§ Stan krytyczny - Clement Peter.pdf
(
1030 KB
)
Pobierz
271331733 UNPDF
Peter Clement
Stan krytyczny
Prolog
Jako lekarz wiedział, jak należy się budzić.
Zwłaszcza gdy dzwonił telefon.
Tyle że ten dźwięk nie przypominał sygnału telefonu; był raczej jak brzęczenie komara albo
dentystycznego wiertła.
Co więcej, mimo hałasu jakoś nie mógł się otrząsnąć z tego snu.
I wiedział, że raczej nie powinien.
Tam, na górze, czekał na niego ból. Lepiej zostać na dole, w ciemności.
Ale i tak się wynurzał.
Najpierw poczuł ból gardła. Co w tym wielkiego? Dwie aspiryny i zadzwońcie do mnie jutro
rano. Żaden problem.
Ból jednak zaczął ogarniać najpierw szyję, a później i twarz. Przełknął ślinę i poczuł się tak,
jakby była ogniem. Co, u diabła, powiedział i zaraz wydało mu się, że to nie słowa wydostały się z
jego ust, ale płomienie, których żar z głośnym sykiem wypalił dziurę w przedniej ścianie krtani.
Poczuł ból głowy, a zaraz potem ramion – od barków do dłoni, jak gdyby ktoś chwycił go za
ręce, szarpnął w górę i próbował wyciągnąć go z tego mroku, w którym wolał przecież pozostać.
Przypomniał sobie. Obudził się szarym świtem i zobaczył przy łóżku kogoś, kogo nie powinno
tu być. Miał właśnie krzyknąć, gdy w jego mózgu nastąpiła biała eksplozja. Teraz spróbował
jeszcze raz; musiał ostrzec kogoś, że zjawił się intruz, ale usłyszał jedynie ten świst pod brodą, a
ciągnięcie za ramiona nie ustało.
Chciał uciec, lecz stopy sprawiały wrażenie spętanych.
Dźwięk wciąż trwał: przenikliwe brzęczenie, o którym wiedział tylko tyle, że jest
zdecydowanie nie na miejscu.
Nagle wystrzelił w górę, ku światłu, i nie mógł się zatrzymać. Gwałtownie otworzył oczy.
Wisiał nagi we własnej kabinie prysznicowej, z rękami uwiązanymi wysoko do wspornika i z
nogami sklejonymi taśmą w kostkach. Dźwięk, którego źródłem mógł być niewielki silnik
elektryczny, dochodził zza matowej szyby, za którą widać było ciemną, zbliżającą się postać.
Krzyknął rozpaczliwie i kolejny raz spod jego brody wyleciał ze świstem strumień powietrza.
Ktoś wyciął otwór w jego tchawicy.
Drzwi rozsunęły się i do kabiny weszła postać w stroju chirurga trzymająca w dłoniach
tarczową piłę do kości. Nie miał pojęcia, kim jest intruz. Nigdy dotąd nie widział tak lodowatych
oczu jak te, które połyskiwały nad maską zakrywającą większość twarzy. Zaczął wić się w panice,
próbując zerwać więzy, kiedy niewielki, wirujący dysk ze stali jął się zbliżać do jego mostka.
Krzyk, który wydarł się z jego piersi, gdy ostre zęby piły rozcięły skórę i zagłębiły się w żebra, nie
był głośniejszy od szumu porannej bryzy poruszającej nieznacznie zasłoną łazienkowego okna.
Rozdział 1
Dwa tygodnie wcześniej,
środa, 13 czerwca, godzina 6.45
Bardziej wyczuła ten dźwięk, niż go usłyszała.
Rozległ się gdzieś w głębi jej mózgu i przez kilka sekund wydawało się, że nie ma większego
znaczenia niż ciche pyknięcie opróżniającej się zatoki albo trzaśniecie zdrowego karku, którego
mięśnie i ścięgna zesztywniały od zbyt długiego bezruchu.
I dlatego Kathleen Sullivan zignorowała ten dźwięk jako jedno z banalnych zdarzeń
codziennego życia blisko czterdziestoletniej kobiety, nieistotne i niewarte roztrząsania, by powrócić
do seksu z Richardem Steele’em. Siedziała na nim, wpatrując się w jego oczy błyszczące w smudze
szarawego światła, które wkradało się z wolna do jej zaciemnionej jeszcze sypialni.
Boże, jak ona go kochała. Wspólny seks wydawał jej się za każdym razem świętowaniem tego,
jak bardzo pasowali do siebie w codziennym życiu.
Ból zaatakował ponownie, tym razem u podstawy czaszki, z siłą tarana.
– O Boże! – krzyknęła, chwytając się za potylicę. Zamarła w bezruchu.
Poczuła, że Richard zaczyna się poruszać ze zdwojoną energią. Nie zareagowała, więc po
chwili z jego zaczerwienionej twarzy zniknął uśmiech, a jego miejsce zajął wyraz zdumienia.
Gwałtowne zawroty głowy sprawiły, że przechyliła się w prawo, jakby ktoś wymierzył jej
mocny policzek. Zsunęła się na bok i nagle z jej ust chlusnął strumień wymiocin. Opadła bez siły na
pierś Richarda. Ciemność nadeszła szybko; znacznie więcej czasu minęło, zanim straciła
przytomność na tyle, by przestać odczuwać ból.
Lecz nawet wtedy słyszała.
– Kathleen! Kathleen, co się dzieje? – Jego głos dobiegał z bardzo daleka.
Jakby ktoś otwierał mi czaszkę od wewnątrz, próbowała powiedzieć mu w chwili, gdy ciśnienie
wyparło z niej resztkę świadomości.
Ból, niczym korzenie, wgryzał się głęboko w jej sen, a macki szorstkiego światła siłą wyrywały
ją z litościwej ciemności. Próbowała krzyczeć, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu. Widziała
wieszaki z butelkami i torebkami płynów oraz spirale plastikowych rurek ciągnące się po ścianach
tego ciasnego pomieszczenia, w którym się znajdowała, lecz wszystko to wyglądało dziwnie, jakby
podwójnie zarysowane. Zamrugała, by odzyskać ostrość widzenia, ale nic się nie zmieniło. Nie
mogła poruszać oczami na boki, jedynie w dół i w górę. Spróbowała unieść ręce, ale nie zdołała
wprawić w ruch nawet palców. Czyżby przywiązano ją do łóżka?
Ktoś pochylił się nad nią i przycisnął do jej twarzy czarną maskę, by wpompować w usta i
gardło porcję powietrza.
– Ma problemy z oddychaniem – usłyszała głos Richarda dochodzący spoza jej poła widzenia.
– Prędzej!
– Jeszcze minuta, doktorze!
Poczuła, że pomieszczenie przechyla się mocno w lewo, i nagle zdała sobie sprawę, że znajduje
się w karetce. Najprawdopodobniej w drodze do oddziału nagłych przypadków szpitala, w którym
pracował Richard. Ale dlaczego nie mogła na niego spojrzeć? Ani się poruszyć? Boże, co się stało?
– Już dobrze, Kathleen – usłyszała jego głos. – Czuwamy. Spróbuj się odprężyć i pozwól, że
pomożemy ci oddychać.
Porcje powietrza z trudem przeciskały się nad podstawą jej języka i przez krtań. Każda
wydawała jej się wielka jak piłka tenisowa i dławiła ją, ale zwiotczałe gardło nawet nie reagowało.
Miała ochotę zerwać z twarzy maskę i oddychać samodzielnie, lecz nie mogła.
– Nie wiem, czy mnie słyszysz, Kathleen, ale dzwoniliśmy do szpitala. Szef neurochirurgii już
na nas czeka. Zdaje się, że doznałaś udaru, sądząc po stanie twoich oczu, najprawdopodobniej
krwotocznego, ale wyjdziesz z tego. Bądź pewna! – Głos Richarda drżał i załamywał się chwilami.
Z trudem przełykając powietrze, Kathleen zastanawiała się, czy jej mężczyzna płacze. –
Hiperwentylacja pomoże usunąć z organizmu dwutlenek węgla i zacisnąć arterie w mózgu –
ciągnął. Słowa były urywane, jakby haczyły o coś ostrego. – To powinno spowolnić krwawienie.
Wóz zatrzymał się z piskiem hamulców. Drzwi u stóp Kathleen otworzyły się natychmiast i do
wnętrza wpadło chłodne powietrze poranka. Dopiero teraz dotarło do niej, że leży naga, przykryta
jedynie kocem.
Ratownik wciąż przyciskał maskę do jej twarzy, gdy sześcioro mężczyzn i kobiet w bieli
zebrało się przy otwartych drzwiach ambulansu, aby pomóc w wyciąganiu noszy.
– Gdzie Tony Hamlin? – spytał Richard.
– W reanimacyjnej, gotowy do operacji ze swoją ekipą neurochirurgów – odpowiedział ktoś,
gdy ruszyli biegiem przez izbę przyjęć i dalej, korytarzem. Widok mknącego tuż nad Kathleen
sufitu tylko potęgował jej oszołomienie. Czuła na twarzy dłonie Richarda, który starał się zaciskać
maskę wokół jej ust i nosa. Spoglądając w górę, widziała jego pełną niepokoju twarz, gdy w biegu
wydawał polecenia. Gdy zerknął w dół i spróbował uśmiechnąć się do niej, była to tylko wątła
namiastka moralnego wsparcia.
Mój Boże, pomyślała Kathleen. Biedaczysko. Myśli, że umrę, tak jak jego żona.
Zawieziono ją do przestronnej, chłodnej sali, w której czekał już tuzin ludzi w zielonych
strojach, maskach i chirurgicznych rękawiczkach. Każdy z nich pochwycił zaraz jakiś skrawek jej
ciała i zajął się nim w pośpiechu, jakby była wyścigowym samochodem, który na moment zjechał
do boksu. Niemal równocześnie wsunięto w jej ramiona igły kroplówek, do gardła sporą rurę, a w
nadgarstki coś, co wyglądało jak maleńkie kraniki. Znowu czuła, że coś ją dławi, ale nie była w
stanie nawet zakaszleć. Leżała nieruchoma jak trup, a jednak w pełni świadoma.
– Jest stabilna, Richardzie. Pozwolisz, że teraz my się nią zajmiemy? – odezwał się mężczyzna
o długich, białych włosach stojący u jej głowy.
– Tak, oczywiście, Tony – usłyszała odpowiedź kochanka.
Jeszcze nigdy w jego głosie nie pobrzmiewało tyle napięcia i niepewności.
Nie, nie zostawiaj mnie samej, chciała zawołać.
Ponownie zobaczyła jego przystojną twarz, teraz napiętą i bladą jak lateks naciągnięty na
czaszkę.
– Kathleen, zajmie się tobą Tony Hamlin, szef neurochirurgii.
– Cześć, Kathleen – powiedział Hamlin. – Przykro mi, że poznajemy się w takich
okolicznościach.
– To najlepsi ludzie – kontynuował Richard. – Wyciągną cię z tego. Kocham cię – dodał
szeptem, pochylając się nad nią.
Proszę, zostań!
Odwrócił się, a ona – mimo ograniczonego pola widzenia – zobaczyła jeszcze, jak odchodzi.
Jedna z pielęgniarek ściągnęła tymczasem z niej koc i zabrała się do wsuwania cewnika do
cewki moczowej.
– Atak nastąpił podczas stosunku? – spytała chłodno, badając wydzielinę, która skleiła jej
palce.
– Czyż to nie jeden z klasycznych przypadków pęknięcia tętniczego? – mruknął mężczyzna o
kręconych włosach doglądający kroplówek. Nie wyglądał na wiele starszego od córki Kathleen,
Lisy, która właśnie skończyła dziewiętnaście lat. Chryste, Richard zostawił mnie w rękach dziecka!
– Kiedy pan skończy, doktorze, może wyjdzie pan i zapyta doktora Steele’a o historię choroby?
– odezwał się białowłosy, kierując wąski strumień światła latarki wprost w jej oczy. Blask raził ją,
ale nie mogła go umknąć inaczej, niż mrużąc oczy. Twarz lekarza wyglądała na zbudowaną z
luźnych fragmentów, jak dzieło Picassa.
Richard stał na korytarzu oparty o ścianę. Objęcie komendy nad załogą karetki było nie tylko
konieczne, ale także ważne w sensie psychologicznym – pozwoliło mu działać, zapanować nad
przerażeniem dzięki koncentracji. Teraz nie miał już nic, czym mógłby zająć myśli; nie jako lekarz,
ale jako kochanek. Tu, w samym sercu oddziału, w którym na co dzień ratował ludzi, mógł tego
ranka jedynie drżeć ze strachu i bezsilności.
Pielęgniarka o gęstych, siwych włosach i w prostokątnych okularach ze złotą oprawką wyszła
energicznym krokiem z tej samej sali, którą przed momentem opuścił.
– Doktorze Steele, może przejdziemy do pańskiego gabinetu? Zrobię panu kawy. – Na
plakietce przypiętej do jej kitla widniał napis „Josephine O’Brien”, ale wszyscy, którzy znali ją i
darzyli przyjaźnią – a pracowała na tym oddziale dłużej niż Richard – mówili do niej po prostu Jo.
– Podłączyliśmy doktor Sullivan do wszystkich bodaj maszyn, jakimi dysponujemy. Jest stabilna.
Dopóki nie zrobimy jej tomografii komputerowej, nie dowiemy się niczego nowego.
Za plecami Jo stanęła jej znacznie młodsza koleżanka.
– Jest w rękach doktora Hamlina – dodała. – Nie pomoże pan ani jej, ani sobie, stojąc u drzwi
tej sali.
Przemawiały do niego z tą samą mieszanką stanowczości i współczucia, której oczekiwał od
swoich podwładnych w kontaktach z przerażonymi rodzinami i przyjaciółmi pacjentów.
Wymamrotał podziękowania za wsparcie i gdyby nie był lekarzem, zapewne poczułby się
podniesiony na duchu. Problem polegał jednak na tym, że – jak większość lekarzy zajmujących się
na co dzień nagłymi wypadkami – dobrze znał realia i żadne uprzejmości nie mogły teraz wypchnąć
z jego umysłu danych statystycznych, które tak dobrze pamiętał.
Śmiertelność w przypadku tego typu krwotoków wewnątrzczaszkowych – osiemdziesiąt
procent.
Ciężka choroba lub trwałe uszkodzenie mózgu u tych, którzy przeżyją – niemal pewne.
Ryzyko ponownego, śmiertelnego krwotoku – wysokie.
Poczuł chłód w żołądku. Kiedy dwie kobiety prowadziły go korytarzem, musiał starannie
Plik z chomika:
barbaratomek
Inne pliki z tego folderu:
Justiss Julia - Spozniony debiut.pdf
(1280 KB)
McCabe Amanda - Dollar Duchesses 02 - Narzeczona z Ameryki.pdf
(1366 KB)
Louise Fuller - Przygoda w Sydney.pdf
(659 KB)
Celmer Michelle - Cena namiętności.pdf
(800 KB)
Diana Palmer - Barwy miłości.pdf
(1079 KB)
Inne foldery tego chomika:
Filmy
Galeria
Harlequin
Prywatne
thriller
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin