Robert Jordan - Kolo czasu 02_2 - Rog Valere.pdf

(1355 KB) Pobierz
Robert Jordan - Kolo czasu 02_2
Robert Jordan
RÓG VALERE
(Przełożyła Katarzyna Karłowska)
 
ROZDZIAŁ 1
NOWI PRZYJACIELE I STARZY WROGOWIE
Egwene, prowadzona przez Przyjętą, wędrowała korytarzami Białej Wieży.
Ściany, równie białe jak zewnętrzne mury wieży, pokrywały gobeliny i malowidła,
posadzkę tworzyły wzorzyste ceramiczne płytki. Biała szata Przyjętej w zasadzie nie
różniła się niczym od jej ubioru, wyjąwszy siedem wąskich, barwnych pasków przy
kraju i mankietach. Egwene krzywiła się, gdy jej spojrzenie padało na tę suknię.
Właśnie taką od wczoraj nosiła Nynaeve, wyglądało jednak, że bynajmniej nie
sprawiła jej radości, podobnie zresztą jak złoty pierścień - wąż pożerający własny
ogon - oznaka rangi. Podczas tych kilku okazji, gdy Egwene mogła zobaczyć
Wiedzącą, oczy tamtej wypełniał mrok, jakby zobaczyła coś, czego całym sercem
pragnęła nie widzieć nigdy.
- To tutaj - powiedziała oschle Przyjęta, wskazując gestem drzwi. Pedra, tak ją
przynajmniej przedstawiano, niska, żylasta kobieta, nieco starsza od Nynaeve, zawsze
przemawiała ostrym tonem. - Tym razem ci darowano, bo to twój pierwszy dzień, ale
spodziewam się zobaczyć cię w pomywalni, gdy gong zabrzmi na primę. Ani chwili
później.
Egwene dygnęła, po czym pokazała język oddalającym się plecom Przyjętej.
Od pierwszej chwili, gdy tylko Sheriam umieściła jej imię w księdze nowicjuszek,
Egwene wiedziała, że nie lubi Pedry. Otworzyła teraz z rozmachem drzwi i weszła do
środka.
Wystrój niewielkiej izby był niewyszukany, wnętrze okalała biel ścian, a na
jednej z dwóch twardych ław siedziała młoda kobieta o rudozłotych włosach
opadających na ramiona. Posadzka była goła, nowicjuszek raczej nie przyzwyczajano
do pomieszczeń z dywanami. Egwene stwierdziła, że dziewczyna jest mniej więcej w
jej wieku, tyle że godność i opanowanie, jakie od niej biły, powodowały, iż wydawała
się starsza. Na niej prosto skrojona suknia nowicjuszki prezentowała się jakby lepiej.
Elegancko. O właśnie!
- Mam na imię Elayne - przedstawiła się i przekrzywiwszy głowę, zaczęła się
Egwene przyglądać. - A ty jesteś Egwene. Z Pola Emonda w Dwu Rzekach.
Wypowiedziała to takim tonem, jakby w tym stwierdzeniu kryło się coś
ważnego, zaraz jednak przeszła do innego tematu.
- Stałym obowiązkiem tych, którzy przebywają tu już od jakiegoś czasu, jest
udzielanie pomocy nowym, dopiero co przybyłym nowicjuszkom. Mamy im pomóc
 
odnaleźć się w tym miejscu. Usiądź, proszę.
Egwene przysiadła na drugiej ławie, wprost naprzeciwko Elayne.
- Myślałam, że Aes Sedai będą mnie uczyć, skoro już jestem nowicjuszką. Ale
jak dotąd zdarzyło się tylko tyle, że Pedra obudziła mnie na dobre dwie godziny przed
pierwszym brzaskiem i kazała zamiatać korytarze. Twierdzi, że będę też musiała
pomagać przy zmywaniu naczyń po obiedzie.
Elayne skrzywiła się.
- Nienawidzę zmywania. Nigdy dotąd mnie nie zmuszano... zresztą nieważne.
Będziesz pobierała nauki. W rzeczy samej, począwszy od dzisiaj, będziesz codziennie
pobierała nauki właśnie o tej porze. Od śniadania do primy, a potem znowu od obiadu
do tercji. Jeśli okażesz się wybitnie zdolna, względnie wybitnie tępa, być może
zagospodarują ci również czas między kolacją a kompletą, zazwyczaj jednak będą to
zwykłe posługi. - Błękitne oczy Elayne przybrały zamyślony wyraz. - Ty się urodziłaś
z Jedyną Mocą, prawda?
Egwene przytaknęła.
- Tak, zdawało mi się, że ją czuję. I j a się z tym urodziłam. Nie czuj się
zawiedziona, że się nie poznałaś na tym. Nauczysz się jeszcze wyczuwać zdolności u
innych kobiet. Ja mam tę przewagę, że wychowałam się w otoczeniu Aes Sedai.
Egwene miała ochotę zapytać: "Kogóż to wychowują w otoczeniu Aes
Sedai?" - ale Elayne nie przestawała mówić.
- Nie czuj się zawiedziona, jeśli trochę potrwa, zanim cokolwiek osiągniesz.
To znaczy w korzystaniu z Jedynej Mocy. Nawet najprostsza rzecz wymaga nieco
czasu. Cierpliwość jest cnotą, której trzeba się uczyć. - Zmarszczyła nos. - Sheriam
Sedai zawsze to powtarza i dokłada wszelkich starań, abyśmy wszystkie też się tego
nauczyły. Spróbuj pobiec, gdy ona rozkaże ci iść, a nawet nie zdążysz mrugnąć, jak
cię wezwie do swego gabinetu.
- Już miałam kilka lekcji - powiedziała Egwene, starając się, by to zabrzmiało
skromnie.
Otworzyła się na saidara - ta partia nauk stawała się coraz łatwiejsza - i
poczuła, jak ciepło wypełnia jej ciało. Postanowiła, że spróbuje jednej z najbardziej
efektownych rzeczy, którą nauczyła się robić. Wyciągnęła rękę i ponad powierzchnią
dłoni utworzyła kulę płonącą czystym światłem. Płomień chybotał się - wciąż nie
potrafiła utrzymać go nieruchomo - ale był.
Elayne spokojnym ruchem wyciągnęła rękę i pojawiła się nad nią świetlna
 
kula. Też migotała.
Po chwili wokół całego ciała Elayne rozbłysło blade światło. Egwene jęknęła
ze zdumienia, a jej płomień zniknął.
Elayne ni stąd, ni zowąd zachichotała, emitowane przez nią światło zagasło,
zarówno kula, jak i poświata.
- Widziałaś? Widziałaś, jak mnie otoczyło? - spytała podnieconym głosem. -
Ja je dookoła ciebie widziałam. Sheriam Sedai obiecała, że je w końcu zobaczę. To
był pierwszy raz. Dla ciebie też?
Egwene skinęła głową, śmiejąc się razem ze swoją towarzyszką.
- Podobasz mi się, Elayne. Myślę, że się zaprzyjaźnimy.
- Ja też tak myślę, Egwene. Jesteś z Dwu Rzek, z Pola Emonda. Czy znasz
może chłopca, który się nazywa Rand al’Thor?
- Znam go. - Egwene nagle przypomniała sobie historię opowiedzianą jej
przez Randa, historię, w którą ani trochę nie wierzyła, o tym, jak spadł z muru do
jakiegoś ogrodu i poznał... - Jesteś dziedziczką tronu Andoru? - wykrztusiła.
- Tak - odparła z prostotą Elayne. - Gdyby Sheriam Sedai wpadło w ucho,
choćby dalekim echem, że w ogóle o tym wspomniałam, to pewnie wezwałaby mnie
do gabinetu, jeszcze zanim skończyłabym gadać.
- Wszystkie wkoło opowiadają o wezwaniach do gabinetu Sheriam. Nawet
Przyjęte. Czy aż tak dotkliwie potrafi zbesztać? Na mnie sprawia wrażenie
dobrotliwej.
Elayne zawahała się, a odezwawszy się, mówiła wolno, nie patrząc Egwene w
oczy.
- Trzyma wierzbową rózgę na biurku. Twierdzi, że jeśli nie potrafisz nauczyć
się przestrzegać reguł w cywilizowany sposób, to ona nauczy cię ich inną metodą.
Nowicjuszki związane są tyloma regułami, że bardzo trudno jest którejś z nich nie
złamać - zakończyła.
- Ależ to.., to potworne! Nie jestem dzieckiem, ty też nie. Nie dam się
traktować jak dziecko.
- A właśnie, że jesteśmy dziećmi. Aes Sedai, pełne siostry, to dorosłe kobiety.
Przyjęte są młodymi kobietami, dostatecznie dojrzałymi, by można im było ufać i nie
patrzeć bezustannie przez ramię. Zaś nowicjuszki są dziećmi, które trzeba chronić i
otaczać opieką, wskazywać im kierunek, w którym winny się udać, a także karać, gdy
uczynią coś, czego nie powinny. W taki właśnie sposób wyjaśnia to Sheriam Sedai.
 
Nikt cię nie ukarze podczas lekcji, o ile nie będziesz próbowała zrobić czegoś, czego
ci nie wolno. Czasami trudno jest się powstrzymać, sama się przekonasz. Masz
ochotę przenosić Moc równie mocno, jak oddychać. Jeśli jednak zbijesz zbyt wiele
naczyń, bo coś ci się zaroi w głowie podczas zmywania, jeśli okażesz lekceważenie
którejś z Przyjętych, opuścisz Wieżę bez zezwolenia, albo przemówisz do jakiejś Aes
Sedai, nie czekając aż ona odezwie się do ciebie pierwsza albo... Wszystko, co
powinnaś robić, to dokładać wszelkich starań. Nic innego robić nie wolno.
- Tak to brzmi, jakby one usiłowały nas zmusić, abyśmy zapragnęły opuścić to
miejsce - zaprotestowała Egwene.
- Wcale nie, choć jednocześnie tak właśnie jest. Egwene, w Wieży przebywa
zaledwie czterdzieści nowicjuszek. Tylko czterdzieści i nie więcej jak siedem albo
osiem wejdzie do grona Przyjętych. To za mało, powiada Sheriam Sedai. Jej zdaniem
jest teraz za mało Aes Sedai do zrobienia tego, co musi zostać zrobione. Jednak
Wieża nie... nie może... zaniżyć swoich wymogów. Aes Sedai nie mogą uznać żadnej
kobiety za swoją siostrę, jeśli brak jej zdolności, siły i woli. Nie mogą ofiarować
pierścienia i szala takiej, co nie potrafi dostatecznie dobrze przenosić Mocy, daje się
zastraszyć albo rezygnuje, gdy droga robi się wyboista. Od przenoszenia są nauki i
próby, jeśli zaś idzie o siłę i wolę... Cóż, jeśli będziesz chciała odejść, pozwolą ci, ale
wtedy, gdy już nauczysz się tyle, by nie umrzeć z powodu swej ignorancji.
- Wydaje mi się - wolno powiedziała Egwene że Sheriam już trochę nam o
tym napomykała. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogłabym być w niedosta-
tecznym stopniu Aes Sedai.
- Ona głosi pewną teorię. Twierdzi, że dokonałyśmy selekcji gatunku
ludzkiego. Czy wiesz, co to jest selekcjonowanie? Usuwanie ze stada zwierząt,
których cechy ci się nie podobają.
Egwene przytaknęła z rozdrażnieniem: każdy, kto wyrastał w otoczeniu
hodowców owiec, musiał się znać na selekcji stad.
- Sheriam Sedai mówi, że dzięki Czerwonym Ajah, które od trzech tysięcy lat
polują na mężczyzn zdolnych do przenoszenia Mocy, wytrzebiłyśmy w nas zdolność
do przenoszenia. Na twoim miejscu nie wspominałabym o tym w towarzystwie
Czerwonych. Sheriam Sedai uczestniczyła w niejednej awanturze na ten temat, a
zresztą jesteśmy tylko nowicjuszkami.
- Nie powiem ani słowa.
Elayne umilkła, po czym dodała:
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin