Rozdział 16
Kuchnia domu na Grimmauld Place w mgnieniu oka stała się Pokojem Narad. Potter i Lupin sprzątnęli ze stołu, żeby Albus i Minerwa mogli rozłożyć na nim różne mapy i kawałki interesujących pergaminów. Skrzaci przyjaciel Pottera dbał o ciągłą dostawę ciepłych napojów i słodkich przekąsek, podczas gdy różni członkowie Zakonu przez cały wieczór przychodzili i wychodzili przez kominek.
Snape był zbyt zdenerwowany, żeby usiąść na dłużej. Pomimo skuteczności jego eliksiru przeciwbólowego, Mroczny Znak wciąż palił go wystarczająco mocno, by to nie dawało o sobie zapomnieć. Wcześniej tylko raz Snape czuł, jak jego znak płonął tak bardzo, a było to w czasie pierwszej wojny – tuż przed jej punktem kulminacyjnym. Wyciągnął z szaty swoją piersiówkę i wypił jednym haustem mniej więcej połowę jej zawartości. Dwa razy w życiu to wystarczająco dużo dla każdego, prawda?
Ciepło u jego boku ściągnęło wzrok Snape’a na Pottera. Gestem zaoferował chłopakowi piersiówkę.
- Nie, dzięki.
- Jak chcesz, Potter.
Swobodnie oparli się o ścianę w kuchni i patrzyli, jak najpierw Molly i Artur Weasleyowie, a następnie Tonks i Moody informowali Dumbledore’a o wydarzeniach, które wstrząsnęły ostatnimi dniami. Krótki i nieudany atak na mugolską szkołę niedaleko Cardiff, zniknięcie sklepikarza-charłaka w Dagenham, Mroczny Znak płonący nad cmentarzem na wrzosowiskach w Derbyshire… Większość tych zdarzeń wydawała się być niepowiązanym z niczym ważnym, zbiegiem okoliczności. Snape podejrzewał jednak, że to wszystko zostało zrobione dla wywołania chaosu. Śmierciożercy atakowali pozornie przypadkowe miejsca, by ukryć lub też zwabić swój prawdziwy cel.
- Jak to było?
- Hę? Słucham?
Znów spojrzał na chłopca, być może pierwszy raz zdając sobie sprawę z tego, że nie musiał już tak naprawdę patrzeć za bardzo z góry. Jak Potterowi udało się urosnąć, że on tego nie zauważył?
- Ja, ee, pytałem cię, jak to było…
- Co jak było?
- Wiesz, bycie jednym z nich? Bycie Śmierciożercą.
- Dlaczego tak nagle cię to interesuje?
Potter wzruszył ramionami.
- Nie aż tak nagle, naprawdę. Po prostu nigdy nie miałem…
- Jaj?
Zielone oczy zabłysły.
- …nerwów, by zapytać. – Uśmieszek.
Snape westchnął, obserwując wszystkich zebranych pochylonych nad kuchennym stołem i pogrążonych w ożywionej dyskusji.
- To było... zarówno przerażające, jak i nadzwyczajne.
- Co?!
- Cóż, jestem pewien, że możesz się domyślić przerażającej części. – Potargana głowa obok niego przytaknęła lekko. – I poza tym naprawdę nie mam zamiaru bardziej ci tego klarować. Wystarczy powiedzieć, że widziałem… i zrobiłem… pewne rzeczy, których bardzo chciałbym nie zrobić. I które bardzo chciałbym móc zapomnieć.
Nagle odkrył, że trudno mu było patrzeć w szeroko otwarte, zielone oczy Pottera, ale zmusił się, by to zrobić, przygotowując się na znalezienie w nich odrazy lub rozczarowania. Jednak zamiast tego zobaczył w nich tylko smutek i sympatię. Znów odwrócił wzrok.
- Więc co z tą nadzwyczajną częścią?
Tak. Co z nią? Snape wziął głęboki oddech i myślał nad swoimi następnymi słowami. Nigdy nie próbował tego nikomu wytłumaczyć. Nikt, kto nie był ani nawet nie myślał o zostaniu Śmierciożercą, nie zrozumiałby tego, więc po co miał próbować? Ci, którzy byli jednymi z nich, nie potrzebowali żadnych opisów. A żaden z tych, którzy wyrazili swoje pragnienie przyłączenia się do nich i potrzebowali zachęty, nie powinien słuchać o tym aspekcie…
- Okazjonalnie, panie Potter, to było zabawne.
- Zabawne?
- Tak, zabawne. Jestem pewien, że to pojęcie jest ci znane.
- Ale jak mogło być? Robienie tych wszystkich strasznych rzeczy?
Snape popatrzył w dół swojego długiego nosa i modlił się do wszystkich bogów, by próba wytłumaczenia tego nie umieściła go w niełasce.
- Bycie nastolatkiem to nadzwyczajny czas, prawda, Potter? Człowiek jest u szczytu sprawności fizycznej, u jego stóp leży cały świat, czuje się… nieśmiertelny i niepokonany. Jest przekonany, że będzie żyć wiecznie i zostanie kimś tak niesamowitym, że wszystkie przyszłe pokolenia zwykłych śmiertelników będą wspominać go z uwielbieniem. Wszystkie nastolatki w jakimś stopniu doświadczają tych uczuć. Ale to jest znacznie gorsze dla magicznych nastolatków, nieprawdaż? Ponieważ my JESTEŚMY czymś więcej niż zwykli śmiertelnicy. – Przerwał na chwilę, upewniając się, że wszyscy przy stole wciąż byli pogrążeni w rozmowie, zanim kontynuował. – Byliśmy młodzi i głupi, mieliśmy moc. Podążaliśmy za najpotężniejszym czarodziejem, który nawiedził świat w tym stuleciu, a nawet nie tylko w tym. To były najbardziej niesamowite i awanturnicze czasy w moim życiu. Niebezpieczne czasy, tak, ale porywające i ekscytujące do tego stopnia, że nigdy byś w to nie uwierzył, Harry. Czasami mieliśmy wrażenie, że nie może stać się nam nic złego.
- Ile miałeś lat? – Zabrzmiał szept przeznaczony tylko dla jego uszu.
- Osiemnaście. – Tak, tyle samo co ty, mój Wybawco. Snape patrzył, jak młodszy mężczyzna przyjmował to wszystko i rozważał. – Rozczarowałem cię, Potter?
Chłopak spojrzał mu głęboko w oczy.
- Nigdy.
Snape poczuł niewielki skurcz pod swoim prawym okiem. Wierzył w to.
Ogień na kominku zasyczał głośno i wyrzucił z siebie jednego z identycznych Weasleyów. George, stwierdził Snape po przelotnym spojrzeniu na młodego mężczyznę.
- Och, George, mój drogi! – wykrzyknęła Molly i podbiegła, by objąć swojego syna okrytymi chustą ramionami. – Czy wszystko w porządku, kochanie? Twój brat? Tak? Hermiona? Tak? Bardzo dobrze. Masz ochotę na herbatę, mój drogi?
George przewrócił oczami nad ramieniem matki i przytaknął.
- Jakie wieści z Yorku, panie Weasley? – zapytała Minerwa, podczas gdy Molly zajęła się kubkami, spodkami i przekąskami, ku wielkiemu niezadowoleniu ciągnącego się za uszy skrzata domowego.
- Albertus Tollinger! – George uśmiechnął się radośnie. – Mamy go!
Snape uniósł głowę.
- Albertus Tollinger, ekspert Czarnego Pana od materiałów wybuchowych?
- Śmierciożerczy specjalista od materiałów wybuchowych? Ha! To nic w porównaniu z bliźniakami Weasleyów! – George mrugnął do Snape’a w zdecydowanie zbyt poufały sposób.
Snape wygiął sarkastycznie brew i rzucił swoją piersiówkę w stronę George’a. Rudzielec złapał ją i potrząsnął przy uchu.
- Zdrówko, Snapey! – Wyszczerzył się, odkręcając nakrętkę.
Potter zjeżył się przy łokciu Snape’a.
- Snapey? – wyszeptał.
- Nie pytaj, Potter.
- I gdzie teraz jest Tollinger, George? – zapytał Artur Weasley, któremu udało się wyglądać jednocześnie na dumnego oraz nieco zmartwionego.
- Aurorzy. Gnoje zabrali go nam praktycznie bez podziękowania!
- Język, George! – zirytowała się Molly.
George zignorował swoją matkę.
- Jednak facet coś wypaplał, zanim musieliśmy go oddać. To doprawdy zdumiewające, co koleś ci powie, gdy zagrozisz mu użyciem Whizzing Whopper Weasleyów…
- Tak, DZIĘKUJEMY, Weasley! – wywarczał Snape. – Informacja, chłopcze?
George wypił resztę zawartości piersiówki i mrugnął.
- Doki – udało mu się wysapać, podczas gdy Ognista wypalała w jego gardle ścieżkę ognia. Skrzywił się do Snape’a. – Zwykle pijesz szkocką!
Snape elegancko uniósł jeden bark i pozwolił mu opaść.
- Skończyła mi się – odpowiedział po prostu.
George opanował się z niewielkimi trudnościami. Kilka suchych kaszlnięć, łyk wciśniętej mu w dłonie herbaty i był gotowy, by kontynuować.
- Złapaliśmy Tollingera zaraz po tym, jak aportował się w Yorku w szaleńczym pędzie z mugolskiego Londynu. Wygląda na to, że robił interesy z kilkoma raczej podejrzanymi charłakami rozproszonymi po miejskich częściach Tamizy.
- Dagenham – wypluł Snape, z zadowoleniem obserwując, jak Tonks od razu zaczęła szukać raportu o sklepikarzu pomiędzy dziesiątkami dokumentów zaścielających stół kuchenny. Nakazał George’owi, by kontynuował.
- Tollinger wydawał się być niepocieszony tym, że nie będzie miał okazji pławić się w zadowoleniu swojego Pana i Mistrza, gdy, i tu cytuję: „wszystko wybuchowo się ziści”. Wiecie, potrzebował czegoś od łącznika w Yorku, by zakończyć to, co zaplanowali w tym tygodniu w londyńskich dokach. – Uśmiech George’a zbladł nieco. – Myślę, że planują tam POWAŻNE rozróby. Ja i Fred rozpoznamy poważną rozróbę, gdy widzimy jej plan.
- Mieszka tam teraz dużo ludzi, mugoli – powiedział Potter, jego głos brzmiał odrobinę niepewnie. – Tereny dookoła doków są obecnie adaptowane na luksusowe posesje. To już nie jest przemysłowym teren odpadowy.
Dumbledore przytakiwał smutno, opierając skrzyżowane ręce na krawędzi stołu.
- Jest tam też bardzo duży czarodziejski rynek, Harry. – Przyciągnął do siebie jedną z map, gdy mówił. – Jest ukryty tutaj, pomiędzy Belwederem i Erith na Tamizie.
Moody przeglądał mapę swoim dobrym okiem.
- Więc jakiego rodzaju sklep ma ten charłak Dagenham?
- Chemiczny, według tego raportu – powiedziała Tonks.
- Masz na myśli aptekę? – zapytał Snape.
- Ta – wyszeptał Potter. – Wiemy, po co ekspert od materiałów wybuchowych miałby biegać do Yorku?
- Niestety – odpowiedział Snape – tak.
***
Snape i Potter nie powiedzieli sobie tego wprost, jednak wydawali się nie mieć zamiaru opuszczenia swojego boku. Nieważne, czy Snape rozmawiał z członkami Zakonu w kuchni, poszukiwał informacji w bibliotece czy siedział w milczeniu w salonie jedynie przy blasku płonącego na kominku ognia, zawsze mógł wyczuć oraz widzieć Pottera u swojego boku. Wydawało się, że chłopak nie uśmiechnął się od przynajmniej kilku godzin i jego blada twarz coraz bardziej i bardziej zmieniała się w maskę ostrożności.
- Powinieneś spać, Potter. Jest już prawie czwarta rano.
- Nie jestem zmęczony.
- Nie wiesz, kiedy znowu będziesz miał okazję…
- Powiedziałem, że nie jestem zmęczony.
Snape rzucił mu nieco miażdżące spojrzenie ponad górą ksiąg leżących na stole w bibliotece.
- Cóż, chociaż połóż się na kanapie i daj na krótką chwilę odpocząć swoim oczom. – Oczy, o których była mowa, chociaż zmęczone, wciąż rzucały buntownicze błyski. Snape poczuł, jak jego ostre spojrzenie łagodnieje, gdy patrzył na swojego młodego kochanka. – Nie opuszczę tego pomieszczenia bez obudzenia cię. Obiecuję.
Potter mrugnął powoli, rozważając tę opcję. Ziewnięcie wydawało się przechylić szalę, więc zwlókł się ze swojego krzesła, opierając się o stół, gdy wstawał.
- Okej – powiedział sennie. – Ale tylko dlatego, że obiecałeś.
Snape przytaknął i ponownie skupił się na tekście, który czytał. Po krótkiej chwili ręce owinęły się od tyłu wokół jego szyi i Potter wtulił twarz w jego kark i włosy.
- Byliśmy przedtem tak doskonali – wyszeptał chłopak. – Mam na myśli, zanim nam przeszkodził. – Znów ziewnął, jego oddech owiał skórę Snape’a. – Byłeś tak piękny.
- Śpij, Potter. Twoje zdolności wyraźnie zaczynają spadać.
- Gnojek.
- Dzieciak.
- Skurwysyn.
Snape odwrócił głowę i uchwycił usta Pottera w krótkim pocałunku.
- Kanapa – wywarczał. – Teraz.
- Mm, czy to znaczy, że się do mnie przyłączysz?
- Jak myślisz, ile uda ci się pospać, jeżeli to zrobię?
Ospałe usta wygięły się w uśmiechu.
- Jak myślisz, jak bardzo by mnie to obchodziło?
Snape wydał zrezygnowany odgłos i odgonił od siebie młodszego mężczyznę.
- Odpoczywaj. – Ramiona odsunęły się od niego i Potter powłócząc nogami, podszedł do miękkiej kanapy obok kominka i wyciągnął się na niej. Wydawało się, że od razu zasnął. Snape pozwolił sobie na obserwowanie chłopaka przez kilka minut. – Śpij, Harry – wyszeptał w ciszę pokoju, zanim znów skupił się na artykule o nielegalnych eliksirach zwiększających moc zaklęć, który czytał.
Rażące promienie słońca wpadały przez okna biblioteki, gdy Potter gwałtownie usiadł, wybudzając się ze swojej drzemki i krzyknął:
- Severus!
Lupin, który zawędrował do biblioteki krótko po świcie i teraz cicho czytał w fotelu przy odległej ścianie, podskoczył i zgubił stronę.
- Jestem tutaj, Potter. Spróbuj zredukować krzyki do minimum, gdybyś był tak miły. – Snape nie porzucił swojego miejsca przy stole i stosach tekstów o eliksirach.
- Prze… przepraszam – wymamrotał chłopak, poprawiając okulary i rozglądając się po pokoju. – Och. Przepraszam, Remusie.
- Nic się nie stało, Harry. Dobrze widzieć, że udało ci się trochę odpocząć.
Potter wstał z kanapy i z przyjemnością przeciągnął się ospale, delikatnie masując jeden z barków, aż ten wydał cichy odgłos pyknięcia.
- Jak długo spałem?
- Około czterech i pół godziny – poinformował go Snape. – Powinieneś spróbować dłużej, jeżeli możesz.
Potter podszedł do stołu i stanął u boku Snape’a. Jego wzrok błądził po wielu książkach, dziennikach i traktatach, które były rozwalone na całej powierzchni drewnianego blatu.
- Nie, już się obudziłem. Jednak mógłbym skorzystać z jakiegoś śniadania. – Nachylił się lekko, by zerknąć za czarne włosy, które zasłaniały twarz Snape’a, gdy ten czytał. – Też powinieneś zjeść śniadanie. I napić się kawy. Wyglądasz jak śmierć na chorągwi.
Długi, poplamiony eliksirami palec zaznaczył fragment tekstu, gdy Snape uniósł wzrok, by popatrzeć na młodą twarz chłopaka.
- Dziękuję ci bardzo za wytknięcie tego, panie Potter. – Potter nagle wyszczerzył się i Snape odniósł niepokojące wrażenie, że chłopak zapomniał o obecności wilkołaka i miał zamiar pochylić się, by go pocałować. – Lepiej więc będzie, jeżeli zawołasz swojego skrzata domowego, nieprawdaż?
- Ta. – Potter wyprostował się i znów przeciągnął. Snape był wdzięczny za to, że Lupin wybrał sobie miejsce do czytania, które było za nim, i przez to jego spojrzenie – obecnie skupione na odrobinie nastoletniego ciała, które było odsłonięte, gdy koszulka Pottera uniosła się do góry – zostało zauważone tylko przez samego Pottera. Chłopak uśmiechnął się krzywo i odwrócił się, by wsadzić głowę do kominka i zamówić coś na śniadanie. – I mocną kawę – dodał na końcu zamówienia. – Dużo.
Rozdział 17
- Nad czym tak pracowałeś przez całą noc? – Harry zlizał smugę roztopionego masła ze swojego lewego kciuka i wrócił do chrupania opieczonej muffinki.
Snape odstawił kubek z kawą i spojrzał przelotnie na Lupina, który siedział przy drugim końcu stołu, zajadając się tostem z gotowanymi jajkami. Czarne oczy Snape’a ponownie spoczęły na Harrym i mężczyzna odchrząknął, zanim udzielił zwięzłej odpowiedzi.
- Eliksiry wzmacniające.
- Co wzmacniające?
- Zaklęcia.
- Okej. To coś przydatnego?
Snape podniósł kubek i objął go swoimi bladymi dłońmi.
- Mam taką nadzieję. – Znów zerknął na Lupina i z powrotem wpatrzył się w Harry’ego. – Pamiętasz zaklęcie, które niedawno ci pokazałem? Chodzi mi o to, które sprawiło, że twoje Lumos było jaśniejsze i znacznie potężniejsze, niż jest normalnie.
Harry ukrył swój niewielki rumieniec za muffinką.
- T… tak. Pamiętam… to.
Snape zacisnął na chwilę usta, po czym kontynuował:
- Więc pamiętasz również, że dodatkowa moc osłabła mniej więcej pół godziny później?
- ...
silga