McCaffrey+Anne-Statek-02+Statek+blizniaczy.pdf

(984 KB) Pobierz
334639906 UNPDF
ANNE McCAFFREY
MARGARET BALL
STATEK BLIŹNIACZY
(Przełożyła: MARIA LEWANDOWICZ)
ROZDZIAŁ I
Dla zwykłych ludzkich uszu lekki trzask włączającego się głośnika byłby prawie
niedosłyszalny, ale dla Nancii, której wszystkie zmysły były dobrze wyczulone na ten sygnał,
zabrzmiał jak fanfara na trąbce. Świeżo po promocji, gotowa do służby oraz pełna obaw, czy
zdoła godnie kontynuować chwalebne tradycje swego rodu, stała na placu startowym i czekała
na rozkazy z Centrali.
On teraz wchodzi na pokład, pomyślała w ułamku sekundy, oczekując z
niecierpliwością na rozmowę. Była pewna, że tata znajdzie czas, aby ją odwiedzić, skoro nie
mógł przyjść na formalną promocję w Szkole-Laboratorium. I wtedy nieomylny, grobowy głos
operatora trzeciej zmiany Centralnego Komputera skrobnął ją po sensorach. Rozczarowanie
zawładnęło jej synapsami.
- XN-935, jak szybko możesz wystartować?
- Wszystkie przygotowania zakończyłam już wczoraj - odpowiedziała Nancia.
Starała się przemawiać możliwie jednostajnym głosem. Badała każdą taśmę wyjściową,
aby upewnić się, że nawet ślad jej rozczarowania nie przedostał się na wyższe częstotliwości.
Centralny Komputer mógł doskonale komunikować się z nią bezpośrednio przez elektroniczną
sieć, która łączyła komputery pokładowe Nancii ze wszystkimi innymi komputerami w tej
podprzestrzeni - oraz przez chirurgicznie zainstalowane synapsy, które zespalały fizyczne ciało
Nancii - bezpieczne w tytanowym pancerzu - z komputerem pokładowym. Etykieta wymagała,
aby operatorzy zwracali się do statków mózgowych tak jak do innych istot ludzkich. Byłoby
niegrzecznie wysyłać elektroniczne instrukcje, tak jakby statki mózgowe były tylko
sterowanymi przez AI bezpilotowymi pojazdami, obsługującymi komunikację w Centralnych
Światach.
Przynajmniej tak utrzymywali operatorzy. Prywatnie Nancia uważała, że jest to sposób
na uniknięcie kłopotliwego porównywania czuciowo ograniczonego systemu komunikacji AI z
możliwością wielokanałowego porozumiewania się i zdolnością do jednoczesnej reakcji
statków mózgowych.
Tak czy inaczej ludzie z kapsuł byli dumni, że potrafili panować nad własnymi
“głosami" i wszystkimi innymi zewnętrznymi urządzeniami komputerowymi. Te możliwości
Helva zaprezentowała ponad dwieście lat temu. Nancii brakowało tylko zmysłu muzycznej
synchronizacji, który rozsławił Helvę w całej galaktyce jako statek, który śpiewał . Ale
przynajmniej zdołała ukryć swoje rozczarowanie, kiedy usłyszała głos operatora Centralnego
Komputera zamiast głosu taty. Wykazała całkowite opanowanie podczas dyskusji o zapasach,
załadunku i o progach Osobliwości.
- To krótki lot - powiedział operator CenKomu i przerwał na chwilę. - To znaczy krótki
dla ciebie. Nyota yn Jaha jest na końcu galaktyki. Na szczęście o tydzień drogi od Centrali
znajduje się próg Osobliwości, który przerzuci cię do lokalnej przestrzeni.
- Mam pełny dostęp do tabel wszystkich znanych rozwarstwiających się przestrzeni -
przypomniała Nancia, pozwalając, aby nuta zniecierpliwienia zabarwiła jej głos.
- Tak, możesz je odczytać w symulowanym 4-D, prawda, sztywniaku-szczęściarzu?
W głosie operatora zabrzmiała tylko nuta pogodnej rezygnacji wobec ograniczeń ciała,
które zmuszały go do przerzucania stron grubych ksiąg, aby mógł zweryfikować mapy Nancii.
Był to szereg trójwymiarowych przestrzeni zapadających się i wijących wokół progu
Osobliwości, gdzie lokalne podprzestrzenie można było określić jako krzyżujące się z sektorem
podprzestrzeni Nyota ya Jaha. W tym miejscu Nancia byłaby w stanie dokonać nagłego
fizycznego rozwarstwienia i restrukturyzacji lokalnych przestrzeni oraz projekcji samej siebie i
pasażerów z jednej przestrzeni w drugą. Teoria rozwarstwiania przestrzeni pozwalała statkom
mózgowym, wyposażonym w procesory rozszczepiania, na skrócenie podróży przez
Osobliwość do kilku sekund. Mniej uprzywilejowane statki, nie posiadające tych procesorów
lub zależne od powolnych reakcji pilota-człowieka, aby pokonać tę samą odległość, musiały
nadal odbywać konwencjonalną podróż trwającą długie tygodnie lub nawet miesiące.
Wykonanie setek równoległych obliczeń matematycznych, wymaganych w Osobliwości, było
trudne nawet dla statku mózgowego, a dla statków konwencjonalnych niemożliwe.
- Opowiedz mi o pasażerach - poprosiła Nancia.
Prawdopodobnie, kiedy już wejdą na pokład, jeden z nich będzie miał dyskietkę z
Centrali zawierającą miejsce przeznaczenia i instrukcje. Ale kto wie, jak długo jeszcze będzie
musiała czekać, zanim pasażerowie zameldują się na pokładzie. Jak dotąd nie poproszono jej
nawet o wybranie mięśniowca, co na pewno zajmie dzień lub dwa. Poza tym lepiej było
rozmawiać z CenKomem o jej przydziale, niż oczekiwać w napięciu wizyty rodzinnej. Muszą
przecież przyjść ją odprawić, prawda? Przez cały czas trwania nauki rodzina odwiedzała ją
regularnie. Najczęściej przychodził ojciec, który za każdym razem podkreślał, jak dużo czasu -
mimo swojego przeładowanego programu zajęć - poświęcał, aby ją odwiedzić. Jinevra i Flix,
jej siostra i brat, też pojawiali się od czasu do czasu. Jinevra rzadziej, jako że college oraz praca
w administracji Planetarnej Pomocy zabierały jej coraz więcej czasu. Jednak nikt z nich nie
przybył na oficjalną promocję Nancii. Nikogo z całego rozgałęzionego i bogatego rodu Perez y
de Gras nie było, żeby wysłuchać długiej listy pochwał i nagród, które uzyskała w końcowym,
męczącym roku swej edukacji jako statek mózgowy.
To nie wystarczyło, myślała Nancia. Byłam trzecia w mojej klasie. Gdybym była
pierwsza, wygrałabym nagrodę Daleth... Nic dobrego nie wyniknie z rozpamiętywania
przeszłości. Wiedziała, że Jinevra i Flix są już dorośli i prowadzą własne życie, a przeładowany
plan zajęć ojca zostawiał mu niewiele czasu na pomniejsze wydarzenia, takie jak uroczystości
szkolne. Naprawdę nie było ważne, iż nie przyszedł na rozdanie świadectw. Na pewno znajdzie
czas na osobistą wizytę przed jej odlotem, i to się tylko liczyło. Jeśli jednak przyjdzie, to
powinien zastać ją szczęśliwą.
- O pasażerach - przypomniała Centralnemu Komputerowi.
- Och, prawdopodobnie wiesz o nich więcej niż ja - powiedział operator CenKomu
śmiejąc się. - Oni są raczej twego pokroju. Z wielkich rodów - sprostował. - Też nowo
promowani i - jak sądzę - w drodze do swoich pierwszych zajęć.
Tak czy inaczej to było miłe. Nancia odczuwała lekki niepokój na myśl, że podczas
swojego pierwszego lotu mogłaby mieć do czynienia z doświadczonymi wojskowymi lub
dyplomatami. Będzie milej przewozić grupę młodych ludzi, takich jak ona - no, niezupełnie
takich jak ona, poprawiła się z odrobiną wewnętrznego rozbawienia. Będą o kilka lat starsi,
może dziewiętnastoletni lub dwudziestoletni. Nancia miała szesnaście lat. Wszyscy wiedzą, że
ludzie w okresie dojrzewania cierpią z powodu zmian hormonalnych i dlatego ich edukacja
trwa o kilka lat dłużej. W takim razie zarówno dla Nancii, jak i dla jej pasażerów wspólna
podróż miała być początkiem kariery zawodowej. I to ich łączyło.
Odruchowo zarejestrowała napływające instrukcje CenKomu, rozmyślając nad
czekającą ją podróżą.
- Nyota ya Jaha to kawał drogi, jeśli leci się FTL-em - stwierdził od niechcenia operator.
- Przypuszczam, że ktoś musiał pociągnąć parę sznurków, żeby im przysłano statek Służby
Kurierskiej, tak się jednak składa, że nam to też, jest na rękę, bo jesteśmy w tej samej
podprzestrzeni Vegi, więc wszystko w porządku.
Nancia mgliście przypominała sobie wiadomości o podprzestrzeni Vegi. Komputer
działa wadliwie... dlaczego wytwarza wiązki informacyjne? Musiało to być coś ważnego, ale
ona otrzymała tylko pierwsze fragmenty przekazu informacyjnego. Nauczyciel skasował
wiązki, mówiąc srogo, że nie należy słuchać przygnębiających przekazów. Wiedział, że młodzi
ludzie z kapsuł mieli skłonność do popadania w kiepski nastrój z byle powodu. No cóż,
pomyślała Nancia, odkąd jestem samodzielna, mogę sobie odczytać wiązki na temat Vegi w
każdej chwili. Teraz bardziej była zainteresowana wybadaniem, co CenKom miał jej do
powiedzenia na temat przydzielonych pasażerów.
- Overton-Glaxely, del Parma y Polo, Armontillado-Perez y Medoc, de Gras-Waldheim,
Hezra Fong - operator odczytał listę znamienitych nazwisk przedstawicieli wysokich rodów.
Teraz już wiesz, co mam na myśli?
- Ummm, tak - powiedziała Nancia. - Jesteśmy krewnymi ze strony najmłodszego brata
Armontillado-Pereza y Medoca, a de Grasowie-Waldheimowie są rodziną ze strony mojej
matki. Zapominasz jednak, że ja wychowywałam się niezupełnie w tych kręgach.
- Tak, no cóż, twój gość będzie prawdopodobnie mógł dostarczyć ci wszystkie
najnowsze ploteczki - odrzekł operator pocieszająco.
- Gość! Oczywiście, przyszedł mnie pożegnać. Nigdy ani przez chwilę w to nie
wątpiłam.
- Zgłoszenie nadeszło właśnie, kiedy przeglądałem listę pasażerów. Przepraszam,
zapomniałem ci je przekazać. Nazwisko Perez y de Gras. Ponieważ jest to członek rodziny,
kazano mu jechać wprost na lądowisko. Za minutę będzie na placu startowym.
Nancia uruchomiła swoje zewnętrzne czujniki i zdała sobie sprawę, że była prawie
noc... Ciemność nie sprawiała jej żadnego kłopotu, ale czujniki na podczerwień wyłapały tylko
zarys ludzkiego kształtu zbliżający się do statku; nie mogła w ogóle zobaczyć twarzy ojca.
Włączenie reflektora byłoby niegrzeczne. No cóż, będzie tu lada moment. Otworzyła niższy
właz zapraszająco.
Głos z Centrali nie był wprawdzie przeszkodą w powitaniu, ale drażnił.
- XN, pytałem cię, czy możesz wystartować w ciągu dwóch godzin. Twoja lista
prowiantowa jest więcej niż wystarczająca, a te rozpieszczone bachory marudzą, że muszą
wyczekiwać w bazie.
- Dwie godziny - powtórzyła Nancia.
Nie porozmawia więc z tatą zbyt długo... No cóż, patrząc realnie, prawdopodobnie i tak
więcej czasu ojciec nie mógłby jej poświęcić. Były też i inne problemy związane z tak
wczesnym odlotem.
- Upadłeś na głowę? Nawet nie wybrałam swojego mięśniowca!
Zamierzała przez kilka następnych dni poznać wszystkich dostępnych pilotów, zanim
wybierze partnera. W takim momencie nie należało się spieszyć, a z pewnością nie chciała
tracić na to cennych minut przeznaczonych na wizytę ojca.
- Czy wy, młode statki, kiedykolwiek chwytacie wiązki informacyjne? Mówiłem ci
-Vega. Pamiętasz co się przydarzyło CR-899? Jej partner rozbił się na własnej planecie - Vedze
3.3.
- Cóż za ponury sposób nazywania planet - skomentowała Nancia. - Czy nie mogą
Zgłoś jeśli naruszono regulamin