Antologia 'Dawka Miłości'.doc

(700 KB) Pobierz

Dawka miłości

 

 

 

 

SEKS W S - F

S - F jako gatunek ściśle powiązany z literaturą przygodo­wą i młodzieżową jeszcze do niedawna pozbawiony był wyraźnych wątków erotycznych. I choć psychoanaliza bez­ceremonialnie wskazywała na wysublimowany, erotyczny charakter tej literatury - i tak przykładowo fallus miał być symbolizowany przez rakietę - to jednak prawie nikt nie brał tych psychoanalitycznych fantazji na serio. Trudno było bowiem znaleźć wyraźne motywy erotyczne w powieściach takich mistrzów s - f jak: Asimov, Clark, de Camp, Norton. Leiber czy Heinlein. Dopiero kontrkultura, która tak głębo­ko przeorała kulturę Zachodu, dokonała poważnego wyło­mu w purytańskim charakterze science fiction. Nawet taki wielki piewca tradycji purytańskich jak Robert Heinlein dał się ponieść duchowi czasu i napisał powieść sławiącą wolną miłość i narkotyki. Choć wielu z wielkich, jak chociażby Andre Norton, nie dało się zwieść wymogom nowych czytelników i pozostało wiernymi tradycyjnym wartościom. to jednak „nowa fala" pisarzy s - f już bez zbytnich zahamo­wań sięgała po erotykę. W chwili obecnej tak wielcy (tacy jak Silverberg, Varley, Farmer), jak i mali wkomponowali w swe utwory erotykę.

Prezentowana antologia zawiera opowiadania mniej zna­nych pisarzy. bowiem zależy nam na tym, by pokazać polskiemu czytelnikowi jak tradycyjne motywy s - f (inwazja obcych, cudowny wynalazek, inne cywilizacje itd. ) wykorzystane mogą być w literaturze erotycznej. Nie ulega bowiem wątpliwości, iż większość opowiadań z tej antologii traktuje s - f jedynie jako pretekst do opisu wyobraźni erotycznej.

 

 

 

 

DEAN WESLEY SMITH

KRISTINE KATHRYN RUSCH

 

Modelowy kochanek

Mężczyznę dla Pań dostarczono Cathleen w piątek po południu, w czasie gdy była w pracy. W firmie „Najlepszy Mężczyzna dla Pań" zostawiła klucze do mieszkania, aby pracownicy mogli przygotować wszystko przed jej powro­tem do domu. Cathleen była prezenterką dziennika o 23:00. Zaraz po audycji złapała pierwszą wolną taksówkę i kiedy ta zatrzymała się przed domem, niemal zapomniała zapłacić kierowcy.

Jej przytulny living - room pachniał lekko atramentem i świeżo sparzoną herbatą. Na stolikach z drewna tekowego stały róże. Białe meble z brązowymi elementami wyglądały wręcz zapraszająco. Zamknęła drzwi za sobą i przekręciła klucz w zamku. Ken, jej Mężczyzna dla Pań wyszedł z kuchni. Miał na sobie czarny, jedwabny szlafrok - kimono, który rozchylając się aż do pępka ukazywał lekko owłosiony tors. Delikatnymi rękami obejmował filiżankę z herbatą. Miał czarne włosy i czekoladowo zabarwione oczy. Cathleen wstrząsnął dreszcz.

Ken uśmiechnął się w formie powitania, jako że nie umiał mówić. Nie mogła pozwolić sobie na mówiący android - zwłaszcza taki, którego głos wydałby się jej seksy. Nienawi­dziła dźwięków brzmiących metalicznie, a choć firma „Naj­lepszy Mężczyzna dla Pań" szczyciła się perfekcyjnym wykonaniem androidów, to jednak nie udało się im pozbyć płaskiego głosu modeli. Zdecydowała się zatem na milczące­go Kena, sądząc, że cichy mężczyzna jest lepszy od gadatli­wego.

- Hello - powiedziała, czując się nieco niezręcznie. Nigdy dotąd nie była z nim sam na sam. Właściwie, widziała go tylko raz, na zapleczu sklepu firmowego. Miała wtedy podłączone do wszystkich tętnic kable w celu pomiaru reakcji fizycznej ciała na Kena. Technik w kółko powtarzał, że jest on dla niej wprost wymarzony, Najlepszy.

Ken wręczył jej filiżankę z herbatą. Ścianki naczynia były ciepłe. Aromat podrażnił jej nozdrza. Wypiła łyk, po czym odstawiła filiżankę.

- Najpierw muszę się przebrać - powiedziała.

Ken uśmiechnął się nieco szerzej, zbliżył do niej i powoli rozpinał jej bluzkę. Jego palce przesuwały się po skórze Cathleen, czuła, że zaczynają jej płonąć policzki. Była otumaniona, jak wtedy, gdy wpije za dużo alkoholu. Ken dotykał ją delikatnie, we właściwy sposób, tam, gdzie zawsze chciała być dotykaną. Cathleen jęknęła i przyciągnęła go do siebie z takim pożądaniem, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie odczuwała wobec żadnego mężczyzny.

Minęło już kilka miesięcy od jej rozwodu. Codziennie w drodze do pracy w lokalnej stacji telewizyjnej Cathleen przechodziła obok budynku z chromowanej stali i szkła. W dniu, w którym obchodziłaby rocznicę ślubu, przystanęła tam i nie przeszkadzało jej, że tłum w godzinie szczytu przeciska się koło niej, gdy pochłonięta odczytywała szyld:

NAJDOSKONALSZY MĘŻCZYZNA DLA PAŃ

WSTĄP PO INFORMACJE

Za oknem wystawowym pyszniły się soczystozielone rośliny. W narożniku przy drzwiach prezentowano projekcję holograficzną. Hologram przedstawiał mężczyznę, który opuszczał ręce wzdłuż swego półnagiego ciała i zarazem uśmiechał się zachęcająco.

Krew wzburzył jej mgliście znajomy zapach piżma. Skądś go znała, ale nie umiała go zlokalizować. Hologram powoli zmieniał się - włosy mężczyzny o nieokreślonym kolorze stawały się czarne, jego bezbarwne dotąd oczy - brązowe, a bezkształtna twarz zaczęła przypominać twarz Roberta.

Cathleen westchnęła zdegustowana. Jej były mąż Robert nie był ani mężczyzną dla pań, ani tym bardziej najdoskonal­szym w jakimkolwiek sensie. Matka powtarzała jej zawsze, że kobieta, która pożąda mężczyzny, nigdy go nie znajdzie: tak właśnie było z Cathleen od czasu rozwodu. Drzwi z chromowanej stali otworzyły się i po chwili znalazła się w sklepie.

Wyczuwało się w nim lekki zapach seksu, jak gdyby opuszczono go właśnie po odbyciu stosunku. Duże rośliny przy oknach zasłaniały widok na zewnątrz. Na pluszowej wykładzinie dywanowej leżały stosy poduszek, a ręcznie rzeźbione ,japońskie parawany. przedstawiające kochanków, rozdzielały pokój na części. Czuła się tak, jak gdyby weszła do sypialni bardzo bogatego człowieka.

Kiedy ze świstem zamknęły się za nią drzwi, z zaplecza, zza czarno - złotych drzwi wyszedł wysoki mężczyzna, o srebrzących się na skroniach włosach. Miał na sobie ubranie w szarym odcieniu. który podkreślał kolor jego włosów i ukrywał bruzdy na twarzy. Cathleen uznała, że miał około czterdziestu pięciu lat, choć równie dobrze mógł mieć i sześćdziesiątkę.

- Czym mogę służyć? - zapytał, a jej przez chwilę wydawało się, że w głosie słyszy ślad afektacji. Zrobiła krok do tyłu. Mężczyzna miał jednak wygląd człowieka rzeczowo podchodzącego do sprawy, a rzekoma afektacja musiała być wytworem jej własnej wyobraźni.

- Zainteresował mnie szyld w oknie wystawowym - odpowiedziała.

Tym razem rzeczywiście uśmiechnął się, ciepło i szczerze, tak jak gdyby chciał jej dopomóc w uzyskaniu najwspanial­szej rzeczy całego życia.

- Mężczyzna dla Pań jest zupełnie wyjątkowym produk­tem, proszę pani. Czy chodzi o panią, czy o kogoś innego? Niemal skusiło ją, by powiedzieć, że szuka prezentu urodzinowego dla przyjaciółki, ale odparła:

- Dla mnie.

- Doskonale - złączył dłonie i ciepło spojrzał. Wydawał się być starszym, wrażliwym człowiekiem. Cathleen potrząs­nęła głową. To miejsce zaczynało wywierać na niej dziwne wrażenie.

Właściciel cofnął się do małego, hebanowego stoliczka z tyłu sklepu. Odsunął blat, który odsłonił ekran komputero­wy.

- Czy pani zna nasze produkty? - zapytał.

Cathleen przecząco kręciła głową. Być może nie powinna była wchodzić do tego sklepu. Było tu dziwnie, zaczęła odczuwać zawroty głowy.

Mężczyzna nacisnął przycisk i drzwi z tyłu pokoju otwo­rzyły się. Pojawiła się w nich smukła kobieta w białej sukni. Sprzedawca powiedział:

- Pani chciałaby zobaczyć nasze modele.

Kobieta skinęła głową:

- Proszę za mną.

Poprowadziła Cathleen przez labirynt japońskich para­wanów. Za każdym z nich znajdowały się poduszki i lampki wykonane z drewna i papieru. Wyglądało to zapraszająco. Cathleen miała właśnie zapytać, dlaczego sprzedawca nie mógł zademonstrować jej modela, kiedy zatrzymali się przed jednym z parawanów.

- On jest za tym parawanem - powiedziała kobieta. On? Cathleen zmarszczyła brwi. Przecież to tylko model. Kobieta czekała, aż Cathleen podejdzie, obeszła więc parawan i przed jej oczyma ukazał się nagi mężczyzna.

Jego głowa spoczywała na poduszce, ciemne włosy w lek­kim nieładzie, jak gdyby nie przywiązywał wagi do swego wyglądu. Miał ciemne oczy i cienkie, zapraszające wargi. Cathleen wpatrywała się, przesuwając spojrzenie z owłosio­nej piersi w dół, w kierunku wąskich bioder.

Kiedy towarzysząca jej kobieta dotknęła ją w ramię, Cathleen niemal podskoczyła.

- Zostawiam panią z nim - powiedziała. - Proszę się nie spieszyć.

Model poprawił sobie poduszkę. Cathleen głęboko ode­tchnęła. Rozumiała już, dlaczego właściciel sklepu nie przyszedł tu z nią. Chociaż wiedziała, że model był sztuczny, odczuwała podniecenie z powodu bezpośredniej bliskości nagiego mężczyzny. Gdyby prawdziwy mężczyzna obserwo­wał ją w czasie, kiedy oglądała model, odczuwałaby jeszcze większe zakłopotanie.

Cathleen usiadła obok androidu. Kiedy pochyliła się nad nim, poczuła ciepło jego ciała. Jego oddech miał zapach mięty. Jaki prawdziwy! Wydawał się być jak człowiek. Nie miała pojęcia, że tak dalece zaawansowano już technologię. Kiedy przesunął palcami po jej ramieniu, poczuła mrowienie na skórze. Lekko, a zarazem stanowczo przycisnął jej bark tak, że znalazła się tuż obok niego.

Wsunął rękę w jej włosy i przytrzymał głowę, a gdy poczuła jego usta przy swych, przez całe jej ciało przeszły małe płomyczki. Od lat już nie udało się jej tak szybko rozbudzić. Zaczęła go całować - rękę przesuwała w dół jego ciała, czując mocną budowę bioder, sztywne włosy wokół pachwiny - zapominając, że jest w sklepie, za parawanem, prawie kochając się publicznie. Z androidem.

Odsunęła się.

Jego ciało było doskonałe. Obrócił się na bok tak, że w pełni widziała jego erekcję. Cathleen głęboko odetchnęła, wygładziła włosy i wstała. Nie pamiętała, by ktokolwiek tak dobrze ją całował. Przez chwilę niemal zapomniała, że jest to maszyna. Wydawało jej się, że o to właśnie chodziło. Poprawiła bluzkę i wyszła zza parawanu.

Kobieta czekała na nią siedząc na pufie w dalszej części pokoju.

- Czyż nie wspaniały?

Cathleen skinęła głową, nadal zbyt poruszona, by odpo­wiedzieć.

- Czy zakup interesuje panią?

Kogo by nie interesował? - pomyślała Cathleen.

Kobieta uśmiechnęła się:

- Niektórzy kupują od razu, ale to znaczna inwestycja. Łatwiej jest wypożyczyć, a później ewentualnie wymienić, kiedy będą nowe, ulepszone modele.

Cathleen wzięła głęboki oddech, jak miała zwyczaj czynić przed wejściem na antenę i powiedziała:

- Proszę o bliższe informacje.

Kobieta zaprowadziła ją do pokoiku obok głównej sali. Tam omówiły cenę - około jednej czwartej wysokiej miesię­cznej gaży Cathleen - i Cathleen wypełniła kwestionariusz dotyczący jej upodobań seksualnych. Wpłaciła niewielką kaucję i podpisała kilka dokumentów, z których większość stanowiły kopie kontraktu, na który rzuciła tylko okiem. Zgodziła się przyjść dwukrotnie w ciągu następnych dwu tygodni przed otrzymaniem swego Mężczyzny dla Pań : raz w celu wykonania testów zapachowych, a drugi raz, aby sprawdzić, czy ona i jej nowy partner są kompatybilni.

Dopiero gdy przeszła dwie przecznice, uspokoiło się wreszcie tempo uderzeń jej serca. Wróciła do studia telewizy­jnego z przekonaniem, że chciałaby mieć swego Mężczyznę dla Pań o wiele wcześniej niż przewidywała data dostawy, czyli dopiero za czternaście dni.

*

Właśnie w dniu, w którym miała nastąpić dostawa, Tom, nowy dyrektor do spraw produkcji, wezwał ją do siebie. Sala dziennika pachniała atramentem, którego zapach - według testów firmy „Najlepszy Mężczyzna dla Pań" - był dla Cathleen ponętny. To zdumiewające, jak zapachy mogą podniecać. Zapukała w szklane drzwi z nazwiskiem Toma wypisanym stylizowanymi, złoconymi literami, a kiedy drzwi się otworzyły, powitał ją lekko piżmowy zapach jej ulubionej wody kolońskiej.

Skup się, rozkazała sama sobie. Spojrzała w twarz czło­wieka, którego widziała pierwszy raz w życiu. Uśmiechnął się, a jego oczy lekko zmrużyły się w kącikach. Twarz o mocno zarysowanych szczękach miała nieprzenikniony wygląd, który cenią ogólnokrajowe sieci telewizyjne. Jednak wskutek białej szramy pod lewym okiem oraz ospowatej cery, prawdopodobnie przed kamerą nie wzbudzał zaufania. - Miło mi, że mogę cię wreszcie poznać, Cathleen.

- Dziękuję panu. - Zwróciła się do Toma, by dokończył prezentacji. Tom odchylił się w krześle do tyłu. - Przedsta­wiam ci Justina Jennersa. Na razie został dyrektorem działu wiadomości, do czasu, gdy zatrudnimy kogoś na stałe.

Cathleen zmuszała się do ciągłego potakiwania i uśmie­chu. Ostatnio była nadmiernie obciążona, ale nadal dobrze pracowała. Sądziła, że to właśnie ona dostanie stanowisko dyrektora. Była przecież szefową programu z najdłuższym stażem.

- Tom uznał, że lepiej będzie sprowadzić osobę spoza firmy, ażeby dopomóc audycji w okresie przejściowym - powiedział Justin.

- Brzmi rozsądnie - odpowiedziała Cathleen, siląc się na spokój w głosie. Wywoływanie antagonizmów nie miało sensu. Decyzję już i tak podjęto. Miała jedyną szansę: dobrze pracować i ubiegać się o to stanowisko ponownie w przy­szłym roku.

- Chciałem, żebyś wiedziała pierwsza, Cathy - powiedział Tom, a z jego głosu wyczuła, że może odejść.

- Dziękuję - powiedziała. Drzwi zamknęły się za nią. - Stokrotne dzięki.

Kiedy pojawił się Ken, Cathleen niemal zapomniała o pracy. Nikt nigdy nie dotykał jej tak jak on. I nikt też nie mógł. Ken znał wszystkie jej sfery erogeniczne. Jego palce były gorące i wrażliwe na napięcie, a chemia ciała perfekcyj­nie odpowiadała jej ciału. Wytwórnia uczyniła go lepszym niż którykolwiek mężczyzna. Była olśniona - mimo że kochanie się pozbawiło ją snu przez sześć kolejnych nocy. Wtedy Justin zaprosił ją na kolację.

Gdy stał przed nią po emisji wiadomości, był lekko zdenerwowany, ręce splótł na plecach. Mimo niezwykłego zmęczenia wypadła dobrze, była tego pewna. Wprawdzie Ken nie pozwalał jej zasnąć przez większą część nocy, pokazując pozycje, o których wcześniej nie miała pojęcia, wiedziała, że Justin nie mógł mieć zastrzeżeń do jej występu w wieczornej audycji. Być może miał zastrzeżenia do jej pracy w ogóle. Ken odbierał jej niemal całą zdolność koncentracji.

Justin zabrał ją do cichej restauracji niedaleko studia. Była to restauracja meksykańska, o stylizowanym wnętrzu i wie­lobarwnych tkaninach na ścianach. Kiedy szli za kelnerem do swego stolika, Justin trzymał ją za ramię. Podsunął krzesło, a ona uśmiechnęła się. Miło jest spotkać kogoś, kto jest takim dżentelmenem, nawet jeżeli zabrał jej stanowisko.

Podczas kolacji dyskutowali o współpracownikach i o ca­łej stacji. Kiedy po jedzeniu sączyli drinki, Justin opowiedział jej trochę o sobie. Cathleen błądziła myślami wokół Kena.

Sama myśl o nim pobudzała ją. Chciała być już w domu. Pomyślała o jego delikatnych pieszczotach, niemal niedości­gnionej perfekcji wyglądu, lekko piżmowym zapachu ciała.

- Przepraszam - powiedział Justin - powinienem był wcześniej skończyć.

Cathleen spojrzała na niego, czując się tak, jakby właśnie obudziła się z głębokiego snu.

- Czuję się świetnie.

- Nie - powiedział. - Jesteś zmęczona. Jak się czujesz na­prawdę?

Odsunęła z twarzy pasemko włosów. - Ostatnio nie sypiam zbyt dobrze.

- To widać. - Odstawił filiżankę z kawą, a ona nawet nie pamiętała, że ją zamawiał.

- Możesz przyjść jutro trochę później niż zwykle. Wyśpij się dobrze.

Zrobiła się czujna. Oto następowała ta część wieczoru, w której zamierzał mówić o jej wynikach w pracy.

Justin położył pieniądze na rachunku i delikatnie dotknął jej dłoni.

- Chciałbym odwieźć cię do domu.

Cathleen przytaknęła, czując ulgę. Zamierzał po prostu rozmawiać. Nic więcej. Stłumiła westchnienie. Do domu, to dobry pomysł. Ken czekał na nią, prawdopodobnie już w sypialni, nagi, wyciągnięty na łóżku.

W piętnaście minut później Justin_ zatrzymał samochód przed domem, pochylił się i pocałował ją. Jego usta miały smak piwa, potraw meksykańskich i kawy. Przyciskał wargi zbyt mocno, język był zbyt nachalny. Próbowała odsunąć się, ale mocno trzymał jej ramiona.

- Chciałbym pomóc ci w zaśnięciu.

Cathleen odsunęła się. Bolały ją ręce w miejscu, gdzie je przytrzymywał. - Nie, nie lubię wiązać się z kimkolwiek z pracy.

Twarz Justina była niewidoczna.

- Całkiem rozsądnie. - Głos miał napięty, niemal wściekły. - Jak to dobrze, że nie jestem stałym pracowni­kiem, co?

- Tak - odpowiedziała, choć wcale nie była pewna, czy tak właśnie sądzi: Jego ton przyprawiał ją o lekki dreszcz i przypomniała sobie sytuacje, w których słyszała już tę samą złość w głosie innych mężczyzn. Jeżeli nie zadziała szybko, za chwilę ta randka zakończy się próbą gwałtu. Siliła się na spokojny głos.

- Dziękuję, kolacja była wspaniała.

- I ja dziękuję. - Dotknął pasemka jej włosów. Wydawało się, że wściekłość mu przeszła - jeżeli w ogóle była prawdzi­wa. - Wobec tego, warto chyba powtórzyć.

- Zgoda. - Przytaknęła, by nie mieć poczucia winy. Chwyciła klamkę od drzwi samochodu, otworzyła je i wysia­dła. - Dziękuję za wszystko.

- Zobaczymy się jutro. - Uruchomił silnik. - Wyśpij się trochę.

- Tak. - Stała na chodniku i obserwowała, jak samochód odjeżdża od krawężnika. W ciemności, za jej plecami, szumiały obrotowe spryskiwacze trawników, tworząc mglis­te fale chłodu na jej nagiej skórze.

Była zmęczona. Zawróciła w stronę domu i szła omijając mokre łaty, będące efektem pracy spryskiwaczy. Otworzyła drzwi mieszkania. Wchodząc, po raz pierwszy poczuła wyczerpanie. Zanim nastał Ken, sypiała zwykle po osiem godzin każdej nocy.

Living - room rozświetlały lampy, ukazując stojącego po­środku Kena, wspaniałego w swej nagości. Cathleen podeszła do okna i zaciągnęła zasłony. On me ma żadnego poczucia przyzwoitości - choć właściwie, skąd ma je mieć. Był tylko maszyną. Uśmiechnęła się do niego, ze zdziwieniem stwierdzając, że pierwszy raz nie jest nim wcale zainteresowana.

- Myślę, że nie potrzebuję niczego więcej oprócz ciepłego kakao i długiego snu - powiedziała. Zdjęła buty, odłożyła torebkę na krzesło przy drzwiach i poszła w kierunku kuchni.

Ken jednak położył rękę na jej plecach, obrócił dookoła i pocałował. Jego pocałunek był o całe niebo lepszy od Justina. Ken wiedział, jak dotykać jej ust, jak rozpalić ogień w jej ciele. Ogień już się tlił, ale ona nie chciała go tej nocy rozpalać. Ważniejszy był sen. Odsunęła go.

- Dziś nie, Ken.

Nie chciał pozwolić jej odejść. Ciągle całował, rozbudzał, dotykał uszu, szyi, piersi, każdej części jej ciała, która gwarantowała głęboki bodziec seksualny. Coraz trudniej było przestać. Była to jednak także kwestia zasad.

- Nie, Ken.

Jego usta zatopiły się w jej. Czuła smak wody, chłodu i świeżości. Jego pocałunek odświeżał, lecz czegoś w nim brakowało, być może tej niewielkiej niezręczności, która cechowała Justina.

Do licha, była skonfundowana.

- Stop, Ken.

Przestał i odsunął się. Polecenie: STOP było bardzo ważne. Ken musiał jednak wyczuwać jej wahanie, ponieważ nadal głaskał jej twarz dłonią. Sięgnęła po nią i odsunęła.

- Chcę po prostu spać - powiedziała. - Obejmij mnie tylko.

Wziął ją w ramiona. Jego dotyk zapewniał dobro i bezpie­czeństwo. Wspierała się na nim, ciesząc się jego ciepłem.

Ręce przesunął na jej talię i wsunął pod bluzkę. Poczuła delikatne mrowienie skóry pod dotykiem jego palców. Ciało reagowało akceptująco. Powstrzymywała się, by nie położyć swych dłoni na jego nagich plecach.

- Muszę iść spać - powtórzyła, choć wiedziała, że na nic się to nie zda. Ken został zaprogramowany, by zaspakajać ją, dogadzać seksualnie, a nie inaczej. Nie mogła pozwolić sobie na kolejną noc bez snu. Przesunęła rękę w górę po plecach Kena, żałując każdego swego ruchu. W końcu palce odnalazły pieprzyk, w którym schowany był wyłącznik Kena. Nacisnęła raz. Dwa razy.

On jednak uśmiechnął się tylko i nadal pieścił jej ciało. Po raz pierwszy na samym dnie żołądka odczuła panikę.

Pracownicy firmy „Najlepszy Mężczyzna dla Pań" zapew­niali, że wyłącznik stanowi ostateczne zabezpieczenie. To ona miała kierować Kenem. Nie mogło się zdarzyć, by był nieposłuszny.. Przynajmniej tak właśnie ją zapewniano.

Ken schylił się i uniósł ją w swych ramionach jak w kołysce. Obrócił się i skierował do sypialni.

Walczyła, napierając na niego. Trzymał ją tak mocno, że niemal odczuwała tworzące się siniaki. Dwukrotnie odnala­zła wyłącznik i przycisnęła go. Lecz Ken nadal się poruszał. Delikatnie położył ją na łóżko i przytrzymał, zanim powtór­nie zdążyła podjąć próbę wyszarpnięcia się. Jedną ręką przytrzymywał ją, drugą rozsuwał nogi.

- Stop! - krzyczała. - Natychmiast przestań! Popatrzył na nią i uśmiechnął się.

- W żadnym razie - powiedział.

Jego słowa tak ją zaskoczyły, że przestała się wyrywać. Skorzystał z tej chwili, aby przywiązać jej prawą stopę luźno do ramy łóżka. Pochyliła się, by go powstrzymać, ale odepchnął ją.

- Co robisz? - usiadła ponownie. - Ty nie masz... Wcisnął jej chusteczkę w usta, napinając przy tym wargi tak mocno, iż pomyślała, że zęby przebiją się, przez skórę. Walczyła z nim, kiedy wiązał jej ręce na plecach. Kopała go swobodną stopą. Uwięził ją pod swym kolanem. Wtedy kilkoma szybkimi ruchami zerwał z niej ubranie, pozosta­wiając wzdłuż rąk i nóg czerwone krechy.

Szmatka w ustach dusiła ją, zdawało się, że zwymiotuje. Zmusiła się do powolnego oddychania przez nos.

- Zrobimy sobie jeszcze jeden raz, zanim wezwę szefa. - Miał wysoki i niemetaliczny głos, o indywidualnym zabarwieniu, które cechuje każdą istotę ludzką. - Tym razem, wszystko dla mnie.

Rzucił ją na brzuch, przywiązał lewą nogę do drugiego słupka ramy i wszedł w nią od tyłu, w pozycji, której nienawidziła. Była nie przygotowana i spięta w momencie, gdy wsuwał się w nią. Ból był ostry i piekący, taki jakiego zaznała wskutek otarć, gdy w studiu spadła ze schodów.

Po całej delikatności w jego programie nie pozostało żadnego śladu. Miał gwałtowne ruchy i twardy uścisk. Tak długo klepał ją po pośladkach, aż ból sprawił, że były bez czucia. Odciągnął jej głowę do tyłu i mocno ugryzł w szyję, tak że mimo knebla wydała krzyk. Z kolei wcisnął jej twarz głęboko w poduszkę, iż mało brakowało, aby się udusiła.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin