Etnografia Lubelszczyzny – obrzędy pogrzebowe na Lubelszczyźnie
Ludzkie życie oceniane z perspektywy kultury ludowej miało sens jedynie wtedy, gdy było wpisane w pewne ramy wyznaczone przez obrzędy. Stanowiły one kolejne etapy ziemskiego bytowania człowieka. Ostatnim z nich była śmierć. Ten moment stanowił ostateczne i nieodwracalne wyłączenie umierającego ze społeczności. Dlatego towarzyszył mu niezwykle skomplikowany i bogaty rytuał, złożony z całego zespołu obrzędowych nakazów i zakazów.
Spis treści:1. Przepowiadanie śmierci2. Konanie3. Moment śmierci4. Wystawienie ciała5. Czuwanie i opłakiwanie zwłok6. Wyprowadzenie ciała7. Odprowadzenie zmarłego8. Pochówek9. Uczta pogrzebowa10. Żałoba11. Pochówek osób zmarłych śmiercią nienaturalną12. Pieśni pogrzebowe13. Dusze zmarłych wśród żywych14. Żalniki i cmentarze15. Rozmówcy16. Literatura
Przepowiadanie śmierci
Śmierć postrzegano dawniej jako działanie sił pozaziemskich. Rytuał pogrzebowy był więc instynktowną potrzebą zapewnienia zmarłemu dobrej śmierci. Jednak dzisiejsze znaczenie tego momentu ma niewiele wspólnego z jego ludowym pojmowaniem. Dawniej umierano w domu, wśród bliskich. Śmierć była więc czymś zdecydowanie bardziej namacalnym, nie stanowiła niepoznawalnej tajemnicy i budziła mniejszy lęk. Była naturalną koleją losu ludzkiego, na którą godzono się, i wobec której nie wpadano w rozpacz. Umierający przygotowany był do chwili odejścia. Jego konanie było momentem pełnym powagi, skupienia i wymownego milczenia. Czas nie naglił i pozwalał na rozliczenie się z wszystkimi doczesnymi sprawami. Rodzina doskonale znała złożony rytuał towarzyszący konaniu i miała świadomość, że musi skrupulatnie wypełnić wszystkie jego nakazy oraz starannie przestrzegać zakazów. Czynności w czasie konania, w chwili śmierci i po niej pozwalały rodzinie i znajomym skupić myśli na zapewnieniu odchodzącej duszy życia wiecznego. To pozwalało odsunąć od siebie rozpacz i poczucie osamotnienia. Umierano wśród bliskich i w otoczeniu dobrze znanym konającemu. Dla pozostających śmierć była więc czymś normalnym, może nie codziennym, ale z pewnością naturalnym.Konanie nie budziło strachu ani przerażenia. Jednak pewnego rodzaju śmierci ludzie bali się bardzo: nagłej i niespodziewanej. Taka śmierć nie była dopełnieniem dobrego, godnego życia. Wszędzie modlono się słowami: „Od nagłej, a niespodziewanej śmierci, zachowaj nas Panie”. W dobrej, czyli spokojnej i łagodnej śmierci widziano nagrodę za godne życie. Dusza, rozstając się z ciałem, liczyła na pomoc i dołożenie wszelkich starań ze strony najbliższych, by zapewnić jej życie wieczne. Z drugiej strony sens wielu obrzędowych czynności polegał na ochronie rodziny i znajomych przed powrotem duszy zmarłego do świata żyjących. Te dwa powody stanowiły najistotniejsze wytłumaczenie wielu działań związanych z pogrzebem.Rytuał pogrzebowy na Lubelszczyźnie zachowywał wiele cech wspólnych z obszarem całej Polski. Niektóre z wierzeń czy zachowań miały nawet szerszą i bardziej pierwotną proweniencję słowiańską. Niemniej jednak region wykształcił charakterystyczne i odróżniające warianty rytuału. Przedstawione tu czynności i wierzenia związane z pogrzebem na Lubelszczyźnie zostały ułożone według kolejności następowania po sobie etapów obrzędu.Ludzie wierzyli, że śmierć ostrzegała ich przed swoim przybyciem do czyjegoś domu. Jej znaków doszukiwano się w zachowaniu zwierząt, ptaków, w snach czy spadaniu przedmiotów bez wyraźnej przyczyny.Pies – wierzono, że może widzieć śmierć, dlatego wyje i w ten sposób ją zapowiada, zwłaszcza gdy podnosi łeb ku górze lub kopie w ziemi koło domu; istniało przekonanie, że aby zobaczyć śmierć, należy spojrzeć między uszami wyjącego psa, który wpatruje się w jedno miejsce. Czasem wycie psa traktowano jako zapowiedź pożaru.Wycie psa zwiastuje śmierćPies jak wyje, proszę pana, to jest prawda. Ja dziś powiedziałam tak do swojego wnuka, mówię: „Wojtuś kochany, spuść psa, weź dobrego kija i ze dwa mu daj porządnie, żeby poszedł. Wygoń go z domu”. Bo mówię: „Wywył mi syna, wywył.” Dwa lata wył. A ja nie wiedziałam co się dzieje. Jeszcze mu jeść w nocy nosiłam. No to jest tam przy stodole, przy budzie. Panie, zaczął wyć, ja dziś całą noc nie spałam. Mówię: „Co, co się dzieje? Mnie pewnie wywyje – mówię – ja już jestem stara. A to mnie wywyje”. I tak żałośnie wyje, ciągnie, mówię panu, że, no torny po człowieku idą, po plecach mnie nawet torny szły w nocy tak zawodzi i tak wyje. [Janina Woch, Wólka Kątna, 2011]Koń – za przepowiednię zbliżającej się śmierci uznawano grzebanie kopytami przez konia w ziemi.Kret – żyjący pod ziemią i ślepy; oznajmiał śmierć gdy kopał pod progiem domu.Sowa – nocne hukanie ptaka odczytywano jako wróżbę; jeśli w głosie puszczyka dosłyszano brzmienia słów: „powij”, zwiastował narodziny, jeśli zaś słów: „pójdź, pójdź”, zapowiadał czyjąś śmierć.Tak, tak. Puszczyk, to nie sowa, tylko puszczyk. […] A puszczyk tak samo. Ludzie wyganiają tego puszczyka. Jak to prawda, to jest prawda już, to jest prawda. To w to wierzę. Już jak w, tak, tak „pucio, pucio”, a jak kołysze to się coś urodzi. Tak, tak. To też prawda. „Ooo – mówią – będzie miała, będzie miała tam młoda, bo już, już puszczyk kołys, kołys, kołsy, kołys”. O tak, wie pan, kołysze. A tak to „puć, puć” i tak „puuć” wyciąga [na śmierć]. […] To jest prawdziwe, ten puszczyk to pan przypomniał, ale to jest prawda najprawdziwsza. Bo ja wiem w naszej koloni jak to zaczęło wszystko umierać … to, ile? Siedem lat temu, to wie pan, o z tej małej wioseczki pięć, z tej małej koloni, pięciu chłopów odeszło, pięciu mężczyzn odeszło. […] Ten puszczyk tak się żenił tutaj. Tak, tak, tak puciał. Tak wypuciał wszystkich. [Janina Woch, Wólka Kątna, 2011]Kruk – ptak kojarzył się ze śmiercią przez swą czarną barwę i przeraźliwy głos; jego krakanie na dachu domu, podobnie jak krakanie wron i kawek, wróżyło śmierć.Kura – sądzono, że jeśli kura zje okruchy ze święconki, może zapiać jak kogut, a wtedy wywoła czyjąś śmierć, dlatego należało ją zabić.Pianie kury zwiastuje śmierćA u mnie to kura, jak mój ojciec miał umrzyć to kura, jeszcze w tamtym starym mieszkaniu. Jedliśmy śniadanie i ta kura tak piała, frunęła w łokno i trzepała skrzydłami, a mnie aż łyżka wypadła z ręki. Tak musi już umrze łojciec, trza będzie pójść i poszłam do domu i przy mnie zmarł. Takie widziadło było takie, to już prawdziwe to jest! Są objawienia takie, są. Pogrzebowe. Ale czarny strój jak się śni, to żałoba.[Janina Woch, Wólka Kątna, 2009]Ćma – najprawdopodobniej przez związek z nocą wierzono, że zapowiada śmierć kogoś z domowników.Inne znaki, które dawniej rozumiano jako zapowiedź śmierci to:Dym i światło świecy – gdy po wizycie księdza i ostatnim namaszczeniu dym świecy unosił się ku górze oznaczało to, że chory może mieć nadzieję na wyzdrowienie; jeśli zaś dym unosił się w kierunku drzwi oznaczał bliską śmierć; płomień świecy służył jako wróżba już w czasie chrztu noworodka, bowiem jeśli świeca zgasła podczas chrztu sądzono, że dziecko również „zgaśnie”.Obumierające owoce pracy – jeśli gospodarzowi uschło drzewko oznaczało to zbliżającą się do domu śmierć.Cień człowieka – cień często łączono z duszą ludzką; jeśli ktoś zobaczył sam cień, najprawdopodobniej widział błąkającą się po świecie duszę; jeśli zaś w czasie Wigilii nie pojawił się na ścianie czyjś cień, spodziewano się śmierci.Gwiazda przy rogach księżyca – w takim znaku doszukiwano się zapowiedzi śmierci jakiegoś wielkiego monarchy.Spadające przedmioty – jeśli jakiś przedmiot spadł bez oczywistej przyczyny, traktowano to jak zapowiedź bliskiej śmierci.Sny – sny traktowano jak wróżby; śmierć także miała swoje miejsce w ludowym senniku; zapowiadały ją sny, w których pojawiły się wypadające zęby, brudna woda, wywrócone drzewa, zawalone nowe budynki, świeżo zaorana nierówna rola, pobielanie wapnem ścian izb mieszkalnych, utrata podeszwy z obuwia, także widok spadającej gwiazdy był zapowiedzią czegoś niedobrego.Ziemia – niepłodna gleba w przekonaniu ludu jest uzasadnioną zapowiedzią schyłku życialudzkiego. Źle wróżyło również powstawanie w ziemi głębokich bruzd, zaklęsłości terenu, osuwania się gruntu w partiach granicznych, nadmierne rycie ziemi przez krety, zjawiska nadmiernego pojawu szkodników. Jeśli kret rył w ziemi w trakcie pracy rolnika, wróżyło to jego śmierć. Ze wsi Łukawka w gminie Baranów, pochodzi relacja mówiąca o tym, że około 1928 roku pewien parobek, który orał ziemię tak bardzo przejął się kretowiskami wokół siebie, że porzucił pracę i poinformował swoich gospodarzy o mającym nadejść zgonie. Był tak przekonany o prawdziwości ludowego wierzenia, iż istotnie zachorował i zmarł trzeciego dnia, w przekonaniu wypełniającego się przeznaczenia.Zwierzęta leśne – jeżeli zwierzęta leśne gromadziły się w pobliżu zagrody i zachowywały się milcząco, stanowiło to złą przepowiednię. Jeśli w pobliżu zagrody, zwłaszcza z rana, zbierały się dzikie ptaki, hałasując przy tym, wróżyło to mające nadejść nieszczęście.Istniało m.in. przekonanie, że aby uniknąć mającego nastąpić zgonu, należało zaprzedać duszę diabłu o północy na rozstajnych drogach w wigilię Nowego Roku. Zapewniało to jednocześnie bogactwo.
Konanie
Chwila konania była momentem pełnym powagi i starań o ułatwienie umierającemu odejścia. Lud bał się śmierci zbyt długiej i niespokojnej. Dlatego intencją wielu z czynności podejmowanych przy konającym było ulżenie mu i wyproszenie dla niego szybkiej, łagodnej śmierci. W długim konaniu doszukiwano się kary za grzechy lub czary. Ciężką śmierć mieli np. ci, którzy złamali złożoną przysięgę.W chwili konania bliscy i sąsiedzi gromadzili się przy chorym. Każdy z odwiedzających musiał zostać poczęstowany kieliszkiem wódki lub piwem. Wierzono, że wśród znajomych może znaleźć się ktoś ze „szczęśliwymi oczami”, które przyniosą ulgę umierającemu. Zgromadzeni modlili się przy zapalonej gromnicy. Zapobiegała ona mękom przedłużającej się śmierci. Gromnicę stawiano przy łóżku lub wkładano choremu do rąk, czasem owijając ją lnem. Gdy jednak śmierć przychodziła powoli, w niektórych okolicach, jak np. w Adamowie i Woli Gułowskiej w powiecie łukowskim, dodatkowo spalano kilka garści lnu, wierząc, że palący się len ułatwi konanie. Zabieg ten stosowano również w przypadku konania grzeszników. Konającemu dawano także różaniec lub szkaplerz. By pomóc choremu odejść, dzwoniono w specjalny dzwonek dla umierających. Jeśli czynności te nie pomagały i śmierć nie nadchodziła by przynieść ulgę, usuwano wszelkie przedmioty, które mogły być tego przyczyną lub też starano się przyspieszyć moment odejścia. W tym celu należało wyjąć spod głowy konającego poduszkę z kurzym pierzem, który, jak wierzono, nie pozwalał umrzeć. Chorego kropiono wodą święconą, okładano święconymi ziołami, myto i układano na rozścielonej na ziemi słomie. Położenie umierającego na ziemi miało ułatwić duszy zejście do podziemi. Aby pomóc jej opuścić ciało otwierano wszystkie drzwi i okna w domu. Dawniej zdarzało się, że w tym celu stosowano specjalne otwory w dachu, a nawet zrywano dach.Żeby dusza opuściła dom otwierano wszystkie okna i drzwiA to były zwyczaje; otwierały drzwi wszystko obory, stodoły, kumory, wszystko, pokoje wszystkie na roścież były poostwierane. No i u mnie jeszcze i teraz ja poostwierałam, te taboretki co trumna stojała to przewrócone. [...] A to taka była taka prawda, że ta żeby dusza wyszła, nie była w budynku, tylko żeby jej było lżej wyjść, opuścić te prace swoje, już żeby poszła za ciałem ta dusza, a ja pamiętam jak na Bobowiskach, bo tam u Boreczków, bo byłam na pogrzebie i ksiądz, ale to jeszcze Sosiński ksiądz, tamten staruszek dawny, dawny, zaczęły łotwierać drzwi na podwórku, z ciałem miały iść, i mówi: „Zostawcie to, zostawcie, nie łostwierajcie, do niewierzących zostawcie, niewierzących niech tak otwierają sobie, a my wierzący wiemy, że już dusza poszła za ciałem dawno”. I nie kazał łotwierać ksiądz. Ale ja jeszcze tego zwyczaju nie zagubiłam, tylko jeszcze jak moje połumierały wszystko jak się wyprowadzało kazałam połotwierać.[Janina Woch, Wólka Kątna, 2009]Chwili konania towarzyszyć musiała absolutna cisza i spokój, gdyż wszelki hałas i gwar utrudniał duszy odejście. Dlatego obowiązywał zakaz płaczu i lamentowania, na który przychodził czas w porządku rytuału. Cisza ułatwiała skonanie, dlatego czasem wychodzono z domu na tę chwilę, by płaczem nie zatrzymywać duszy, która słysząc go, wraca i męczy się dłużej. Jednocześnie istniało wśród ludu wierzenie, że jeśli konający ujrzy śmierć stojącą przy jego nogach, może mieć nadzieję na wyzdrowienie, jeśli zaś spostrzeże ją przy swojej głowie lub boku, niebawem umrze.W chwili, gdy śmierć zamknęła oczy chorego, na niebie gasła jedna gwiazda. Wierzono bowiem, że każdy człowiek ma swoją gwiazdę. Sądzono także, że jeśli gwiazda spada, oznacza to śmierć nieochrzczonego dziecka. Jeśli ktoś ją zauważył, powinien się przeżegnać i ochrzcić duszę tego dziecka słowami: „Chrzczą cię Józef i Maryja”.
Moment śmierci
Gdy nadeszła śmierć, rodzina zmarłego musiała zadbać o wszystko, by ochronić jego duszę i spełnić ostatnią wolę, a w ten sposób uniknąć gniewu nieboszczyka. W przeciwnym razie po śmierci jego dusza może jeszcze dać o sobie znać, a tego lud bał się bardzo. Wiele zakazów i nakazów obowiązujących w tym momencie miało także na celu uchronienie pozostałych członków rodziny przed pociągnięciem ich za zmarłym. Czynności te dowodzą, że powrót duszy zmarłego był niepożądany. Istniały za to konkretne dni, kiedy oczekiwano kontaktu ze zmarłymi. Był to oczywiście dzień zaduszny, wigilia Bożego Narodzenia, zapusty, noc świętojańska, wieczór św. Andrzeja. W te dni lud dokonywał wielu czynności, by ugościć dusze zmarłych powracające do swoich bliskich i doszukiwał się znaków i wróżb związanych z ich przebywaniem na ziemi. Jednak powrotów zmarłych spowodowanych niedopełnieniem ich woli, sporami, których nie udało im się wyjaśnić za życia lub też zaniedbaniem jakiejś czynności przy ich pochówku, wystrzegano się. Dlatego cały rytuał pogrzebowy musiał być starannie zachowany.Po zgonie zamykano nieboszczykowi oczy, bo jak sądzono mógł wzrokiem rzucić urok na kogoś bliskiego i zabrać go ze sobą. Czasem na powieki kładziono miedziane monety. Ręce składano dłoń w dłoń, by zmarły nie pożądał już przedmiotów ziemskich. Należało także zamknąć zmarłemu usta, by nikogo nie zawołał. Ciało myto i ubierano. Jednak nie robiły tego osoby z najbliższej rodziny, a dalsi krewni lub starsze kobiety. Jeśli zmarło dziecko, ubierała je chrzestna matka. Jeśli było to niemowlę, zapewniano mu ubranie jak do chrztu. Często dzieci grzebane były bez obuwia, jedynie w skarpetach, a w okresie międzywojennym w wielu regionach zakładano im tzw. trumienniki – papierowe obuwie wykonywane przez małomiasteczkowych specjalistów. Powszechnym zwyczajem było również wkładanie do trumien dzieci ich ulubionych za życia zabawek. Zmarłego ubierano w czechło, specjalną koszulę z białego płótna przygotowaną na tę chwilę. Należało jednak zadbać, aby na niciach użytych do jej uszycia nie znalazł się żaden węzeł. Wierzono, że w węzłach zawiązywało się grzechy zmarłego i burzyło jego spokój. W węźle przypadkowo można było zawiązać duszę, która nie będzie mogła odejść. Wierzono także, że we wszelkich węzłach i supłach, np. w powrósłach, przebywają dusze pokutujące, dlatego należało je rozwiązać, by dusze te uwolnić.Zmarłych kawalerów i panny ubierano w strój weselny. Dziewczętom do rąk dawano kwiaty i wianek. Młodych chowano z głową odkrytą, mężatki i wdowy obowiązkowo w chustce i z ramionami zasłoniętymi białym płótnem. Mężczyznom obowiązkowo należało dać czapkę. Strój bywał różny, czasem bogatszy i odświętny, a czasem skromny i bardzo zwyczajny. Chowano raczej bez butów, a jedynie owijając stopy zmarłego w onuce, czyli białą tkaninę. Wierzono, że brak butów uniemożliwi zmarłemu powrót do domu. Pod głowę zmarłego wkładano zioła poświęcone na Boże Ciało i święto Matki Boskiej Zielnej.Święcone wianuszki wkładano do trumny[…] A do trumny to ja, do trumny to tych wianuszków, to już teraz nie ma gdzie położyć, bo te trumny takie są zalepione tym białym płótnem naokoło, tylko pod głowe tam pare tych z wiankowego czwartku tych kwiatuszków pare, to tak na podusie pod głowe tak pokrusze. Bo ja tu zawsze tak sobie ziele oprzątałam, tej Zielnej Matki Boskiej, zielów tych z wianuszków, i w podusie tam kładłam swoim rodzicom, żeby na tych ziołach głowe mieli, bo to podusie same sobie robiliśmy kiedyś z białego płótna, i sie koronku jakoś sie obszywało. Teraz w trumnie jest wszystko jest gotowe, i podusia, teraz to nie można do środka nic włożyć. […] A to na tych wianuszkach, już ło że to całe życie był wierzący, to niech śpi w takich świętościach, poświęconych tych ziołach, niech mu pachną! Takie te zioła były ważne, zioła ważne były święcone, a teraz to tam pare pokruszyłam po to i tyle, wianuszków tych. [Janina Woch, Wólka Kątna, 2009][…] A to te wianuszki brało się jak kto umarł, jomu pod głowe wszystko sio brało, nawet jak, jak kto ni mioł, to co mioł mu dać, ale tak to wionku, u mnie wiszczu te wionki moje. [Cecylia Wójtowicz, Wólka Kątna, 2011]Do rąk wkładano różaniec, książeczkę do nabożeństwa i święty obrazek z patronem zmarłego. Mężczyźnie oprócz czapki należało włożyć do trumny fajkę, tabakierę, jeśli używał jej za życia i laskę podróżną. Według wierzeń, w ostatnią noc przed pogrzebem zmarły we snach wypowiada się na temat ubioru pochówkowego – czasem domagał się zmian, innym razem dziękował za sprawiony mu ubiór. W praktyce starsi ludzie już za życia szykowali i zabezpieczali sobie odpowiedni ubiór.Czasem zdarzało się, że zmarłego podejrzewano o to, że po śmierci może stać się upiorem. Lud sądził, że da się to rozpoznać jeszcze za życia człowieka. Wtedy zmarłemu związywano z tyłu ręce lub dwa środkowe palce poświęconym zielem i odwracano go twarzą do dołu. Jeśli te zabiegi nie pomogły podejmowano drastyczne kroki, utrzymywane na ogół w tajemnicy – należało o północy, w trzecią noc po śmierci wydobyć zmarłego z mogiły i odciąć mu łopatą głowę.Jeśli natomiast podejrzewano, że zmarły będzie strzygą, wsypywano do trumny piasek lub wkładano woreczek z makiem, z myślą iż w przypadku ewentualnego zagrożenia zmarły będzie zajęty liczeniem ziarn. Dawniej w okolicach Kocka obserwowano mogiłę zmarłego, jeśli w ciągu trzech dni od pochówku powstawały osuwy ziemi, mniemano iż pochowany jest strzygoniemGdy w domu znajdowały się zwłoki umarłego, należało powstrzymać się od wszelkich prac. Wierzono bowiem, że ciało ma zły wpływ na otoczenie. Zwłoki były w ogóle tematem tabu. Owoce pracy mogły się popsuć lub też sama praca nie dawała żadnych efektów jeśli podejmowano ją w czasie wystawienia ciała. Zakazywano zamiatać dom, gdyż można w ten sposób wyrzucić duszę zmarłego, która, jak wierzono, po zgonie przebywa jeszcze przez jakiś czas przy swoim ciele. Zgubny wpływ zwłok dotyczył także jedzenia i wody, która znajdowała się w domu gdzie spoczywał zmarły. Sądzono, że umarły mógł ją zakazić. Nie należało w tym czasie przygotowywać żadnych potraw. Obowiązywał także zakaz rozniecania ognia, który lud uznawał za święty, a zwłoki mogły go splamić.Wierzono, że dusza opuszczając ciało krąży gdzieś w pobliżu. To mogło być niebezpieczne dla osób żyjących, które w chwili czyjegoś zgonu spały, gdyż ich dusze, we śnie, także przebywały poza ciałem. Dlatego, by dusza zmarłego nie porwała za sobą dusz ludzi śpiących, należało zbudzić wszystkich domowników, także małe dzieci. Aby zabezpieczyć bliskich zmarłego przed jego zgubnym wpływem należało także bezwzględnie pozasłaniać wszystkie znajdujące się w domu lustra. Zwierciadło mogło bowiem odbijać w sobie ludzką duszę. Jeśli więc ktoś spojrzał w nie gdy w domu znajdował się zmarły, mógł powtórnie przywołać śmierć i umrzeć. Lustra utrudniały także odejście duszy umarłego. Dlatego należało je natychmiast zasłonić lub zdjąć. Inne wierzenie dotyczyło zegara. Jak sądzono odmierzał on godziny życia człowieka. Dlatego w chwili śmierci należało zatrzymać zegar na znak zatrzymania ziemskiego życia i żałoby domowników. Wierzono, że jeśli się tego nie zrobi, tykanie wskazówek może niepokoić duszę zmarłego.Zegar się zatrzymywało. Godzinę, o który zmarł. I lustro na przykład, jak było, się przykrywało jakiemś obruskiem czy czemś tam, żeby się nie odbijało. […] Żeby śmierć nie wracała.[Czesława Mitrus, Kozłówka, 2011]Wodę po obmyciu zmarłego należy wylać, ale w miejsce gdzie nie chodzą ludzie i gdzie nie rosną uprawy. Wierzono, że woda ta stanowić będzie przeszkodę dla duszy, gdyby chciała wrócić do domu. Obowiązkiem było także dopilnowanie, aby za duszę zmarłego zadzwonił dzwon, który powiadamiał o jego śmierci i odganiał złe duchy (a także burze). Jego dźwięk chronił duszę i przynosił jej ulgę, jednocześnie płosząc ją i uniemożliwiając powrót do żyjących. Dzwoniono już w domu, gdy chory nie mógł skonać. Zaś tuż po śmierci płacono podzwonne by „dziad” kościelny dzwonił za duszę, zwłaszcza osób dorosłych. Dzwon musiał bić trzykrotnie w ciągu dnia, przez trzy kolejne doby, czyli do pogrzebu, który odbywał się zwykle właśnie w trzeciej dobie po zgonie.Dom, w którym ktoś zmarł, stawał się na czas przebywania w nim zwłok nieczysty. To dotyczyło wszystkiego co miało kontakt ze zmarłym. Dlatego chatę należało wyróżnić i oznaczyć na okoliczność żałoby. W całej Polsce znany jest zwyczaj wywieszania czarnej chorągwi. Zdarzały się przedstawienia śmierci na chorągwiach w postaci jasnokościstego szkieletu. Lud praktykował także zwyczaj wyrzucania przed domem, na drogę, garści wiórów z przygotowanej trumny, tak, żeby żadne jej resztki nie pozostały w domu.O śmierci należało zawiadomić całą społeczność wsi. Wszyscy jej mieszkańcy czuli się zobowiązani by uczestniczyć w ostatniej drodze człowieka, którego znali. Istniało kilka sposobów powiadamiania sąsiadów o czyimś zgonie. U sołtysa lub księdza znajdował się specjalny, metalowy krzyż będący własnością ogółu mieszkańców. Najbliżsi zawiadamiali sołtysa lub księdza o śmierci ich domownika, on zaś biorąc krzyż, zanosił tę wieść do pierwszej we wsi chaty. Mieszkaniec tego domu niósł krzyż dalej, aż do ostatniego gospodarstwa. Zamiast krzyża sąsiedzi mogli wraz z wiadomością o śmierci przekazywać sobie różaniec, który później, przy odprowadzaniu zmarłego na cmentarz, zawieszano na przydrożnym krzyżu. Mógł to być także obrazek święty, który wręczano potem zmarłemu, krzyżyk drewniany zrobiony w pośpiechu i zostawiany pod figurką świętego w kapliczce lub brzozowa gałązka spleciona na kształt obwarzanka. W okolicach Abramowa, Marcinowa i Wielkiego w powiecie Lubartowskim znakiem takim była laska obrzędowa, tzw. kraba, krabacha z naciętym na niej krzyżykiem, czasem inicjałami zmarłego. W innych miejscowościach powiatu lubartowskiego laskę taką określano również nazwą „wręby”. W okresie międzywojennym wśród mieszkańców wsi nadwieprzańskich upowszechnił się zwyczaj obnoszenia obrazka o treści religijnej, na którym był wizerunek jednego z patronów „lekkiej śmierci”. Przestrzegano raczej by wymienionych przedmiotów nie przekazywać sobie przed domem, żeby na sąsiadów nie sprowadzić śmierci. Jedynie w przypadku obnoszenia obrazka z patronem, należało wejść do izby i dokładnie opowiedzieć o wszystkim, a nawet skomentować dany przypadek. Obrazek po wsi obnosiły zazwyczaj dwie dziewczyny. Na znak pożegnania zmarłego ze wsią, jego bliski krewny rzucał na progu domu najbliższego sąsiada garść „zimowego ziela”. Sąsiad zobowiązany był podać je dalej, a gdy ziele wróciło do domu zmarłego, mógł wyruszyć kondukt pogrzebowy. W gminie Drelów samą śmierć wyobrażano sobie jako widmo, białą postać, mgławicę, szkielet osnuty mgłą. Śmierć w tej postaci widywano podobno w tej okolicy przed latami głodów i przed I wojną światową.Na znaczny czas całego obrzędu związanego z pogrzebem, dawni mieszkańcy wsi musieli radzić sobie z problemem psucia się zwłok w tym czasie, zwłaszcza w okresie lata.[…] A jeszcze jak leżał, a było lato ciepłe, to się brało balię, wodę i kamień żeby było chłodno albo lód. Żeby to ciało było chłodne [...]. A najgorzej było właśnie w lecie. To się brało wodę i kamienie się kładło, albo lód się przywoziło, jeżeli to było możliwe. Jak to ciało po prostu ochłodzić. By nie było czuć.[Czesława Mitrus, Kozłówka, 2011]
Wystawienie ciała
Gdy zmarły był już obmyty i ubrany składano go w trumnie. Wierzono, że dusza jest jeszcze obecna przy swoim ciele, obserwuje co się z nim dzieje. Aby jej nie rozgniewać należało zachować pełną powagę i obchodzić się ze zmarłym z ogromnym szacunkiem.Trumna zabezpieczała zwłoki i chroniła przed wędrówką duszy umarłego. Dawniej sądzono, że sypianie w trumnie już za życia może zapewnić długowieczność. Lud wierzył, że o cenę trumny nie wolno się targować ze stolarzem, gdyż to bardzo obciąża duszę zmarłego. Pilnie strzeżono, aby w wieku trumny na wysokości głowy nie znajdował się sęk, gdyż jeśli wypadnie, dusza może nim wyglądać na świat i wywołać śmierć kogoś bliskiego. Trumnę zamawiano u stolarza lub proszono o jej wykonanie sąsiadów, którzy robili to za darmo w ramach przysługi zmarłemu. We niektórych wsiach, np. w regionie zwanym „Bagnosze” (obejmującym obecnie osiemnaście wsi, w większości znajdujących się w gminie Drelów) o deski na trumnę starał się sam gospodarz jeszcze na wiele lat przed śmiercią. Deski te układano najczęściej w stodole nad głównymi drzwiami – leżały tam przez całe lata, aż do momentu śmierci. Trumny były zwykle proste, nieozdabiane żadnymi ornamentami i niemalowane. Na płaskim wieku znajdował się jedynie krzyż. Kolor trumny zależał od wieku i stanu zmarłego. Starsze osoby chowano w ciemnych trumnach, dzieci, młodzież, panny i kawalerów w białych.Lud wierzył, że zmarłego należy obdarować na pośmiertną drogę przedmiotami, których używał za życia i które lubił, stosownie do płci, wieku i zawodu. Jeśli zapomni się o czymś ważnym dla zmarłego, może się o to upominać po śmierci. Do trumny, pod głowę, wkładano święcone zioła, np. lebiodę, kwiaty. Do rąk zmarłemu mężczyźnie dawano święty obrazek, często z patronem, kobiecie zaś chustkę. Wkładano także różaniec i krzyżyk, czasem modlitewnik lub szkaplerz. Jeśli zmarły używał laski, palił fajkę lub zażywał tabaki, bliscy musieli zadbać by wszystko to znalazło się przy zmarłym. Jeśli tak się nie stanie, dusza może wrócić po te przedmioty. Mężczyźnie należało obowiązkowo włożyć do trumny jego ulubioną czapkę, której używał na co dzień. Monetę wkładano na znak ziemskiego mienia zmarłego. Przy trumnie musiała się znaleźć obowiązkowo butelka wódki.Dawniej uważano, że obcinane paznokcie i włosy oraz wyrwane zęby należą wciąż do człowieka. Dlatego zbierano w woreczku lub kieszeni obcięte paznokcie i kiedy osoba zmarła, chowano je razem z nią.Bardzo ważnym elementem obrzędu podczas wystawienia ciała było światło świec. Mogło ogrzać duszę zmarłego, oświetlić mu drogę i odstraszyć złe moce. Światło przynosiło zmarłemu ulgę i chroniło żyjących przed jego gniewem. Musiało palić się prawie nieustannie w czasie całego obrzędu: przy konaniu, wynoszeniu ciała, podczas pochodu żałobnego, w kościele. Paliło się także po pogrzebie, na grobie i w domu okrytym żałobą. W symbolice światła nastąpiło więc uzgodnienie wierzeń o proweniencji pogańskiej z religią chrześcijańską. Gdy bliski zmarłego udawał się opłacić podzwonne, otrzymywał od księdza dwie lampy, które w domu musiał umieścić na wieku zamkniętej trumny. Po pogrzebie zwracał je księdzu.Lud wierzył, że dusza nie odchodzi zaraz po zgonie. Przez jakiś czas jest wciąż obecna w domu. Z tym też wiązało się wiele zwyczajowych zakazów i nakazów. Nie wolno było między innymi sprzątać, zamiatać w izbie przez trzydzieści dni po śmierci by duszy nie wyrzucić. Aby dusza oczekująca na pochówek miała gdzie spocząć zostawiano jej krzesło i ręcznik. Przygotowywano także dla niej poczęstunek złożony z kromki chleba lub ciasta i pieczeni oraz szklankę piwa lub kieliszek wódki. Wszystkich odwiedzających dom zmarłego należało w jego imieniu ugościć kawałkiem chleba i piwem lub wódką, którą otrzymywali po przyklęknięciu i zmówieniu pacierza. Zdarzało się także, że skromny poczęstunek przygotowywano dla ubogich czekających przed domem. Skoro zwłoki miały działanie niszczycielskie, wszystko co się z nimi zetknęło, obumierało. Sądzono na przykład, że jeśli człowiek hodujący pszczoły dotknie ciała zmarłego, jego pasieka wyginie. Jeśli zaś umarł właściciel pszczół, należało je o tym poinformować. W tym celu uderzano trzykrotnie w ule kijem. Tak informowano pszczoły i zabezpieczano je przed śmiercią, która spotkała ich posiadacza.Powiadamianie pszczół o śmierci pszczelarzaNo to drzwi to się otwiera i teraz jak gospodarz czy gospodyni umiera, do obory do dobytku, żeby już krowy przykładowo wiedzieli, że gospodarz. A jakby przykładowo ktoś miał pszczoły, to gospodyni musiała podejść do ula i stukała w ul, że gospodarz już odchodzi. [...] w jeden, do jednego tak pukała. [...] to widziałam nawet nie tak dawno u nas zmarł taki, co miał dużo pszczół, to ta gospodyni podchodziła i pukała do tych pszczół, to ona już tak bardzo starsza kobita, bo dziewięćdziesiąt ileś lat miała, on był jeszcze starszy zmarł, ale i ona już zmarła. I obory otwierano też żeby wiedział, że już gospodarza czy gospodyni nie ma już.[Bronisława Polak, Stary Majdan, 2011]Człowiek, który ubierał zmarłego nie mógł siać i sadzić drzew, gdyż żadne z nich nie przyjęłoby się. Zwłoki hamowały rozwój i płodność natury, ale także ludzi. Dlatego obowiązywał bezwzględny zakaz dotykania zwłok przez kobiety w ciąży. Nie mogły one także uczestniczyć w pogrzebie.Ale skoro zwłoki miały takie działanie i wszystko co się z nimi zetknęło obumierało, mogły także niszczyć ludzkie choroby i przypadłości. Lud wykorzystywał te właściwości, by uleczyć kogoś np. z alkoholizmu. Umierającemu wkładano do ust monetę i gdy zmarł wrzucano ją do wódki, którą częstowano osobę nadużywającą alkoholu. Kiedy zdradzono mu jak przygotowano trunek, na zawsze rezygnował z wódki. Ten sam skutek przynosiło podanie komuś do wypicia wody, którą umyto umierającego.Jak sądzono, ciało zmarłego miało też właściwości magiczne. Wykorzystywali to na przykład złodzieje, którzy używali ususzonej żyły zmarłego lub chusty, którą obmyto zwłoki. Podobno czyniły ich niewidzialnymi.Pilnie strzeżono, by w domu nie pozostało nic, co miało styczność ze zmarłym. Mogło bowiem przywieść zmarłego z powrotem do domu lub szkodzić domownikom. Koniecznie więc pozbywano się słomy, na której spoczywał zmarły i wiórów z trumny. Wierzono, że są one własnością zmarłego i trzeba mu je zwrócić. Wyrzucano je na drogę przed domem, a po dwóch dniach palono. Dokonać tego musiała starsza kobieta, która przez noc czuwała przy zmarłym. Czasem słomę wywożono po prostu z dala od domu, by ponownie nie sprowadziła śmierci i nie szkodziła żyjącym.
Czuwanie i opłakiwanie zwłok
Pogrzeb następował zwykle w trzeciej dobie po śmierci. W tym czasie bezwzględnym obowiązkiem rodziny i sąsiadów było czuwanie przy zmarłym. Trwało ono zwykle dwie lub trzy noce.[…] wtedy to zmarły leżał w domu. To było do chwili wyprowadzenia, to ludzie schodzili się i wieczorami, tam ze dwa wieczory modlili się, różaniec odmawiali, śpiewali tam pieśni jakie, te, postne. Aaa tak, no to cóż. Przyszedł pogrzeb, to wynieśli umarłego na wóz. Zawieźli do kościoła. Odprawiło się. Później znowu, jak ludzie byli to wynieśli do, do grobu, to grób był wykopany ziemny. Przysypali ziemią. I już. A dzisiaj wszystko murowane. [Czesław Maj, Motycz, 2011][...] ciało nieboszczyka leżało w domu. Nieraz dwa, trzy dni. Zależy kiedy był wyznaczony pogrzeb. I codziennie od śmierci jego, wieczorem przychodziło się do tego domu na modlitwy. Później już w dniu pogrzebu, to z kościoła, ode mnie na przykład do kościoła był kilometr, przychodził ksiądz, czy przyjeżdżał furmanką, zależy, nieważne, i ksiądz zabierał ciało.[Irena Zamościńska, Częstoborowice, 2010]Okres ten zwano „pustymi nocami”. Ich czas wypełniały modlitwy, różaniec i śpiew żałobnych pieśni. Czuwanie prowadziły zwykle osoby obeznane z obrzędem pogrzebowym, które znały modlitwy i posiadały specjalne śpiewniki, często spisywane ręcznie. Śpiew mógł mieć podobne działanie jak światło, a więc przynosił zmarłemu ulgę i chronił go przed złymi wpływami. Towarzyszył żałobnikom w domu zmarłego, w ostatniej drodze i przy pochówku.Jeśli w czasie konania obowiązywał bezwzględny zakaz płaczu, w czasie czuwania nakazane były akty ogromnego żalu i rozpaczy po zmarłym. Wiara w ich doniosłość i skuteczność wywodzi się jeszcze od plemion pierwotnych. Gesty towarzyszące rozpaczy i głośny lament były obowiązkiem wobec zmarłego i stanowiły jeden z najistotniejszych elementów żałobnego rytuału. Jeśli rodzina nie okazała ogromnego żalu po stracie kogoś bliskiego, utrudniała jego duszy osiągniecie zbawienia, a na siebie mogła sprowadzić niebezpieczeństwo. Pogrzeb, na którym nie słyszano płaczu i lamentu, uznawano za niepełny i lekceważący. Nieboszczyk musiał usłyszeć, że ludzie go opłakują. Dlatego dawniej proszono kobiety zwane płaczkami o śpiew ...
danaprus