Klawitter Andrzej - Zazdrośnik.pdf

(1009 KB) Pobierz
301049805 UNPDF
Andrzej Klawitter:
ZAZDROŚNIK:
# Wydawnictwo TELBIT
© Copyright by Wydawnictwo TELBIT, Warszawa 2009
UWAGA. Zarówno całość, jak też żadna część niniejszej publikacji nie
może
być powielana w jakiejkolwiek formie ani rozpowszechniana w
jakikolwiek
sposób bez pisemnej zgody Wydawcy
i Wydawnictwo TELBIT
ul. Zcgańska 36
04-736 Warszawa
tel.: (0-22) 331-03-05
e-mail: telbit(«'telbit.pl
www.telbit.pl
edu.info.pl
Redakcja:
Arleta Niciewicz
Korekta:
Halina Piątkowska
Skład, łamanie:
Agnieszka Kielak-Dębowska
Projekt okładki:
Andrzej Tyborowski
Dział Handlowy:
tel./fax: !0-22) 331-88-70, -71
e-mail: handlowy(<itelbit.pl
Niewiara w miłość ma się wstydzi:
Oczy mi skrywa róż dwulistkiem.
Bowiem to, czego się nie widzi,
Istnieje przecie przede wszystkiem.
Szczęście przemija, jak dym ginie,
Nikną ułudy mgliste kraje.
Rzeczywistością jest jedynie
To, co po wszystkim pozostaje.
„Rzeczywistość" - Leopold Staff
Druk i oprawa: Zakład Graficzny COLONEL, Kraków
ISBN: 978-83-60848-72-2
Wszystkim zazdrośnikom i zazdrośnicom
- na zdrowie!
Otwarcie
29 czerw-
ca 1993 roku pracowałem nad końcowym frag-
mentem swojej powieści, żeby odesłać ją wydawcy kiedy
wczesnym przedpołudniem ktoś zadzwonił do mojego
mieszkania. Ponieważ nikogo się nie spodziewałem (żona
z córką od dwóch dni oczekiwały mnie na Mazurach), wca-
le nie chciałem otwierać, zwłaszcza, że nie miałem w nad-
miarze czasu. Gdy dzwonek zaczął brzmieć natarczywie,
ostro ruszyłem na korytarz, aby odprawić intruza, ktokol-
wiek by to był.
W progu stał mój stary przyjaciel. Szybko policzyłem
- minęło ponad dwa i pół roku od naszego ostatniego spo-
tkania. Nie tylko, że nie wypadało zatrzasnąć mu drzwi
przed nosem, lecz z serca tak nie uczyniłem. Patrzyłem na
niego z niedowierzaniem, czym chyba wprawiłem go w za-
kłopotanie, bo wcisnął głowę w ramiona, a jego brązowe
oczy wypełniły się dziecięcą wstydliwością. Był bardzo chu-
dy, blady, zmizerniały - budził współczucie swoim wyglą-
dem. Miał dwadzieścia sześć lat (o osiem mniej niż ja),
a lekką ręką dołożyłbym mu kilka, co i tak byłoby chwaleb-
nym aktem litości z mojej strony
- Poznajesz mnie, Andrzeju? - szepnął zaczepnie i prze-
garniał dłonią długie ciemnoblond włosy, jakby chciał lepiej
ukazać mi swoją twarz.
- Naturalnie...
9
- Naturalnie... - uśmiechnął się smętnie. - Trochę się
zmieniłem, nieprawdaż?
- Wszyscy się zmieniamy - rzekłem ostrożnie - czas ni-
kogo nie oszczędza.
- Owszem, ale czas postępuje delikatnie, nie wspomi-
nając o takim drobiazgu, że wszystkich traktuje sprawie-
dliwie, choć niejednakowo. Poza tym nie jest przekupny
nie zna się na żartach, serio wykonuje swoje rzemiosło.
- Istotnie - przyznałem zaintrygowany takim doborem
słów, gdyż od tej strony jednak go nie znałem.
Przywitaliśmy się. Posadziłem go w pokoju i zapropo-
nowałem najpierw piwo, później wódkę, lecz odmówił.
A trochę jednego i drugiego w przeszłości wypiliśmy
- Nie rób sobie kłopotu, zaraz wychodzę.
- Kłopotu?! - zdumiałem się. - Co ty gadasz?! Od daw-
na się nie widzieliśmy a ty..
- Nie trzeba, stary, naprawdę, spieszę się! - przerwał mi
stanowczo.
Trudno go było przekonać, gdy się przy czymś uparł,
toteż usiadłem i dopiero teraz zwróciłem uwagę na zawi-
niątko, które trzymał pod pachą. Sądząc po kształcie, mógł
mieć w nim książki. Kilka chwil zerkaliśmy na siebie ba-
dawczo. Starzy przyjaciele...
Najznakomitszy malarz nie powstydziłby się ukazać na
swoim płótnie twarzy mojego gościa jako odzwierciedlenia
ludzkiej goryczy i smutku - było wyraźnie widoczne, że
gorycz i smutek toczą jego duszę niczym robaki jabłko. „Cu-
dza dusza - ciemny las" - powiada wielki Dostojewski. Cóż
tam cudza, skoro własna jest zagadką.
Zastanowiłem się, co doprowadziło tego przeciętnie
przystojnego chłopaka do takiego stanu. „Szukajcie kobie-
ty, jeśli nie znacie przyczyny" - doradzają znający się na rze-
czy Francuzi. I nieraz mają rację.
- Andrzej - odezwał się cicho - przyjechałem do ciebie
z jedną sprawą. Chcę cię prosić, abyś coś przeczytał.
- Z zawiniątka wyjął trzy bruliony i położył na biurku obok
maszynopisu.
- Zająłeś się powieściopisarstwem?
- Nie - odparł zmieszany - W tych zeszytach opisałem
dzieje mojego małżeństwa.
- Małżeństwa?! - Moje zdumienie ciągle wzrastało.
- Opisałeś? To znaczy..
- Proszę cię, przeczytaj - przerwał mi ponownie. - Dzię-
ki tobie poznałem dziewczynę, z którą się ożeniłem.
- Zgadza się. Dlaczego...
- Andrzej, żadnych pytań! - uciszył mnie znowu i nie-
znoszącym sprzeciwu władczym gestem wskazał na swoje
bruliony. - W nich znajdziesz odpowiedzi na wszelkie py-
tania, jakie chciałbyś mi teraz zadać. A nawet dowiesz się
więcej - dodał, wstał i... wyszedł! Tak zwyczajnie, po pro-
stu. Niepojęte...
Kilka minut siedziałem nieomal zaczarowany i wpatry-
wałem się w pusty fotel. Pomyślałem, że rozmawiałem
z duchem - lecz bruliony leżące na biurku...
Czytałem je do późnej nocy, zapisane maczkiem. Potem
mimo zmęczenia nie mogłem zasnąć do rana. Jego wspo-
mnienia wydały mi się wręcz nieprawdopodobne, ale...
Właśnie, to „ale" - przesławny haczyk, na którym nieraz
się ładnie wieszano... Później przeczytałem rękopis jeszcze
dwukrotnie, za każdym razem odbierając go inaczej aniże-
li podczas pierwszej lektury
10
11
Następnego dnia po śniadaniu wsiadłem do samocho-
du i pojechałem do przyjaciela, przeszło dwieście kilome-
trów. Wydawca i żona z córką musieli poczekać.
II
Bardzo długo przygotowywałem rękopis do druku, mia-
łem ważniejsze sprawy na głowie, ale po wielu przemyśle-
niach i do tej w końcu wróciłem, bo też jest ważna, nawet
bardzo - jak samo życie.
Podczas redakcji tekstu pozwoliłem sobie na drobne
zmiany, czym jednak absolutnie nie naruszyłem przedsta-
wionych zdarzeń, a wszystkie fakty i szczegóły są ważne
w tej historii. Z pewnych względów zmieniłem imiona
i nazwiska postaci - autentyczne zachowałem jedynie swoje
własne imię oraz imiona mojej żony i córki (Czytelnik na-
potka naszą rodzinę w trzech czy czterech krótkich epizo-
dach, co zresztą łatwo odgadnie, po co zatem licha mistyfi-
kacja). Wreszcie miejscowość, gdzie w zasadniczej części
akcja jest osadzona, opatrzyłem kryptonimem N* * *. Kon-
sekwencją tego są też inne niewielkie korekty
Uznałem także za stosowne, dla przejrzystości obrazu,
podzielić tekst na rozdziały, nadając im tytuły Również ode
mnie pochodzi tytuł całości i dedykacja,- na stronie z dedy-
kacją zamieściłem też wiersz Leopolda Staffa, który jest
przytoczony w rękopisie, a wydał mi się wyjątkowo odpo-
wiedni do tej historii. Trafność doboru tytułów, a szczegól-
nie dedykacji z wierszem, pozostawiam ocenie Czytelnika.
A oto ta historia...
Preludium
Już po wszystkim. Niczego nie da się cofnąć, niczego
zmienić, drzwi się zatrzasnęły na zawsze. Chociaż jestem
bardzo młody, czuję się niby zniedołężniały starzec, u któ-
rego tylko patrzeć ostatniego tchnienia. Drżącą ręką kreślę
te słowa, ale moja pamięć funkcjonuje znakomicie i nie
wygląda na to, żeby w najbliższym czasie jej mechanizmo-
wi groził starczy uwiąd.
Dziś, 10 marca 1993 roku, w dwudziestą szóstą roczni-
cę moich urodzin, postanowiłem rozpocząć pisanie wspo-
mnień. Co mnie skłania do tego, żeby drobiazgowo rozpa-
miętywać kawałek własnego życia mimo świadomości, iż
każda myśl sprawi mi ból? Ból tym bardziej dojmujący al-
bowiem na horyzoncie nie będzie widać choćby cienia na-
dziei na jego uśmierzenie. Nigdy. Co mi każe wnikać w cią-
gle jątrzącą się ranę i poddawać umysł niesamowitym
torturom? Jest coś. O tak, jest coś...
Minęło nieco ponad cztery i pół roku, odkąd poznałem
swoją żonę. Gdyby ktoś mi wówczas przepowiedział moją
przyszłość - wyśmiałbym go! Nikt poważny nie wierzy
w kabały i podobne bzdury to dobre dla kucharek. I sprzą-
taczek. Szaleństwo radości może zostać przyćmione przez
głos zdrowego rozsądku, jeżeli ten przestrzega intuicyjnie
12
13
przed czyhającym gdzieś niebezpieczeństwem - a co, jeśli
taka obawa w ogóle nie zachodzi?...
Doskonale pamiętam, że ów dzień, 22 września 1989
roku, był piękny. Lato dogorywało, spozierając wzrokiem
pokonanej i bezsilnej wiedźmy na zbliżającą się jesień, która
miała w sobie coś z melancholijnej, romantycznej damy,
niewinnej, prześlicznej, budzącej ufność. Każdy mężczyzna
Zgłoś jeśli naruszono regulamin