Montgomery+Lucy+Maud+-+Historynka+02+-+Złocista+droga.pdf

(618 KB) Pobierz
Montgomery Maud Lucy - Złocista droga
Montgomery Maud Lucy
Złocista droga
Związku Niewidomych
Warszawa 1996
Przekład: Joanna Kazimierczyk
Przedruk z Oficyny Wydawniczej
„Graf”, Gdańsk 1990
Przedmowa
Dawno, dawno temu wędrowaliśmy złocistą drogą. Była to piękna szosa prowadząca przez Ziemię
Utraconej Radości. Cienie i blaski łączyły się na niej szczęśliwie, a każdy zakręt ukazywał naszym
otwartym sercom i chętnym oczom świeże oczarowania i nowe piękno.
Na drodze tej słuchaliśmy pieśni jutrzenki, piliśmy świeżość powietrza, słodką jak majowa mgiełka.
Przepełniały nas pragnienia piękne jak nić babiego lata i tęczowe nadzieje; nasze serca szukały i
znajdowały błogie marzenia. Czekały nas długie i piękne lata życia, a ono zdawało się różowoustym
przyjacielem, z palców którego opadały purpurowe kwiaty.
Dawno zostawiliśmy za sobą tę złocistą drogę, lecz wspomnienia o niej są najdroższe ze
wszystkiego, co posiadamy. I ci, którzy cenią je tak samo, być może znajdą przyjemność czytając
stronice tej książki, której bohaterowie wędrują po złocistej drodze młodości.
Rozdział I
Nowy punkt wyjścia
- Wymyśliłem coś zabawnego na zimę - powiedziałem, gdy usiedliśmy półkolem dokoła wspaniałego
ognia na kominku w kuchni wuja Aleca.
Wietrzny listopadowy dzień kończył się wilgotnym i na swój sposób niesamowitym zmierzchem. Na
dworze wiatr tłukł w okna i okapy, a obfity deszcz pląsał po dachu. Stara wierzba przy furtce zginała
się w podmuchach sztormu, zaś w sadzie rozlegała się dziwaczna muzyka zrodzona z łez i strachów,
pojawiających się nocami. My jednak niezbyt przejmowaliśmy się mrokiem i samotnością
panującymi na zewnątrz. Odgrodziliśmy się od nich światłem ognia na kominku i młodzieńczym
radosnym śmiechem.
Bawiliśmy się wspaniale w ciuciubabkę. Właściwie wspaniale było na początku, ale później wesołość
się ulotniła, ponieważ odkryliśmy, że Piotrek rozmyślnie pozwalał się chwytać, aby samemu mieć
przyjemność łapania Feli. Co mu się zresztą zawsze doskonale udawało - bez względu na to jak
mocno miał zawiązane oczy. I jakiż to głupiec powiedział, że miłość jest ślepa. Miłość potrafi
widzieć - i to z łatwością! - przez złożony w pięcioro gruby wełniany szal.
- Jestem zmęczona - powiedziała Celinka, z trudem łapiąc oddech. Jej blade policzki pokryły się
szkarłatnymi rumieńcami.
- Usiądźmy i niech Historynka coś nam opowie.
Ale kiedy wszyscy usadowiliśmy się wygodnie, Historynka rzuciła mi spojrzenie, które mówiło, że
oto właśnie nadszedł odpowiedni moment psychologiczny, aby przedstawić pomysł, który oboje w
sekrecie rozważaliśmy od kilku dni. Właściwie pomysł należał do Historynki, która nalegała jednak,
że to ja powinienem go przedstawić jako swój własny.
- Jeśli ty tego nie zrobisz, to Fela się nie zgodzi. Sam wiesz jak ostatnio sprzeciwia się wszystkiemu,
co ja proponuję. A jeśli ona się sprzeciwi, to to samo zrobi ten głuptas Piotrek! Jeżeli zaś nie
będziemy robić tego wszyscy, to nie będzie to zabawne.
- A co to za pomysł? - spytała Fela odsuwając trochę swoje krzesło od Piotrka.
- Proponuję, żebyśmy zaczęli wydawać własną gazetę - pisać do niej i robić wszystko inne. Nie
sądzicie, że mogłaby to być świetna zabawa?
Wszyscy wyglądali na zaskoczonych i zdziwionych - z wyjątkiem Historynki, która wiedziała
doskonale co ma robić i zrobiła to.
- Co za bzdura! - wykrzyknęła i pogardliwie odrzuciła swoje długie brązowe loki. - Jak byśmy
potrafili wydawać gazetę!
Fela zaprotestowała, tak jak tego oczekiwaliśmy.
- Ja uważam, że to doskonały pomysł - stwierdziła z entuzjazmem. - Chciałabym wiedzieć, dlaczego
niby nie możemy wydawać gazety równie dobrej jak ta w mieście! Wuj Roger mówi, że
„Przedsięwzięcie” zeszło na psy. Nowiny, jakie tam drukują, sprowadzają się do tego, że jedna
starsza pani założyła chustkę na głowę i przeszła na drugą stronę ulicy, żeby wypić herbatę z drugą
starszą panią. Sądzę, że potrafimy zrobić coś lepszego. Nie wyobrażaj sobie, Saro Ponley, że tylko ty
wszystko umiesz!
- Ja też myślę, że to będzie zabawne - powiedział stanowczo Piotrek. - Moja ciocia Jane pomagała
wydawać gazetę, kiedy była w Akademii Królewskiej i stwierdziła, że to było bardzo przyjemne i że
dużo jej to dało.
Historynka z trudem ukryła zadowolenie opuszczając oczy i marszcząc z wysiłkiem czoło.
- Ed chce być redaktorem - powiedziała - ale nie wiem czy się nadaje, nie ma przecież
doświadczenia. W każdym razie będzie z tym sporo kłopotów.
- Niektórzy ludzie boją się najmniejszego wysiłku - odparowała Fela.
- Myślę, że może być bardzo ciekawie - łagodnie wtrąciła Celinka. - Zresztą nikt z nas nie ma
redaktorskiego doświadczenia, więc cóż z tego, że Ed go nie ma.
- Czy to będzie drukowane? - spytał Dan.
- Och nie - odpowiedziałem. - Nie będziemy tego drukować. Będziemy musieli wszystko napisać
ręcznie. Możemy kupić u nauczyciela odpowiedni papier.
- Co to za gazeta, która nie jest drukowana - powiedział z pogardą Dan.
- To, co ty myślisz, wcale nie na znaczenia - mruknęła Fela.
- Dziękuję ci - odparł Dan.
- Oczywiście - wtrąciła pośpiesznie Historynka nie chcąc, aby Dan odrzucił nasz pomysł - jeśli
wszyscy jesteście za, to i ja się przyłączam. Też mi się zdaje, że to będzie bardzo ciekawe. Poza tym
możemy zachować wszystkie egzemplarze i kiedy zostaniemy sławni, będą bardzo cenne.
- Wątpię czy ktoś z nas będzie kiedyś sławny - powiedział Feliks.
- Historynka będzie - stwierdziłem.
- Ciekawe jak to zrobi - rzekła sceptycznie Fela - jest przecież jedną z nas.
- No cóż, chyba się zdecydowaliśmy, że będziemy wydawać gazetę - podsumowałem rzeczowo. -
Teraz musimy wybrać dla niej tytuł. To bardzo ważna sprawa.
- Jak często będziemy ją wydawać? - zapytał Feliks.
- Raz na miesiąc.
- Myślałem, że gazeta wychodzi codziennie lub przynajmniej raz w tygodniu - wtrącił Dan.
- Nie możemy mieć tygodnika - wyjaśniłem. - Zbyt wiele byłoby z tym pracy.
- Cóż, to jest argument - zgodził się Dan. - Moim zdaniem, im mniej pracy trzeba w coś wkładać, tym
lepiej. Nie, Felu, nic nie mów. Wiem doskonale co chcesz powiedzieć, więc oszczędź sobie oddechu
do studzenia owsianki. Zgadzam się z tobą, że ja nigdy nie pracuję, jeśli tylko mogę sobie znaleźć
inne zajęcie.
„Pamiętaj - jeszcze trudniej jest nie mieć niczego do roboty” - zacytowała z naganą w głosie Celinka.
- W to nie uwierzę - zareplikował Dan. - Ja jestem podobny do tego Irlandczyka, który powiedział, że
człowiek, który zaczął kiedyś pracować, powinien pozostać i skończyć to, co rozpoczął.
- Czy więc zdecydowaliśmy, że Ed będzie redaktorem? - spytał Feliks.
- Oczywiście, że tak - odpowiedziała za wszystkich Fela.
- W takim razie - rzekł Feliks - proponuję nazwać pismo „Miesięcznik Kingów”.
- Dobrze brzmi - zgodził się Piotrek, przysuwając swoje krzesło trochę bliżej Feli.
- Ale to wyłączy Piotrka, Historynkę i Sarę Ray. Zupełnie jakby nie mieli w tym swego udziału. Nie
wydaje mi się to w porządku - wtrąciła łagodnie Celinka.
- A więc ty nazwij gazetę, Celinko - zaproponowałem.
- Och! - Celinka rzuciła potępiające spojrzenie na Historynkę i Felę. Ale gdy w oczach tej ostatniej
dostrzegła pogardę, uniosła głowę z niezwykłą dla niej stanowczością. - Sądzę, że najlepiej będzie
nazwać ją po prostu „Nasze Pismo” - rzekła. - w ten sposób wszyscy będziemy się czuli
współodpowiedzialni.
- A więc niech będzie „Nasze Pismo” - powiedziałem. - Jeśli zaś chodzi o współudział, to zapewniam
was, że tak też będzie. Skoro ja mam być redaktorem, to wy musicie być zastępcami i kierownikami
działów.
- Och, ja nie potrafię - zaprotestowała Celinka.
- Musisz - oświadczyłem stanowczo. - „Anglia od każdego oczekuje wypełnienia obowiązku”. To
będzie nasza dewiza. Tyle że zamiast Anglii umieścimy Wyspę Księcia Edwarda. Nie wolno się
wykręcać. A teraz do rzeczy: jakie będziemy mieć działy? Musimy robić wszystko tak, jak w
prawdziwej gazecie.
- Cóż, powinniśmy mieć dział dobrych manier - stwierdziła Fela. - W każdym razie mają go w
„Przewodniku Rodzinnym”.
- Oczywiście, będzie i u nas - powiedziałem. - A zajmie się nim Dan.
- Dan! - wykrzyknęła Fela, która najwyraźniej miała nadzieję, że sama będzie władać tym działem.
- Mogę go prowadzić wcale nie gorzej niż ten głupek z „Przewodnika Rodzinnego” - odparł Dan
wojowniczo. - Ale nie może być działu dobrych manier, jeśli nie wpływają pytania. Co zrobię, jeśli
nikt o nic nie będzie pytać?
- Musisz sam je wymyślać - stwierdziła Historynka. - Wuj Roger mówi, że tak właśnie robi ten
człowiek z „Przewodnika”. Wuj mówi, że to niemożliwe, żeby na świecie było aż tylu głupców jak
wynika to z pytań zamieszczanych w „Przewodniku”.
- Chcemy, żebyś objęła dział porad domowych, Felu - powiedziałem, dostrzegając chmurny wyraz
twarzy tej młodej damy. - Nikt nie zrobi tego lepiej od ciebie. Feliks będzie redagować dowcipy i
biuro informacyjne, a Celinka dział mody. Tak, siostrzyczko, musisz to robić, to zupełnie proste.
Historynka zaś weźmie dział porad osobistych - są bardzo poważną częścią gazety. Każdy może
dawać tu jakieś materiały, a Historynka dopilnuje, żeby pojawiały się one w kolejnych numerach,
nawet gdyby je miała kierować sama do siebie tak jak Dan swoje pytania.
- Ed będzie prowadzić - oprócz ogólnej redakcji - album z wycinkami - stwierdziła
Historynka, widząc, że potraktowałem siebie zbyt skromnie.
- Czy nie będziemy mieli kącika literackiego? - spytał Piotrek.
- Będziemy, jeśli zostaniesz redaktorem działu poezji i prozy - odparłem.
Piotrek w głębi duszy był przestraszony, ale nie mógł tego okazać w obecności Feli.
- W porządku - odpowiedział.
- Do działu albumu z wycinkami możemy dawać wszystko, co chcemy - wyjaśniłem - ale inne teksty
muszą być oryginalne i podpisane przez autorów, oczywiście z wyjątkiem porad osobistych. Musimy
się bardzo starać - „Nasze Pismo” ma być „strawą duchową” i „biesiadą dusz”. - Wydało mi się, że
oba cytaty były niezwykle efektowne. Na wszystkich, z wyjątkiem Historynki, zrobiły duże wrażenie.
- Jednakże - wtrąciła Celinka z naganą w głosie - niczego nie przydzieliłeś Sarze Ray. Będzie się
paskudnie czuła pozostając z boku.
Zupełnie zapomniełem o Sarze Ray. Nikt poza Celinką nigdy o niej nie pamiętał, jeśli nie była
obecna. Zdecydowaliśmy w końcu, że będzie prowadziła dział ogłoszeń. Brzmiało to dobrze i
znaczyło bardzo niewiele.
- Doskonale, zrobiliśmy krok naprzód - powiedziałem z westchnieniem ulgi, że cały pomysł został
tak dobrze przyjęty. - Pierwszy numer wyjdzie około Nowego Roku. I w żadnym wypadku nie
możemy dopuścić, żeby się dostał w ręce wuja Rogera. Zrobiłby sobie z tego kpiny.
- Mam nadzieję, że nam się powiedzie - powiedział posępnie Piotrek. Był w ponurym nastroju od
chwili, kiedy został mianowany redaktorem działu literackiego.
- Powiedzie się, jeśli tego zechcemy - stwierdziłem. - „Tam, gdzie jest wola czynu, jest i sposób na
czyn”.
- To właśnie powiedziała Urszula Townley, kiedy ojciec zamknął ją w pokoju tej nocy, gdy miała
uciec z Kennethem Macnairem - oświadczyła Historynka.
Nadstawiliśmy wszyscy uszu węsząc kolejną opowieść.
- Kim byli Urszula Townley i Kenneth Macnair? - spytałem.
- Kenneth Macnair był ciotecznym bratem dziadka Niezgrabiasza, a Urszula Townley znaną na
Wyspie pięknością. Jak myślicie, kto mi opowiedział tę historię, czy raczej przeczytał mi ją ze swej
brązowej książki?
- Chyba nie Niezgrabiasz? - wykrzyknąłem z niedowierzaniem.
- Właśnie on - odparła triumfująco Historynka. - Spotkałam go w ubiegłym tygodniu w klonowym
gaju, gdy szukałam paproci. Siedział przy źródełku i pisał coś w swej brązowej książce. Schował ją,
kiedy mnie zobaczył i wyglądał naprawdę głupio. Później jednak trochę z nim porozmawiałam i
zapytałam, co robił nim przyszłam. Powiedziałam mu, że plotka niesie, iż pisuje poezje i czy nie
mogłabym poznać prawdy, bo umieram z ciekawości.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin