieszysz, maleńka? — zawołał  złoty ptak do jaskółki.

—  Szukam domu Wilgi — odpowiada Brzegówka.

—  To właśnie ja jestem Wilga — mówi złoty ptak. — A to mój dom na tej pięknej brzozie.

Brzegówka zatrzymała się i spojrzała w kierunku, który wskazywała jej Wilga. Z początku nie mogła nic rozeznać prócz zielonych liści i białych brzozowych gałązek.

Ale gdy przyjrzała się uważniej, aż krzyknęła ze zdziwienia.

23

Wysoko nad ziemią wisiał u gałązki lekki, pleciony

koszyczek.

Brzegówka patrzy, że to naprawdę jest domek, uwity przemyślnie z konopi i łodyżek, z włosów i sierścią i z cienkiej brzozowej kory.

—  Ach — mówi Brzegówka do Wilgi — za nic nie zostanę w tej chwiejącej się budowli! Kołysze się, aż mi się w głowie kręci. Tylko patrzeć, jak wiatr zrzuci ją na ziemię. A na domiar złego nawet dachu nie ma.

—  Idź do Mysikrólika — obraziła się złota Wilga. —• Jeżeli boisz się spać na świeżym powietrzu, to na pewno spodoba ci się w jego szałasie pod dachem

Brzegówka poleciała do Mysikrólika.

Mały, żółty Mysikrólik mieszkał w trawie pod tą samą brzozą, na której wisiała powietrzna kołyska Wilgi, Szałas z siana i mchu podobał się Brzegówce.

—  O, jak tutaj pięknie! — ucieszyła się. — Jest podłoga i ściany, i dach, i posłanie z miękkich piórek. Zupełnie jak w naszym domu.

Dobrotliwy Mysikrólik zaczął układać się do snu. Nagle ziemia zadrżała pod nimi, zahuczała. Brzegówka zatrzepotała skrzydełkami i nasłuchuje, a Mysikrólik objaśnia:

—  To konie pędzą w zaroślach.

—  A czy twój dach wytrzyma? — pyta Brzegówka. — A co będzie, jeżeli koń nadepnie na niego kopytem?

Mysikrólik w milczeniu żałośnie .pokręcił główką, j

—  Och, jak tu strasznie! — powiedziała Brzegówka i w jednej chwili wyfrunęła z szałasu. — Przez całą noc

i

nie zmrużę oka, wciąż będę myślała, że mnie rozdepczą, W moim domu jest spokojnie. Tam nikt mnie nie nadepnie i nie zrzuci na ziemię.

—  Zapewne masz taki sam dom, jak Perkoz — domyślił się Mysikrólik. — Dom Perkoza nie jest na drzewie, wiatr go nie zrzuci; ani na ziemi — nikt go nie rozdepcze. Chcesz, to zaprowadzę cię do niego.

—  Chcę — mówi Brzegówka. Pofrunęli razem do Perkoza.

Przelatując nad jeziorem zobaczyli, że pośród wody i wysepce z trzciny siedzi wielkogłowy ptak. Na gło-ie ptaka sterczą pióra jak rożki.

Mysikrólik pożegnał się z Brzegówką i poradził jej, aby >prosiła rogatego ptaka o nocleg.

Brzegówką poleciała na wysepkę. Siedzi i dziwi się, że yscpka płynie. Po jeziorze pływała kupa suchej trzci-r. Na środku kupy zrobiono dołek, a dno dołka wysła-> miękkimi wodorostami. Na wodorostach leżą jaja Per-iza, okryte lekkimi, suchymi źdźbłami trzciny. Na brzeżku wysepki siedzi rogaty Perkoz i rozjeżdża swym czółenku po całym jeziorze. Brzegówką opowiedziała   Perkozowi,   że   na   próżno uka miejsca do spania, i poprosiła go o nocleg.

—  A nie boisz się spać na falach? — pyta Perkoz.

—  Czy twój dom na noc nie dobije do brzegu?

—  Mój dom — to nie statek — mówi Perkoz. — Pły-e tam, dokąd go wiatr pędzi. Będziemy tak przez canoe kołysać się na fali.

—  Boję   się  —  powiedziała szeptem Brzegówką. — acę do domu, do mamy...

Perkoz rozgniewał się.

Widzisz — wydziwia — jaka z ciebie grymaśnical czym nie można ci dogodzić! Leć, poszukaj sobie inne-i domu, według upodobania!

Perkoz wypędził Brzegówkę. Odleciała z płaczem. I i6Cl i płacze.

A tu już noc zapada: słońce zaszło, zmierzcha. Brzegówką dotarła  do  gęstego  lasu.   Patrzy — dom udowany na wysokiej jodle, na grubym konarze.

26

Dom okrągły, cały z sęczków i patyków, a z wnętrza sterczy ciepły, miękki mech.

—  To dopiero śliczny dom — myśli   Brzegówką trwały, pokryty dachem.

Podfrunęła mała jaskółka do wielkiego domu, zastukała dziobkiem w ścianę i prosi żałosnym głosikiem:

—  Gosposiu, proszę, wpuść mnie na nocleg!

Aż tu wychyla się nagle z domu rudy zwierzęcy pysk ze sterczącymi wąsami, z żółtymi zębami! I jak nie ryknie to straszydło:

—  Odkąd to ptaki niepokoją po nocy wiewiórki i proszą o nocleg?

Brzegówką zdrętwiała ze strachu, serce zaciążyło jej jak kamień. Szarpnęła "się w tył, wzbiła ponad las i uciekła na złamanie karku nie^oglądając się wcale.

Leciała — leciała, aż sił jej"*2abrakło. Spojrzała za siebie: nikogo nie widać. Obejrzała się wokoło i widzi znajome strony. Popatrzyła w dół, a tam płynie rzeka, jej rzeka rodzinna.

Jak strzała rzuciła się ku rzece, a stamtąd w górę, pod samo urwisko stromego brzegu.

I zniknęła.

A w urwisku — dziurki, dziurki, dziurki. To wszystko norki jaskółek.

W jednej z nich przed chwilą skryła cię Brzegówką i pobiegła długim — długim, wąskim — wąskim korytarzem.

Dotarła aż do końca i wleciała do przestronnego, okrągłego pokoju.

Matka już dawno czekała na nią.

27

 

spało się tej nocy małej, zmęczonej Brzegówce ikłego     ym domu na ciepłej podściółce z trawki, włosia i piór.

koń- LIS I MYSZKA

__Myszko, Myszko, dlaczego masz nosek zawalany?

n$o kopałam ziemię.

__A dlaczego kopałaś ziemię?

\$o szykowałam norkę.

__ A. dlaczego szykowałaś norkę?

^eby się schować przed tobą, Lisie.

__ A/Iyszko, Myszko — i tak cię upilnuję.

A ja mam w norce sypialenkę małą. łechce ci się jeść — wyleziesz. A ja mam w norce spiżarenkę małą. lorj    Myszko, Myszko — jak zechcę,   rozgrzebię  twoją  ł

całą.

¦k si

' przed tobą do „pozanorki" — daleko, i —

też stało.

KTO MA LEPSZY DZIÓB?

Muchołów z cienkim dziobem siedział na gałązce i rozglądał się wokoło.

Gdy tylko zjawiała się mucha lub motyl, zrywał się natychmiast do lotu, chwytał ją i łykał. Potem znów siadał na gałązce i czekał, wypatrywał.

Zobaczył w pobliżu Dzwońca i zaczął mu się żalić na swój ciężki los.

—  Zanadto mnie nuży — powiada — zdobywanie pokarmu. Cały dzień pracuję i pracuję; nie mam ani wypoczynku, ani spokoju, a pomimo  to  prawie  głoduję! Pomyśl tylko: ile much muszę złapać, aby się nasycić! A ziarna nie mogę dziobać, dziób mam zbyt słaby.

—  Tak, twój dziób jest do niczego  — przyznał Dzwoniec — słabiutki masz dziób. Nie to, co mój! Rozgryzam nim wiśniową pestkę jak skorupkę. Siedzę sobie na miejscu, dziobię jagody i rozłupuję. Trzask! I już gotowe. Taki dziób byłby ci potrzebny.

Usłyszał to Krzyżodziob i mówi:

—  Masz, Dzwończe, zupełnie prosty dziób jak wróbel> tylko nieco grubszy. Spójrz tylko, jaki ja mam przemyślny dziób na krzyż! Wyłuskuję nim przez cały rok ziarna szyszek. Oto tak.

Krzyżodziob zręcznie podważył łuskę jodłowej szy szki i wydostał ziarenko.

—  Prawda — powiedział Muchołów — twój dziób jest dowcipniej zbudowany.

—  Nie znacie się na dziobach! — zaskrzypiał z błota Bekas. — Dobry dziób powinien być prosty i długi, żeby

29

i można było wygodnie wyławiać chrząszcze z mułu. )jrzcie na mój dziób!

Dtaki spojrzały w dół, a z sitowia sterczy dziób długi ołówek i cienki jak zapałka.

—  Ach — powiedział Muchołów — przydałby mi się i dziób!

—  Poczekaj — zapiszczeli jednocześnie dwaj bracia iki, Szablodziób i Kulik Wielki. — Jeszcze nie widzia-naszych dziobów!

Muchołów zobaczył dwa nadzwyczajne dzioby: jeden ka do góry, drugi na dół, a oba cienkie jak szydła. t- Mój dziób jest dlatego zadarty do góry — powie-ał Szablodziób — żebym mógł nim wyłapywać w wo-e najdrobniejsze pożywienie.

—  A mój dziób spogląda w dół — powiedział Kulik elki: — abym mógł nim wyciągnąć robaki.z trawy.

—  Tak — przyznał Muchołów. — Trudno wymyślić >sze dzioby od waszych.

—  Widocznie   nie   widziałeś   jeszcze   prawdziwych obów! — kwaknęła z kałuży Kaczka Nurkowata. —-zyjrzyj się, jakie są prawdziwe dzioby: o! Wszystkie  ptaki parsknęły  kaczce  śmiechem  prosto dziób.

—  To mi łopata!

—  Ale za to, jak wygodnie cedzić nim wodę! — powie-iała dotknięta Kaczka Nurkowata i czym prędzej znów ta nurka.

Nabrawszy pełny dziób wody, wynurzyła się i zaczęła cedzić. Przepuszczała wodę brzegiem dzioba jak przez sty grzebyczek.

30

Woda spłynęła, a chrząszcze, które w niej były. zostały w dziobie.

Zwróćcie uwagę na mój dziobek — szepnął z drzewa skromnj BZary Lclek-Kozodój. — Jest mały, ale pomimo to niezwykły. Roje muszek, komary, motyle całymi tłumami wpadają ml do gardła, gdy nocą z otwartym dziobem latam nad ziemią i rozczapierzam wąsy jak siatkę

—  Jakże to robisz?       zdziwi! się Muchołów.

—  Oto tak  — powiedział   Lelek-Kozodój  i otworzył paszczo tak szeroko, że wszystkie ptaki odskoczyły.

31

¦— Szczęśliwy — westchnął Muchołów. — Ja muszę ła-*Q po jednej muszce, a on łowi od razu całymi rojami. — Tak — zgodziły się ptaki — z takim dziobem nie zgi-

ie.

¦—- Drobne z was rybki — krzyknął z jeziora Pelikan-aba. — Złapałyście muszkę i to wam wystarcza. A nikt was nie pomyśli, żeby odłożyć coś na zapas. Ja, gdy zła-Q rybkę, chowam ją do worka, znów złapię i znów cho-

Tłusty Pelikan podniósł dziób, a pod dziobem ptaki uj-:ały woreczek pełen ryb.

—- To mi dziób! — wykrzyknął Muchołów. — Cała >iżarnia. Trudno wymyślić coś lepszego!

—  Widocznie nie widziałeś jeszcze mojego dzioba — ^wiedział Dzięcioł. — Spójrz, jak ci się podoba?

—  A cóż w nim ciekawego? ¦— spytał Muchołów. — ^pełnie zwyczajny dziób: prosty, niezbyt długi, bez siat-

i bez worka. Z takim dziobem nieprędko zdobywa się riad, a o zapasach nawet nie ma co marzyć. **- My, leśni robotnicy — powiedział Dzięcioł — musi-y mieć zawsze przy sobie narzędzia do ciesielskich i sto-rskich prac. Nie tylko wydobywamy spod kory pożywie-L, ale też drążymy drzewa. Wykuwamy dziuple, buduje-y mieszkania dla siebie i dla innych ptaków. Mój dziób »t dłutem.

—  Nadzwyczajne — powiedział Muchołów.   —   Tyle ¦iobów widziałem dzisiaj, a jednak nie mogę zdecydo-ać, który Z nich najlepszy.    Wiecie co, bracia, stańcie Sfcyscy rzędem.    Popatrzę na was i wybiorę najlepszy dób.

d Miichołowem ustawiły się wszystkie ptaki: Dzwo-odziób,   Bekas,   Szablodziób,   Kulik  Wielki, .mi. u wata, Lelek-Kozodój, Pelikan i Dzięcioł.

spadł szary Jastrząb z zakrzywionym dzio-il Muchołowa i uniósł go sobie na obiad. iłe ptaki z przerażeniem rozleciały się na wszyst-

i> nic EOStało rozstrzygnięte   zagadnienie,

1    |i" i  najlepszy.

11<] TO NOGI?

nek latał wysoko nad ziemią pod obłokami. Spb-t • I. i. i. 11 w dut, z góry widział ogromną przestrzeń — i śpie-

1 .atam, hen, pod obłokami —

Nad polami, nad łąkami.

Widzę wszystko, co pode mną,

(V.y w dzień jasny, czy w noc ciemną.

tl piosenkę, sfrunął na ziemię i usiadł na wzgór-i dpocząć. Spod drzewa wypełzła Miedzianka i mó-

Z gd          Iziaz wszystko, to prawda. Ale z dołu nie

ia:.z ml ¦

Niemożliwe - ¦ obraził się Skowronek. — Poznam z pewnością.

To chodź, połóż się obok mnie. Będę ci z dołu poka-nt wszystkich, a ty zgaduj, kto idzie.

33

Opowiadania  i  bajki    3

4

iJig &

¦i

cerować po ziemi, bo ma dobre szczudła do chodzenia. To Żuraw przeszedł.

Na te słowa Skowronek zatrzepotał skrzydełkami, bo Żuraw był jego dobrym znajomym. Spokojny, miły ptak, nie skrzywdzi nikogo.

¦— Leż, nie tańcz! — syknęła Miedzianka. — Patrz, znów idą nogi.

Rzeczywiście drepczą po ziemi gołe nogi. Palce mają jak gdyby poobszywane skrawkami ceraty.

—  Zgaduj — mówi Miedzianka.

Skowronek myślał, myślał, ale w żaden sposób nie mógł sobie uświadomić, czyje to nogi.

—  Ach, ty gapo! — zaśmiała się Miedzianka --=- przecież to zupełnie „łatwo odgadnąć. Widzisz, że palce mają szerokie, płaskie, a gdy stąpają po ziemi, potykają się niezgrabnie. Za to w wodzie poruszają się zupełnie inaczej — zwracając się w bok, tną wodę jak nożem: rozczapierzą palce i już wiosło gotowe. To Perkoz-Nurek, ptak wodny. Właśnie wylazł z jeziora.

Nagle z drzewa spadł czarny kłębek sierści. Podniósł się z ziemi i popełzał na łokciach.

Skowronek przyjrzał się i widzi, że to wcale nie łokcie, tylko złożone skrzydła. Kłębek odwrócił się na bok. Miał z tyłu chwytliwe, zwierzęce łapki i ogon, a między ogonem i łapkami naciągniętą skórę,

—  Nadzwyczajne! — powiedział Skowronek. — Zdawałoby się, że jest to skrzydlate stworzenie tak samo, jak ja, a na ziemi nie mogę wcale go poznać.

36

—  Aha -— ucieszyła się Miedzianka — nie możesz poznać. Chwaliłeś się, że nawet w nocy, przy księżycu, poznasz wszystkich, a tymczasem nie poznałeś Nietoperza.

W tej chwili Nietoperz wdrapał się na wzgórek, rozwi-, nął skrzydła i odleciał.

A tu spod ziemi wyłażą inne nogi. Straszne łapy, krótkie, włochate, a na palcach tępe pazury, szorstkie stwardniałe dłonie, obrócone na zewnątrz. Skowronek zadrżał, a Miedzianka mówi:

—  Leżą, patrzę i rozumuję: łapy z sierścią należą na im do zwierzęcia. Krótkie jak kolce i zwrócone dłońmi

ku tyłowi, a na tłustych palcach mają mocne pazury. Ta-kimi Moj',nmi trudno chodzić po ziemi. Za to bardzo jest ;odnie, kiedy się mieszka pod ziemią, ryć ją łapami i odrzucać za siebie. W ten sposób już wiem, że to zwierzę podziemne — Kret. Patrz, patrz, zaraz schowa się z powrotem pod ziemię!

Kret zarył się w ziemi i znów nie było widać nikogo.

Nie zdążył Skowronek odetchnąć, aż tu biegną po ziemi ręce.

—  Cóż to za akrobata? -— zdziwił się Skowronek. — Po eojnu aż cztery ręce?

—  Żeby skakać po gałązkach w lesie   —   powiedziała Miedzianka. ~ Przecież to zwykła Wiewiórka.

ff — No — mówi Skowronek — wygrałaś, nikogo na ziemi nie poznałem. A teraz pozwól, że ja zadam ci zagadkę.

—  Zadawaj — mówi Miedzianka.

—  Czy widzisz na niebie ciemny punkcik?

—  Widzę — mówi Miedzianka.

—  Zgadnij, jakie ma nogi.

—  Żartujesz — oburza się Miedzianka. — Jakże mogę rozpoznać nogi tak wysoko?

—  To wcale nie żarty — rozgniewał się Skowronek. — Uciekaj, pókiś cała, póki cię nie zagarną jego szponiaste

łapy.

Skinął głową Miedziance na pożegnanie,   skoczył na

równe nogi i odleciał.

CZYM KTO ŚPIEWA?

Czy słyszysz, jak muzyka dźwięczy po lesie?

Słuchając jej można pomyśleć, że wszystkie zwierzęta, ptaki i owady przyszły na świat jako śpiewacy i muzykanci.

Możliwe, że tak jest naprawdę. Wszystkie przecież lubią muzykę i chcą śpiewać. Tylko nie każde zwierzę posiada głos.

Posłuchaj więc,    czym i jak śpiewają stworzenia bez

głosu.

Przez całą noc żaby śpiewają w jeziorze.

Wysuwają głowy z wody, otwierają nieco pyszczki nadymają pęcherze za uszami.

— Re-ech, rech, rech-rech! — płynie jednogłośnie w powietrzu.

Rankiem usłyszał je Bocian ze wsi. Ucieszył się. - Cały chór! Będę miał co jeść!

"i.

I pofrunął na śniadanie nad jezioro.

Przyleciał. Siadł na brzegu. Siedzi i myśli:

„Czy jestem gorszy od żab? One śpiewają bez głosu, mogę i ja spróbować".

Podniósł długi dziób, zastukał, zatrzeszczał jedną połówką o drugą to ciszej, to głośniej, to rzadziej, to częściej. Kubek w kubek jakby trzeszczał drewnianą kołatką.

Tak się rozpędził, że zapomniał o śniadaniu.

A w szuwarach stał Bąk na jednej nodze i myślał:

„Należę do rodziny czapli i nie mam głosu. Ale i Bocian nie jest przecież ptakiem śpiewającym, a pomimo to jaką piosenkę wygrywa".

Aż wymyślił:

„Spróbuję grać na wodzie".

Zanurzył dziób w jeziorze, nabrał wody i nie wyjmując go dmuchnął. Nad całym jeziorem popłynął głośny łoskot: trum-bum-bu- bumm! — zupełnie^ jakby wół zaryczał.

„To mi pieśń! —- pomyślał Dzięcioł słysząc Bąka z lasu. — Ja także mogę znaleźć sobie instrument. Dlaczego drzewo nie mogłoby być J^bnem, a mój dziób pałeczką?"

Oparł się ogonem o pień, odchylił w tył górną część ciała, zamachnął głową i jak nie zabębni dziobem po gałęzi. Zupełnie jakby werbel roznosił się po lesie.

W tej chwili spod kory wylazł Chrząszcz z niezmiernie długimi wąsami. Pokręcił głową, zaskrzypiał szorstką szyją. Rozległ się cieniutki pisk.

Wąsacz piszczy, ale na próżno. Nikt nie słyszy jego pisku. Zmęczył się bardzo, za to sam cieszy się własną piosenką.

39

1

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin