Sens Życia - J.M. Bocheński.doc

(898 KB) Pobierz
J

J.M. Bocheński, O.P.

SENS ŻYCIA

I INNE ESEJE

PHILED

 

Skład i korekta: Ewa Rosicka

Redaktor tomu: Wacław Rosicki

© Copyright: PHILED sp. z o.o. 1993

 

SPIS RZECZY

I. O sensie życia.............................. 7

II. Przeciw humanizmowi.............23

III. Duchowa sytuacja czasu......40

IV. Pięć myśli............................51

V. Autonomia uniwersytetu...60

VI. Filozofia przedsiębiorstwa.................. 72

VII. Co to znaczy być Polakiem?  93

VIII. Problem katolicyzmu w Polsce. 110

IX. O dialogu filozoficznym...125

X. Filozofia analityczna......... 136

XI. O nawrocie w filozofii..... 148

XII. W sprawie bożycy............. 153

XIII. O światopoglądzie........... 163

XIV. Światopogląd a filozofia...172

 

ISBN 83-86238-05-4

PRINTED IN POLANO

Wydawnictwo Philed sp. z o.o.

druk: Oficyna Wydawnicza “Dajwór" Kraków 1993

 

 

1

 


I. O SENSIE ŻYCIA

Co to jest sens życia? Można by odpowiedzieć na to pytanie zestawiając zwroty, w których wyrażenie “sens życia" występuje, czyli stosując dobrą analityczną metodę. Chcę jednak tutaj użyć innego sposobu a mianowicie podejść do sprawy od konkretnego przykładu utraty tego sensu, bo z nim jest podobnie jak ze zdrowiem: czym jest i jak jest ważne odkrywamy dopiero, gdyśmy je stracili.

Oto więc mój przykład, nie wymyślony, ale rzeczywiście przeżyty. Mój dawny student i przyjaciel, nazwijmy go Andrzejem, ma lat dwadzieścia pięć, jest zdrowy, przystojny, bardzo inteligentny - czytałem jego rozprawę doktorską, jest pierwszej klasy. Jest sportowcem - uważam go za doskonałego pilota i spadochroniarza. W dodatku jest bardzo bogaty. Jeśli mnie intuicja nie myli, gdziekolwiek on się pojawi, serduszka panienek zaczynają bić szybciej. I nic dziwnego: jeśli o kim, to o nim można powiedzieć, że się w czepku urodził. Otóż parę miesięcy temu spotkałem go w barze, w opłakanym stanie. Siedział sam, skurczony, oczy podbite, obraz fizycznej ruiny. Wyglądał tak, jakby sobie jakieś trutki wstrzykiwał. Pytam się go co się dzieje. “Moje życie sensu nie ma". A dlaczego? Zawód miłosny? “Nawet nie. Po prostu to wszystko sensu nie ma."

Oczywiście zacząłem się zastanawiać, jakby mu pomóc w odnalezieniu tego sensu. A że się niemało logiką parałem, pokusa była znaczna, aby mu przedłożyć taki oto sylogizm: Życie czło­wieka młodego, zdrowego itd. ma sens; otóż ty jesteś człowiekiem młodym, zdrowym itd.; a więc twoje życie ma sens". Tylko, że to by się na nic nie zdało. Stosowanie takiego rozumowania do jego poło­żenia, do sprawy sensu jego życia, sensu nie ma - jest bezcelowe.

Dlaczego? Dlatego że mamy tu do czynienia z czymś, co z ogólnikami (w rodzaju mojego każdy człowiek") nie ma nic wspólnego. Dlatego, że sprawa sensu życia jest sprawą w najwyż­szym stopniu indywidualną, osobistą, prywatną. Jest nawet, jeśli się nie mylę, podwójnie prywatną. W wypadku Andrzeja chodzi o sens jego życia i o sens tego życia dla niego. Andrzejowi jest najzupełniej obojętne czy i o ile jego życie ma sens dla mnie czy dla ciebie, dla Społeczeństwa, Proletariatu, Sprawy i tym podobnych. Rzecz w tym, że ono dla niego sensu nie ma. Mówienie o sensie życia “w ogóle" i wszelka próba przekonywania takiego Andrzeja z ogólnego stano­wiska są skazane na niepowodzenie.

Piszę więc moje pierwsze twierdzenie:

1.1. Sprawa sensu życia jest sprawą prywatną.

Wyjaśniam. Chodzi najpierw o to, że nie ma sensu mówić o sensie życia zbiorowości, na przykład narodu. Chodzi zawsze o życie jednostki. Następnie mamy do czynienia ze sprawą o tyle prywatną, że zbiorowość (to jest inni ludzie) są wobec niej bezsilni. Naturalnie, że utrata sensu życia może być w pewnych warunkach skutkiem pewnych układów społecznych, ale bezpośredniego wpły­wu na ten sens inni ludzie, a więc i zbiorowość, nie mają. Mamy do czynienia ze sprawą prywatną.

Wydaje mi się, że należy na to położyć nacisk, bo żyjemy w okresie rozpasanej propagandy “społecznej". Jesteśmy wszyscy tak strasznie uspołecznieni, że nawet istnienia spraw prywatnych nie dostrzegamy. A tymczasem właśnie najważniejsze sprawy człowieka są czysto prywatne; tak, obok sensu życia, cierpienie, miłość, śmierć i tym podobne. O tym jednak jeszcze później.

Moje twierdzenie daje, przy całej swojej banalności, pewien - jak mówią Francuzi - bouquet spirituel - obrok duchowy, a mia­nowicie regułę postępowania. Sformułował ją, znacznie lepiej niżbym ja potrafił, poeta (poeci są moim zdaniem mistrzami w ta­kich sprawach), a mianowicie Kipling, w pierwszych wierszach “Do mojego syna":

 

If you can keep your head when all around you

Are losing theirs and blaming it on you

If you can trust yourself, when all men doubt you...

Ja to rozumiem tak: sensu życia nikt mi nie da. Muszę go znaleźć i zachować sam. Bo keep my head znaczy między innymi to właśnie. Nikt mi tu nie pomoże.

Stwierdzenie prywatności sensu życia jest pierwszym krokiem w jego analizie. Posiada on wprawdzie pewne znaczenie, ale jest małym, powiedziałbym formalnym, krokiem. Trzeba nam dalej pytać: “Co to jest sens życia? Co znaczy tutaj sens"?

Mówimy o sensie i bezsensie przede wszystkim gdy chodzi o słowa, znaki, mowę. Dane wyrażenie ma sens dla mnie, jeśli ja jego znaczenie rozumiem, a jest bezsensowne, gdy tak nie jest. Na przykład wyrażenie “krowa" ma sens dla mnie, natomiast “wokra" go nie ma (dla Chińczyka zapewne i “krowa" i “wokra" są równie bezsensowne). Takie jest pierwsze, najpospolitsze znaczenie słowa “sens". Jednak w tym znaczeniu na pewno go nie używamy, gdy mówimy o sensie życia. Życie nie może przecież mieć znaczenia, przynajmniej w tym słowa znaczeniu, w którym wyrażenie je posia­da. Ma natomiast, albo przynajmniej może mieć, wartość. (Nawia­sem mówiąc wartość ma coś, co jest dla mnie znaczne, z czego wynika, że jakieś pokrewieństwo między sensem życia a sensem wyrażenia przecież istnieje - choć go wytłumaczyć nie potrafię).

Powiedzmy więc, że moje życie ma sens kiedy ja uważam, sądzę, czuję itd., że ono ma wartość dla mnie, czyli prostszymi słowami, kiedy uważam, czuję itd., że warto żyć. To jest, zdaje mi się, jasne.

Nieco ściślej:

 

1.2. Życie danego człowieka ma dla niego w danej chwili sens, kiedy on w tej chwili sądzi, czuje itd., że warto mu żyć.

Ale kiedy tak jest? W jakich okolicznościach i pod jakimi warunkami? Istnieje jeden wypadek, w którym o sensie życia nie można wątpić, a mianowicie wtedy, kiedy istnieje jakiś cel do

8

 

9

 


którego się dąży, który chciałoby się osiągnąć. Oto ilustracja na tym samym naszym Andrzeju. Odbyłem kiedyś z nim lot wysokogórski w złej pogodzie. Andrzej był kopilotem, z obowiązkiem, jak zwykle w lotach na widoczność, dbania o mechanikę. Nawalił nam silnik, oblodzenie gaźnika. Trzeba było widzieć mojego Andrzeja w tym impasie. Przez dobrych dziesięć minut był całkowicie pochłonięty przez swoje zadanie, skoncentrowany, z wolą napiętą w jednym kierunku tylko, aby doprowadzić maszynę do porządku. Ja piloto­wałem, więc to do mnie nie należało, ale mogłem go z ukosa obserwować. Był wspaniały i udało mu się dokonać tego, czego chciał, a mianowicie przywrócić normalne obroty silnika. O sensie życia Andrzeja w czasie tych minut nie można było rozsądnie wątpić, bo on miał cel - uruchomienie maszyny, to jest uratowanie samolotu i naszej skóry. Kiedy taki cel komuś jasno przyświeca, sens życia, że tak powiem, pojawia się.

1.3. Jeśli w danej chwili istnieje cel do którego dany człowiek dąży, jego życie ma w tej chwili sens.

I znowu obrok duchowy czyli regułka moralna. Kiedy twój sens życia jest zagrożony, staraj sobie znaleźć cel, do którego mógłbyś intensywnie dążyć. To jest rada, którą dałem niedawno na pół sparaliżowanemu przyjacielowi, zagrożonemu próżnią, jaką za sobą pociąga utrata sensu życia. Powiedziałem mu: dyktuj twoje pamiętniki. A kiedy mi jego żona powiedziała, że to będzie dla niego miłą rozrywką, zaprzeczyłem gwałtownie, on potrzebuje nie roz­rywki, ale poważnego celu. Niech więc myśli o tych pamiętnikach jako o ważnej rzeczy, która ma się ukazać drukiem. Sens życia zaraz się znajdzie.

Jak dotąd rozważania moje poruszały się na płaszczyźnie spraw prostych, żeby nie powiedzieć banalnych. Może niejeden czytelnik oburzy się nawet, że cenny papier na takie banały marnuję. Odpowiedziałbym mu, że mam do banałów, jako logik, bardzo wielki szacunek, bo ostatecznie cała logika jest zbiorem banalności. Można się z niej np. dowiedzieć, że deszcz pada albo nie pada i że jeśli krowa ryczy, to krowa ryczy. Na to, powie mi ktoś, wielkiej mądrości nie potrzeba. Tylko, że w logice z tych banałów wyszło coś, co znowu tak bez znaczenia nie jest: cybernetyka, a więc ta ogromna rzecz, która w tej chwili nasz sposób życia gruntownie przemienia, a w której nikt poza logikami niczego nie rozumie. No ale o tym później. Na razie chciałbym tylko powiedzieć, że wypada nam teraz wyjść z banalności, że tak powiem łatwych, do nieco trudniejszych. Tak to zawsze w logice się dzieje. Trzeba więc będzie trochę wysiłku.

Idzie o takie oto zagadnienie: czy nasze twierdzenie l .3 da się odwrócić? Czy skoro ono jest prawdziwe, prawdziwe jest także twierdzenie odwrotne:

(F 1.1) Jeśli życie danego człowieka ma sens w danej chwili, to on dąży w tej chwili do jakiegoś celu.

Możemy sobie w stosunku do tego zdania postawić dwa pytania. Po pierwsze, czy ono z poprzedniego twierdzenia (1.3) wy­nika?, Po drugie, czy niezależnie od tego jest prawdziwe? Odpo­wiedź na pierwsze pytanie jest łatwa, przynajmniej dla logika. F 1.1 z 1.3 nie wynika. To dlatego, że całkiem ogólnie z “jeśli A to B" nie wynika jeśli B to A". Na przykład, z tego że, jeśli jestem słoniem, to jestem zwierzęciem, wcale nie wynika, że jeśli jestem zwierzę­ciem, to jestem słoniem. Bo ja wprawdzie jestem na pewno zwie­rzęciem, ale jako żywo nie słoniem, przynajmniej w dosłownym “słonia" znaczeniu. A więc, kto przyjmuje pierwsze nasze twierdze­nie (1.3) nie musi, logicznie, przyjąć także jego odwrócenia (F 1.1).

Teraz uwaga. Z tego, że tak jest, wcale jeszcze nie wynika, aby drugie twierdzenie musiało być fałszywe. Bo nieraz coś z jakichś prawdziwych przesłanek nie wynika, a przecież jest prawdziwe. Na przykład, to że dziś deszcz pada, nie wynika z tego, że istnieje księżyc, ale to nie przeszkadza, że dziś rzeczywiście deszcz pada. Nasze twierdzenie (F 1.1) mogłoby więc być mimo wszystko prawdziwe.

W rzeczy samej widzę, że wielu znacznych myślicieli uważało je za takie, to jest sądziło, że istnienie celu jest co najmniej koniecznym warunkiem istnienia sensu życia. Tak, jeśli się nie mylę (choć nie całkiem wyraźnie) sądził Arystoteles. Tak samo bodaj większość myślicieli chrześcijańskich. Tak wreszcie egzystencjaliści

11

10

 


pierwszej połowy naszego wieku. Jeśli więc autorytet ma jakakol­wiek wartość w takich sprawach, to trzeba powiedzieć, że mamy tu dość ważki argument za przyjęciem owej tezy (F 1.1). Mimo to po długim namyśle przyszedłem do przekonania, że ona jest fałszywa. Chcę jej zadać kłam i będę się starał wykazać prawdziwość twierdzenia przeciwnego, a mianowicie, że istnienie celu, do którego się dąży, nie jest koniecznym warunkiem istnienia sensu życia.

1.4. Istnieją chwile, w których dany człowiek do żadnego celu nie dąży, a w których jego życie ma przecież sens.

Zdaję sobie sprawę, że wygłaszam tu coś nie tylko bardzo niepopularnego, ale nawet pozornie sprzecznego ze zdrowym rozsądkiem. Bo na pierwszy rzut oka sens życia zdaje się być tak bardzo z owym dążeniem związany, że bez dążenia zdaje się nie być możliwego sensu. J.P. Sartre ogłosił kiedyś świetną sztukę teatralną pt. “Le Mur" (Mur), w której opisuje położenie człowieka skazanego na śmierć. Ten człowiek nie może już do niczego dążyć, bo nie ma żadnej przyszłości. Za parę godzin będzie rozstrzelany. Jego życie jest najzupełniej pozbawione sensu. Zdawałoby się więc, że życie nie da się pomyśleć bez dążenia.

Nawiasem mówiąc egzystencjaliści, a więc Sartre i przede wszystkim Heidegger, podbudowują ten pogląd swoistą teorią istnienia ("egzystencji") ludzkiej. Sądzą bowiem, że to co jest w człowieku istotnie człowieczego, a więc owa “egzystencja" (Dasein u Heideggera) jest jakimś rzucaniem się wprzód, projektem (po niemiecku Ent-wurf). Być dla człowieka to to samo co być wypiętym ku czemuś, ku przyszłej swojej egzystencji. Naturalnie, jeśli tak jest, to bez dążenia nie może być sensu życia, bo człowiek bez owego rzucania się wprzód w ogóle nie istnieje. Jego istnienie jest rzucaniem się, dążeniem. I ten pogląd wydaje mi się z gruntu fałszywy. Co prawda nasze istnienie bardzo często, zapewne w znacznej większości chwil, łączy się z dążeniem. Ale wydaje mi się, że dążeniem nie jest. A jeśli tak, to może być sens życia bez

dążenia.

Aby uzasadnić to mniemanie, wystarczy przytoczyć parę przykładów chwil, w których człowiek do niczego nie dąży, ale jego życie ma przecież sens i, co więcej, istnieje on bardzo intensywnie. Przytoczę dwa takie przykłady.

Najpierw przeżycie z wakacji. Po kąpieli morskiej leżę na piasku, zażywam wiatru i słońca. Żadne czarne myśli o bezsensie życia mi do głowy nie przychodzą, żyję oczywiście całkiem dobrze, sensownie, intensywnie, a przecież do niczego nie dążę. Mamy tutaj wypadek, w którym sens życia jest, ale żadnego dążenia nie ma. Co prawda, kiedy ten przykład moim egzystencjalistycznym przy­jaciołom przytoczyłem, krzyknęli chórem i z oburzeniem, że takie życie jest życiem zwierzęcym, że i pies słońca i wiatru używa. Na co powiedziałem im, że ja tak ogromnej różnicy między człowiekiem a zwierzęciem nie widzę (o tym będzie mowa, gdy przyjdziemy do humanizmu) i że nie sądzę byśmy mieli prawo naszej miłej sobace owej egzystencji odmawiać. Ale mniejsza z tym. Mam lepszy przykład.

Opowiadają o Riemannie, że kiedy wykończył swój genial­ny system nieeuklidesowej geometrii, zwierzył się przyjacielowi z wielkiego przeżycia. Miał, mówił, jakby intuicję całości systemu w jego pięknie, i chwilę takiej radości, że niewielu ludziom, jak sądził, danym było przeżyć coś równie wielkiego. Ja się teraz pytam: gdzie było, w chwili tego estetycznego uniesienia, dążenie? Jaki cel chciał wtedy Riemann osiągnąć? Oczywiście żadnego. Był po prostu w chwili obecnej, używał duchowego widoku systemu. A kto odważy się powiedzieć, że on w tej chwili nie istniał, albo że nie istniał w sposób ludzki? Psy przecież nieeuklidesowych geometrii nie tworzą! I kto ośmieli się twierdzić, że jego życie nie miało sensu w tej chwili? Powiem więcej: jeśli życie ludzkie ma w ogóle sens, to przede wszystkim w chwilach takiego kontemplacyjnego używania.

Tak więc pozostaję przy moim twierdzeniu 1.4: Są chwile, w których dążenia nie ma, a sens życia przecież jest. Widzimy teraz, że ten sens istnieje w dwóch wypadkach: kiedy człowiek do czegoś dąży i kiedy oddaje się używaniu chwili obecnej. Stawiam więc następne twierdzenie:

1.5. Życie danego człowieka ma sens wtedy i tylko wtedy kiedy albo istnieje cel, do którego on w tej chwili dąży, albo on tej chwili używa.

 

13

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin