wywiad z prof. Zbigniewem Jaworowskim.doc

(204 KB) Pobierz

Czwartek, 25 czerwca 2009

·         BlueNote - zamów kolekcję

·         E-wydanie

·         Sklep Polityki

·         Archiwum

·         Kraj

·         Świat

·         Rynek

·         Kultura

·         Nauka

·         Blogi

·         Forum

·         Dodatki

·          

Początek formularza

>>

Dół formularza

·         Tygodnik FORUM

 

Nagłówki RSS

26 kwietnia 2006

Zabójczy mit Czarnobyla

20 lat po awarii

Rozmowa z prof. Zbigniewem Jaworowskim, wybitnym specjalistą w dziedzinie skażeń promieniotwórczych.

  Marcin Rotkiewicz

 – Kiedy po raz pierwszy usłyszał pan o awarii w Czarnobylu?

Zbigniew Jaworowski: – 28 kwietnia 1986 r., późnym popołudniem. W moim gabinecie w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej (CLOR) w Warszawie słuchałem radia BBC. Właśnie wtedy Anglicy podali informację, że w Czarnobylu nastąpiła poważna awaria w elektrowni atomowej.

Do tego momentu nic pan nie wiedział o katastrofie?

Wiedziałem tylko, że coś bardzo niedobrego dzieje się za naszą wschodnią granicą. Kiedy rano tego dnia przyjechałem do CLOR, przed budynkiem czekała na mnie zdenerwowana asystentka. Do końca życia nie zapomnę jej słów: Słuchaj, przyszedł teleks ze stacji pomiarowej w Mikołajkach. Radioaktywność powietrza jest tam 550 tys. razy wyższa niż wczoraj. Nasz parking też jest silnie skażony!

Pierwsza myśl?

Wojna atomowa.

Od razu najgorsze?

Tak, natychmiast. Byłem na to nastawiony. Od ponad 20 lat intensywnie zajmowałem się przygotowywaniem systemu ochrony ludności Polski przed skutkami ataku jądrowego.

Co pan zrobił?

Poleciliśmy co dwie godziny przysyłać meldunki z naszej sieci Służby Pomiarów Skażeń Promieniotwórczych, do której należało 140 stacji w całym kraju. Szybko ustaliliśmy także, że fala radioaktywności przesuwa się ze wschodu na zachód. Coś niedobrego musiało się zatem wydarzyć w ZSRR.

Odetchnął pan z ulgą?

Tylko trochę. Nie wiedzieliśmy bowiem, czy to poważna awaria reaktora, atak terrorystyczny, a może jakaś demonstracja sowieckich wojskowych, którzy chcą dokonać przewrotu.

Rosjanie o niczym was nie informowali?

A skąd! Mimo podpisanych umów milczeli jak grób.

A polskie władze?

Nic nie wiedziały.

Niemożliwe?!

Opowiem panu, jak nasz rząd dowiedział się o Czarnobylu. Około dziesiątej rano złapałem za telefon i wykręciłem numer do gabinetu prezesa Państwowej Agencji Atomistyki. Odebrała jego sekretarka. Prezesa nie ma – usłyszałem w słuchawce. A gdzie jest? – Nie wiadomo. Udało mi się namierzyć go w ośrodku badań jądrowych w Świerku. Oderwałem go na chwilę do telefonu i mówię: Panie prezesie, mamy ogromny wzrost skażenia powietrza. Czegoś takiego w życiu nie widziałem. Może to być wojna jądrowa, atak terrorystyczny albo wybuch reaktora. Jakie jest źródło skażenia, będziemy wiedzieli w ciągu dwóch godzin po zbadaniu próbek powietrza. Sądzę, że w tej sytuacji powinien pan zawiadomić premiera.

Przejął się?

Zapytał: No dobrze, ale jeszcze nie wiecie, co to jest? To informujcie mnie – tak zakończył rozmowę. Mniej więcej po godzinie miałem w ręku wyniki analiz, z których jednoznacznie wynikało, że źródłem skażenia jest reaktor. Dzwonię znów do Świerku. Ale pana prezesa już tam nie ma. Nieobecny jest również w siedzibie PAA w Warszawie. Rzucam więc wszystko, wsiadam w samochód i jadę do jego domu. Zastaję drzwi zamknięte na cztery spusty. Niech pan pamięta, że były to czasy PRL i nie mogłem po prostu zwołać konferencji prasowej czy zadzwonić do gabinetu premiera.

Z pomocą przyszła moja małżonka, która jest profesorem paleontologii i członkiem Polskiej Akademii Nauk. Znała dobrze ówczesnego sekretarza PAN prof. Zdzisława Kaczmarka. Wtedy było to stanowisko rządowe, więc mógł on kontaktować się bezpośrednio z premierem. Kaczmarek powiedział tylko: Tak, wszystko rozumiem, natychmiast zawiadomię premiera. I tak też zrobił.

Jak rząd zareagował?

Przekonałem się o tym, gdy po północy wróciłem do domu. O trzeciej nad ranem zbudził mnie telefon: Pod pana domem czeka samochód rządowy, który zawiezie pana na naradę do Komitetu Centralnego PZPR. Kiedy zjawiłem się w budynku KC (dziś mieści się w nim Centrum Bankowo-Finansowe – przyp. red.), kłębił się już tam tłum oficjeli i generałów. Ale główna narada odbyła się w gabinecie sekretarza KC Mariana Woźniaka.

Kto w niej uczestniczył?

Członkowie Biura Politycznego PZPR, rządu i Komitetu Obrony Kraju oraz prezes PAA. Ja i prof. płk Zenon Bałtrukiewicz z Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii byliśmy jedynymi ekspertami w tym gronie.

O co pana poproszono?

O ocenę sytuacji. Powiedziałem między innymi, że na razie nie musimy bać się promieniowania.

Jak to? Przecież odnotowaliście w CLOR wzrost skażenia powietrza o setki tysięcy razy?

To był jedynie wzrost tzw. całkowitej aktywności beta w powietrzu, która stanowi wyłącznie wskaźnik alarmowy, sygnalizujący, że dzieje się coś niedobrego z radioaktywnością. Tego nie da się prosto przeliczyć na dawkę promieniowania pochłanianą przez ludzi. Natomiast dla człowieka niebezpieczny jest radioaktywny cez i jod oraz promieniowanie gamma wielu innych radioizotopów. Jego dawki, jak się okazało, wzrosły wówczas tylko trzykrotnie i nie stanowiły żadnego zagrożenia dla zdrowia. To dosyć skomplikowane i dlatego doskonale rozumiem pana zdziwienie – mnie również przerażała informacja o wzroście promieniowania beta o 550 tys. razy, a przecież wiedziałem, że nie ma ono bezpośredniego związku z bezpieczeństwem ludzi.

Co więc budziło pańskie największe obawy?

Radioaktywny jod 131. Mógł on przedostać się przede wszystkim do mleka, a stamtąd do tarczyc dzieci. Mieliśmy wówczas pełnię wiosny, więc rolnicy już wypuszczali krowy na łąki skażone radioaktywnym jodem z Czarnobyla. Dlatego najważniejsza wiadomość, którą chciałem przekazać władzom, brzmiała: Trzeba jak najszybciej podać dzieciom stabilny jod, by uchronić je przed rakami tarczycy. Powiedziałem jeszcze coś: Do odpowiedniego postępowania potrzebne nam są informacje, których nie posiadamy.

Jak zareagowano na pana postulat?

Głos zabrał prowadzący naradę Marian Woźniak: To ja zadzwonię do mojego counterpart w Moskwie. Zapamiętałem dokładnie jego wypowiedź, bo użył angielskiego słówka counterpart, czyli odpowiednik. I grzecznie wyprosił wszystkich ze swojego gabinetu. Minęło jakieś 10 minut, gdy Woźniak, wyraźnie poruszony, wyszedł do zebranych. On mi powiedział, że nic nie wie – oznajmił grobowym głosem sekretarz KC.

Rosjanin kłamał?

Wtedy tak sądziłem. Dziś natomiast jestem niemal pewien, że tamten facet w Moskwie jednak nie kłamał. Oni nic nie wiedzieli, bo KGB bardzo szybko przerwała połączenia telefoniczne z Czarnobylem. Krąg osób we władzach KPZR (Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego – przyp. red.), które zdawały sobie sprawę, co naprawdę się wydarzyło, był bardzo ograniczony. Ta ich paranoja sekretności przyniosła paraliżujące skutki.

Czyli musieliście opierać się tylko na własnych informacjach i domysłach.

Tak. W tej sytuacji byliśmy zmuszeni przyjąć najbardziej pesymistyczny wariant – że dotrą do nas kolejne fale skażeń. Trzeba więc było jak najszybciej podać dzieciom jod w postaci płynu Lugola. Władze zaakceptowały ten postulat. Ponadto podjęto decyzję o zakazie wypasu bydła, a dzieciom zalecono picie mleka wyłącznie w proszku albo skondensowanego z puszek.

Około szóstej rano w KC pojawił się gen. Wojciech Jaruzelski, ówczesny I sekretarz PZPR. Miałem wrażenie, że jest mocno przejęty całą sytuacją. Poinformował zebranych, że w związku z awarią w Czarnobylu została powołana Komisja Rządowa pod przewodnictwem wicepremiera Zbigniewa Szałajdy.

Zaproszono pana do niej?

Tak, zostałem jej członkiem jako ekspert od skażeń promieniotwórczych.

Komisję Rządową wielokrotnie oskarżano o kłamstwa i ukrywanie informacji o prawdziwej skali skażeń w Polsce.

W ciągu pierwszych dwóch dni polityka informacyjna rządu rzeczywiście była skandaliczna. Wraz z doc. Krzysztofem Żarnowieckim z CLOR, także ekspertem komisji, przygotowaliśmy rzeczową informację o poziomie skażeń w kraju. Została ona zaakceptowana jako pierwszy oficjalny komunikat Komisji. Jakież było moje zdumienie, gdy następnego dnia przeczytałem w gazetach całkowicie zmieniony tekst, na dodatek zawierający kompletne bzdury. Okazało się, że nasz komunikat poddano „twórczej obróbce”, prawdopodobnie w Wydziale Prasy KC PZPR. Byłem wściekły. Na posiedzeniu Komisji 1 maja urządziliśmy z doc. Żarnowieckim karczemną awanturę. Powiedziałem, że takie postępowanie to skandal. Zapowiedziałem, że ja i Żarnowiecki nie napiszemy już żadnego komunikatu. Dodałem: Jeżeli nie będziemy podawali prawdziwych i pełnych danych, to stracimy zaufanie Zachodu, a nasz eksport żywności jest od niego całkowicie zależny.

Podziałało?

I to jak! W Komisji zasiadał przecież minister handlu zagranicznego. Ostateczną decyzję podjął wicepremier Szałajda – od tej pory wszystkie komunikaty dla prasy mają brzmieć dokładnie tak, jak uzgodni to Komisja. Dzięki temu skończyły się kłamstwa na temat Czarnobyla.

Niedawno znany działacz opozycji solidarnościowej Henryk Wujec zarzucił na łamach „Gazety Wyborczej”, że CLOR opracował tajny raport na temat Czarnobyla i ukrywał prawdziwą skalę skażeń. Przyjaciel Wujca i pracownik CLOR Zbigniew Wołoszyn chciał we wrześniu 1986 r. przekazać te dane opozycji, ale rzekomo został zamordowany przez SB.

Nie było żadnego tajnego raportu, a śmierć Zbigniewa Wołoszyna nie miała związku z Czarnobylem. Dwukrotnie, przed i po 1989 r., badała ten przypadek prokuratura i nie potwierdziła podejrzeń Henryka Wujca. Warto w tym miejscu przypomnieć, że raporty CLOR i Komisji Rządowej amerykańska agencja rządowa Food and Drug Administration uznała za „najbardziej przejrzyste i pożyteczne”. Po 1989 r. prezes Państwowej Agencji Atomistyki powołał specjalny zespół mający ocenić działania władz PRL w czasie katastrofy w Czarnobylu. Efektem jego prac był 50-stronicowy raport, który kończy się konkluzją, że to, co zrobiła Komisja Rządowa, było rzetelne.

Jednak prof. Andrzej Friszke, znany historyk, stwierdził w wywiadzie dla dziennika „Życie”, przeprowadzonym z okazji 15 rocznicy Czarnobyla, że władze PRL „całkowicie zlekceważyły zagrożenie, którego skutki odczuwa do tej pory wiele osób, a część spośród nich z powodu Czarnobyla zmarła. Nie podjęto żadnych specjalnych środków ostrożności”.

Jest mi przykro... Nigdy nie byłem miłośnikiem PRL, nie należałem do PZPR i miałem krytyczny stosunek do tamtej rzeczywistości. Ale fakty są takie, że żaden inny rząd w Europie nie zachował się wówczas równie odpowiedzialnie i sprawnie jak polski. Błyskawicznie przeprowadzona akcja podawania jodu, która zaczęła się już 29 kwietnia po południu, jest stawiana za wzór działań w dziedzinie ochrony radiologicznej. Była to największa w historii medycyny akcja profilaktyczna dokonana w tak krótkim czasie. W ciągu zaledwie trzech dni 18,5 mln ludzi wypiło płyn Lugola, ponieważ akcją zostały objęte nie tylko dzieci. Wie pan, kiedy w ZSRR zaczęto podawać jod?

Nie.

Po miesiącu od wybuchu reaktora. Zresztą nawet w USA służby ratownicze nie były w stanie szybko przeprowadzać podobnych działań. Kiedy w 1979 r. doszło do poważnej awarii w elektrowni atomowej Three Mile Island, to Amerykanie dostarczyli jod okolicznej ludności dopiero po ośmiu dniach. Chciałbym również prof. Friszke uświadomić, że teraz tego typu akcja byłaby niemożliwa. Nie mamy przygotowanych zapasów jodu w aptekach, sieć monitoringu skażeń promieniotwórczych poszła w rozsypkę, a w CLOR, z powodu braku pieniędzy, część wykwalifikowanych pracowników została zatrudniona na etatach ochroniarzy!

Wiele osób ma jednak do dziś pretensje do Komisji Rządowej, że nie odwołała pochodów pierwszomajowych. Zaledwie trzy dni po katastrofie w Czarnobylu...

Podczas wspomnianej nocnej narady w KC PZPR sam rekomendowałem odwołanie pochodów oraz wysłanie na ulice polewaczek z wodą, żeby spłukiwały pył, jak również zabronienie dzieciom wychodzenia z domów. Nie zgodzono się na to, tłumacząc, że takie działania wywołają panikę. I to była jak najbardziej słuszna decyzja. Zresztą 1 maja nastąpił gwałtowny spadek skażenia powietrza w Polsce. Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć: niczyje zdrowie w naszym kraju nie było zagrożone z powodu Czarnobyla. Co więcej, gdybym mia...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin