George Catherine - Nikczemnik.pdf

(645 KB) Pobierz
641271578 UNPDF
CATHERINE GEORGE
Nikczemnik
czyt
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zdaniem większości mieszkańców urok Abbo¬
tsbridge polega na tym, że znajduje się ono na
uboczu. Urbaniści nie zdołali jeszcze zniszczyć tę­
tniącego życiem miłego miasteczka położonego w ko­
tlinie wśród pól jakby namalowanych przez Con¬
stable'a. Lucy Drummond zazwyczaj z czułością
nazywała Abbotsbridge domem, ale dziś wieczorem
z westchnieniem żalu przyznała w myśli, że wolałaby
jechać dobrze oświetloną autostradą. Po ostatnich
obfitych opadach śniegu przyszła lekka odwilż,
więc poranna podróż minęła stosunkowo gładko.
Pod wieczór jednak temperatura znowu spadła po­
niżej zera i miejscami jezdnia była jak szklanka.
Na domiar złego zadymka zredukowała widoczność
do kilku zaledwie metrów.
Lucy ciepło pomyślała o wynalazcy światełek
odblaskowych umieszczonych pośrodku jezdni, mru­
gały do niej przez zamgloną szybę. Posuwała się
naprzód w żółwim tempie, bojąc się, że przegapi
strzałkę do Abbotsbidge. Na szczęście ruch był
niewielki. W ten mroźny niedzielny wieczór rozsądni
ludzie nie wyściubiali nosa za próg i Lucy żałowała,
że nie może, jak oni, siedzieć w domu. Mgła gęstniała.
Lucy zacięła zęby i spróbowała potraktować owo
zrządzenie losu filozoficznie. Całą uwagę skupiła na
drodze i prawie zapomniała na rozstaniu z Tomem.
czyt
Całus na odchodnym, samotna jazda z powrotem...
Nie, nie zdołała się jeszcze do tego przyzwyczaić.
Mrużąc oczy wytężała wzrok, chcąc coś dojrzeć
przez wszechogarniającą mleczną biel. Odetchnęła
z ulgą, kiedy nareszcie zamajaczył wyczekiwany znak,
wskazujący skręt do Abbotsbridge. Natychmiast
poczuła się lepiej.
Radość jednak trwała krótko. Lucy napięła mięśnie,
naciskając na hamulec. Tutaj nie było już przyjaznych
„kocich oczu" wyznaczających środek jezdni. Źle
skręciła. Uświadomiła sobie teraz, że znalazła się na
prywatnej drodze, prowadzącej do Abbot's Wood,
ostatniego miejsca na ziemi, do którego miałaby
ochotę się zbliżyć. Poczuła skurcz w żołądku.
Zamiast jednak wściekać się na siebie z powodu
pomyłki, skoncentrowała się na tym, jak bezpiecznie
przeprowadzić stary samochód dostawczy między
głębokimi rowami, które, jak pamiętała z czasów,
kiedy regularnie przemierzała tę trasę na rowerze,
znajdowały się po obu stronach. Zacisnęła wargi.
Jedynym, choć znikomym pocieszeniem, była myśl,
że nikt nie oskarży jej o bezprawne wkroczenie na
teren prywatny, a najmniej prawdopodobne wydawało
się, że pretensje zgłosi właściciel Abbot's Wood, Jonas
Woodbridge. Ten najsławniejszy obywatel miasteczka
ostatnio nieodmiennie podróżował albo po rzece
Limpopo, albo w górach Hindukuszu, albo jeszcze
gdzie indziej. Zbierał materiały do nowych książek
i rzadko zaszczycał Abbotsbridge swoją obecnością.
Chwila nieuwagi i samochód zarzuciło na lodzie.
Lucy wstrzymała oddech. Jakimś cudem zdołała
łagodnie wyhamować, lecz serce waliło jej mocno,
kiedy już ostrożniej jechała dalej, zazdroszcząc miesz-
czyt
kańcom miast, gdzie nie zdarzała się aż taka mgła.
Boże, jak pragnęła znaleźć się w domu!
Mgła przerzedziła się trochę. Lucy minęła bramę
rezydencji i, mając ją za plecami, poczuła się już
pewniej. Humor jej się poprawił. Jeszcze jakieś dwa
kilometry i znajdzie się z powrotem na właściwej
drodze. Ledwo o tym pomyślała, kiedy w szybę
uderzył tuman śnieżnego pyłu. Odruchowo nacisnęła
hamulec. Krzyknęła. Opony skręciły na lodzie. Samo­
chód wpadł do wypełnionego śniegiem rowu i zarył
się pod wariackim kątem w zaspie.
Po chwili Lucy upewniła się, że jest cała i zdrowa.
Dziwacznie skręcona w przechylonym fotelu drżącymi
palcami usiłowała odpiąć pas. Szczęśliwie jeden
reflektor wciąż się palił. Lucy wyczołgała się jakoś
z samochodu i zabrawszy swoje rzeczy, wydostała się
na górę. Dzwoniąc zębami wyszperała w torebce
małą latarkę, którą zawsze ze sobą nosiła. Trudno
było oszacować szkody, lecz co do jednego nie miała
wątpliwości. Tylko pomoc drogowa zdoła wyciągnąć
samochód z rowu. Lucy nie miała wyboru. Dalej
musiała iść pieszo.
Po kilku próbach udało się jej wyłączyć reflektor
i zamknęła samochód. Z trudem brnęła naprzód.
W nikłym świetle latarki wąski tunel między wysokimi
zasypanymi śniegiem żywopłotami robił niesamowite
wrażenie. Lucy podniosła kołnierz i starała się iść jak
najszybciej. Wibrujące płatki śniegu oblepiały jej twarz.
Czuła dotyk ducha...
- Dość tego - upomniała siebie na głos, myśląc
jednocześnie, że przynajmniej będzie miała o czym
napisać Tomowi w najbliższym liście.
Kiedy dotarła do drogi do Abbotsbridge, ogarnęła
czyt
ją euforia. Do przejścia zostało jeszcze około dwóch
kilometrów. Przyspieszyła kroku. Pół godziny później
skręcała już w alejkę, prowadzącą do Holy Lodge.
Kolana się pod nią ugięły z radości. Nareszcie w domu!
Biała obdrapana furtka stała jak zwykle otworem,
a za nią majaczyła we mgle, szydząc z niej jak strach
na wróble, znienawidzona tablica z napisem: Na
sprzedaż.
Lucy podeszła do drzwi frontowych i zmarszczyła
brwi. Dziwne. Dom pogrążony był w ciemnościach,
a przecież była absolutnie pewna, że wyjeżdżając
zostawiła zapalone światło. Tom jej jeszcze o tym
przypomniał. Świecąc sobie latarką, ostrożnie ot­
worzyła drzwi. Co prawda żaden łotr jej nie za­
atakował, ale zewsząd otaczała ją ciemność i słychać
było złowieszcze kapanie.
Pełna złych przeczuć przekręciła kontakt w sieni.
Nic. W świetle latarki zobaczyła z przerażeniem kałuże
na dywanie w holu i strugi wody lejącej się z sufitu.
Nagle podskoczyła, słysząc łomot na piętrze. Pomknęła
na górę. Płaty tynku zaścielały podłogę. Obiegła
pokoje. Stwierdziła, że, na szczęście, straty były tylko
w holu i na podeście schodów. Latarka zaczęła mrugać
i Lucy rzuciła się na dół do szafy w korytarzu po
drugą, dużą, którą trzymała tam na wypadek odcięcia
prądu. Potem poszła do kuchni. Szukając w szufladach
świec, podstawek, zapałek przeklinała w myślach
śnieżycę. Na obrazkach taka niewinna, w rzeczywistości
straszna.- wypadki, popękane rury. Dlaczego? I dla­
czego los uwziął się akurat na nią?
Pozapalała wszystkie świece, jakie udało się jej
wyszperać, i spróbowała się uspokoić, zdecydować,
co robić. Wyłączyła korki w sieni. To tak jak zamykać
czyt
Zgłoś jeśli naruszono regulamin