Goddard Robert - Co kryje mrok.pdf

(1063 KB) Pobierz
Goddard Robert - Co kryje mrok
Robert Goddard
Co kryje mrok
Out of the Sun
Przełożył: Paweł Lipszyc
Wydanie oryginalne: 1996
Wydanie polskie: 1998
 
311771888.001.png
 
I
Gdyby wyszedł teraz czy choćby za kwadrans, wszystko pozostałoby w jak
najlepszym porządku. Problem polegał na tym, że wcale nie zamierzał wychodzić, o
czym wiedział równie dobrze on, jak i ona.
- Do pełna?
- Lepiej nie. Nie będę w stanie równo malować.
- To nie próbuj.
- A co z Claude’em? Nie będzie zadowolony, jeżeli nie skończę do końca
tygodnia.
- Powiem mu, że padał deszcz.
- Uwierzy ci?
- A kogo to obchodzi? No więc co z tym drinkiem?
- Nie powinnaś mnie kusić.
- Kto mówi, że próbuję cię kusić? - Przechyliła butelkę i dżin popłynął do
szklanki.
- Próbujesz czy nie - powiedział i ze smakiem łyknął wzmocnionego napoju - w
każdym razie mnie kusisz.
- Naprawdę?
- O tak, nawet bardzo. A ja nigdy nie byłem dobry w opieraniu się pokusom.
- Nie byłeś?
- Nie.
- To zabawne.
- Czemu?
- Bo ja też nie jestem w tym dobra, Harry.
Trzydzieści cztery lata, trzy miesiące i kilka dni później Harry Barnett nie
znajdował w myślach nic, co mogłoby go skusić, kiedy brnął na południe wzdłuż
Scrubs Lane, pod wiatr, silny jesienny wiatr, zakwaszony spalinami i amoniakalnym
koktajlem zanieczyszczeń przemysłowych. Kieliszek alkoholu z całą pewnością nie
stanowił w tej chwili obiektu pożądań Harry’ego. Patrząc z mostu kolejowego na
 
jasną połać cmentarza Kensal Green, którego groby miały jeszcze chłodniejszy
odcień zieleni niż brudne londyńskie niebo, Barnett był gotów przyznać, że ostatnią
rzeczą, jakiej teraz potrzebuje, jest dodatkowa dawka któregokolwiek z
przygnębiających elementów życia.
Wcale nie najmniej przygnębiającym z tych elementów była praca na pół etatu na
stacji obsługi samochodów Mitre Bridge przy Scrubs Lane, w połowie drogi do
wiaduktu autostrady A 40. Harry miał przed sobą pięć godzin liczenia gotówki oraz
odbijania kart kredytowych i już był spóźniony, ale kostka prawej nogi tak bardzo
dawała mu się we znaki - potknął się minionej nocy w drodze powrotnej z biesiady w
Stonemasons’ Arms - że pośpiech nie wchodził w grę. Zresztą Shafiq był
człowiekiem wyrozumiałym. Jak na muzułmanina, wykazywał zdumiewającą
tolerancję wobec tarapatów, w jakie mógł wpaść człowiek po nadużyciu alkoholu.
Oczywiście należało się spodziewać wymówek z jego strony, ale dzięki temu obaj
zachowywali równowagę psychiczną.
Kiedy jednak kilka minut później Harry skręcił na podwórze przy Mitre Bridge i
ruszył przez kałuże ropy w stronę stacji, Shafiq podniósł wzrok znad lady z wyrazem
współczującego zdziwienia, a nie z przesadnie groźną, wypróbowaną miną, której
spodziewał się Harry. Właściwie ogarnął go niepokój, zanim jeszcze otworzył drzwi.
Okazało się jednak, że powinien był się zaniepokoić znacznie bardziej.
- Harry, mój przyjacielu, jak dobrze cię widzieć - oświadczył Shafiq.
- Oszczędź sobie tej ironii. Przyszedłem najszybciej...
- To nie ironia. Że też coś takiego mogło ci w ogóle przyjść do głowy!
- Bez trudu, ale to nieważne. Już jestem, więc możesz spływać.
- W tej sytuacji nawet mi to przez myśl nie przeszło.
Harry zamarł z na wpół zsuniętą z ramion puchową kurtką.
- O czym ty mówisz?
- Jestem przekonany, że pan Crowther nie miałby nic przeciwko temu, gdybyś
poszedł prosto do szpitala.
Harry włożył kurtkę z powrotem, podszedł do lady, pochylił się i zajrzał prosto w
pulchną, skrzywioną twarz Shafiqa.
- Czyżbyś wąchał płyn odmrażający, Shafiq? O czym ty, u diabła, mówisz?
- Przepraszam cię, Harry, nie wyrażam się jasno. Muszę jednak przyznać, że
byłem zdumiony, a nawet doznałem szoku. Nigdy nie przypuszczałem, że masz syna.
- Syna? - Teraz przyszła kolej na Harry’ego. W zdumieniu zmarszczył czoło.
- Tak. Dzwonili jakieś dwadzieścia minut temu. Twój syn leży w Państwowym
Szpitalu Neurologicznym. Zapisałem numer pokoju.
Śpiew ptaków i zapach świeżej farby napłynęły przez okno zasłonięte ażurowymi
 
firankami, kiedy oddech Harry’ego wrócił do normy. Kątem oka dostrzegł
porozrzucane części garderoby; ich szlak ciągnął się od drzwi do łóżka, na którym
leżeli. W umyśle Harry’ego chaotyczne zrzucanie ubrań zdążyło się już zamienić w
rozkoszne wspomnienie, chociaż nie tak rozkoszne jak to, co nastąpiło później. Ani
tak upajająco kuszące jak przyjemności, które jeszcze mogły go czekać.
Leżała na boku, odwrócona do niego plecami. Czyżby już się wstydziła? Czyżby
teraz, kiedy uniesienie minęło, żałowała pragnienia, któremu uległa? Harry powoli
przesunął palcami po tych plecach, zaryzykował objęcie dłonią pośladków i
wsunięcie jej między nogi. Gardłowy chichot, którym zareagowała, powiedział mu,
że wstyd i żal nie stanowią dla niej problemu. Z pewnością też nie będą problemem
dla niego.
- Zrób mi to jeszcze raz, Harry - mruknęła, rozchylając uda.
- Na pewno tego chcesz?
- Czy mój mąż nie powiedział ci, żebyś robił wszystko, o co poproszę?
- Owszem, pani Venning - przytaknął.
- No to na co czekasz? - Pieszczoty Harry’ego sprawiały, że oddychała coraz
szybciej. - Jeden raz to za mało, żeby należycie załatwić sprawę.
- A ile razy wystarczy?
- Powiem ci później - odparła, a z jej ust wydarł się jęk. - Znacznie później.
- Ja nie mam syna, Shafiq. Córki też nie. W ogóle nie mam dzieci. Jestem
ostatnim z rodu Barnettów. Chingachgook bez Unkasa. Koniec trasy. Ślepy zaułek.
Rozumiesz?
- Skoro tak mówisz, Harry.
- Tak właśnie mówię. Ten gość, który do ciebie dzwonił...
- A wiesz, że to mogła być kobieta? Jeden z tych dziwnych głosów, których nie
sposób zidentyfikować.
- Wszystko jedno. Ten ktoś się pomylił. W tym szpitalu leży syn jakiegoś innego
biednego frajera,
- Ale ten ktoś znał twoje nazwisko: Harry Barnett.
- Musi być kilkudziesięciu albo nawet kilkuset Harry Barnettów.
- Tylko jeden z nich pracuje tutaj.
- Bardzo zabawne. A teraz spływaj, co? Jestem zajęty. - Wskazał głową na
podwórze, gdzie niemal jednocześnie zatrzymały się trzy samochody.
- Dobra, skoro jesteś tego pewien.
- Jestem pewien.
Shafiq przez chwilę gładził wąsy, potem westchnął bez żadnego wyraźnego
powodu, wreszcie opuścił stację. Harry powitał z ulgą odejście kolegi, miał bowiem
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin