Quine Willard - O poglądach Carnapa na ontologię.pdf

(124 KB) Pobierz
O poglądach Carnapa na ontologię
Willard V. O. Quine – O poglądach Carnapa na ontologię
Willard V. O. Quine
O POGLĄDACH CARNAPA NA ONTOLOGIĘ
Chociaż nikt nie wywarł na moją myśl filozoficzną większego wpływu niż Carnap, od lat
trwa między nami spór w kwestiach ontologii i analityczności. Kwestie te okazują się związane
wzajemnie; zależności, które między nimi zachodzą, wyszły na jaw szczególnie wyraźnie w
artykule Carnapa „Empiricism, semantics and ontology”. Aby wskazać i zredukować rozbieżności
między nami, poświęcę temu artykułowi szczególną uwagę.
Kiedy zastanawiam się nad zobowiązaniami ontologicznymi danej doktryny lub teorii,
pytam jedynie o to, co istnieje zgodnie z tą teorią. Nawiasem mówiąc, choć nie jest to istotny punkt
naszego sporu, Carnap niezbyt lubi terminologię, którą stosuję. Cóż, gdyby wskazał on lepszy
użytek, jaki można robić z ładnego, starego słowa „ontologia”, byłbym gotów szukać innego słowa
dla znaczenia, o które mi chodzi. Sądzę jednak, że w gruncie rzeczy Carnap dezaprobuje fakt, iż
nadałem znaczenie słowu, które, jako należące do tradycyjnej metafizyki, powinno być
bezsensowne. Tymczasem moja etyka w zakresie terminologii każe unikać używania dla własnych
celów słów, które mają już jakieś ustalone znaczenie; jeśli zaś słowo jest bezsensowne, czuję się w
pełni uprawniony do wyposażenia go w znaczenie. W istocie jednak fakt, że dla wskazanego tu celu
przyjąłem słowo „ontologia”, nie jest tak przypadkowy, jak sugeruję. Choć bowiem tradycyjna
metafizyka nie ma we mnie obrońcy, to jednak podejrzewam, że sens, w jakim używam tego
zwięzłego, starego terminu, stanowił sedno sposobu posługiwania się nim w całej historii.
Zgódźmy się na to słowo na użytek niniejszych rozważań. Problem zobowiązań
ontologicznych teorii polega zatem na pytaniu, co istnieje zgodnie z tą teorią. Carnap sądzi – a
różnica zdań w tej sprawie nie jest już czysto terminologiczna – że kwestię, czego istnienie zakłada
dana teoria, należy w pewien sposób podzielić na dwa pytania; a ja się z tym nie zgadzam. Jak,
zdaniem Carnapa, powinno się przeprowadzić ten podział i dlaczego ja się z tym nie zgadzam,
wkrótce stanie się jasne; najpierw jednak abstrahujmy na chwilę od kwestii owego podziału.
Nie zawsze było dobrze wiadomo, na jakiej podstawie rozstrzygać, czy dana teoria zaciąga
zobowiązanie co do istnienia danego domniemanego bytu. Gdy mówimy, że wszystkie ryby są
zwierzętami wodnymi, czy zobowiązujemy się do uznania dwu abstrakcyjnych bytów, dwu klas czy
własności, których nazwami są słowa „ryba” i „zwierzę wodne”? Gdy używamy słowa „podobny”,
nie definiując go za pomocą żadnych bardziej pierwotnych terminów, czy tym samym
zobowiązujemy się do akceptacji abstrakcyjnego bytu, którym jest relacja podobieństwa? Russell
był zdania, że tak. Ale żaden nominalista by się z tym nie zgodził.
Każdy nominalista, i w ogóle każdy użytkownik języka, korzysta swobodnie z terminów
ogólnych, takich jak „ryba”, „zwierzę wodne” czy „podobny”, ale tylko anty-nominaliści widzą w
posługiwaniu się tymi terminami jakąś aluzję do bytów abstrakcyjnych. Nominalista twierdzi, że
słowo „ryba” jest prawdziwe o każdej konkretnej rybie, lecz nie jest ponadto nazwą abstrakcyjnej
własności bycia rybą czy też klasy ryb; także słowo „podobny” jest prawdziwe o każdym aligatorze
ze względu na każdego krokodyla, a również o każdym samochodzie Pontiac ze względu na każdy
inny samochód Pontiac, ale nie jest oprócz tego nazwą relacji podobieństwa. Dlaczego słowa
„ryba”, „zwierzę wodne” czy „podobny” miałoby się traktować tak samo, jak „Chicago”, „Truman”
i „Partenon”? Wszak o wielu słowach, których używamy w sensownych zdaniach, nie twierdzimy,
że są nazwami jakichś przedmiotów; należy do nich „po”, „że”, „wcale” czy „przecież”. Dlaczego
nie miałoby się tak samo traktować słów „ryba”, „zwierzę wodne” i „podobny”?
Może udałoby się przekonać użytkowników języka, że zobowiązują się do uznawania
przedmiotów abstrakcyjnych nie z powodu swych terminów ogólnych, lecz z powodu terminów
abstrakcyjnych, takich jak „bycie rybą”, „bycie zwierzęciem wodnym” i „podobieństwo”? Ale i to
1 / 5
40709177.008.png 40709177.009.png
 
Willard V. O. Quine – O poglądach Carnapa na ontologię
się nie powiedzie. Jeśli zapewnimy nominaliście jego terminy ogólne, usprawiedliwi on
posługiwanie się terminami abstrakcyjnymi jako tylko obrazowe parafrazowanie tego, co można by
powiedzieć za pomocą terminów ogólnych.
Cała ta tolerancja językowa i uchylanie się od zobowiązań wydaje się dość racjonalne, czy
jednak nie ma ono końca? Wszak posługiwanie się słowami „Chicago”, „Truman” i „Partenon”
można usprawiedliwić w tym samym duchu, jako dopuszczalne bez zakładania, że są to nazwy
jakichś przedmiotów. Okazałoby się, że przez używanie języka nie zaciągamy żadnych w ogóle
zobowiązań co do istnienia przedmiotów.
Sądzę, że używając domniemanych nazw przedmiotów, istotnie nie zaciągamy żadnych
zobowiązań co do istnienia tych przedmiotów; zawsze możemy odrzucić twierdzenie, że słowa te są
nazwami, przy czym to, co powiedzieliśmy z ich pomocą, nie ulegnie zmianie. Jednakże,
posługując się językiem, niewątpliwie zaciągamy pewne zobowiązania co do przedmiotów;
pozwala on nam bowiem powiedzieć na wiele sposobów, że istnieją czarne łabędzie, że istnieje
góra, której wysokość wynosi więcej niż 8800 metrów oraz że istnieją liczby pierwsze wśród liczb
większych od stu. Mówiąc to, mówimy także, w konsekwencji, że istnieją przedmioty fizyczne i
przedmioty abstrakcyjne; albowiem wszystkie czarne łabędzie są przedmiotami fizycznymi, a
wszystkie liczby pierwsze większe od stu są przedmiotami abstrakcyjnymi.
Tak więc, sądzę, że drogą, na jakiej zaciągamy istotne zobowiązania co do bytów
jakiegokolwiek rodzaju, jest używanie zmiennych kwantyfikacji, nie zaś domniemanych nazw.
Bytami, do których zobowiązuje nas dany dyskurs, są te byty, które muszą należeć do przedmiotów
reprezentowanych przez zmienne, jeśli twierdzenia akceptowane w tym dyskursie mają być
prawdziwe.
Nazwy są pod tym względem zwodnicze. Używając domniemanych nazw, nie zaciągamy,
jak widzieliśmy, zobowiązań co do odpowiednich bytów. Na odwrót, poprzez nasze zmienne
kwantyfikacji potrafimy zobowiązać się do bytów, których środkami naszego języka w ogóle nie
można indywidualnie ponazywać; przykładem bytów tego rodzaju są liczby rzeczywiste, które,
zgodnie z klasyczną teorią, stanowią nieskończoność wyższego rzędu niż ogół nazw
konstruowalnych w jakimkolwiek języku. Nazwy można, w gruncie rzeczy, w ogóle wyeliminować
na rzecz nienazywających terminów ogólnych plus kwantyfikacja i inne środki logiczne; chwyt
umożliwiający tę eliminację przedstawiono, w ogólnym zarysie, w Russellowskiej teorii deskrypcji.
Odtąd zmienne kwantyfikacji stanowią jedyny kanał odniesienia. W kwestii zobowiązań
ontologicznych liczą się tylko zmienne.
O ile dobrze rozumiem, Carnap akceptuje moje kryterium rozstrzygania, czy dana teoria
przyjmuje dany rodzaj domniemanych bytów. Test polega na ustaleniu, czy byty te muszą się
znaleźć wśród przedmiotów reprezentowanych przez zmienne kwantyfikacji po to, by owa teoria
była prawdziwa.
Jednakże ustalenie, jakie byty zakłada dana teoria, to rzecz całkiem inna niż ustalenie, jakie
byty wolno danej teorii zakładać, jakie byty naprawdę istnieją. To właśnie w tej ostatniej sprawie
Carnap postuluje dychotomię, której rozważenie zapowiedziałem. Jedną stronę tej dychotomii
stanowić ma kwestia istnienia czarnych łabędzi, gór wyższych niż 8800 metrów czy liczb
pierwszych większych od stu; drugą – kwestia istnienia przedmiotów fizycznych lub
abstrakcyjnych. Rozróżnienie to zależy od czegoś, co nazywa on aparatem pojęciowym
[framework]:
„Jeśli ktoś chce mówić w swoim języku o nowym rodzaju bytów, musi wprowadzić system
nowych sposobów mówienia, podporządkowanych nowym regułom: procedurę tę będziemy
nazywać budowaniem aparatu pojęciowego dla owych bytów nowego rodzaju. Musimy przy tym
odróżnić dwa typy pytań o istnienie: pierwszy z nich to pytania o istnienie bytów pewnego nowego
rodzaju w ramach aparatu pojęciowego; nazywamy je pytaniami wewnętrznymi; drugi – to pytania
2 / 5
40709177.010.png 40709177.001.png 40709177.002.png 40709177.003.png
 
Willard V. O. Quine – O poglądach Carnapa na ontologię
dotyczące istnienia czy realności samego aparatu pojęciowego, zwane pytaniami zewnętrznymi. [...]
Rozważmy jako przykład najprostszy aparat pojęciowy, związany z językiem codziennym:
czasoprzestrzennie uporządkowany system obserwowalnych rzeczy i zdarzeń. Kiedy już
zaakceptowaliśmy ten język rzeczy, a tym samym aparat pojęciowy rzeczy, możemy stawiać i
rozstrzygać pytania wewnętrzne, na przykład: „Czy na moim biurku leży biała kartka papieru?”,
„Czy król Artur naprawdę żył?”, „Czy centaury i jednorożce rzeczywiście istnieją, czy też są tylko
tworami wyobraźni?” i tym podobne. Pytania takie rozstrzyga się na podstawach empirycznych.
[...] Od pytań tych należy odróżnić zewnętrzną kwestię realności samego świata rzeczy. W
przeciwstawieństwie do tamtych pytań, to ostatnie nie nurtuje nigdy ani szarego człowieka, ani
naukowców, lecz tylko filozofów. [...] ci, którzy stawiają pytanie o realność samego świata rzeczy,
mają zapewne na myśli nie kwestię teoretyczną, co sugerowałoby sformułowanie pytania, lecz
raczej kwestię praktyczną, dotyczącą praktycznej decyzji co do struktury naszego języka. Musimy
dokonać wyboru, czy mamy przyjąć i stosować te formy językowe dla rozważanego aparatu
pojęciowego [...]. Jeśli ktoś decyduje się zaakceptować język rzeczy, to nic nie przemawia
przeciwko temu, by uznać, że zaakceptował on świat rzeczy. Nie wolno tego jednak interpretować
jako twierdzenia, że żywi on przekonanie o realności świata rzeczy; nie ma takiego przekonania,
tezy czy założenia, ponieważ nie jest to kwestia teoretyczna. Zaakceptowanie świata rzeczy nie
polega na niczym więcej niż zaakceptowaniu pewnej formy języka” 1 .
Przypomnijmy mój pogląd co do tego, na czym polega usankcjonowanie danego rodzaju
bytów. Polega ono na włączeniu tych bytów do zbioru czy zbiorów przedmiotów reprezentowanych
przez zmienne kwantyfikacji. Odpowiednio, Carnap charakteryzuje wprowadzenie aparatu
pojęciowego jako procedurę złożoną zasadniczo z dwóch kroków:
„Pierwszy to wprowadzenie terminu ogólnego, predykatu wyższego rzędu, dla nowego
rodzaju bytów, pozwalające nam powiedzieć o dowolnym indywidualnym bycie, że należy on do
tego rodzaju (np. „czerwień jest własnością”, „Pięć jest liczbą”). Drugi to wprowadzenie zmiennych
nowego typu. Nowe byty są wartościami tych zmiennych; stałe (oraz domknięte wyrażenia złożone)
mogą być podstawiane za te zmienne. Za pomocą tych zmiennych można budować zdania ogólne
dotyczące nowych bytów” 2 .
Zaczyna być widoczne, że Carnapowska dychotomia pytań o istnienie jest dychotomią
pomiędzy pytaniami postaci „Czy istnieje to-a-to?”, gdzie to-a-to ma wyczerpywać zakres
określonego rodzaju zmiennych wiązanych, oraz pytaniami postaci „Czy istnieje to-a-to?”, gdzie to-
a-to nie ma wyczerpywać zakresu określonego rodzaju zmiennych wiązanych. Te pierwsze pytania
będę nazywał pytaniami kategorialnymi, drugie zaś pytaniami podklasowymi. Ta nowa
terminologia jest mi potrzebna dlatego, że terminy Carnapa („zewnętrzne”‚ „wewnętrzne”)
wyznaczają nieco inne rozróżnienie, pochodne względem rozróżnienia między pytaniami
kategorialnymi i pytaniami podklasowymi. Pytania zewnętrzne to pytania kategorialne rozumiane
jako takie, które stawia się przed przyjęciem danego języka; należy je, jak twierdzi Carnap,
traktować jako pytania o to, czy dana forma językowa jest pożądana. Pytania wewnętrzne obejmują
pytania podklasowe, a nadto pytania kategorialne, ilekroć te ostatnie rozumie się jako pytania
stawiane w ramach przyjętego języka i mające trywialne, analityczne lub kontranalityczne
odpowiedzi 3 .
Chciałbym teraz zbadać dychotomię, która, jak widzimy, leży u podstaw Carnapowskiego
rozróżnienia pytań zewnętrznych i wewnętrznych, a którą nazwałem dychotomią między pytaniami
kategorialnymi i podklasowymi. Jest oczywiste, że pytanie o istnienie liczb będzie pytaniem
1 R. Carnap, Empiricism, semantics and ontology , „Revue internationale de philosophie” 1950, 11; (przedruk w: R.
Carnap, Meaning and Necessity , 2nd ed., University of Chicago Press, Chicago 1956, s. 21-23).
2 Ibidem, s. 30.
3 Jest to wyraźnie zamierzone, ibidem, s. 24.
3 / 5
40709177.004.png
 
Willard V. O. Quine – O poglądach Carnapa na ontologię
kategorialnym tylko ze względu na języki, które przyjmują osobny rodzaj zmiennych odnoszących
się wyłącznie do liczb. Jeśli nasz język odnosi się do liczb za pomocą zmiennych, których
wartościami oprócz liczb są także inne klasy, to pytanie o istnienie liczb staje się pytaniem
podklasowym, na równi z pytaniem o istnienie liczb pierwszych większych od stu. Taka właśnie
sytuacja ma miejsce w języku „Principia Mathematica” oraz w językach wszystkich innych znanych
teorii zbiorów.
Nawet pytanie o istnienie klas, a także o istnienie przedmiotów fizycznych, staje się
pytaniem podklasowym, jeśli nasz język stosuje jeden rodzaj zmiennych do reprezentowania obu
rodzajów bytów. To, czy twierdzenie, że istnieją przedmioty fizyczne, należy umieścić po tej samej
stronie dychotomii, co twierdzenie, że istnieją czarne łabędzie, czy też po dwóch różnych jej
stronach, zależy, jak się okazuje, od tego tylko, czy stosujemy jeden czy też dwa rodzaje zmiennych
dla przedmiotów fizycznych i klas.
Powinienem wyjaśnić, dlaczego użyłem tu słowa „tylko”, sugerując, że mowa o rzeczy
nieistotnej. Wprowadzenie różnych typów zmiennych dla różnych zakresów jest w matematyce
powszechnie przyjęte, lecz zazwyczaj jest tylko eliminowalnym‚ skrótowym zapisem; zamiast
poprzedzać rozmaite swoje twierdzenia słowami: „Jeśli x jest liczbą rzeczywistą między 0 i 1, to”,
uważamy za rzecz wygodniejszą zarezerwować, na użytek rozdziału lub książki o teorii
prawdopodobieństwa, litery „p”, „q”, „r” dla liczb rzeczywistych między 0 i 1. Różnica między
wprowadzeniem explicite sformułowanego założenia „x jest liczbą rzeczywistą między 0 i 1” a
ograniczonym użyciem zmiennych jest tak niewielka, że na poziomie zwykłych prac
matematycznych zazwyczaj pozostaje nie zauważona; nie ma też żadnego powodu, aby zwracać na
nią uwagę.
Carnap nie ma jednak na myśli tak trywialnego rozróżnienia. Chodzi mu o języki, które
zawierają zasadniczo odróżnione rodzaje zmiennych przed wprowadzeniem wszelkich skrótów
definicyjnych; ma przy tym na myśli typy zmiennych tak całkowicie odizolowane wzajemnie, że
użycie zmiennej jednego typu zamiast zmiennej innego typu dawałoby wypowiedź niegramatyczną.
Językiem, który stosuje tego rodzaju zasadniczą klasyfikację zmiennych, jest język Russellowskiej
teorii typów logicznych. Sądzę jednak, że wielu z nas przecenia teorię typów na niekorzyść
współczesnej jej teorii alternatywnej, tj. teorii zbiorów Zermela, a także jej późniejszych wersji. W
notacji tej drugiej tradycji, nie przyjmującej żadnych rozróżnień między typami zmiennych,
wszystkie kwestie dotyczące akceptacji nie tylko liczb, lecz bytów abstrakcyjnych w ogóle albo
przedmiotów fizycznych w ogóle, stają się pytaniami podklasowymi – pytaniami dokładnie tego
samego rodzaju, jak pytania o istnienie czarnych łabędzi i liczb pierwszych większych od stu. Tak
więc, Carnapowskie rozróżnienie między pytaniami wewnętrznymi i zewnętrznymi, oparte, jak
wykazaliśmy, na rozróżnieniu między pytaniami kategorialnymi i pytaniami podklasowymi, nie ma
dla nas większego znaczenia, jeśli nie przyjmujemy czegoś w rodzaju teorii typów. Ja zaś jestem
jednym z tych, którzy od wielu lat starają się unikać przyjmowania teorii typów.
W istocie rzeczy sprawa wygląda nieco gorzej, niż ją dotąd przedstawiłem. Przyjmując
bowiem teorię typów, nadal mamy do dyspozycji możliwość, którą wybrał sam Russell, nazywając
ją typikalną wieloznacznością, a która pozwala uniknąć używania osobnego rodzaju zmiennych dla
każdego typu. Russell korzysta z tej możliwości w sposób umiarkowany, my jednak możemy pójść
dalej i stosować jeden tylko rodzaj zmiennych dla wszystkich typów. Teoria typów pozostaje w ten
sposób w mocy: gramatyczne są tylko te formuły, które można, stosując jedno-jednoznaczną
zamianę zmiennych, przekształcić w sensowne formuły oryginalnej teorii typów, która używa
odrębnego rodzaju zmiennych dla każdego typu.
Taka pośrednia zgodność z teorią typów, jaką wykazują formuły stosujące jeden tylko
rodzaj zmiennych, jest cechą, którą nazywam stratyfikacją; można ją zdefiniować także
bezpośrednio, nie odwołując się do założenia o bardziej fundamentalnej notacji, wprowadzającej
4 / 5
40709177.005.png 40709177.006.png
 
Willard V. O. Quine – O poglądach Carnapa na ontologię
odrębne rodzaje zmiennych. Rzecz w tym, że nawet w ramach teorii typów posługiwanie się
explicite, a nawet implicite, odrębnymi rodzajami zmiennych jest całkiem nieistotnym, czysto
edytorskim zabiegiem.
Poprzednio powiedziałem, że rozróżnienie między pytaniami kategorialnymi i pytaniami
podklasowymi nie ma większego znaczenia, jeśli nie przyjmuje się czegoś w rodzaju teorii typów.
Teraz zaś pokazałem, jak sądzę, że nie ma ono większego znaczenia nawet w ramach teorii typów.
Rozróżnienie to nie jest inwariantne ze względu na logicznie nieistotne zmiany typografii.
Żywię podwójnie uzasadnioną nadzieję, że zdołam przekonać Carnapa do odrzucenia
omawianego rozróżnienia. Po pierwsze, jak dowodziłem, ma ono słabe podstawy. Po drugie zaś,
sądzę, że jest to rozróżnienie wcale niekonieczne do osiągnięcie filozoficznego celu artykułu, o
którym mowa. Samo rozróżnienie między zdaniami analitycznymi i syntetycznymi wystarczy jako
argument na rzecz tezy Carnapa, iż twierdzenia uważane zwykłe za ontologiczne, takie jak „Istnieją
przedmioty fizyczne”, „Istnieją klasy” czy „Istnieją liczby”, są albo analityczne, albo sprzeczne
wewnętrznie, gdy język jest już dany. I niczego poza rozróżnieniem zdań analitycznych i
syntetycznych nie trzeba na poparcie jego tezy, że twierdzenia uważane zwykle za ontologiczne
mogą być przedmiotem sporu tylko jako propozycje językowe. Kontrast, na którym Carnapowi
zależy, a który zachodzi między takimi twierdzeniami ontologicznymi i empirycznymi
twierdzeniami o istnieniu, takimi jak „Istnieją czarne łabędzie”, jest efektem rozróżnienia zdań
analitycznych i syntetycznych. Co prawda, w tych terminach nie da się odróżnić twierdzeń
analitycznych typu ontologicznego od innych twierdzeń analitycznych o istnieniu, takich jak
„Istnieją liczby pierwsze większe od stu” nie sądzę jednak, aby należało się tym przejmować.
Na tym jednak nie kończy się różnica zdań między nami. Przeciwnie, główny jej punkt
wyłania się dopiero teraz: jest nim samo rozróżnienie między zdaniami analitycznymi i
syntetycznymi. Carnap słusznie stwierdza w przypisie:
„Quine nie uznaje rozróżnienia, które akcentowałem powyżej (tj. rozróżnienia pomiędzy
pytaniami ontologicznymi i faktualnymi pytaniami o istnienie), ponieważ według jego ogólnej
koncepcji nie ma ostrej granicy między prawdami logicznymi i prawdami faktualnymi, między
kwestiami znaczenia i kwestiami faktu, między akceptacją struktury językowej i akceptacją
twierdzeń formułowanych w języku”.
Swoje zastrzeżenia co do rozróżnienia między zdaniami analitycznymi i syntetycznymi
przedstawiłem w mym ostatnim artykule „Dwa dogmaty empiryzmu” i nie będę ich tu powtarzał.
Sformułuję jedynie ich konsekwencję: jeżeli nie ma rzeczywistej różnicy między zdaniami
analitycznymi i syntetycznymi, to znika wszelka podstawa dla postulowanego przez Carnapa
przeciwstawienia twierdzeń ontologicznych i empirycznych twierdzeń o istnieniu. Kwestie
ontologiczne zatem stają się pytaniami tego samego typu, jak zagadnienia nauk przyrodniczych.
W granicach nauk przyrodniczych istnieje continuum poziomów od twierdzeń, które są
sprawozdaniami z obserwacji, do tych, które wyrażają podstawowe idee, powiedzmy, teorii
kwantów czy teorii względności. Mój wspomniany wyżej artykuł zamyka myśl, że twierdzenia
ontologii, a nawet twierdzenia matematyki i logiki, są kontynuacją tego continuum, kontynuacją,
która jest zapewne jeszcze bardziej odległa od obserwacji niż główne zasady teorii kwantów czy
teorii względności. Różnice w tej dziedzinie są, moim zdaniem, tylko różnicami stopnia, a nie
rodzaju. Nauka jest strukturą jednolitą i w zasadzie ta struktura jako całość, nie zaś jej zdania
składowe z osobna, jest tym, co doświadczenie potwierdza lub podważa. Carnap utrzymuje, że
kwestie ontologiczne, a w równej mierze kwestie zasad logicznych czy matematycznych, nie są
kwestiami faktu, lecz wyboru dogodnego schematu pojęciowego dla nauki; z tym zaś zgadzam się
tylko o tyle, o ile to samo można powiedzieć o każdej hipotezie naukowej.
Przełożyła Barbara Stanosz
5 / 5
40709177.007.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin