Koperski Romuald - Przez Syberię na gapę.pdf

(1287 KB) Pobierz
Koperski Romuald - Przez Syberi
ROMUALD KOPERSKI
PRZEZ SYBERIĘ NA GAPĘ
 
Fotografie
Romuald Koperski
Komputerowe opracowanie okładki, skład i łamanie
BOP s.c, 80 - 363 Gdańsk, ul. Piastowska 70 e - mail: bop@bop.com.pl
Korekta
Lech Skarbek
© Copyright by Romuald Koperski 2000 - 2001 Wydanie I
ISBN 83 - 911893 - 2 - 5
Wydawca
Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Leśnictwa i Drzewnictwa 80 - 850
Gdańsk, ul. Rajska 6
Współwydawca
Stratus, 80 - 382 Gdańsk, ul. Beniowskiego 36/2 e - mail: stratus@itnet.pl
Druk
GRAFIX, 80 - 363 Gdańsk, ul. Piastowska 70
Dystrybucja
e - mail: stratus@itnet.pl
 
Wszystkim Sybirakom,
dzięki którym szczęśliwie powróciłem do domu
 
Bez wątpienia każda podróż oznacza pewną filozofie życia, jest jakby
soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje.
Podróż wyostrza spojrzenie, zwiększa dystans do problemów. To potrzeba
konfrontacji z inną rzeczywistością, spotkania z innymi ludźmi. Wszystko jednak
rozpoczyna się od marzeń, a te są przywilejem samotników. Powszechnie wiadomo,
że wspólną cechą większości podróżników, alpinistów, grotołazów oraz innych osób
w zaawansowanym stadium idiotyzmu jest fakt nieposiadania dostatecznej ilości
pieniędzy, które umożliwiłyby im realizację planów.
Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ osobowość tych
ludzi oraz prześladujący ich demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu
rozsądkowi i tak wyruszają w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o
niepowodzeniu swojej wyprawy.
Instynkt wędrowania jest silniejszy od nich samych i choć skazują się na
ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robią to
poniekąd na własne życzenie i chyba w tym tkwi ich ogromna siła.
Człowiek nie jest w stanie prawie nic zrobić, gdy się coś takiego przeżywa.
Zresztą nie jest to konieczne; rozwaga spowodowałaby tylko zamieszanie. Sprawy
toczą się same. Wszystko, co trzeba zrobić, ogranicza się do tego, by być gotowym do
wyruszenia, gdy niewidzialna dłoń trąci cię lekko w plecy. Jeśli się temu poddasz, nie
stawiasz pytań - jesteś bezpieczny - to nie mityczne bzdury.
Później dniami, tygodniami a nawet miesiącami człowiek się męczy, brnie
niestrudzenie do przodu. Potem dochodzi do celu, jest miasto albo wieś, znów są
ludzie, a z nimi wszystko, czego człowiek pragnął. Po chwili okazuje się to wszystko
śmieszne, okazuje się, że bez tego można żyć doskonale. A potem znów się idzie do
przodu...
Eskapady takie są w pewnym sensie również ratunkiem dla ludzi dostatecznie
już zniechęconych do życia, sięgających po alkohol, papierosy, tabletki, pieniądze
czy religie, pozwalają bowiem zagłuszyć dręczące ich poczucie beznadziejności
istnienia. Podróże są porównywalne do działania narkotyku, aczkolwiek pozbawione
jakichkolwiek niepożądanych skutków ubocznych. Chronią wiele osób przed
obłędem i zaoszczędzają tym samym światu wiele niepotrzebnych zmartwień.
Początek mojej pasji był wręcz schematyczny. Pobudzająca wyobraźnię mło-
dzieżowa literatura, w szczególności powieści Jacka Londona - wagabundy,
okropnego podobno pijaka. Opisy przyrody, awanturnicze charaktery bohaterów
 
sprawiły, że byłem jednym z nich... Oczami chłopięcej wyobraźni przemierzałem
tysiące kilometrów pustkowia, budowałem w głuszy szałasy, polowałem, walczyłem
o życie... Fantazja poniosła mnie do tego stopnia, że taskając na plecach uczniowski
tornister wyobrażałem sobie, że niosę traperski plecak... Nie zdawałem sobie wtedy
sprawy, że na osobowość moją padło nasionko, którego mechanizm wewnętrzny
sprawił, że dopiero wiele lat później zakiełkowało, wyrosło i wydało owoc... Owocem
tym stała się Syberia, którą przed kilku laty przemierzyłem całą od granicy fińskiej po
Cieśninę Beringa, gdzie do Alaski tylko krok. Dlaczego Syberia? Krainą tą
zainteresowałem się bez mała trzydzieści lat temu. Ziemia ta, nie ciesząca się dobrą
sławą, opluwana przez ludzi, przeklęta przez pokolenia zesłańców, bardzo mnie
intrygowała, pewnie dlatego, że była ogromna, a jej przyroda podobna była do miejsc
z młodzieńczej literatury. Wyimaginowanym obrazem starałem się zobaczyć jej
dzikość i nie kończące się przestrzenie. Syberia jednak przez długie lata była
zamknięta i niedostępna dla ludzi z zewnątrz, długo więc musiałem czekać na
spełnienie chłopięcych mrzonek, ponieważ dopiero siedem lat temu zobaczyłem ją
pierwszy raz na jawie.
Przemierzając ją marszrutą odpowiadającą długości geograficznej na trasie
samotnej ekspedycji samochodowej wiodącej z Zurychu do Nowego Jorku, ujrzałem
rzeczywistość syberyjską, mieniącą się przepiękną przyrodą, bezkresem przestrzeni
oraz niespotykaną szlachetnością zamieszkujących ją ludzi. Zauroczony światem z
młodzieńczych marzeń, odnalazłem na nowo swoje JA i od tej pory wiedziałem czym
zajmę się przez najbliższe lata. Poczułem się bowiem w pewnym sensie
odpowiedzialny za sprawy, które w dzisiejszych czasach prawie nikogo już nie
obchodzą. Opuszczając tę ziemię, wiedziałem, że do niej powrócę, aby uzupełnić
opowieść o tej krainie, a przede wszystkim o ludziach ją zamieszkujących, o ich
przemożnym pragnieniu przetrwania, poszukiwaniu szczęścia, miłości, znalezienia
sobie miejsca na ziemi.
Wiosną 1998 r. zaplanowałem ponownie Syberię. Tym razem postanowiłem
zobaczyć jej piękno marszrutą wiodącą po szerokości geograficznej. Nie będąc do
końca pewny swojej kondycji finansowej, wybrałem najtańszą możliwość: arterią
będzie Lena, a środkiem transportu gumowy ponton...
Przygotowania do wyprawy rozpocząłem od rzeczy najważniejszej, czyli środ-
ka transportu. W tym celu udałem się do grudziądzkiego Stomilu, a konkretnie do
pewnej spółki, która zajmowała się produkcją gumowego sprzętu pływającego.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin