Nora Roberts - Rodzina O'Hurleyów 02 - Za kulisami.pdf
(
598 KB
)
Pobierz
181994102 UNPDF
NORA ROBERTS
ZA KULISAMI
PROLOG
W przerwie między lunchem a porą koktajli klub świecił pustkami. Podłogi były
zniszczone, choć dosyć czyste, farba na ścianach nieco wyblakła pod wpływem dymu
tytoniowego. W powietrzu unosił się typowy dla takich miejsc zapach - skwaśniałego
alkoholu, zwietrzałych perfum i kiepskiej kawy. Niektórzy czuli się tam jak w domu. Na
przykład O'Hurleyowie, którym do szczęścia wystarczała publiczność.
Kiedy wieczorem do lokalu zaczną napływać goście, światła zostaną trochę
przyciemnione i klub nie będzie wyglądał tak ponuro. Teraz przez dwa niewielkie okienka
wpadało do środka ostre słońce i bez litości wydobywało na powierzchnię kurz i zaniedbanie.
Lustro za barem rzucało trochę dodatkowego światła, ale głównie na niewielką estradę po-
środku sali.
- Brawo, Abby. Jeszcze tylko uśmiech.
Frank O'Hurley ćwiczył ze swymi pięcioletnimi trojaczkami krótki taniec, który
zamierzał włączyć do wieczornego programu. Sam demonstrował córkom figury. Mieli
wystąpić w rodzinnym hotelu w przyjemnym, niedrogim kurorcie. Frank był pewien, że
publiczność życzliwie przyjmie fezy małe dziewczynki.
- Frank, na miłość boską, ja już naprawdę mam dość tych twoich pomysłów. - Jego
żona siedziała w rogu i pospiesznie przyszywała kokardy do białych sukienek, które za kilka
godzin miały włożyć córki. - Nie jestem szwaczką.
- Jesteś artystką, Molly najdroższa, i najlepszą rzeczą na świecie, jaka trafiła się
Frankowi O'Hurleyowi.
- Co prawda, to prawda - mruknęła pod nosem Molly, ale uśmiechnęła się do siebie.
- No dobrze, dziewczynki, próbujemy jeszcze raz. - Frank z uśmiechem patrzył na trzy
aniołki, jakimi obdarzył go Bóg, i to za jednym zamachem. Skoro Stwórca uznał za stosowne
sprezentować mu taką trójeczkę w cenie jednego dziecka, to znaczy, że ma poczucie humoru.
Chantel już teraz była pięknością - miała okrągłą twarz cherubinka i ciemnoniebieskie
oczy. Frank mrugnął do niej wesoło, wiedząc, że bardziej interesują ją kokardy przy sukience
niż ćwiczenia.
Abby z kolei to była sama słodycz. Tańczyła, bo tak chciał jej tata, i dobrze się bawiła
na scenie razem z siostrami. Frank znów zmusił ją do uśmiechu i ukłonu.
Maady o twarzy elfa i lekko rudawych włosach me spuszczała z niego oczu i idealnie
naśladowała każdy ruch.
Bardzo kochał te trzy małe kobietki..
- Zagraj nam teraz wstęp - zwrócił się do syna. - Jakiś szybki.
Trace posłusznie przebiegł palcami po klawiaturze. Frank bardzo żałował, że nie stać
go na prawdziwe lekcje dla syna. Wszystkiego, co umiał, chłopak nauczył się ze słuchu i
obserwacji.
Sala wypełniła się skoczną, szybką muzyką.
- Dobrze, tato?
- Jesteś mistrzem. - Frank pogładził syna po głowie. - No, dziewczynki, od początku.
Trenował je cierpliwie przez kolejny kwadrans, wybaczając im błędy. Pięciominutowy
numer będzie może daleki od doskonałości, ale pełen wdzięku. Z czasem go udoskonalą i
może nawet trochę wydłużą. W kurorcie jest już po sezonie, ale jeśli się spodobają, mogą
liczyć na następny angaż.
Całe życie Franka składało się z występów i angaży. Nie widział powodu, by z jego
rodziną było inaczej.
Kiedy tylko zauważył, że Chantel traci zainteresowanie ćwiczeniem, natychmiast
zareagował. Wiedział, że za chwilę siostry pójdą za jej przykładem.
- Cudownie. - Uśmiechnął się i pocałował każdą po kolei. Uczuć nigdy im nie
żałował. Szkoda tylko, że tak samo hojnie nie mógł obdarzać ich pieniędzmi. - Powalimy ich
na kolana.
- Czy nasze nazwisko będzie na afiszu? - spytała Chantel, wzbudzając śmiech Franka.
- Chciałabyś, gołąbeczko? Słyszałaś ją, Molly?
- No i co w tym dziwnego? - Molly na moment odłożyła szycie, by rozprostować
palce.
- Wiesz co, Chantel? Chcesz być na afiszu, to najpierw naucz się tego. - Wolnym,
pozornie prostym krokiem stepowym ruszył do przodu i wyciągnął rękę do żony. Dołączyła
do niego bez wahania. Po dwunastu latach wspólnych występów rozumieli się bez słów.
Abby usiadła przy pianinie obok Trace'a i patrzyła na rodziców zafascynowana. Gdy
ojciec zaimprowizował coś prostego, uśmiechnęła się.
- Chantel będzie ćwiczyć tak długo, aż się tego nauczy - powiedział ojciec.
- I wtedy wszyscy będziemy na afiszu.
- To nie jest takie trudne. Mogę ci pokazać, jak się to robi - szepnął Trace, wsłuchując
się w stukot stóp rodziców.
- Pokażesz nam wszystkim?
- Ostatecznie... - zgodził się Trace, zdziwiony solidarnością młodszych sióstr. Przy
nich on, dziesięciolatek, czuł się jak dorosły.
Uspokojona Abby oparła mu głowę na ramieniu. Patrzyła na tańczących,
rozbawionych rodziców. Miała wrażenie, że właściwie zawsze się śmieją. Nawet kiedy mama
zaczyna marszczyć brwi, tata zawsze potrafi ją rozbawić.
Chantel też uważnie ich obserwowała, nawet trochę próbowała naśladować, ale bez
powodzenia. Abby wiedziała, że za chwilę wpadnie w furię. A w furii zawsze osiąga to, czego
chce.
- Ja też tak chcę - odezwała się z kąta sceny Maddy.
Frank parsknął śmiechem. Nie wypuszczając Molly z objęć, wirował z nią po całej
estradzie.
- Naprawdę, słonko?
- Popatrz, że potrafię - oznajmiła mała i z zaciętą minką, zdecydowanym krokiem -
pięta, palce, pięta, palce - ruszyła na środek sceny.
Zaskoczony Frank aż przystanął i w ostatniej chwili podtrzymał nieprzygotowaną na
to żonę.
- Popatrz, Molly. Tylko popatrz.
Molly odgarnęła włosy z twarzy i z dumą, ale i żalem, jaki tylko matka może
zrozumieć, patrzyła, jak jej najmłodsza córka próbuje uchwycić podstawowe zasady
stepowania. I całkiem nieźle jej to wychodzi.
- Chyba będziemy musieli kupić jeszcze jedną parę butów do stepowania, Frank.
- Na to wygląda. - Frank poczuł głęboką satysfakcję. - A teraz spróbuj to. - Pokazywał
jej wolno i dokładnie. - Podskok, jedna noga, druga noga, przytup. Musnąć podłogę, krok,
musnąć, krok i krok w bok.
Wziął Maddy za rękę i uważnie, dostosowując się do jej małych kroczków, ruszył w
tan. Ona razem z nim.
- A teraz to. - Był coraz bardziej przejęty. - Synku, podaj mi rytm. Słuchaj, jak liczę,
Maddy. Raz i dwa, i trzy, i cztery. Przytup. Lekko. Najpierw pięta, potem palce.
Mała naśladowała go płynnie i bez wahania.
- Molly, patrz, przecież to prawdziwa tancerka.
Frank chwycił córkę w ramiona i podrzucił do góry. Aż zapiszczała, ale nie ze strachu.
Wiedziała, że jej nie upuści, Lot w powietrzu, choć krótki, był tak samo podniecający jak
taniec. Czuła, że ani jednego, ani drugiego nigdy nie będzie miała dość.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Pięć, sześć, siedem, osiem!
Dwadzieścia cztery stopy równocześnie uderzyły o podłogę. Jak cudowne było
towarzyszące temu echo! Dwanaście ciał skręciło się, podskoczyło i opadło, jakby były
jednym. Lustra odbijały ich postacie. Ramiona na sygnał biegły w górę, nogi unosiły się,
głowy pochylały i skręcały.
Pot spływał strumieniami. A jego zapach oznaczał teatr.
Pianino bębniło i stara sala prób rozbrzmiewała muzyką. Tak jak wczoraj i
przedwczoraj bolały mięśnie, a serca waliły jak młotem. I tak miało być jutro i pojutrze, i za
rok. Tak długo, jak wytrzyma stary budynek.
Ogromna sala widziała już niejedną gwiazdę. One też ćwiczyły na tej wyświeconej
przez stopy podłodze. Oprócz nich robiły to setki nieznanych i zapomnianych. Tu był
prawdziwy Broadway, jakiego publiczność nigdy nie miała okazji oglądać.
Asystent choreografa, w zaparowanych od potu okularach, klaskaniem wyznaczał
rytm i wykrzykiwał polecenia. Stojący obok niego sam choreograf, ten, który opracował
układ, obserwował wszystko oczami czujnymi jak u ptaka.
- Stop!
Muzyka ucichła. Tancerki przystanęły i odetchnęły. Ze zmęczenia, z poczuciem ulgi.
- Za wolno, moje panie, za wolno.
Za wolno? Dziewczyny jak jeden mąż wzniosły oczy do nieba, ignorując bolące
mięśnie. Choreograf przez chwilę przyglądał im się uważnie, po czym zarządził
pięciominutową przerwę. Dwanaście ciał oparto się o ścianę. Jedna z tancerek masowała
stopy, inna kark. Rozmawiała mało która. Oddech, właściwy oddech, to ważna rzecz. Trzeba
go ćwiczyć i oszczędzać. Najważniejszy jest przecież show.
- Chcesz ugryźć?
Maddy spojrzała na wyciągnięty w jej stronę batonik. Przez chwilę przyglądała mu się
uważnie, potem jednak pokręciła głową. Wiedziała, że nie będzie w stanie ograniczyć się
tylko do jednego kęsa.
- Nie, dzięki. Cukier wytrąca mnie z równowagi.
- A ja potrzebuję wzmocnienia. - Stojąca obok dziewczyna o czekoladowej skórze
zaczęła jeść. - Szczególnie w takiej sytuacji. Temu facetowi brakuje tylko łańcucha i bata.
Maddy spojrzała na pochylonego nad akompaniatorem choreografa.
- Jest niezły. Mamy szczęście, że na niego trafiłyśmy.
Plik z chomika:
Izzie05
Inne pliki z tego folderu:
Nora Roberts - Zorza polarna.pdf
(2317 KB)
Nora Roberts - Wyspa kwiatów.pdf
(425 KB)
Nora Roberts - Tu jest mój dom.pdf
(610 KB)
Nora Roberts - Trylogia kręgu 01 - Magia i miłość.pdf
(1130 KB)
Nora Roberts - Skazani na siebie.pdf
(778 KB)
Inne foldery tego chomika:
Amanda Quick
Bertrice Small
Candace Camp
Carole Mortimer
Danielle Steel
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin