Season for love. rozdział 2.docx

(28 KB) Pobierz

2

Isabella

- Bello wstawaj! Spóźnimy się do szkoły! – Zaczęła wrzeszczeć na mnie Alice.

- Która godzina?

- już 5.30!

- Alice zgłupiałaś ?! Do szkoły mamy dopiero na 9!!

- Nie zapominaj, że to jest nasz pierwszy dzień w nowej szkole. Musimy się odpowiednio przygotować, żeby zrobić w niej furorę! – Krzyknęła z uśmiechem na twarzy

- Alice opanuj się!

- Ale Bello, zrozum… Pierwsze wrażenie jest najważniejsze! Musimy ich zaszokować.

- Dobrze, już dobrze. Idę wziąć prysznic.

Poszłam do łazienki i wzięłam gorący prysznic. Od razu zrobiło mi się lepiej, woda mnie rozgrzała. Zaczęłam racjonalnie myśleć i zastanawiać się co takiego Alice ma zamiar robić przez te 3.5 godziny? Podeszłam do umywalki, dokładnie umyłam zęby, wyczesałam i wysuszyłam włosy. Gdy wyszłam z łazienki ujrzałam Alice która z zaciętą miną wyrzucała wszystkie moje ubrania z garderoby.

- Alice możesz mi wyjaśnić co ty tu właściwie wyrabiasz?!

- Szukam tej cudownej bordowej apaszki, która razem z twoją czarną sukienką i czerwonymi butami będzie wyglądać niebiańsko!

- Jest w górnej szufladzie komody.- No tak, z pewnością Alice teraz będzie znęcać się nad moimi włosami i twarzą. Nie wiem czy moja cera przeżyje te tony kosmetyków, które dla mnie szykuje.

- O jest – podeszła do mnie ucieszona.

- Ok siostrzyczko. Strój już masz, szybko go zakładaj i zabieramy się za fryzurę i make up! – Ten jej entuzjazm wprost mnie przerażał. Czy to możliwe, żeby przez 24h/dobę być uśmiechniętym i szczęśliwym? Wystarczy spojrzeć na Alice i odpowiedz jest prosta.

- No dobra, zajmij się mną szybko i jedźmy już do tej szkoły. Nawet jestem trochę ciekawa jak tam będzie. Mam nadzieję, że nie ma tam samych dryblasów.

- Z pewnością znajdzie się kilka spoko ludzi (czyt. gorących facetów) - uśmiechnęła się.

- Na to właśnie liczę.

Następne 2.5 godziny spędziłam przed lustrem gdzie Alice tak jak obiecała zajęła się moimi włosami i twarzą. Na początku zrobiła mi burzę loków, które spięła u góry. Zrezygnowała jednak z tej fryzury i postanowiłam moje włosy po prostu wyprostować. Co do makijażu to nałożyła rozświetlający podkład i puder. Oczy podkreśliła kredką, ciemnym cieniem do powiek i sztucznymi rzęsami. Na koniec jeszcze trochę różu na policzki i czerwona szminka. Po całej tej operacji upiększającej wyglądałam bardzo kusząco! Jestem ładna ale teraz wydawało mi się, że jestem po prosty piękna!

- Ach. Jestem cudowna – uśmiechnęła się Alice – Dzięki mnie wyglądasz wspaniale, warto było wstać tak wcześnie.

- Musze się z tobą zgodzić, wyglądam na serio bardzo ładnie.

- Bardzo ładnie?! Wyglądasz cudownie! Już nie bądź taka skromna.

- No dobrze, zgadzam się z tobą, spisałaś się na medal.

- Czyli pozwolisz mi codziennie się szykować ?- zapytała z uśmiechem na twarzy i nadzieją w oczach.

- O nie! Nie przeginaj.

- Ale Bello co w tym złego?

- To, że chce się wysypiać, a nie siedzieć na tym krześle przy którym co chwila będziesz ciągnąc mnie za włosy lub wsadzać mi kredkę do oczu.

- Przecież wiesz, ze trzeba trochę pocierpieć, żeby być piękną. – Zrobiła poważną minę, przez którą wyglądała tak jak gdyby przemawiała w sądzie.

- Ok., czasami będziesz mogła się trochę nade mną poznęcać. Tak gdzieś raz w miesiącu, w tym już wykorzystałaś swoją szansę.

- Jesteś okrutna! – Wyszła z obrażoną miną nawet się nie odwracając, a nawet nie podskakując. I tak wiem, że te jej humory trwają góra 10 minut.

Zeszłam na duł do kuchni ale jakoś nie byłam głodna. Na dole siedział już Emmet pałaszując jajecznice.

- Siema Bells!

- Cześć Em

- Alice mi wczoraj opowiedziała jak świeciłaś tyłkiem w centrum handlowym, pewnie później miałaś kilka ciekawych propozycji hahaha…

- Spadaj Emmet! - Właśnie w tym momencie weszła Alice.

- Cholera Alice! Jak mogłaś powiedzieć o tym co się stało wczoraj?!

- Bello nie przesadzaj. Nie masz się czym martwic, przecież masz ładne pośladki.

- Ale to nie oznacza, że każdy ma prawo znać tą historię!

- Oj siostra przepraszam - buziak – Em, przeproś!

- Ale za co?

- Nie gadaj tylko przepraszaj!!

- No już. Isabello, bardzo cię przepraszam za to, że Alice opowiedziała mi tą historie, nie powinienem był jej słuchać, nie gniewaj się – buziak.

- Ok. Chodźcie już lepiej, bo jeszcze się spóźnimy do tej szkoły.

Jechaliśmy samochodem Alice łamiąc kilka przepisów drogowych dzięki czemu dotarliśmy na miejsce w 15 min.

Szkoła była niewielka, składała się z kilku budynków oraz dużej hali sportowej. Wszystko było zbudowane z czerwonej cegły. Przed szkołą znajdował się ogromnym trawnik, a na nim było posadzonych wiele drzew i krzewów, dookoła widniał równiutko przycięty żywopłot. Po lewej stronie znajdował się parking, zaparkowaliśmy na nim i tak jak się domyślałam oczy wszystkich uczniów skierowane były w nasza stronę.

- Oho zaczyna się – mruknęłam do siebie.

- Bello nie przesadzaj, nie jest źle.

- Tak, teraz twój samochód robi furorę ale nami też się zainteresują. Niektórzy będą chcieli się zaprzyjaźnić, żeby stać się bardziej popularnymi, inni będą nas obgadywać, a ta męska część będzie próbowała umówić się z nami na randki. Pewnie nawet by mi się ta ostatnia opcja podobała gdyby nie to, że nie widzę tu nikogo przystojnego. – W tym momencie zobaczyłam jakiegoś wysokiego, chudego i pryszczatego gostka, który gapił się na mnie prawie, że się śliniąc – Fuj…

- Hej dziewczyny będzie spoko. Chodźmy już na salę, zaraz nasz dyrektor Frankenstein zacznie przemawiać. – Roześmiał się Em.

Edward

- Kurwa następny rok szkolny się zaczyna. – Nienawidzę szkoły, trzeba rano wstawać, odrabiać zadania domowe, uczyć się i nie można całymi nocami balować w klubach, znaczy można ale ja bym później nie wytrzymał kilku godzin w szkole na ostrym kacu którego zawsze mam po jakiejś imprezie…

- Luzik, to już ostatni – odpowiedział zadowolony Jasper

- Elo Edward – podszedł do nas Seth

- Siema ziomal – uścisnęliśmy sobie dłonie

- Cześć Jasper

- Hej młody

- Ej chłopacy, idziecie na salę? – Zapytała Rosalie

- Ja jeszcze chwile zostanę.

- Ja idę – odpowiedział Jasper

Rosalie i Jasper to moi kuzyni. Ich rodzice ciągle gdzieś wyjeżdżają w delegację. Oni sami mieli dość samotnego mieszkania w Portland więc przeprowadzili się do nas. Mieszkają teraz ze mną, moją mamą Esme i ojcem Carlislem. Zawsze dobrze się dogadywaliśmy i lubiliśmy więc na serio świetnie nam się razem mieszka. Jesteśmy zgodni, choć tak jak i wszystkim nam tez czasami zdarzają się kłótnie.

- Jak tam było na wycieczce dookoła świata?- Zapytał Seth

- No wiesz, japonki, hiszpanki, polki, sporo tego było – na samo wspomnienie szeroko się uśmiechnąłem.

- Cullen ty to masz szczęście, laski same do ciebie przychodzą.

- Masz rację, zawsze mam dobre towarzystwo.

- Jak ty to robisz?

- Musisz mieć talent, ty go najwyraźniej nie masz hah, dupeczki uciekają od ciebie gdzie pieprz rośnie. Co ty gryziesz je czy co??

- Nie wiem o co im chodzi, kobitki są dziwne.

- Ale za to jaką przyjemność potrafią sprawić mmm.

- Chyba, że tobie.

- No tak, bo ty jeszcze prawiczkiem jesteś! Haha

- Coś czuje, że niedługo jakąś zaliczę

- Będę czekał na ten moment przyjacielu – poklepałem go po ramieniu

- To co, idziesz na salę?

- W sumie to nie chce mi się i nie mam po co.

- Ja to idę, i tak musze czekać na Embriego, bo z nim wracam. Poza tym chce obczaić nowe laski.

- Powiedz Jasperowi i Rosalie, że wracam do domu. I znajdź też jakąś laskę dla mnie.

- Spoko, to nara.

- Trzym się.

Jechałem do domu powoli. Na tych wakacjach wcale nie odpocząłem. W nocy się zabawiałem, a w dzień spałem. Przydałyby się jakieś następne, żeby człowiek mógł odetchnąć…

Isabella

- Widzisz, wszyscy się gapią- szepnęłam do Alice

- Patrzą się bo jesteśmy ostrymi laskami – uśmiechnęła się.

- No z pewnością. O nie, idiota się zbliża. – Zauważyłam, że Mike Newton zbliża się z głupim uśmiechem twarzy i z pewnością nadal będzie próbował się ze mną umówić

- Dzień dobry Isabello.

- Cześć.

- Co u ciebie słychać?

- Wszystko dobrze.

- Coś jednak masz dziwną minę, stało się coś?

- Tak, jakaś jebana mucha ciągle koło mnie lata. Co chwila ją odpędzam, a ona wraca i wraca. Ostro mnie już wkurwia. Zastanawiam się czy w końcu jej nie strzelić w pysk.

- Ok., ok. Zrozumiałem aluzje, cześć.

- Żegnam

- Chociaż jego masz z głowy. – Powiedziała z uśmiechem Alice.

- Coś mi się wydaje, że on jeszcze wróci… A tak w ogóle to zobacz, już prawię się na nas nikt nie gapi.

- Jeszcze tylko kilku chłopaków się ślini.

- A niech się ślinią i tak nie mam zamiaru z żadnym z nich nawet rozmawiać.

- O matuchno! – Wykrzyknęła Alice z dziwnie wesołym wyrazem twarzy. Wszyscy znów zaczęli się na nas gapić. Po chwili zorientowali się, że nic specjalnego się nie stało i odwrócili te swoje nachalne spojrzenia.

- Alice możesz trochę ciszej?

- Nie! – Krzyknęła, chociaż teraz trochę ciszej

- Co się stało? – Zapytał Emmet

- Bello widzisz tego chłopaka, który stoi obok tej pięknej blondynki w niebieskiej sukience?

- Ten wysoki blondyn?

- Tak. Rozpoznajesz go?

- A niby czemu miałabym go rozpoznać? Spotkałam go już kiedyś?

- Tak. Ostatnio w centrum handlowym!

Zastanowiłam się chwilę. Z pewnością chodziło jej o tą upokarzająca sytuację dla mnie. Dokładnie pamiętałam tylko tego wysokiego chłopaka z dziwnie brązowymi włosami. No tak, za bardzo się na nim skupiłam. Ale jednak przypominam sobie jakiegoś blondyna obok niego.

- Naprawdę uważasz, że to ten sam?

- Tak bo tamten mi się spodobał. Jestem pewna, że to ta sama osoba! Emmet kto to jest?

- To Jasper Hale. Ta blondynka to Rosalie Hale, są bliźniakami. Przeprowadzili się tu rok temu do Cullenów. Powinien tu być też Edward Cullen, ich kuzyn u którego mieszkają, ale jakoś nigdzie go nie widzę.

- Jak myślisz, ma kogoś? – Zniecierpliwiona Alice czekała na odpowiedz.

- Obok niego i Edwarda ciągle kręcą się jakieś boskie dziewczyny ale jeżeli teraz stoi koło Rosalie to z pewnością jest sam.

- Uważacie, ze mam u niego jakieś szanse?

Ja jednak byłam zbyt zajęta rozmyślaniem o miedzianowłosym chłopaku, żeby usłyszeć to pytanie. Myślałam o tym jak Edward (bo tak prawdopodobnie ma na imię) będzie chodził ze mną do jednaj szkoły. Mam nadzieje, że przynajmniej nie będziemy mieli żadnych wspólnych lekcji, zapadłabym się pod ziemię.

- Bello?

- Bello czy ty mnie słuchasz?!

- Oczywiście, ze tak, ale możesz powtórzyć pytanie?

- Eh, uważasz, że mam u niego szansę? – Zapytała z nadzieją w głosie.

- Alice, ty masz u każdego ogromne szanse, jesteś śliczna, zgrabna, wesoła i mądra, czego można chcieć więcej?

- Chyba masz rację – zauważyłam jak rozpromieniała.

- O kurna, spojrzał się!

- Uśmiechnij się do niego! – Nakazałam jej.

Do końca przemówienia dyrektora i jakiś nauczycieli Alice cała aż promieniała z zachwytu i ciągle patrzyła na Jaspera, a on na nią. Aż tak wesołej to jeszcze nigdy jej nie widziałam. Nawet gdy dostała swoje żółte cudo. Emmet za to przyglądał się tej zabójczo pięknej Rosalie, która raczej powinna być teraz na jakimś pokazie mody lub nakręcać własny film. Ona też od czasu do czasu na niego zerkała ale jakoś nie mogłam rozgryść jej miny, nie byłam pewna co wyrażała.

- Podoba ci się? – Zapytałam go

- Ale kto?

- No Rosalie, widzę jak na nią patrzysz – dałam mu sujkę w bok i uśmiechnęłam się szeroko.

- No co ty, oczywiście, ze mi się nie podoba.

- Dobra nie wkręcaj! Chyba widzę jak jej się ciągle przyglądasz.

- Eh. I tak nie mam szans. – Mina mu zrzedła.

- Czemu tak myślisz?

- Tylko spójrz na nią, jest cudowna, każdy chłopak chciałby ją mieć. Nie będzie chciała marnować czasu na kogoś takiego jak ja.

- Ej, nie wolno ci tak mówić!

- Jestem tylko ogrodnikiem.

- Nie prawda jesteś świetnym człowiekiem! Jesteś najlepszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek poznałam. – Dałam mu buziaka w policzek.

- dzięki za pocieszenie. – Nadal miał zbolała minę. Wiedziałam, że cierpi. Zrobiło mi się bardzo przykro z tego powodu. Em to super gość, którego kocham jak starszego brata, którego niedane mi było mieć. Jego rodzice zmarli 2 lata temu. Został sam, musiał znaleźć sobie ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin