Pozorne zwycięstwo.doc

(945 KB) Pobierz
Pozorne zwycięstwo (The Semblance of Peace)

 

 

Pozorne zwycięstwo

(The Semblance of Peace)

 

 

 

Część 1

 

 

- Harry? Słyszysz nas?

 

To zabrzmiało jak Hermiona, gdyby Hermiona mówiła przez metalową rurę z drugiego końca pokoju.

 

Chwila, jakiego pokoju?

 

- Harry?

 

Pojawiło się światło, przebłyskujące przez jego zmęczone, uchylone powieki. Harry nie był pewien, gdzie się znajdował i co się działo. Wiedział jedynie, że wcześniej było ciemno. Teraz jest jasno. Podejrzewał, że to oznaczało poprawę.

 

- Spójrzcie na jego oczy! - Wciąż słyszał dziwnie zniekształcony głos Hermiony, ale teraz także więcej głosów rozbrzmiało wokół niego. Wszystkie, z jakiegoś niezrozumiałego powodu, rozprawiające o jego oczach.

 

Czuł, że czyjaś dłoń dotykała jego dłoni. Ścisnęła go, więc odwzajemnił uścisk tak mocno, jak tylko był w stanie. Niezbyt silnie, ale wystarczająco, by wywołać pisk u tego, kto go dotykał. A zabrzmiało to, jak pisk Ginny.

 

- O boże, Harry. Tak, no dalej, otwórz oczy.

 

Słowa Hermiony wystarczyły, aby jego ciało posłuchało. Powieki Harry'ego uniosły się i na chwilę został oślepiony. Zbyt wiele światła. Zbyt jasnego. Moment później w polu jego widzenia pojawiły się rozmazane kształty i następną rzeczą, jaką poczuł, był przygniatający go ciężar i puszyste włosy Hermiony łaskoczące jego twarz. Jej ciężar został zastąpiony ciężarem Ginny. Nadal pachniała kwiatami. Złożyła delikatny pocałunek w kąciku jego ust. Był dziwnie suchy.

 

- Harry, słyszysz nas teraz? - To był głos Rona i Harry zdołał odwrócić głowę i zobaczyć sylwetkę swojego najlepszego przyjaciela, stojącego przy jego łóżku.

 

Chwila, jego łóżku?

 

- Jesteś u Św Munga - powiedziała Hermiona. Przez cały czas gładziła ramię Harry'ego, jakby obawiała się, że jeżeli przestanie, to straci go ponownie.

 

Ale nie straciła go, prawda?

 

- Co... - Harry nie potrafił wydać z siebie niczego więcej, poza tym cichutkim dźwiękiem. Wszystko - jego gardło, język, wargi - wydawały się bezużyteczne.

 

- Masz, wypij to. - Ginny przyłożyła szklankę do jego ust i przez gardło Harry'ego przepłynęła woda. To była najwspanialsza rzecz, jakiej kiedykolwiek skosztował. Słodka i czysta. Harry jęknął, kiedy zabrała szklankę. - Przykro mi, ale nie możesz wypić zbyt dużo naraz.

 

- Czy pamiętasz bitwę w Hogsmeade? - zapytała Hermiona. Harry'emu udało się wykonać niepewne kiwnięcie, a jego broda oparła się o klatkę piersiową. - Stawiłeś czoła Voldemortowi. Zabiłeś go, Harry. Ale uderzył w ciebie jakimś zaklęciem. Nie jesteśmy do końca pewni, co to było, nawet tutejsi uzdrowiciele nie byli w stanie prawidłowo tego zdiagnozować...

 

- Ona stara się powiedzieć... - przerwał Ron, a Harry niemal wyczuwał uśmiech w jego głosie - ...że przez ostatnie cztery tygodnie byłeś w śpiączce.

 

- Trzy i pół - poprawiła go Ginny, ponownie ściskając dłoń Harry'ego.

 

Był w śpiączce? Niczego z tego nie pamiętał. Pamiętał bitwę, pamiętał walkę z Voldemortem na wzgórzach nieopodal Hogsmeade, w blednącym świetle zapadającego zmierzchu. Pamiętał rzucenie Klątwy Uśmiercającej. A później wydarzenia stały się nieco zamglone.

 

Najwidoczniej zapadł w śpiączkę.

 

- Panie Potter. Miło widzieć, że w końcu się pan obudził. - Ten nowy głos pochodził od kobiety, której Harry nie rozpoznawał, ale zielone szaty, w które była ubrana, mówiły mu, że jest najprawdopodobniej uzdrowicielką. - Jeżeli tylko dalibyście nam kilka chwil - zwróciła się do przyjaciół Harry'ego - mogłabym się upewnić, czy wszystko z nim w porządku.

 

Jego przyjaciele opuścili pokój, a Harry leżał cicho, kiedy uzdrowicielka rzucała zaklęcie po zaklęciu.

 

Był w śpiączce. Ale Voldemort nie żyje. Cóż, to było warte o wiele więcej, niż spanie przez kilka tygodni.

 

Kiedy uzdrowicielka skończyła i wypisywała listę eliksirów, które będzie musiał przyjmować, Harry zdołał się uśmiechnąć.

 

 

***

 

- ...a Neville przebywał w szpitalu przez kilka dni, ale uzdrowiciele całkowicie go wyleczyli - opowiadała Hermiona. - Jestem pewna, że wkrótce cię odwiedzi.

 

Harry pokiwał głową. Cieszył się słysząc, że większość jego przyjaciół wyszła cało z bitwy. Zginął tylko Moody, niestety. I całe mnóstwo Śmierciożerców, ale  Harry odczuwał znacznie mniejszy żal z tego powodu.

 

Po nocy przespanej prawdziwym snem mógł już siedzieć. Wszystkie funkcje jego organizmu wracały do normy. Oczy były w porządku, chociaż, oczywiście, wciąż potrzebował swoich okularów. Głos brzmiał już normalnie. Jego koordynacja ruchowa także znacznie się poprawiła; mógł pić wodę ze szklanki, nie rozlewając ani kropli.

 

- Co ze Snape'em? - zapytał. Tamtego wieczoru w Hogsmeade chciał własnoręcznie dorwać Snape'a, ale nie mógł go nigdzie znaleźć, a Voldemort był znacznie ważniejszy.

 

Hermiona odchrząknęła.

 

- Jest kilka rzeczy, o których jeszcze nie wiesz - powiedziała przepraszająco. Harry był pewien, że czegokolwiek nie wiedział, nie spodoba mu się to. - Odbył się proces i Snape przedstawił dowody, które dał mu Dumbledore. Wspomnienia z myślodsiewni i pisemne świadectwo.

 

- Co się z nim stało? - zapytał Harry, zniecierpliwiony. - Proszę, powiedz mi, że został przynajmniej skazany na dożywocie w Azkabanie.

 

- Został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. - Hermiona patrzyła w dół na swoje dłonie, więc Harry spojrzał na Rona i Ginny, błagając ich bezgłośnie, by powiedzieli mu, że Hermiona żartuje.

 

Musi żartować.

 

- Dumbledore rozkazał Snape'owi, żeby go zabił - powiedziała Ginny. Jej głos brzmiał znacznie mniej przepraszająco, jednak nie patrzyła Harry'emu w oczy. - Kazał mu złożyć Przysięgę Wieczystą. Snape nie miał wyboru.

 

- Och, do jasnej cholery! - powiedział Harry. - Byłem tam! On zabił Dumbledore'a!

 

- Zrobił to - potwierdził Ron, kiwając głową z powagą. - Ale Dumbledore i tak był już umierający. Klątwa, która sprawiła, że jego ręka sczerniała, powoli zabijała go. Nie dożyłby do wakacji.

 

Harry spojrzał w dół. Nagle poczuł się senny i rozbolała go głowa, jakby spędził cały dzień na piekącym słońcu, zamiast ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin