dr Dorota Dżwig - Oblubieńczo-kontemplacyjny wymiar bytu ludzkiego.pdf

(246 KB) Pobierz
Microsoft Word - byt_dd.doc
OBLUBIEŃCZO – KONTEMPLACYJNY WYMIAR BYTU LUDZKIEGO
dr Dorota Dźwig
wykładowca w Ośrodku Naukowo-Badawczym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Gdyni
Temat mojego wystąpienia będzie koncentrował się wokół oblubieńczego wymiaru
bytu ludzkiego w tym gronie zwłaszcza z wyakcentowaniem oblubieńczej cechy bytu
kobiecego. Chciałabym nawiązać jeszcze do wystąpienia mojego Przedmówcy – ks. Prof.
Macieja Bały, który mówił o tym, że kobieta jest jakby bardziej odpowiedzialna za stronę
wolnościową w człowieku, czyli za to, do czego „z natury” wydaje się być bardziej
predestynowana. Z pewnością bardziej jest przeznaczona do spraw życia religijnego
duchowego. Nazywa się ją często zwłaszcza w teologii Wschodu – Duchonosicielką. O tym
świadczyły i mówiły kobiety nieprzeciętne. Odwołam się w tym miejscu do Edith Stein –
z pewnością kobiety nieprzeciętnej. Kobieta, której godzina z pewnością dopiero nadejdzie.
Edyta Stein przebadała dokładnie, interdyscyplinarnie teologię kobiecości. Wydobyła
z owych badań specyfikę bytu ludzkiego z podziałem na rolę i powołania według natury
i łaski, zarówno kobiety jak i mężczyzny.
W związku z tym, że moje wystąpienie skierowane jest do osób konsekrowanych,
chciałabym ująć definicję kobiecości pod kątem jej nieprzeciętnego powołania do
kontemplacji i oblubieńczości. Należałoby choć pobieżnie na wstępie przyglądnąć się
kondycji współczesnego świata, w którym to i w pewien sposób poprzez który Wasze
powołanie zostało odczytane. Wydaje się, że obecnie problem prawdy, jej definicja, został
całkowicie zbagatelizowany. Relatywizm poznawczy każe, a czasem wręcz nakazuje, mieć
wobec niej stosunek sceptyczny. Można ową prawdę celebrować, można próbować ją
zawłaszczyć, można jej poszukiwać. Współczesny szum informacyjny nie sprzyja zjawisku
„pielęgnowania prawdy”. Moment cywilizacyjny wskazuje na natłok informacji, w których to
panuje sfera opinii i domniemań. Filozofia często nazywa to zjawisko, w pewnym sensie
kulturowe, deformacją ludzkiej twarzy przykrytej maską nieprawdy. Jest to – banalnie
mówiąc – kultura szminki i pudru.
Można zapytać, dlaczego o tym wspominam, jaki to ma związek z tematem? Czy
problem prawdy koresponduje, jeżeli tak, to na ile, z oblubieńczością człowieka. Okazuje się,
że tak i to istotnie. Trzeba najpierw poznać prawdę o człowieku i prawdę w człowieku.
Osadzić człowieka w perspektywie Bożego planu i powołania. Edyta Stein mówi, iż u wielu
ludzi życie duchowe rozgrywa się tylko na powierzchni. Człowiek nie dochodzi do swego
1
wnętrza, do rdzenia duszy. Przez to skazuje się na życie płytkie, banalne, bez właściwego
wymiaru. Stein nazywa to wprost – ignorancją duchową (poznawczą i antropologiczną). Fakt,
że człowiek ma duszę (ducha) to jest jakiś aksjomat filozoficzny i pewnie teologiczny
również…
Natomiast istotą duszy jest stawanie się. Czyli nieustanny progres, nieustanny
POSTĘP KU. A tym postępem są wartości. To, co my rozpoznajemy jako prawda o nas,
zawsze nas przerasta. Mówię to sobie i paniom: biada nam, jeżeli nasz horyzont rozumienia
człowieczeństwa mieści się w nas samych. Jeżeli my jesteśmy dla siebie jedyną odpowiedzią.
To jest bardzo niebezpieczna droga, jeżeli wierzymy w tak zwaną omnipotencję rozumu
ludzkiego. Czyli : ego jest tak nakręcone, do granic pewnych możliwości antropologicznych,
że człowiek nie rozeznaje, co jest prawdą o nim samym. Proszę zauważyć, że to co mówię,
nie wynika tylko z refleksji teologicznej. To wynika również z procesu literackiego, jaki
obserwujemy na rynku wydawniczym. Dzisiaj masowo redukuje się z literatury takie pojęcia
jak sumienie, Bóg, prawda, na rzecz – człowieka. Ale człowiek jest rozumiany
jednopłaszczyznowo. Metafizyka schodzi na drugi plan – jeśli w ogóle jest poruszana. Życie
duchowe gdzieś tam, na marginesie, i to jeszcze trywialnie przedstawiane.
Oczywiście, możemy tutaj przywołać Heideggera, który mówi, że człowiek jest istotą
która szuka prawdy, ale nigdy tej prawdy nie zrozumie i do niej nie dojdzie. Albo Rorty’a,
który mówi, że temat prawdy jest tematem nieopłacalnym. Możemy się na to zgodzić
i w zasadzie sprawa jest załatwiona. Ale się okazuje, że jeżeli człowiek rozpoznaje coś jako
prawdę, to jest właśnie rozpoznanie dobra. Dobro, które mnie wybiera i które ma roszczenia
wobec mojej osoby. Edyta Stein słowo „dobro” traktowała zamiennie ze słowem „prawda”.
Jeżeli ja rozpoznaję coś jako prawdziwe (a przez to piękne, bo byt jest piękny właśnie dlatego
że jest prawdziwy; kobieta jest piękna jeżeli jest prawdziwa, powiemy dalej: jeżeli jest dobra
– bo piękno i dobro to są zamienniki, one idą w parze), jeżeli odczytuję prawdę swojego
powołania, to ta prawda ma żądania wobec mojej osoby. Ona mi coś komunikuje, ona ma
roszczenia wobec mnie. Owa prawda chce, żeby człowiek coś z nią zrobił. I okazuje się, że
wtedy tzw. naga prawda pojawia się w takim kształcie, że człowiek ma tylko dwie
możliwości. Albo ją przyjąć – i wtedy jest radykalne powiedzenie „tak”, albo ją odrzucić –
wtedy jest radykalne powiedzenie „nie”. Wszystko to dzieje się w sferze wolności człowieka.
Nie ma przymusu do miłości. To jest nakaz, który powiązany jest z imperatywem. Imperatyw
jest tylko wtedy, kiedy człowiek w wolności odczytuje siebie jako osobę. A raczej odczytuje:
„Ja jestem darem dla samego siebie” najpierw, a potem: „Jestem darem dla drugiego
2
człowieka”. Jeżeli człowiek nie akceptuje siebie, to nie ma wolności; to nie możemy mówić
o zdrowym życiu duchowym. To, co mówili już Ojcowie Kościoła: Rozpoznaj, kim jesteś.
Święty Augustyn też mówił: Poznaj, kim jesteś. Kim ty jesteś jako człowiek, jakie są twoje
predyspozycje, zdolności itd. Zastanawiam się, dlaczego dzisiaj o kobietach tyle się mówi.
Mówi się dużo, ale w sposób płytki, a przede wszystkim nudny. Pokazuje się kobietę
przedmiotowo, utylitarystycznie. Media kreują postacie kobiece, ale nie odzwierciedlają
rzeczywistości. To co widzimy w mediach – to nie jest prawda. Bo życie prawdziwe –
a zwłaszcza życie duchowe – nie jest medialne. Jest to obraz kobiety wypłukanej całkowicie
z metafizyki, kobiety, która ma wybór tylko horyzontalny, a więc nie wychodzi poza pranie,
gotowanie, sprzątanie – przypisane jej nieraz społecznie.
Chciałabym Państwu zaproponować wejście na wysoki poziom, maksymalny teren
kobiet nieprzeciętnych. Proponowałabym przywołaną wcześniej Edytę Stein, która jest
patronką Europy, fenomenologiem ze szkoły Husserla. Polecam jej książki : „Byt wieczny
a byt skończony”, albo „Kobieta – jej zadanie według natury i łaski” w przekładzie siostry
Immakulaty Adamskiej (już nieżyjącej karmelitanki). Dzieła Edyty Stein cieszą się
niesamowitą popularnością. One są przywoływane na seminariach naukowych. Na temat
kobiecości piszą nie tylko kobiety. Dlaczego tak jest – z duchowego punktu widzenia? Świat
tęskni za świętością. Świat dzisiaj pragnie świętości.
Jeden z powieściopisarzy francuskich powiedział (Blanchard), że świętość jest dzisiaj
jedynym towarem, który się jeszcze da sprzedać. Człowiek ma zapotrzebowanie na głębię.
„Duc in altum – wypłyń na głębię” – to jest wciąż aktualne, zwłaszcza dla osób
konsekrowanych. I to jest to, czego świat naprawdę dzisiaj potrzebuje. Oczywiście,
naukowców, nauki, wiedzy także; to jest wszystko potrzebne. Ale potrzebuje duchowości –
bo skąd w takim razie, zainteresowanie New Age, teologiami Wschodu. Psudoreligiami, które
wprowadzają w jakiś świat duchowości, często beznamiętny i bez definicji? Dlaczego?
Dlatego, że dzisiaj jest pragnienie doświadczenia. Dzisiaj jest czas na doświadczenie.
Szukamy doświadczenia i okazuje się, że kobiecość to jest locus teologicus – miejsce
doświadczenia Boga.
Oda Schneider i Gertruda von le Fort to były dwie kobiety współczesne Edycie Stein.
Jedna z nich była nawet noblistką w zakresie literatury. Powiedziała, że zanik kobiecości
wiąże się z relatywizmem moralnym. Jeżeli dzisiaj mówimy o upadku moralnym, potrafimy
postawić diagnozę tych wszystkich problemów, które się dzieją na świecie (demoralizacja,
3
relatywizm, sekularyzacja), to cokolwiek by to nie znaczyło – jest związane z upadkiem
kobiecości. Pewna nieprzeciętna kobieta ze Wspólnoty Błogosławieństw we Francji Jo
Croissant), z którą miałam okazję spotkać się dwa lata temu, powiedziała że kobiety dzisiaj
nie chcą rodzić. Wydawałoby się, że na ten temat powinien się wypowiedzieć socjolog:
przyrost naturalny, etc. Właśnie. Kobieta która nie rodzi fizycznie, nie rodzi również
duchowo. Płeć to nie jest przypadłość, ale jest to znamię dotknięcia Boga, jak mówi
św. Tomasz z Akwinu. Płeć to jest sposób bycia. Ja jestem na świecie na sposób kobiecy.
Ksiądz profesor jest – na sposób męski. Jesteśmy zawsze w pełni: tą oto kobietą, tym oto
mężczyzną. Czyli odbieramy rzeczywistość inaczej.
Simone de Beauvoir – rasowa feministka, już nieżyjąca, bardzo potargana duchowo,
związana z Sartre’m – mówiła, że kobieta nie rodzi się kobietą. Społeczne role imputują
kobiecie takie zajęcia, które kulturowo kształtują jej płeć. Ona nie musi tego robić, lecz
społeczeństwo o tym decyduje. A przecież wiemy, że tak nie jest. Rzeczywiście rodzimy się
kobietami, rodzimy się mężczyznami i nasz odbiór rzeczywistości jest inny. Dlaczego mówi
się, że kobieta ma większe poczucie realizmu religijnego?.
P. Evdokimov, prawosławny teolog – bardzo głęboki, myślę że też warto go
prześledzić – powiedział, że kobiecość to duchowe rodzicielstwo. Kobieta ma większe
wyczucie co do osób, co do sytuacji, co do relacji. Siła kobiety jest w sercu. To jest bardzo
ważne dla spowiedników. Kobieta decyduje sercem. Mówi się „intuicja” ale to serce jest
u niej znamieniem wyboru – serce, „czucie”. Potem się to relatywizuje, i to „czucie” już
inaczej wygląda. To „czucie” w życiu praktycznym ma wymiar wierności. Kobieta chce być
kochaną, chce być ciągle „dla”. Mężczyźnie wystarczy „być”. Kobieta musi „być dla”. Jeżeli
kobieta jest „dla”, to może – mówiąc kolokwialnie – smażyć kotlety i uprawiać mistykę
św. Jana od Krzyża. Mówię o dojrzałości religijnej. Ta wielofunkcyjność związana jest
z przeznaczeniem ciała. My kobiety, żyjemy bardziej ciałem. Wszystkimi organami ciała
odbieramy rzeczywistość. To jest w pewnym sensie dar, również i zadanie. Duchowość
człowieka przejawia się w cielesnym wymiarze. Ojcowie Kościoła – m. in. św. Bonawentura
– zwykli mówić, że duch manifestuje się przez ciało. Jan Paweł II z kolei mówił : „Powiedz
mi jak kochasz, a powiem ci kim jesteś”. Miłość jest drugim imieniem człowieka. Czyli
kobieta musi być zawsze „dla”. Ciało – cytując jeszcze św. Bonawenturę – ma charakter
oblubieńczy.
4
Kobieta jest oblubienicą zawsze – niezależnie czy jest matką, czy jest dziewicą.
Virginitas i maternitas to są dwa sposoby oblubieńczego bytowania ciała kobiety.
Dziewictwo to jest stan ducha. Tu trzeba dojrzewania. To nie jest dar, który się dostaje. Bo
może być ktoś, kto nie akceptuje tego. Co wtedy? Dziewictwo jest właśnie tym darem, który
przychodzi. Ale również powołanie do rodzenia jest darem. Stąd tragizm kobiet, które nie
wyszły za mąż z różnych powodów i które nie mogą mieć dzieci, a instynkt macierzyński się
odzywa. Pomijam semantyczne zagadnienia – powtarzane słowo „mieć”, „mieć dziecko”.
A dziecko to dar, jaki się otrzymuje. Zobaczcie na fizjologię ciała. Ciało kobiety jest
przeznaczone do tego, by rodzić. I nie dlatego, że kobieta ma taką ochotę – że chce urodzić
dziecko – tylko dlatego, że otrzymała duchowy dar bycia matką.
A zatem i małżeństwo jawi się jako dar i zadanie. Tak samo powołanie do bycia matką
jest zadaniem; jest często przekraczaniem mojego wyboru, mojej wizji życia. I tak samo –
powołanie do dziewictwa. Kobieta nigdy nie jest zwolniona z macierzyństwa. Ono w kobiecie
nie ma prawa umrzeć. Nośność słowa „kobiecość” oznacza także „bycie matką”. Oczywiście
kobieta, która nie wybrała życia małżeńskiego albo nie było jej ono dane – powinna
realizować siebie w tak zwanym macierzyństwie duchowym. Co to znaczy?
Edyta Stein mówi: wszędzie tam, gdzie kobieta pozwala drzemiącemu
człowieczeństwu rosnąć, rozwijać się, pragnie dobra drugiej osoby, pragnie dobra dziecka,
pragnie dobra tam, gdzie pracuje (a najczęściej kobieta się czuje dobrze właśnie w tych
relacjach – w przedszkolach, w domach dziecka, w centrach pomocy psychologicznej,
empatia jest nam bardzo bliska, potrafimy to doskonale wyczuć) to jest właśnie
macierzyństwo duchowe. To jest siła kobiety. Mistyka urealnia człowieka. Jeżeli ktoś jest na
wysokim poziomie życia duchowego, to sprawdzianem tego jest urealnienie się jej osoby.
Pamiętacie św. Teresę z Avila? Czytaliście jej życiorys zapewne. Parę dni temu było
jej wspomnienie. Kiedy miała problem – czy wybrać pobożnego spowiednika, czy mądrego –
wybrała mądrego. Nie był może taki pobożny, ale był mądry. „Pobożność przeminie, głupota
pozostanie” – tak mówiła święta z Avil’a. A jednak to była mistyczka. Proszę zauważyć, jak
się porównuje duchowość kobiety i duchowość mężczyzny.
Kobieta ma związek z ciałem, bo ona ma rodzić. Kobieta staje się matką od razu,
a mężczyzna dopiero po dziewięciu miesiącach staje się ojcem. To jest coś niesamowitego.
Św. Tomasz z Akwinu mówił, że bycie matką to jest coś, czego skutki i predyspozycje
w całej fizjologii – pozostają na całą wieczność. Tego się nie da wymazać. Matczyność w nas
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin