Zanurzyć się w mrok.docx

(502 KB) Pobierz
Zanurzyć się w mrok

 

Zanurzyć się w mrok

 

O książce

 

 

 

Siedemnastoletnia Megan Carver, dobra dziewczyna ze szczęśliwej rodziny, nie ma

chłopaka ani żadnego innego powodu, żeby uciec z domu. A jednak znika bez śladu, a po

prawie siedmiu miesiącach intensywnego i nagłośnionego przez dziennikarzy śledztwa nie

zostaje odnaleziona. Dochodzenie utyka w martwym punkcie.

Prywatny detektyw David Raker, specjalizujący się w poszukiwaniu osób

zaginionych, doskonale wie, czym jest ból po utracie najbliższej osoby. Niedawno sam musiał się z nim oswoić. Kiedy zrozpaczeni Carverowie proszą go o pomoc w odszukaniu córki, daje im wyraźnie do zrozumienia, że szanse na jej bezpieczny powrót do domu są znikome.

Dziewczyna najprawdopodobniej nie żyje. Przyjmując zlecenie, Raker nie wie jeszcze, że

poznanie tajemnic Megan może kosztować go życie. Stopniowo zdaje sobie sprawę, że

wszystko, co wiąże się ze sprawą zniknięcia, jest kłamstwem. Osoby blisko związane

z Megan zostały zamordowane albo są zbyt przerażone, by mówić. Zmowa milczenia nie

przeszkodzi Davidowi w dotarciu do prawdy, doprowadzając go do zrujnowanej fabryki i lasu na peryferiach miasta. Miejsca o przerażającej historii, związanej z seryjnym zabójcą, który przed kilkudziesięcioma laty pogrzebał tam wiele swoich ofiar - młodych kobiet. Okoliczni mieszkańcy nazywają je Torowiskiem Umarłych...

 

 

 


TIM WEAVER

 

 

 

CZĘŚĆ PIERWSZA

 

 

 

 

 

 

 

1

 

 

 

Spotkaliśmy się w restauracji Boneacres nad Tamizą. Siedzieli w boksie z tyłu sali.

Strugi deszczu spływały po szybach, a oni gapili się na ludzi czekających na przejażdżkę

londyńskim Eye, ogromnym diabelskim młynem. Pierwsza podniosła wzrok kobieta. Caroline

Carver. Zauważyłem, że płakała. Miała zaczerwienione oczy, a część makijażu zmyły łzy.

Była szczupła i elegancko ubrana. Miała czterdzieści parę lat, ale postarzała się ponad swój wiek. Spostrzegłem zmarszczki, grube i ciemne, jakby namalowano je olejną farbą albo wycięto skalpelem. Chociaż uśmiechnęła się na mój widok, w wyrazie jej twarzy nie było serdeczności. Zrezygnowała z udawania, podobnie jak większość rodziców, z którymi miałem do czynienia. Im dłużej oczekiwali na powrót zaginionych dzieci, tym grubsza warstwa lodu skuwała ich serce.

Wyszła z boksu, żeby uścisnąć mi dłoń, a następnie przepuściła mnie, żebym

przywitał się z jej mężem. James Carver był potężnym mężczyzną. Przypominał

niedźwiedzia. Nie podniósł się na mój widok, wyciągnął tylko rękę nad stołem. Moja dłoń

zniknęła w jego łapsku. Wiedziałem o nich to i owo, głównie z telefonicznej rozmowy, którą odbyłem z Caroline kilka dni wcześniej. Powiedziała, że mieszkają w starym kościele przerobionym na dom z czterema sypialniami. Carver miał tam biuro swojej firmy budowlanej, którą tworzył piętnaście lat. Sądząc po ocenianej na dwa miliony funtów nieruchomości, ciuchach, które nosili, i znanej klienteli, działalność budowlana pozwalała im żyć na przyzwoitym poziomie.

Carver uśmiechnął się do mnie bardziej szczerze od żony i wskazał miejsce z drugiej

strony stołu. Wślizgnąłem się do środka. Przede mną leżało otwarte menu. Widząc ceny,

ucieszyłem się, że to oni zaproponowali miejsce spotkania.

- Dziękuję, że pan przyszedł - powiedziała pani Carver.

Skinąłem głową.

- Ładny lokal.

Rozejrzeli się dokoła, jakby wcześniej o tym nie pomyśleli. Carver się uśmiechnął.

Caroline odwróciła wzrok, udając, że przegląda menu.

- Przychodziliśmy tutaj przed ślubem - wyjaśnił. - Wtedy serwowali tu steki i owoce

morza. - Żona spojrzała na niego, a Carver ujął jej dłoń. - Caroline powiedziała, że był pan

kiedyś dziennikarzem.

- Dawno temu.

- Pewnie było to ciekawe zajęcie.

- Tak, całkiem zabawne.

Rzucił okiem na moją lewą dłoń. Dwa paznokcie były wklęsłe i połamane. Środkiem

płytki biegła biała blizna - tam, gdzie rogowa warstwa nigdy nie odrośnie.

- Wojenne blizny? - spytał.

Spojrzałem na paznokcie.

- Nie, te są całkiem świeże.

- Czemu pan rzucił tę robotę?

Popatrzyłem na niego, a później przeniosłem wzrok na Caroline.

- Moja żona była umierająca.

Idealny sposób na przerwanie rozmowy. Przesunęli się niezręcznie na krzesłach.

Caroline utkwiła wzrok w blacie, a później wzięła menu. Carver odchrząknął. Gdy cisza stała się zbyt długa, sięgnął do kieszeni i wyciągnął fotografię. Coś mignęło w jego oczach. Fala smutku. Odwrócił zdjęcie i położył przede mną.

- To Megan - wyjaśnił.

Kiedy Caroline zadzwoniła pierwszy raz, wyjaśniłem jej, jak trafić do mojego biura.

Uparła się na spotkanie w bardziej neutralnym miejscu, jakby złożenie u mnie wizyty

stanowiło potwierdzenie faktu, że ich córka zniknęła na dobre. Po ustaleniu czasu i miejsca opowiedziała mi trochę o Megan. Dobra dziewczyna ze szczęśliwej rodziny. Nie miała chłopaka ani żadnego powodu, żeby uciec z domu.

Zniknęła niemal siedem miesięcy temu.

Co roku w Wielkiej Brytanii ginie bez śladu dwieście tysięcy osób. Trzydzieści

tysięcy w samym Londynie. Oczywiście, zaginięcie młodej białej dziewczyny z klasy

średniej, mającej oboje rodziców, było dla mediów najlepszą sensacją. Poświęciły sprawie

sporo miejsca - pisano o niej w prasie lokalnej i krajowej, krótkie wzmianki ukazały się nawet za granicą. Dziennikarze drążyli temat tygodniami, zamieszczając jeden nagłówek po drugim.

Przed domem Megan stały wozy transmisyjne wszystkich stacji telewizyjnych w kraju.

Poruszenie zniknięciem Megan i śledztwo prowadzone w pełnym świetle reflektorów

należały do spraw określanych mianem SZBK.

Syndrom Zaginionej Białej Kobiety.

Na fotografii, którą mi pokazali, Megan siedziała z mamą na plaży. Piasek był biały,

usiany małymi kamykami i gałązkami, niknący w szafirowym morzu. Za plecami Caroline

i Megan bawił się mały chłopiec. Mógł mieć ze cztery lata. Był odwrócony bokiem do

aparatu, zaabsorbowany kopaniem dołka.

- To nasz syn, Leigh - wyjaśnił Carver, wskazując chłopca. Spojrzał na mnie, jakby

wyczuł, o czym myślę. Między ich dziećmi było trzynaście lat różnicy. - Leigh był dla nas. - rzucił okiem na żonę - bardzo miłą niespodzianką.

- Kiedy zrobiono to zdjęcie?

- Osiem miesięcy temu.

- Tuż przed zniknięciem córki?

- Tak, podczas naszych ostatnich wspólnych wakacji na Florydzie.

Megan była córeczką tatusia. Podobna twarz, podobne linie wokół oczu. Jego budowy

ciała, duża, ale nie otyła. Atrakcyjna siedemnastoletnia dziewczyna. Długie, zadbane jasne

włosy i oliwkowa cera, która pod wpływem słońca nabrała odcienia brązu.

- Proszę mi opowiedzieć o dniu, w którym zaginęła.

Oboje skinęli głową, ale żadne nie podjęło wątku. Wiedzieli, co to oznacza: ból

wywołany wspomnieniami, ponowne relacjonowanie tych samych zdarzeń, mówienie o córce w czasie przeszłym. Wyciągnąłem notatnik i długopis, żeby delikatnie ich przynaglić. Carver odwrócił się do żony, ale Caroline dała mu znak, żeby zabrał głos.

- Nie wydarzyło się nic szczególnego - powiedział w końcu. Początkowo jego głos był

niepewny, ale po chwili nabrał wyraźnego rytmu. - Zawieźliśmy córkę do szkoły, a kiedy po nią wróciliśmy, nie było jej. Zniknęła.

- Czy rano zachowywała się normalnie? Wszystko było w porządku?

- Tak.

- Nic się nie zdarzyło?

Potrząsnął głową.

- Nie.

- Zrozumiałem, że Megan nie miała chłopaka.

- Tak - ucięła krótko Caroline.

Carver spojrzał na żonę i uścisnął jej dłoń.

- Nie miała chłopaka, a przynajmniej nic nam o nim nie powiedziała. Z tego wynika,

że z nikim nie chodziła.

- Czy wcześniej się z kimś spotykała?

- Tak. - Caroline skinęła głową. - Z paroma chłopcami.

- Poznali ich państwo?

- Bardzo pobieżnie. Powtarzała, że kiedy przyprowadzi chłopaka do domu na dłużej niż kilka minut, będzie to znaczyło, że poważnie traktuje tę relację. - Uśmiechnęła się

z trudem. - Miejmy nadzieję, że jeszcze dożyjemy tego dnia. Przerwałem na chwilę, bo

Carver przysunął się do żony i objął ją ramieniem. Popatrzył jej w oczy, a później utkwił

wzrok we mnie.

- Nigdy nie wspominała, że pragnie dokądś pojechać? Choćby do Londynu? -

zapytałem.

Carver pokręcił głową.

- Nie, co najwyżej o wyjeździe na studia.

- A jej przyjaciółki? Rozmawiali państwo z nimi?

- Nie. Nie zrobiliśmy tego osobiście, ale policja wszystkie przesłuchała.

- Czy któraś coś wiedziała?

- Nie.

Podniosłem długopis.

- Mimo to chciałbym zapisać nazwiska i adresy jej najbliższych koleżanek. Warto

porozmawiać z nimi jeszcze raz.

Caroline sięgnęła do torebki i wyjęła zielony notes z adresami, dostatecznie mały, aby

mógł zmieścić się w kieszeni kurtki. Podała mi go.

- Wszystkie adresy są tutaj. Także adres szkoły, do której chodziła - wyjaśniła. - To jej

notes z adresami. Nazywała go Księgą Życia. Nazwiska, numery telefonów, zapiski.

Podziękowałem skinieniem głowy i wziąłem notes.

- Mają państwo kontakt z policją?

- Prawie żadnego. Rozmawiamy z nimi co dwa tygodnie... - Carver urwał i się

wzdrygnął. Spojrzał nerwowo na żonę. - Początkowo robili duże postępy. Powiedzieli nam, że mają kilka interesujących tropów. Rozbudzili nasze nadzieje.

- Wyjaśnili, o co chodziło?

- Nie. Byli w kłopotliwej sytuacji. - Zrobił krótką przerwę. - Wyznaczyliśmy nagrodę

za informację o miejscu pobytu córki, więc otrzymywali mnóstwo telefonów. Jamie Hart

stwierdził, że nie chce nam dawać fałszywej nadziei. Powiedział, że on i jego ludzie

przeanalizują zawiadomienia i odwalą papierkową robotę, a później do nas wrócą.

- Czy dochodzenie prowadził Jamie Hart?

- Tak.

Kiedy zapisywałem nazwisko Harta, przy stoliku stanął kelner, żeby przyjąć

zamówienie. Słyszałem o Harcie. Za moich czasów w gazecie kierował grupą dochodzeniową tropiącą seryjnego gwałciciela. Wyciągnąłem materiały z archiwum „Timesa” przy okazji prowadzenia innej sprawy.

- Czy się później odezwał? - spytałem, gdy kelner się oddalił.

Carver pokręcił głową, starając się zaprzeczyć w jak najbardziej dyplomatyczny sposób.

- Nie. Mieliśmy nadzieję na coś więcej.

- Co to znaczy?

- Początkowo wydzwaniali codziennie. Zadawali pytania, brali różne rzeczy do

analizy. Później, po kilku miesiącach śledztwa, utknęli w miejscu. Przestali do nas

przychodzić. Teraz powtarzają, że nie mają dla nas żadnych nowych wiadomości. - Kąciki

jego ust opadły, na twarzy pojawił się grymas bólu. - Chybaby nam powiedzieli, gdyby

odkryli coś istotnego, prawda?

- Powinni.

Przerwał na chwilę, sięgając po drinka.

- Kiedy dokładnie zniknęła Megan?

- W poniedziałek, trzeciego kwietnia - odparł Carver.

Był dziewiętnasty października. Od stu dziewięćdziesięciu dziewięciu dni nie mieli

wiadomości od córki. Policja traci zainteresowanie sprawą po upływie czterdziestu ośmiu

godzin od zaginięcia. Z mojego osobistego doświadczenia wynika, że kluczowe znaczenie

mają pierwsze dni. Im dłużej trwają poszukiwania, tym gorsze są statystyki. Czasami

zaginionego odnajduje się po pięciu dniach, tygodniu albo dwóch. Zwykle jeśli zaginiona

osoba nie znajdzie się w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, oznacza to, że zniknęła na dobre

i nie ma ochoty wrócić do domu - albo jej ciało gdzieś leży, czekając, aż zostanie odkryte.

- Kiedy widziano ją ostatni raz?

- Trzeciego kwietnia o trzeciej po południu - odpowiedział Carver. - Poszła na

pierwsze zajęcia po lunchu, ale na drugie już nie dotarła. Miała się spotkać z przyjaciółką,

Kaitlin, przy szafkach, bo obie chodziły na lekcje biologii. Megan już się nie pojawiła.

- Czy tego dnia zajęcia z biologii były ostatnie?

- Tak.

- Czy w szkole zainstalowano kamery telewizji przemysłowej? - Tak, ale system monitoringu ma bardzo ograniczony zasięg. Jamie powiedział nam,

że sprawdzili nagrania ze wszystkich kamer, lecz niczego nie znaleźli.

- Powiedzieliście mu o naszym spotkaniu?

Carver pokręcił głową.

- Nie.

Pomyślałem, że to dobrze. Najlepiej będzie zatelefonować do Harta bez uprzedzenia.

Policja ze zrozumiałych względów nie lubi, żeby obcy deptali im po piętach. Szczególnie

w przypadku spraw, które nie zostały zamknięte. Gdyby wpadli na nowy trop, zwarliby szyki i ustawili wozy w kręgu tak, że nie zdołałbym się zbliżyć.

- Co dalej? - spytał Carver.

 

- Chciałbym pomówić z państwem w domu. Obejrzeć sypialnię Megan. Nie

spodziewam się znaleźć niczego ważnego, ale muszę to sprawdzić.

Przytaknęli, choć żadne się nie odezwało.

- Później zacznę pracować nad sprawą po swojemu - powiedziałem, kładąc rękę na

Księdze Życia Megan. - Czy policja przejrzała notes?

- Tak - odparł Carver.

- Znaleźli coś?

Wzruszył ramionami.

- Oddali go.

Zatem nie znaleźli. Chwilę później wrócił kelner z zamówionym jedzeniem.

- Czy jest jakaś szansa, że jeszcze żyje? - spytała Caroline, kiedy kelner odszedł.

Popatrzyliśmy na nią z Carverem. Odwrócił się i lekko przesunął, jakby był

zaskoczony i rozczarowany jej pytaniem. Może nie zadała go nigdy wcześniej. A może nie chciał znać odpowiedzi.

Popatrzyłem na nią, a później na niego, by ponownie przenieść wzrok na Caroline.

- Szansa zawsze istnieje.

- Tak - odparła. - Sądzi pan, że ona żyje?

Wbiłem wzrok w mojego pokawałkowanego homara, nie chcąc, żeby zdradziły mnie

oczy. W końcu jednak musiałem na nią spojrzeć, a gdy to zrobiłem, domyśliła się

odpowiedzi, bo wolno skinęła głową i zaczęła płakać.

 

. . .

 

Kiedy wyszliśmy na ulicę, James Carver uścisnął mi dłoń i obaj patrzyliśmy, jak jego

żona idzie wolno Nabrzeżem Wiktorii, na tle rysującego się w oddali Westminsteru.

Ciemnoszarą Tamizą sunęły łodzie. W końcu jesień dała o sobie znać, wybudzając rzekę ze stanu hibernacji po upalnym i parnym lecie.

- Ile pan chce za tę robotę? - zapytał.

- Pomówimy o tym jutro.

Skinął głową.

- Będę w domu, ale może pan nie zastać Caroline... pracuje w szkole w South Hackney.

- W porządku. Porozmawiam z nią, kiedy będzie miała czas.

Carver pobiegł za żoną, dopędził ją i ujął jej dłoń. Zareagowała chłodno, jej palce były

twarde i sztywne. Zaczął coś mówić, ale ona tylko wzruszyła ramionami i szła dalej. Kiedy dotarli do Przystani Westminsterskiej i przeszli na drugą stronę ulicy, zmierzając w kierunku stacji metra, odwróciła się i spojrzała na mnie. Przez chwilę miałem wrażenie, że zataiła coś podczas rozmowy: wyczułem cień skrywanej przed mężem tajemnicy.

Musiałem się dowiedzieć, o co chodzi.

 

. . .

 

O piątej trzydzieści po południu zaczęło się zmierzchać. W drodze z restauracji

zajrzałem do biura. Zostawiłem tam notatki, także te, które rano zrobiłem na temat Megan

Carver. Gdy przed siódmą dotarłem do domu, było już ciemno. Nie włączyłem alarmu, więc czujniki cicho piknęły: najpierw w kuchni, a później w salonie, głównej sypialni i korytarzu. Rzuciłem notatki, wziąłem prysznic i na chwilę przysiadłem na krawędzi łóżka, oglądając moje zdjęcia z Derryn.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin