Diaboli perfektum [TANDARIDEI].doc

(41 KB) Pobierz
Diaboli Perfectum

Diaboli Perfectum

Autor: TANDARIDEI

 

 

 

Nie mogłem się ruszyć. Głowa bezradnie spoczywała na mojej nagiej piersi. Wszystko wokół się kręciło. Nic nie widziałem. A może dlatego, że miałem zamknięte oczy. Tak, pewnie tak, ale teraz nawet to, żeby jakoś unieść powieki, wydawało się nadludzkim wysiłkiem. Jeszcze chwila i zaczęło dochodzić do mnie, że ręce mam wyciągnięte nad głowę i przykute do ściany. To nie były zwykłe pęta. Nie cięły, nie ocierały, nie raniły. Fakt, trzymały mocno ale były wyłożone czymś miękkim i delikatnym. Pod gołymi stopami miałem poduszki, a przynajmniej coś co to przypominało. Poruszyłem się i poczułem ciepłe powietrze na całym ciele. Boże, byłem kompletnie nagi !!!

- Obudziłeś się w końcu.- usłyszałem głos, cichy, lekko rozbawiony głos. Brzmiał jakoś znajomo. Ale to nie mógł być, nie mógł...

A jednak, otworzyłem oczy. I tak to był on. Po mojej lewej stronie, skrępowany tak jak ja, wpatrywał się we mnie...Tobi.

- Tobi?! Co ty tu robisz?! - usłyszałem prychnięcie.

- To samo co ty... wiszę sobie. Ładne masz...nogi, Alex - powiedział ale teraz na moje nogi wcale się nie patrzył... czułem jak na moich policzkach zakwita rumieniec. Westchnąłem cicho i moje oczy wzniosły się ku górze. Postanowiłem tego nie komentować. Sytuacja i tak była wystarczająco absurdalna.

Dalej na niego nie patrzyłem. Nie mogłem. Za to, moją uwagę przykuły złociste draperie na suficie. Były wszędzie. I wysokie ściany, nie było ich widać za zwojami karbowanego materiału w kolorze pomarańczy i miedzi. Podłoga, zaryzykowałem spojrzenie. Tonęła w stosach błyszczących, chyba jedwabnych poduszek. Te mieniły się wszystkimi odcieniami czerwieni. Komnata, bo to coś było za duże na zwykły pokój, wyglądała jak ogarnięta pożarem.

- Jezu... - szepnąłem.

- Prawda, nieźle to ktoś urządził. - zaśmiał się Tobi.

- Jak to, nieźle?! Musimy się stąd wydostać! - prawie krzyknąłem, jak on mógł być taki spokojny.

- Masz jakiś pomysł? - uciął - Bo ja nie.

- To ty ćwiczysz się u tych wiedźm... też mi coś... - czułem prawie jak Tobi przewraca oczami.

- Tan i Schusz to nie wiedźmy!... ale i tak nie mogę. Mam to. - westchnął.

Spojrzałem na niego, i to był błąd. Piękne, jasne ciało było naprężone, wilgotne. Gładkie, delikatne uda nie zakrywały jego wdzięków... zaraz, jakich wdzięków?! Przecież Tobi był chłopakiem. Dowód tego był jak najbardziej wyraźny. Stojący odważnie, otoczony prawie niewidoczną szczecinką włosów.

- Napatrzyłeś się? - zapytał rozbawiony. Mój rumieniec na pewno się powiększył.

- Ja... nie, tylko... - zacząłem się tłumaczyć.

- Dobrze, to spójrz teraz w górę. Mam to coś na szyi. - i faktycznie, Tobi miał na sobie obrożę. Wyglądała jak srebro, ale miała dziwny mleczny odblask.

- Właśnie to. Nic nie mogę zrobić. A teraz skoro wyjaśniliśmy sobie najważniejszą rzecz... - Tobi prawie mruczał. Ciarki mnie przeszły na sam dźwięk jego głosu.

- ...czy jest szansa na to, że twoi będą cię szukać?

- Niezupełnie, tzn. nie powiedziałem im gdzie idę.

- No tak, ale wiedzieli, że wychodziłeś?

- nnnn niezupełnie... - czułem się jak zupełny dureń. On tylko westchnął.

- Pięknie, mamy przewalone. Moi też nic nie wiedzą.

- Jesteśmy zdani na siebie.

- Jak to jesteśmy? Nie ma my! Jesteś zboczeńcem, nie zadaje się z tobą!

- Powiedział nie zboczeniec... a skoro tak się mnie brzydzisz to wytłumacz mi proszę, czemu patrzyłeś się na mój tyłek? - zachichotał.

- Wcale nie ! - krzyknąłem. Nie patrzyłem się... no może raz tylko rzuciłem okiem.

- Tak, tak, i nie tylko na tyłek... - przedrzeźniał się Tobi.

- To ty się na mnie patrzyłeś! - wypaliłem.

- No i co? Niby jak mi zabronisz? - zapytał i jak gdyby nigdy nic, znów zaczął się na mnie patrzyć. Tego było za wiele.

- Tobi, przestań, to nieprzyzwoite, jesteś chłopakiem! - ten zaśmiał się tylko i nic nie robiąc sobie z moich zakazów, oglądał mnie dalej. Czułem jego wzrok, naprawdę. Wiedziałam gdzie się patrzy. On nie miał wstydu. Żeby mnie oglądać w 'tym' miejscu.

- Przestań !!!!

- Nie! Ładny jesteś... duży, jak na swój wiek. - stwierdził.

- Tobi...odpierdol się. Ja nie żartuję!

- Oooo, jak ty mówisz? A co jak się nauczę, hę? - spojrzałem na niego i znów, natychmiast tego pożałowałem. Oczy mu błyszczały, całkiem drapieżnie. Jezu, jakie on miał czerwone usta.

Mokre. Teraz, kiedy zauważył mój wzrok gładził je delikatnie czubkiem języka.

Nie... tylko nie to, nie to... nie było rady, Tobi już zauważył. A ja nic nie mogłem poradzić na to, że z sekundy na sekundę robiłem się twardy. Moje własne ciało zdradziło mnie w taki sposób...

- ..... - mały zboczeniec już chciał to skomentować ale przerwał mu dźwięk dochodzący z centrum komnaty. Tak, na pewno. To był śmiech. Poduszki zaczęły się podnosić. Spod nich wydostało się dwóch chłopców. Mniej więcej naszego wieku. Ten nowy widok był tak niesamowity, że zapomniałem języka w gębie.

Jeden z chłopców, trochę wyższy miał białe włosy do ramion. I to on pierwszy się pokazał. Jego towarzysz, włosy z kolei miał brązowe, uczesane w gruby warkocz przełożony przez ramię. I obaj byli nadzy. Nie licząc niesamowitej ilości biżuterii, którą niemal się skrzyli.

Wszędzie, na szyi, przedramionach, rękach, kostkach, nawet we włosach. Obydwaj byli niesamowicie ładni. Musiałem to przyznać. Ten pierwszy miał ostre rysy twarzy i bardziej męską sylwetkę. Jego oczy były lekko skośne, i bardzo ciemnie, prawie czarne.

Chłopak z warkoczem mógłby uchodzić za dziewczynę. Mógłby, gdyby nie jeden szczegół. Nawet z miejsca w którym byłem przykuty, czyli jakieś pięć metrów od nich, widziałem, że uda ma lekko zaokrąglone i bardziej kobiece, mniej więcej takie jak Tobiego...

Tobi...? no tak, przyznaję się, oglądałem go trochę wyraźniej niż kazała by przyzwoitość... Oczy drugiego chłopca spojrzały w moją stronę, były niesamowicie duże i zielone.

Obaj wymienili coś miedzy sobą, szepcząc i zaczęli iść w naszym kierunku.

To był sen. Na pewno. Nie mogło być inaczej... co ja mówię! To się działo naprawdę.

Dwa pachnące ciała podeszły. Jezu, z bliska wydawali się jeszcze ładniejsi.

Ten z czarnymi oczami stanę naprzeciwko mnie. Drugi przed Tobim.

- Sturm. - przedstawił się ten przy mnie. Szybciej niż mogłem zareagować złapał mnie za kark i zamierzał pocałować. Momentalnie odwróciłem twarz i jego usta dotknęły tylko mojego policzka.

- Jak chcesz, śliczności. Poczekam. - Jezu... na co on chciał czekać?!

- Coy - usłyszałem z boku. Ten z warkoczem przedstawił się Tobiaszowi. Spojrzałam. Coy trzymał rękę na gołej piersi chłopaka. Delikatnie masował, pieścił różowiutkie sutki. Dlaczego Tobi nic nie mówił? Ciężko przełknąłem ślinę. Popatrzyłem wyżej. Ci dwaj o mało nie połykali się nawzajem...Ich języki, mokre od śliny błyskały w drodze od ust do ust. Tobi przejął kontrolę nad pocałunkiem i teraz delikatnie kąsał wargi i język chłopca z warkoczem.

To było dla mnie za dużo. Ja nawet z Magdaleną nie całowałem się w ten sposób... jak oni się nie podławią?! Wyglądają jakby się dobrze bawili. Ale jak się można bawić, kiedy inny chłopak... wsadza ci język do gardła?!!!

- Jestem Tobi. - wydyszał chłopak kiedy się w końcu od siebie oderwali - Masz szczęście, że jestem związany, bo tylko pocałunkiem byś się nie wykręcił... - rzucił mrużąc oczy i liżąc napuchnięte wargi.

Coy uśmiechną się ślicznie. Zarzucił szczupłe ramiona na szuję Sturma, polizał płatek ucha.

- Chcę go, Sturmi, proszę. Chcę tego! Proszę, proszę, proszę... - wyższy chłopak westchnął. Dopiero teraz, bo wcześniej byłem pochłonięty czym innym, zauważyłem, że on mnie cały czas uważnie obserwuje. Jego wzrok pachniał niezdrową ciekawością. A lekko widoczny uśmiech przyprawiał o drżenie.

Nawet nie spojrzał na Coy'a, kiedy się odezwał.

- Dobrze, ja wolę tego. Ty byś sobie z nim nie poradził. Lubię wyzwania.

- Ty też sobie nie poradzisz. - zaśmiał się Tobi. Ręka Sturma podążyła do naszyjnika. Szczupłe palce zaczęły zabawę ze znajdującym się w centrum wielkim rubinem.

Uniósł ciekawą brew na Tobiego.

- A dlaczego myślisz, że sobie z nim nie poradzę? - zapytał.

- Ohh... ja się z nim męczę od 3 lat. I jedyne co mi się udało to dotknąć jego penisa pod prysznicem. Za co zresztą posłał mnie na ścianę. Alex to żelazna dziewica.

- Żebyś wiedział!!! - krzyknąłem. Co oni sobie myślą?! Co on sobie myślał??? Że dam się obmacywać?! I tak przez niego cała szkoła łaziła za mną i pytała, czy już to zrobiliśmy?

Tobi ma za długi język. Za długi i za dobrze wyćwiczony. I jeszcze to ostatnie? Jak on mógł się przepierdolić z tym praktykantem?! Tylko po to, żeby mi zaliczył semestr. Zgroza. Ten dzieciak był zdolny do wszystkiego. A teraz co najgorsze, znalazł kolegów. Trójka nagich gości z takim samym, lubieżnym, błyskiem w oku. Koszmar. Dobrze, bardzo dobrze, że Tobi był związany jak ja.

- Coy, uwolnij Tobiego. Myślę, że on nie będzie próbował uciec. A ty pokaż jak go dotykałeś. - nie wierzę...co?!

- Dzięki. Tylko później broń mnie przed nim, bo się wścieknie... - na ustach Tobiego zagościł uśmiech jakiego jeszcze w życiu nie widziałem. Zupełnie jakby mu ktoś raptem ofiarował gwiazdkę z nieba... Do jasnej cholery! Nie jestem żadną gwiazdką!

- Do kurwy nędzy... Tobi, zabiję cię za to... - wysyczałem.

- Sturm !!! - pisną chłopaczek z warkoczem.

- On żartował, Coy, nie bój się skarbie. Nic Tobiemu nie zrobi. A teraz nawet nie powie słowa. - mówiąc to pokazał mi paznokieć na kciuku. Nie byle jaki... o nie. Długi i bardzo ostry. Kiedy już zobaczył w moich oczach strach, przytkną mi go do gardła. Przez ten czas Coy musiał uwalniać Tobiego. Bo kiedy na niego spojrzałem, wyciągał się zupełnie wolny.

- Sam widzisz jak jest, Alex, zmusili mnie do tego... - pod koniec nie wytrzymał i zaczął się śmiać. Zbliżył się do mnie i w tym samym momencie poczułem bardzo wymowne ukłucie w szyję. To cholerstwo nie mogło być tylko paznokciem. Było za ostre.

Tobi oparł się łokciem o ścianę. Tak blisko mnie, że czułem jego ciepło. Wspiął się na palce i szeptał, dmuchając mi na kark. Z jednej strony miałem ten diabelski paznokieć z drugiej gorące usta. I naprawdę nie mogłem się zdecydować co było gorsze...

- Jak wolisz? Delikatnie, czy mocno? Wyprosić to z ciebie czy wymęczyć? Jak myślisz? - ta jego gadka doprowadzał mnie do szału, czy on nie mógł po prostu tego zrobić, żebym miał to szybko za sobą? Nie... ten mały sadysta napawał się moim strachem. Gnojek.

Aha, zaczęło się. Lizał moje ucho... co on ma z tymi uszami, przecież to nie jest.... mmm... wcale nie, nie reaguję... nie... o jezu... to Jest.

Chciałem się odsunąć. Tylko zaraz zaatakował mnie ten cholerny paznokieć!

- A a a, nie radzę, nie opieraj się mu. - właśnie to był ten moment, kiedy chciałem coś powiedzieć, Tobi włożył mi rękę między nogi. I to nie tam, nie tam! Po prosu głaskał mi wnętrze ud. Nie, teraz byłem pewien. Nie mogło być wątpliwości. On zamierzał to zrobić powoli, tak żebym to naprawdę poczuł.

Ta dłoń, gładziła mnie blisko, ale jeszcze nie tam. Cierpliwości... to się musi skończyć. Że jak?! Paznokcie? Co? On mi chciał skórę poszarpać?! Na to wgląda.

- Dość. - westchnąłem - Nie baw się, tylko to zrób! - to już krzyczałem.

Odpowiedział mi jego śmiech. I nie tylko. Zaraz poczułem koniuszki jego palców delikatnie przyszczypujące główkę mojego fiuta. Obożewniebiosachjedyny.......!!!!!!

Tego się nie spodziewałem. Cały wyprężony... żeby poczuć to mocniej. Potrzebowałem więcej! Jęczałem, tak, ale było mi wszystko jedno. Wszystko byle by Tobi zajął się tym moim bólem między nogami. Gdzieś miałam jego śmiechy, chichoty pozostałych dwóch.

Tobi złapał mnie pod nabrzmiałą główkę, objął mocno kciukiem i drugim palem. Ścisnął tak, że z małego otworka wypłynęło kilka kropel spermy. To za mało! Chłopak zgrabnie rozprowadził je na całej długości. Ledwo mnie dotykając... chciałem go za to zabić!!!

Zupełnie niespodziewanie ścisną mnie tak, że zobaczyłem wszystkie gwiazdy. Wypchnął mi tlen z płuc. Miażdżył. Skąd tyle siły w delikatnej dłoni?!

Ból był straszny, był słodki. Ale to jeszcze nic. Druga dłoń znalazła i ścisnęła jądra. Wtedy krzyknąłem. Nie mogłem na to patrzeć. Tobi przytulił się do mojej piersi. Jego ciało, gorące, mokre. Czułem ruchy jego ramion kiedy mnie tarmosił z taką zwierzęcą siłą, prawie nie do uwierzenia. Czułem jego erekcję przyciśniętą do mojego uda.

W dół i w górę, wymęczał to ze mnie. Skąd wiedział, że wolę to niż wypraszanie?

Wypychałem biodra w jego utalentowane dłonie. Chciałem więcej. Mocniej. Wiedziałem, że teraz sperma wyciekała ze mnie strumieniem. To było dobre. Śliskie ręce były szybsze. Puścił moje jądra, które do tej pory przewracał jak metalowe kuleczki. Nie chciałam, żeby puszczał. Błyskawicznie zmieniłem zdanie kiedy jego kciuk wbijał się w otworek tamując wyciekające nasienie. To było jak porażenie prądem. Bolało jak jasna cholera, bo robił to mocno, zakreślając przy tym malutkie kółka wewnątrz, ale dawało mi nieludzką wręcz przyjemność.

Gdzieś pomiędzy zastanawiałem się skąd u niego takie umiejętności. Przecież miał 14 lat, był młodszy ode mnie! To nie było coś co się wysysa razem z mlekiem matki. I wyglądał tak niewinnie, może nie dla mnie, bo zdążyłem go poznać ale faktu nie zmieniało - Tobi wyglądał jak pieprzona dziewica!

To było gdzieś pomiędzy, bo teraz chłopak robił to tak mocno, że łkałem. Ze wszystkich sił chciałem się osłonić ale więzy trzymały moje ramiona wyciągnięte do góry.

- Cii... już zaraz, zaraz będzie koniec - jego głos mnie palił - wytrzymaj jeszcze troszeczkę, teraz zaboli mocniej ale tak trzeba...

Nie zdążyłem zapytać jak może boleć bardziej, kiedy wbił kciuk w moją dziurkę.

Usłyszałem swój wrzask i wtedy się zaczęło. Orgazm przewalił się przeze mnie jak oszalały huragan.

Sperma wytryskiwała długimi falami w przestrzeń między mną a Tobim. Znacząc na obydwu. Tylko, że to do mnie nie dochodziło. Straciłem przytomność, kiedy właśnie zdawałem sobie sprawę, że to był najpotężniejszy orgazm jaki miałem, zostawiający daleko w tyle wszystkie inne.

 

TANDARIDEI

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin