W.E.B. Griffin - Odznaka honoru 01 - Gliniarze.pdf
(
1378 KB
)
Pobierz
Griffin W. E. B. - Odznaka honoru 01 - Gliniarze
W.E.B. Griffin
Gliniarze
Odznaka Honoru I
Men In Blue
Przeło
Ŝ
yła Ewa Wojtczak
Dla emerytowanego sier
Ŝ
anta Zebulona V. Caseya
z Wydziału Spraw Wewn
ę
trznych
Departamentu Policji Miasta Filadelfia.
On wie, za co.
Jeden
„My
ś
l
ę
,
Ŝ
e jestem — pomy
ś
lała długowłosa, długonoga blondynka, rozdarta mi
ę
dzy uczuciami podniecenia i
niepokoju — o krok od swojego pierwszego romansu z
Ŝ
onatym m
ęŜ
czyzn
ą
”.
Nazywała si
ę
Louise Dutton. Zasznurowała wargi w zadumie i nie
ś
wiadomie przekrzywiła głow
ę
na bok, gdy
rozwa
Ŝ
ała t
ę
nieprawdopodobn
ą
mo
Ŝ
liwo
ść
.
Siedziała za kierownic
ą
sze
ś
cioletniego
Ŝ
ółtego kabrioletu marki Cadillac, model z 1967. Z opuszczonym dachem
jechała na północ — dwadzie
ś
cia pi
ęć
kilometrów na godzin
ę
szybciej ni
Ŝ
dozwolone siedemdziesi
ą
t —
ś
rodkowym
pasem Roosevelt Boulevard, który przebiega przez centrum północno–wschodniej Filadelfii, od Broad Street do Bucks
County.
Louise Dutton miała dwadzie
ś
cia pi
ęć
lat, wa
Ŝ
yła pi
ęć
dziesi
ą
t dwa kilogramy, a jej blond włosy miały naturalny kolor,
stanowi
ą
c genetyczny dar od ojca. Trzy lata temu uko
ń
czyła studia (licencjat z angielskiego) na Uniwersytecie
Chicagowskim. Przepracowała rok jako reporter „od wszystkiego” w gazecie „Clarion”, wydawanej w mie
ś
cie Cedar
Rapids, stan Iowa, sze
ść
miesi
ę
cy zajmowała si
ę
zbieraniem informacji dla dziennikarzy KLOS–TV (Kanał 10) w Los
Angeles, stan Kalifornia, a pó
ź
niej przez jedena
ś
cie miesi
ę
cy pojawiała si
ę
na wizji, przedstawiaj
ą
c informacje z terenu w
WNOG–TV (Kanał 7), w Nowym Orleanie, stan Luizjana. Od pi
ę
ciu tygodni mieszkała w Filadelfii, współprowadz
ą
c
program Wiadomo
ś
ci Dziewi
ą
tki w WCBL–TV (Kanał 9), czyli trzydziestominutowe lokalne informacje, nadawane
dwukrotnie — o 18.00 przed ogólnokrajowym dziennikiem oraz o 23.00.
Teraz, podczas jazdy, przyszedł jej do głowy zwariowany scenariusz.
Mogłaby zosta
ć
zatrzymana za przekroczenie szybko
ś
ci. Najlepiej przez jednego z tych nad
ę
tych policjantów z
drogówki. Podszedłby butnie do jej auta; taki facet w krótkiej, l
ś
ni
ą
cej skórzanej kurtce, pod któr
ą
wida
ć
kabur
ę
, bro
ń
i
naboje.
— Gdzie
ś
si
ę
pali, kochana? — spytałby pan Macho, wymachuj
ą
c pistoletem i odznak
ą
.
— Tak naprawd
ę
— odparłaby powoli, patrz
ą
c mu prosto w oczy i trzepocz
ą
c długimi rz
ę
sami — jad
ę
na spotkanie z
kapitanem Moffittem.
Kapitan Richard C. „Dutch” Moffitt był dowódc
ą
filadelfijskiej policji drogowej.
Oczywi
ś
cie mundurowy, który by j
ą
zatrzymał za przekroczenie pr
ę
dko
ś
ci, albo by jej uwierzył i potraktował z
odpowiednim szacunkiem, albo by jej nie uwierzył i wypytał, gdzie ma si
ę
spotka
ć
z kapitanem, a po jej odpowiedzi
mo
Ŝ
e pojechałby za ni
ą
w celu sprawdzenia, czy dziewczyna mówi prawd
ę
. Tak, tak byłoby jeszcze zabawniej! By
ć
mo
Ŝ
e
„Dutch” Moffitt poczułby si
ę
zakłopotany faktem,
Ŝ
e jeden z jego ludzi dowiedział o potajemnym spotkaniu szefa z
blondynk
ą
w restauracji.
„E — stwierdziła w my
ś
lach — chyba jednak nie”.
Moffittowi zapewne by si
ę
co
ś
takiego spodobało. Policjant mrugn
ą
łby do kapitana, zwanego Du
Ŝ
ym Dutchem, a ten
skromnie wzruszyłby ramionami. Szef drogówki na pewno uwa
Ŝ
ał,
Ŝ
e młode blondynki powinny si
ę
za nim wprost
ugania
ć
.
„Rany, trac
ę
rozum — rozmy
ś
lała dalej. — Czy to samo przydarzyło si
ę
mojej matce? Pewnego dnia pojawił si
ę
mój
ojciec, a ona oszalała na jego punkcie? Czy dlatego jad
ę
tam, dok
ą
d jad
ę
? I w tych okoliczno
ś
ciach? Poniewa
Ŝ
»Dutch«
Moffitt przypomina mi ojca? Czy to prawda,
Ŝ
e wszystkie małe dziewczynki skrywaj
ą
w sobie wstydliwe, sekretne
pragnienie pój
ś
cia do łó
Ŝ
ka z własnym ojcem? Czy tym jest dla mnie »Dutch« Moffitt —
in loco parentis?
’.
Przed sob
ą
po lewej Louise zauwa
Ŝ
yła miejsce ich randki. A mo
Ŝ
e po prostu miejsce zwyczajnego spotkania…?
Restauracja Waikiki Diner, s
ą
dz
ą
c z zewn
ę
trznego wystroju, nie była filadelfijskim odpowiednikiem
nowoorlea
ń
skiego lokalu U Arnauda czy cho
ć
by U Brennana; bardziej kojarzyła si
ę
ze Złotym Kociołkiem w
miejscowo
ś
ci Cedar Rapids.
Louise poszukała skr
ę
tu i zawróciła, wciskaj
ą
c pedał gazu a
Ŝ
do podłogi, gdy
Ŝ
pragn
ę
ła zd
ąŜ
y
ć
przed nadje
Ŝ
d
Ŝ
aj
ą
c
ą
z
przeciwka du
Ŝą
grup
ą
samochodów, po czym szybko wjechała w Roosevelt Boulevard. Zbyt szybko! Skrzywiła si
ę
, gdy
poczuła,
Ŝ
e podwozie cadillaca szoruje po kraw
ęŜ
niku.
Cadillac był prezentem dla niej za uko
ń
czenie college’u. A mo
Ŝ
e raczej jednym z prezentów. Ojciec wr
ę
czył jej czek i
powiedział,
Ŝ
e ma sobie wybra
ć
samochód.
— Najbardziej podoba mi si
ę
twój — wypaliła bez zastanowienia. — Je
ś
li mog
ę
.
Zdezorientowany przygl
ą
dał si
ę
córce przez chwil
ę
, po czym zrozumiał.
— Ach,
Ŝ
ółty kabriolet? Ma ju
Ŝ
trzy lata. Wła
ś
nie miałem si
ę
go pozby
ć
.
— Mog
ę
wi
ę
c go wzi
ąć
? — spytała. — Jest prawie nieu
Ŝ
ywany.
Zanim odpowiedział, popatrzył na ni
ą
z uwag
ą
. Jak s
ą
dziła, usiłował poj
ąć
jej pobudki.
— Oczywi
ś
cie — odparł w ko
ń
cu. — Ka
Ŝę
go komu
ś
podstawi
ć
.
Pochyliła si
ę
i cmokn
ę
ła go.
— Dzi
ę
ki, tatku. A on j
ą
u
ś
ciskał.
Ojciec Louise Dutton nigdy nie o
Ŝ
enił si
ę
z jej matk
ą
. Louise była zatem dzieckiem z nieprawego ło
Ŝ
a, inaczej mówi
ą
c
— b
ę
kartem. Jednak rzeczywisto
ść
wcale nie była — i nie jest — tak zła, jak uwa
Ŝ
ałaby wi
ę
kszo
ść
ludzi, wysłuchawszy
tej historii.
Louise postawiono przed faktami, kiedy była mał
ą
dziewczynk
ą
. Otrzymała rzeczowe wyja
ś
nienie, i
Ŝ
istniały powody,
dla których jej ojciec i matka nie mogli si
ę
pobra
ć
, dla których nie mógł mieszka
ć
z nimi ani widywa
ć
swojej córeczki tak
cz
ę
sto, jak by chciał. Tak przedstawiały si
ę
sprawy i najprawdopodobniej nic si
ę
w tej kwestii nie zmieni. Louise nie
czuła nienawi
ś
ci do
Ŝ
ony ojca ani do swoich przyrodnich braci i sióstr.
Nie była zreszt
ą
dla swego ojca jakim
ś
wstydliwym sekretem i m
ęŜ
czyzna bynajmniej nie
Ŝ
ałował,
Ŝ
e córka pojawiła
si
ę
na
ś
wiecie. Im była starsza, tym lepiej go rozumiała. On sp
ę
dzał
ś
wi
ę
ta Bo
Ŝ
ego Narodzenia ze swoj
ą
rodzin
ą
, a ona z
matk
ą
i jej m
ęŜ
em. Do obu m
ęŜ
czyzn mówiła „tato”. Z tego, co wiedziała, nigdy si
ę
nie spotkali, a Louise równie
Ŝ
nigdy
nie widziała rodziny swego ojca, nawet z daleka.
Jej ojciec, odk
ą
d uko
ń
czyła dziewi
ęć
czy dziesi
ęć
lat, co roku znajdował przed lub po Bo
Ŝ
ym Narodzeniu kilka dni, by
sp
ę
dzi
ć
je z ni
ą
, posyłał te
Ŝ
po ni
ą
par
ę
razy w roku i wtedy wyje
Ŝ
d
Ŝ
ała z nim na par
ę
dni albo tydzie
ń
. W towarzystwie
zawsze przedstawiał j
ą
jako swoj
ą
córk
ę
.
Gdy była uczennic
ą
pierwszej klasy college’u, zabrał j
ą
w dziesi
ę
ciodniowy rejs z Baja, w Kalifornii. Poleciała do Los
Angeles i sp
ę
dziła noc w jego domu na pla
Ŝ
y w Malibu, a potem pojechała
Ŝ
ółtym kabrioletem do Baja. Cudowne
dziesi
ęć
dni! Tak, tak, ojciec dobrze wiedział, dlaczego Louise chciała mie
ć
jego kabriolet.
Przez jaki
ś
czas zastanawiała si
ę
, co
Ŝ
ona ojca i przyrodnie rodze
ń
stwo my
ś
l
ą
o niej i w ko
ń
cu sobie u
ś
wiadomiła,
Ŝ
e
s
ą
dokładnie w takim samym poło
Ŝ
eniu, co ona. Stanford Fortner Wells III, przewodnicz
ą
cy rady nadzorczej Wells
Newspapers, Inc., post
ę
pował po prostu tak, jak mu si
ę
, cholera, podobało. Wszyscy oni mieli zatem szcz
ęś
cie,
Ŝ
e
jednocze
ś
nie był człowiekiem niemal zawsze uprzejmym, troskliwym i honorowym.
Och, mo
Ŝ
e było mu łatwiej, skoro odziedziczył du
Ŝ
e pieni
ą
dze… Mo
Ŝ
e wcale nie byłby taki dobry, troskliwy czy
honorowy, gdyby dla zarobku sprzedawał ubezpieczenia na
Ŝ
ycie albo był dilerem samochodowym. Mo
Ŝ
e, lecz los
wybrał inaczej. Stanford Fortner Wells III dostał w spadku po ojcu siedemna
ś
cie gazet i trzy stacje radiowe, po czym
rozbudował to imperium do trzydziestu jeden gazet, czterech stacji telewizyjnych i czterech (wielkich) radiowych.
Jedyny niemoralny czyn, jaki Louise mogła mu przypisa
ć
, to był pozamał
Ŝ
e
ń
ski romans. Innymi słowy, jako człowiek
Ŝ
onaty zrobił dziecko kobiecie, która nie była jego
Ŝ
on
ą
. Spłodził Louise na niedozwolonym poletku. Jednak mimo to
zachował si
ę
przyzwoicie. Nie opu
ś
cił
Ŝ
ony i dzieci dla młodszej kobiety, nie porzucił te
Ŝ
jej, swojej córki. A przecie
Ŝ
mógł bez najmniejszego trudu „odpowiednio zabezpieczy
ć
j
ą
finansowo” i nigdy jej si
ę
nie pokaza
ć
na oczy.
Louise kochała i podziwiała swego ojca, a je
Ŝ
eli ludzie tego nie pojmowali, miała ich gdzie
ś
!
Znalazła miejsce do zaparkowania dla
Ŝ
ółtego kabrioletu, wysiadła i ruszyła do Waikiki Diner. Na parkingu nie
dostrzegła
Ŝ
adnych aut, które wygl
ą
dałyby na nieoznakowane wozy policyjne, co oznaczało,
Ŝ
e „Dutch” Moffitt albo
przyjechał własnym samochodem, albo jeszcze nie dotarł na miejsce.
Pchn
ę
ła drzwi do lokalu i weszła do
ś
rodka. Wn
ę
trze było wi
ę
ksze, ni
Ŝ
wygl
ą
dało z zewn
ą
trz i miało kształt litery „L”.
W krótszej odnodze, któr
ą
Louise widziała z ulicy, znajdował si
ę
kontuar ze stołkami o wy
ś
ciełanych siedzeniach, a pod
ś
cian
ą
rz
ą
d ław z kanapami. Obok drzwi mieszcz
ą
cych si
ę
w naro
Ŝ
niku litery „L” stała szklana lada z kas
ą
oraz bar.
Dłu
Ŝ
sza odnoga litery „L” była szersza i mie
ś
ciła jadalni
ę
. Louise naliczyła około czterdziestu stolików; pod
ś
cian
ą
tak
Ŝ
e
tu stały ławy z kanapami.
Moffitta nigdzie nie było.
Louise zjadliwie powiedziała sobie w my
ś
lach: „A zatem pan kapitan Richard C. »Dutch« Moffitt, dowódca drogówki
filadelfijskiego departamentu policji, jeszcze nie znalazł czasu, aby zaszczyci
ć
swoj
ą
obecno
ś
ci
ą
Waikiki Diner”.
— Pomóc ci, dziewczyno? — spytała kelnerka. Była drobna, miała pod sze
ść
dziesi
ą
tk
ę
, pomara
ń
czoworude włosy i
zbyt mocny makija
Ŝ
.
— Przypuszczalnie mam si
ę
tutaj z kim
ś
spotka
ć
— odparła Louise.
— Czyli stolik — mrukn
ę
ła kelnerka i zaprowadziła j
ą
do jadalni. Louise zauwa
Ŝ
yła jednak,
Ŝ
e jedna z ław przy
ś
cianie, w miejscu, z którego wida
ć
było drzwi obok kasy, jest pusta, wi
ę
c bez słowa wsun
ę
ła si
ę
na siedzenie przy niej.
Kelnerka uszła jeszcze z dziesi
ęć
metrów, zanim zorientowała si
ę
,
Ŝ
e dziewczyna ju
Ŝ
za ni
ą
nie idzie.
Obróciła si
ę
wreszcie i — oczywi
ś
cie ura
Ŝ
ona — podeszła i poło
Ŝ
yła przed Louise ogromne menu.
— Jaki
ś
koktajl albo co
ś
na czas czekania? — spytała.
— Poprosz
ę
kaw
ę
— powiedziała Louise. — Czarn
ą
. Nie chciała, by alkohol jeszcze bardziej zaburzył jej procesy
my
ś
lowe.
Rozejrzała si
ę
po jadalni i uznała,
Ŝ
e jest to prawdopodobnie najbrzydszy lokal, w jakim kiedykolwiek była. Pod
sufitem wyło
Ŝ
onym plastikowymi replikami drewnianych belek sufitowych wisiały fałszywe lampy udaj
ą
ce te od
Tiffany’ego, z lamp z kolei zwisały ogromne, obracaj
ą
ce si
ę
wentylatory. Stoj
ą
ce przy ławach kanapy obito fioletowym
winylem, tłoczonym w diamentowy wzorek.
Ś
ciana po przeciwnej stronie pomieszczenia stanowiła absolutnie koszmarny
fresk, przedstawiaj
ą
cy dziewcz
ę
ta w powłóczystych sukienkach i chłopców w strojach, które wygl
ą
dały jak pieluchy.
Wszyscy ta
ń
czyli wokół czego
ś
, co najpewniej miało by
ć
Partenonem.
Kaw
ę
Louise otrzymała w grubym, porcelanowym kubku, ozdobionym par
ą
pochyłych palm i napisem: „Waikiki
Diner, Roosevelt Blvd, Filad, Pens”.
Kapitan Richard C. „Dutch” Moffitt wszedł, akurat gdy odsuwała kubek — zaskoczona, wr
ę
cz zaszokowana gor
ą
cem
płynu — od swoich poparzonych warg.
Policjant nie zd
ąŜ
ył jeszcze przej
ść
drzwi obok kasjerki, a ju
Ŝ
podskoczył do niego mały, drobny m
ęŜ
czyzna z du
Ŝ
ymi
w
ą
sami, nosz
ą
cy obcisły garnitur w szerokie pasy. Osobnik ów podszedł do kapitana i wyci
ą
gn
ą
ł r
ę
k
ę
, u
ś
miechaj
ą
c si
ę
szeroko, jakby popisywał si
ę
licznymi złotymi z
ę
bami.
Dutch odpowiedział mu u
ś
miechem, prezentuj
ą
c komplet z
ę
bów du
Ŝ
ych, równych i białych. Wówczas dostrzegł
Louise i jego u
ś
miech jeszcze bardziej si
ę
rozszerzył, brwi za
ś
uniosły. Ruszył do stolika.
— Cze
ść
— zagaił, wsuwaj
ą
c si
ę
na krzesło naprzeciwko niej.
— Cze
ść
! — odparła.
— To nasz gospodarz — dodał Dutch, kiwn
ą
wszy głow
ą
na w
ą
sacza. — Teddy Galanapoulos.
— Prosz
ę
si
ę
czu
ć
jak u siebie. Wszyscy przyjaciele kapitana Moffitta…
— Witam — przerwała mu Louise. M
ęŜ
czyzna mówił z lekkim greckim akcentem. Tak, teraz wyja
ś
niły si
ę
ta
ń
cz
ą
ce
wokół Partenonu dziewcz
ę
ta w sukniach i chłopcy w pieluchach.
— Pi
ę
knie wygl
ą
dasz — ci
ą
gn
ą
ł kapitan.
— Dzi
ę
kuj
ę
— odrzekła Louise. Zawstydziła si
ę
, poczuła bowiem,
Ŝ
e si
ę
rumieni. Wstała. — Wybaczycie mi na
chwilk
ę
?
Kiedy wróciła z damskiej toalety, gdzie w
ś
ciekła na siebie poprawiała włosy i szmink
ę
na ustach, zauwa
Ŝ
yła,
Ŝ
e
kapitan zmienił miejsce. Teraz siedział na kanapce z fioletowego winylu. Jego lewa r
ę
ka, ogromna r
ę
ka, otaczała p
ę
kat
ą
szklanic
ę
z whisky. Dutch miał szerok
ą
, złot
ą
obr
ą
czk
ę
na
ś
rodkowym palcu prawej r
ę
ki.
Na jej widok zacz
ą
ł wstawa
ć
.
Pierwszy raz widziała go w cywilu. Nosił niebiesk
ą
marynark
ę
, pod ni
ą
Ŝ
ółt
ą
koszulk
ę
z dzianiny. Koszulka
ś
ci
ś
le
opinała jego szerok
ą
pier
ś
. Louise nie umkn
ę
ło równie
Ŝ
,
Ŝ
e w ramionach marynarki nie było pustego miejsca.
— Nie przesiadaj si
ę
— poprosiła. — Najwyra
ź
niej tu bardziej ci si
ę
podoba.
— Jestem policjantem — odparł. — Policjanci nie lubi
ą
siada
ć
tyłem do drzwi.
— Naprawd
ę
? — spytała, niepewna, czy Dutch mówi powa
Ŝ
nie, czy te
Ŝ
sobie z niej
Ŝ
artuje.
— Naprawd
ę
— potwierdził, po czym dorzucił: — Nie wiedziałem, co pijasz.
— Niesamowite — mrukn
ę
ła. — Jak to mo
Ŝ
liwe? Po raz pierwszy spotkała go dwa dni wcze
ś
niej.
Ich miejscowy oficjel, burmistrz Jerry Carlucci, który nigdy nie przepu
ś
cił okazji pokazania swojej twarzy w gazetach
lub w telewizji, wła
ś
nie ponownie otwierał naprawiony odcinek autostrady Schuylkill Expressway. Była to prawdziwa
uroczysto
ść
z rytuałem przeci
ę
cia wst
ę
gi. Louise, nie maj
ą
c akurat nic lepszego do roboty, pojechała wraz ze zwykł
ą
ekip
ą
, składaj
ą
c
ą
si
ę
z operatora filmowego i producenta w jednym oraz reportera.
Pocz
ą
tkowo zamierzała sama wyst
ą
pi
ć
przed kamer
ą
. Jednak kiedy dotarła na miejsce i zobaczyła, co si
ę
dzieje — a
było tam wiele hałasu o nic — uznała,
Ŝ
e nie b
ę
dzie udawa
ć
wielkiej reporterki. Nie odjechała wszak
Ŝ
e, postanowiła
pokr
ę
ci
ć
si
ę
w pobli
Ŝ
u, na wypadek gdyby burmistrzowi znów co
ś
si
ę
wypsn
ę
ło. Panu Carlucciemu cz
ę
sto si
ę
to bowiem
zdarzało (podczas ostatniego tego typu incydentu nazwał jednego z miejskich radnych „niedouczonym czarnuchem”), a
Louise stale szukała ciekawych historii.
Kazała operatorowi rejestrowa
ć
poczynania burmistrza od momentu jego przybycia a
Ŝ
do odjazdu.
Carlucci miał zwyczaj przemieszcza
ć
si
ę
po mie
ś
cie w dobrym stylu, w czarnej limuzynie cadillac, przed któr
ą
jechały
dwa nieoznakowane wozy policyjne z ochroniarzami w cywilu.
Trzeci samochód zatrzymał si
ę
dokładnie obok Louise. Drzwiczki od strony kierowcy otworzyły si
ę
i z auta wyskoczył
kapitan Richard C. „Dutch” Moffitt. Był wielkim facetem i miał na sobie mundur. A przedstawiciele drogówki nosili
zupełnie inne mundury ni
Ŝ
reszta filadelfijskiej policji.
Tutejsza policja drogowa powstała wiele lat temu jako wydział kontroluj
ą
cy ruch drogowy, którego funkcjonariusze
je
ź
dzili pierwotnie na motocyklach. Z tego te
Ŝ
wzgl
ę
du (z wyj
ą
tkiem najbardziej oficjalnych okazji) zakładali stroje
motocyklistów — skórzane kurtki i spodnie oraz sztylpy z czarnej skóry — nawet gdy przesiedli si
ę
ju
Ŝ
do zwyczajnych
wozów patrolowych i stali si
ę
odr
ę
bn
ą
, elitarn
ą
jednostk
ą
policji, któr
ą
wysyłano we wszystkie najbardziej kryminogenne
punkty miasta.
W pokoju redakcji informacyjnej Kanału 9 przedstawicieli filadelfijskiej drogówki nazywano „komandosami
Carlucciego” — z lekkim przek
ą
sem, cho
ć
, co od razu zauwa
Ŝ
yła Louise, nie bez pewnej dozy szacunku.
Wówczas, gdy kapitan Richard C. Moffitt wysiadł z auta, Louise Dutton odkryła,
Ŝ
e stoi tak blisko niego, i
Ŝ
czuje
zapach skóry jego kurtki oraz
Ŝ
utego przez m
ęŜ
czyzn
ę
od
ś
wie
Ŝ
aj
ą
cego Sen — Sen. Jej oczy znajdowały si
ę
na wysoko
ś
ci
jego odznaki, nad któr
ą
widniała przypi
ę
ta bł
ę
kitna wst
ąŜ
ka w złote paski i pół tuzina gwiazdek. Jak słusznie
przypuszczała dziewczyna, ka
Ŝ
da z tych gwiazdek oznaczała jak
ąś
pochwał
ę
i sugerowała wielokrotne nagrody za
odwag
ę
i dokonania.
Kapitan mrugn
ą
ł do Louise, a potem — kład
ą
c r
ę
k
ę
na drzwiczkach samochodu — wspi
ą
ł si
ę
na palce, aby zerkn
ąć
na
limuzyn
ę
burmistrza Carlucciego. Louise dostrzegła,
Ŝ
e nosił obr
ą
czk
ę
, po czym odwróciła si
ę
, chc
ą
c sprawdzi
ć
, na co
Moffitt patrzy. W tłumie dwóch funkcjonariuszy w cywilu torowało drog
ę
burmistrzowi, który zmierzał do zdobionych
flag
ą
słupków, poł
ą
czonych wst
ę
g
ą
.
Wtedy kapitan ponownie spojrzał na Louise.
— Widziałem pani
ą
w telewizji — zagaił. — Jestem Dutch Moffitt.
Podała mu r
ę
k
ę
i równie
Ŝ
si
ę
przedstawiła.
— Na
Ŝ
ywo wygl
ą
da pani znacznie lepiej, Louise Dutton — stwierdził.
— Mog
ę
zada
ć
panu pytanie, kapitanie Moffitt? — Natychmiast wykorzystała okazj
ę
.
— Jasne.
— Niektóre znane mi osoby okre
ś
laj
ą
policj
ę
drogow
ą
mianem „komandosów Carlucciego”. Jak pan reaguje na to
okre
ś
lenie?
Plik z chomika:
izebel
Inne pliki z tego folderu:
W.E.B. Griffin - Korpus 10 - Odwrót, do cholery(1).pdf
(1418 KB)
W.E.B. Griffin - Ostatni bohaterowie 05 - Sabotażyści.pdf
(1117 KB)
W.E.B. Griffin - Ostatni bohaterowie 04 - Walka agentów.rtf
(825 KB)
W.E.B. Griffin - Ostatni bohaterowie 03 - Szpiedzy i żołnierze.pdf
(1398 KB)
W.E.B. Griffin - Ostatni bohaterowie 02 - Ludzie z mroku.pdf
(1482 KB)
Inne foldery tego chomika:
Gaarder Jostein
Gabaldon Diana
Gable Rebecca
Gądecki Stanisław
Gaider David
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin