Twardoch Szczepan - Quiztlalope.pdf

(179 KB) Pobierz
Microsoft Word - twardoch_Quiztlalope_poprawki.rtf
QUITZLALOPE
Szczepan Twardoch
Q UIZTLALOPE
Szczepan Twardoch
O strze szpadla raz po raz zagᐠᆐbiaᐠo siᆐ w tᐠustej glebie, brutalnie przecinajၐc
gᆐstwᆐ podziemnych korzeni.. Dóᐠ byᐠ juៀ gᐠᆐboki na dwa ᐠokcie, Robactwo, wyrwane
nagle ze swoich podziemnych nor, rozpeᐠzaᐠo siᆐ, umykajၐc przed ᖰwiatᐠem, które
korony drzew wiၐzaᐠy w wၐskie pasma. . Grube dៀdៀownice, dᐠugie na dziesiᆐၰ cali,
wije, , podziemne ៀuki, tᐠuste termity, obrzydliwie blade, jak martwe ciaᐠo. ᐐopata
przeciᆐᐠa podᐠuៀnego, bezokiego robaka – wiᐠ siᆐ ᖰmiertelnych podrygach. Silne rᆐce
wyrwaᐠy ostatniၐ skibᆐ ziemi. Grób byᐠ gotowy.
Nieopodal, w wysokiej trawie, leៀaᐠ trup. Mᆐៀczyzna, który wykopaᐠ grób z
wysiᐠkiem podniósᐠ ciaᐠo, jeszcze niestᆐៀaᐠe ciaᐠo i zᐠoៀyᐠ je w grobie. Nieboszczyk,
odziany w jasny mundur i wysokie buty miaᐠ wybite prawe oko, tkwiᐠ w nim jeszcze
uᐠomek strzaᐠy. Lewe oko, otwarte, gapiᐠo siᆐ w oplecione lianami korony drzew.
- Psiakrew... – zaklၐᐠ grabarz.
Spróbowaᐠ zamknၐၰ otwarte oko – otwieraᐠo siᆐ z uporem. Wzruszyᐠ ramionami,
podniósᐠ z ziemi paᐠasz w bᐠyszczၐcej pochwie i poᐠoៀyᐠ zabitemu na piersiach. Splótᐠ
martwe dᐠonie na mosiᆐៀnej rᆐkojeᖰci i zaczၐᐠ zasypywaၰ mogiᐠᆐ. Gdy skoᑀczyᐠ,
uklepaᐠ ziemiᆐ i z wysiᐠkiem przytoczyᐠ spory kamieᑀ znad brzegu rzeki, odlegᐠego nie
bardziej niៀ dwadzieᖰcia kroków. Poᐠoៀyᐠ gᐠaz na grobie, z cholewy wyjၐᐠ nóៀ i
wydrapaᐠ na kamieniu „Hauptmann Hasso von Beickendorf, *A.D. 1746 + A.D. 1791,
R.I.P”.
- Ojcze Sebastianie! To juៀ ostatni, skoᑀczyᐠem!
Dwanaᖰcie kamieni leៀaᐠo w równym rzၐdku. Mᆐៀczyzna, znuៀony pracၐ, usiadᐠ pod
drzewem, wyjၐᐠ zza pazuchy dᐠugၐ fajkᆐ z kaczana kukurydzy, nabiᐠ wilgotnym
tytoniem i zapaliᐠ. Caᐠy spᐠywaᐠ potem. Struៀki ៀᐠobiᐠy jasne ᖰcieៀki na brudnej twarzy,
docieraᐠy do jasnych wၐsów i skapywaᐠy z nich na pierᖰ. Kremowa kurtka munduru –
teraz caᐠa uwalana ziemiၐ i krwiၐ – lepiᐠa siᆐ do pleców.
-- Sierៀancie Farkas!
Odwróciᐠ siᆐ. Ojciec Sebastian wyszedᐠ z pomiᆐdzy drzew, gdzie zᐠoៀyli zabitych
Indian.
- Sierៀancie Farkas, mówiᐠem przecie! W dៀungli nie siada siᆐ na ziemi!
Chcielibyᖰcie, ៀeby pajၐk ukၐsiᐠ was w przyrodzenie? Albo ៀmija?
www.dziennik.twardoch.pl
1
2090061.002.png
QUITZLALOPE
Szczepan Twardoch
Farkas wstaᐠ niechᆐtnie. Franciszkanin znaᐠ dៀunglᆐ. Po wielekroၰ udowadniaᐠ, ៀe
jego wiedza moៀe byၰ przydatna. Ale kapitan Beickendorf nie zwykᐠ sᐠuchaၰ
mniszków w kusych, postrzᆐpionych habitach – i nic sobie nie robiᐠ z uwag mnicha,
ៀe miejsce, w którym siᆐ teraz znajdowali, nie nadaje siᆐ na postój
ឰoᐠnierze rozbili prowizoryczny obóz na brzegiem rzeki. Indiaᑀscy tragarze
okazywali niezadowolenie i obawᆐ – po póᐠnocy wszyscy uciekli. Kapitan,
przeczuwajၐc niebezpieczeᑀstwo, postawiᐠ wszystkich swoich ludzi na nogi. O
czwartej rano zaatakowaᐠy dzikie plemiona, których tak obawiaᐠ siᆐ ojciec Sebastian.
Gdy zaczᆐᐠa siᆐ walka, sierៀant Georg Farkas najpierw wykonywaᐠ rozkazy
kapitana – rᆐce poruszaᐠy siᆐ same, mechanicznie, nie zwaៀajၐc na ciemnoᖰၰ.
Bezbᐠᆐdnie wyciၐgaᐠ z patrontasza kolejne ᐠadunki, odgryzaᐠ, nabijaᐠ karabin, strzelaᐠ.
Zastrzeliᐠ trzech dzikusów, czwartego przebiᐠ bagnetem. Potem rozpoczᆐᐠa siᆐ
bezᐠadna kotᐠowanina. Farkas byᐠ doᖰwiadczonym weteranem, dlatego tamtego
ranka kolba i bagnet jego karabinu siaᐠy spustoszenie wᖰród Indian. Inni ៀoᐠnierze teៀ
znali swój fach. W koᑀcu wygrali potyczkᆐ Po czym w ciၐgu godziny wszyscy umarli
od trucizny, którၐ Indianie naᐠoៀyli na groty swoich strzaᐠ. Tylko on, Farkas, i
franciszkanin pozostali niedraᖰniᆐci. Klecha chciaᐠ pochowaၰ wszystkich tak samo,
dzikich razem z ៀoᐠnierzami, ale Georg, albo György, jak mówiᐠa doᑀ matka, wydၐᐠ
tylko pogardliwie wargi. Jeszcze czego! Dzikusów niech sobie ksiၐdz sam zakopuje,
jak chce! Jak dla Farkasa mogၐ ich maᐠpy zeៀreၰ! Ojciec Sebastian próbowaᐠ jeszcze
przekonywaၰ, ៀe teraz, wobec Boga, wszyscy sၐ równi, ale sierៀant nie wierzyᐠ w
takie bzdury. Chwyciᐠ szpadel i wykopaᐠ tuzin grobów, i ani jednego wiᆐcej.
Franciszkanin zaciၐgnၐᐠ trupy napastników pod drzewa, obmyᐠ kaៀdego i przykryᐠ
kamieniami. Teraz podszedᐠ do grobów ៀoᐠnierzy. Farkas spoglၐdaᐠ naᑀ z niemym
wyrzutem. Nie gapcie siᆐ na mnie tak, sierៀancie, jakbym wam matkᆐ zabiᐠ.
Czerwony to czᐠowiek jako i kaៀdy z nas, godzi siᆐ pochówek mu daၰ.
- Wiᆐcej ojciec o wrogów i pogan dba, niហli o swoich i chrzeᖰcijan.
- Dobrze, Farkas, dobrze, zostawcie teologiᆐ mnie. Myᖰlcie lepiej, jak wróciၰ do
faktorii.
Georg Farkas patrzyᐠ na brunatne wody rzeki. Ich barwa przypominaᐠa mu kolor ziemi
pod Kunersdorfem. Miaᐠ dwanaᖰcie lat i wᐠaᖰnie awansowaᐠ. Z dziecka puᐠku –
maskotki, przynoszၐcej szczᆐᖰcie, hoᐠubionej przez ៀoᐠnierzy i markietanki, staᐠ siᆐ
doboszem. Dostaᐠ mundur, ៀoᐠd, tasak i werbel. Stary kapelmajster nauczyᐠ go temp.
Jak piᆐknie zwyciᆐៀali wtedy! Dwoma salwami zatrzymali szarៀᆐ puᐠku pruskich
www.dziennik.twardoch.pl
2
2090061.003.png
QUITZLALOPE
Szczepan Twardoch
kirasjerów! Kawalerzyᖰci zawrócili, oficer próbowaᐠ ich powstrzymaၰ, ale nie zdoᐠaᐠ.
Uciekli. W austriackim puᐠku czapki poleciaᐠy w górᆐ z radoᖰci. ឰoᐠnierze zaczᆐli
sobie gratulowaၰ, tylko on, mᐠody dobosz, patrzyᐠ na pole. Pruski oficer nie uciekᐠ
razem z resztၐ swojego oddziaᐠu. Poprawiᐠ tricorn na gᐠowie, podkrᆐciᐠ szmelcowane
wၐsy, dobyᐠ paᐠasza i ruszyᐠ w stronᆐ Austriaków powolnym kᐠusem. Georg próbowaᐠ
woᐠaၰ – nikt nie sᐠuchaᐠ. Bitwa byᐠa przecieៀ wygrana, któៀ tam bᆐdzie przejmowaᐠ
siᆐ krzykami mᐠokosa! A Prusak wszedᐠ w galop, wyciၐgnၐᐠ paᐠasz miᆐdzy koᑀskimi
uszami i jak grom leciaᐠ w ich stronᆐ. Spod kopyt tryskaᐠy strugi ziemi, tak podobne
barwၐ do brၐzowych nurtów brazylijskiej rzeki.
Wreszcie go zobaczyli. Zaczᆐli gorၐczkowo ᐠadowaၰ muszkiety i skᐠadaၰ siᆐ do
strzaᐠu. ឰadna kula nie trafiᐠa. Kirasjer z rykiem wpadᐠ w ich poszarpany szereg.
Kopyta ogromnego rumaka zgruchotaᐠy czyjၐᖰ pierᖰ, paᐠasz ᖰwisnၐᐠ koᐠo ucha
mᐠodego dobosza i odciၐᐠ ramiᆐ innego ៀoᐠnierza. Oficer wjechaᐠ w tᐠum, tratujၐc,
rၐbiၐc i kᐠujၐc paᐠaszem,, aៀ wreszcie ktoᖰ osadziᐠ konia za uzdᆐ, ktoᖰ chwyciᐠ
Prusaka za ramiᆐ, ktoᖰ palnၐᐠ z pistoletu. ᖠciၐgnᆐli go z siodᐠa i zakᐠuli bagnetami,
zanim dowódca zdၐៀyᐠ wziၐၰ bohaterskiego kirasjera do niewoli. Farkas przez kilka
dziesiᆐcioleci rozmyᖰlaᐠ o tym, co popchnᆐᐠo wtedy tego kawalerzystᆐ do
samobójczej szarៀy.- Sierៀancie Farkas? – Wyrwaᐠ go z zadumy gᐠos ojca
Sebastiana – co robimy? Jak bᆐdziem wracaၰ?
- Wracajcie sami, ksiᆐៀe. Ja wybieram siᆐ do Quiztlalope.
***
Prowincjonalne koszary puᐠku piechoty byᐠy zbyt ciasne dla kapitana von Beickendorf
– a dowództwo puᐠku chᆐtnie przystaᐠo na zorganizowanie wyprawy do brazylijskiego
interioru. W pierwszym rzᆐdzie dlatego, ៀe caᐠၐ ekspedycjᆐ opᐠaciᐠ szalony oficer. W
razie powodzenia zaszczyty, które spadnၐ na Beickendorfa stanၐ siᆐ równieៀ
udziaᐠem puᐠku, zaᖰ w razie poraៀki caᐠa wina spadnie na kapitana, którego
szaleᑀstwo jest powszechnie znane (tego „dwa” tutaj to nie rozumie – dla mnie to
wciၐៀ jeden – ewentualne konsekwencje tego „jeden”). Byᐠ jednak i powód drugi, kto
wie nawet czy nie waៀniejszy. Pozbᆐdၐ siᆐ Beickendorfa z puᐠku, byၰ moៀe nawet
raz na zawsze. Szalony oficer skutecznie uprzykrzaᐠ ៀycie swoim zwierzchnikom,
zasypujၐc ich absurdalnymi propozycjami ulepszenia skostniaᐠej cesarskiej machiny
wojennej. A skoro sam pᐠaci... Dostaᐠ z puᐠku dwa tuziny ៀoᐠnierzy i sierៀanta Georga
www.dziennik.twardoch.pl
3
2090061.004.png
QUITZLALOPE
Szczepan Twardoch
Farkasa i wymaszerowaᐠ z koszar pod Leutschau na Sᐠowacji. Gdy po dᐠugim marszu
przybyli do Triestu. Dziesiᆐciu ៀoᐠnierzy zdezerterowaᐠo– chyba dopiero tam
uwierzyli, ៀe naprawdᆐ jadၐ za morze. Beickendorf w Trieᖰcie spotkaᐠ kupca,
Portugalczyka handlujၐcego towarami kolonialnymi. Opowieᖰၰ o dzikich Quiztlalope,
którzy nie widzieli jeszcze chrzeᖰcijanina i skᐠadajၐ ofiary z ludzi podziaᐠaᐠa na
wyobraហniᆐ kapitana – i wybrali Brazyliᆐ.. W czasie dᐠugich miesiᆐcy rejsu na
pokᐠadzie „Bounty” zmarᐠo na tyfus jeszcze dwóch ៀoᐠnierzy. Na amerykaᑀskiej ziemi,
w Belém, stanᆐᐠo ich dwunastu. No a teraz, po pierwszej konfrontacji z Indianami
pozostaᐠ sam sierៀant Georg Farkas.z ojcem Sebastianem, który doᐠၐczyᐠ do ich
wyprawy w Veiros nad rzekၐ Xingu.
***
Farkas ujၐᐠ topór bardzo niepewnie. Spojrzaᐠ w stronᆐ zakonnika, jednak ten
zajᆐty byᐠ zbieraniem gaᐠᆐzi na opaᐠ. Georg zamachnၐᐠ siᆐ siekierၐ, rၐbnၐᐠ w pieᑀ
wielkiego drzewa, jednak ostrze zwinᆐᐠo siᆐ na twardej korze i odskoczyᐠo, boleᖰnie
uderzajၐc obuchem w goleᑀ niedoszᐠego drwala Na drzewie pozostaᐠo jedynie
niewielkie zadrapanie. Sierៀant rozcieraᐠ obolaᐠၐ nogᆐ, klnၐc na czym ᖰwiat stoi.
Zakonnik bez sᐠowa podszedᐠ, chwyciᐠ topór i dwoma potᆐៀnymi uderzeniami wyrၐbaᐠ
w pniu sporၐ szczerbᆐ.
- Widaၰ, ៀeᖰ nigdy tego nie robiᐠ. Idហ, nazbieraj chrustu. Ale wybieraj tylko suche
gaᐠᆐzie. -Ojciec Sebastian fachowo podciၐᐠ najpierw gruby pieᑀ od strony rzeki, aby
drzewo zwaliᐠo siᆐ w kierunku wody, po czym rၐbaᐠ przez godzinᆐ. ,sciၐᐠ. ឰoᐠnierz w
tym czasie nazbieraᐠ pokaហnၐ stertᆐ wzglᆐdnie suchego drewna. Z juków mnich
wyciၐgnၐᐠ piᐠᆐ. Zaznaczyᐠ na dwa ciᆐcia – jedno w poprzek, drugie wzdᐠuៀ wᐠókien
drewna. Po szeᖰciu godzinach ciᆐៀkiej, wspólnej pracy na nadrzecznym piasku
spoczᆐᐠa dᐠuga na piᆐၰ kroków poᐠówka pnia.
Farkas wczeᖰniej milczaᐠ, teraz jednak juៀ nie wytrzymaᐠ:
- No dobrze, proszᆐ ojca, ale jak teraz wydᐠubiemy z tego te indiaᑀskie czóᐠno?
Wkrótce siᆐ dowiedziaᐠ. Franciszkanin podparᐠ pieᑀ kamieniami, zaᖰ na odsᐠoniᆐtym
drewnie uᐠoៀyᐠ chrust, na caᐠej dᐠugoᖰci.
Wypalali czóᐠno przez dwa dni, na zmianᆐ pilnujၐc ognia. Farkas trochᆐ
polowaᐠ – ubiᐠ duៀၐ kapibarᆐ.. Trzeciego dnia zwinᆐli swój obóz, pozostawiajၐc
wiᆐkszoᖰၰ ekwipunku na brzegu. ឰoᐠnierz zabraᐠ ze sobၐ trzy karabiny i pistolet,
www.dziennik.twardoch.pl
4
2090061.005.png
QUITZLALOPE
Szczepan Twardoch
oraz caᐠy zapas prochu i kul. Resztᆐ broni zatopiᐠ w rzece, ៀeby nie wpadᐠa w rᆐce
Indian. Do czóᐠna zapakowali zapasy jedzenia, sprzᆐt obozowy, narzᆐdzia, oraz
towary do wymiany – ᖰwiecideᐠka, noៀe, siekiery, haczyki na ryby, drut. Ojciec
Sebastian wystrugaᐠ dwa pagaje i wypᐠynᆐli. Georg siedziaᐠ na dziobie, mnich z tyᐠu
czóᐠna. Wiosᐠowali obaj – pᐠynᆐli w górᆐ rzeki, ale prၐd byᐠ prawie niewyczuwalny.
Pᐠynᆐli do Quitzlalope.
***
-Jakៀe to tak, odrzuciၰ broᑀ, ojcze Sebastianie? – nie przestawaᐠ pytaၰ Farkas
- Ano zwyczajnie. Widzisz, abym nosiᐠ gdzieᖰ szablᆐ albo pistolet? Nawet kozika nie
mam – odparᐠ franciszkanin.
Leៀeli w hamakach, przy gasnၐcym ognisku. Farkas wytᆐៀaᐠ swój podoficerski
rozsၐdek.
- Wyᖰcie mnich, was sukienka duchowna chroni. Ale jakៀe to, mᆐៀczyzna broᑀ ma
wyrzuciၰ? Przecie u nas nawet chᐠop, jak trzeba obejᖰcia czy chaᐠupy broniၰ, za kord
chwyci.
- A jak ty sobie myᖰlisz, sierៀancie, czy te dzikusy, co Chrystusa nie poznaᐠy,
sukienkᆐ duchownၐ uszanujၐ?
- Ano nie uszanujၐ. – odpowiedziaᐠ po chwili namysᐠu Georg.
A widzisz. Ewangeliᆐ tutaj od trzystu lat przynosi siᆐ na ostrzu miecza i lufie
muszkietu. I to jest najwiᆐksze nieszczᆐᖰcie jakie dotknᆐᐠo tᆐ przeklᆐtၐ ziemiᆐ. Aby
zanieᖰၰ komu Dobrၐ Nowinᆐ do domu, nie podpala siᆐ mu strzechy, prawda? Iluៀ ja
ich tutaj widziaᐠem, psów paᑀskich, co chrzczၐ tak, jak cesarz Karol Sasów chrzciᐠ.
Sierៀant sᐠuchaᐠ w milczeniu. Franciszkanin zaᖰ, czujၐc zdobycz, zapalaᐠ siᆐ co raz
bardziej.
- Cóៀ w Ewangelii rzecze Pan Nasz, Jezus Chrystus? Czy mówi, aby jego nowinᆐ
zanieᖰၰ przemocၐ? Pan Jezus mówi: policzek drugi nadstaw, poᐠowᆐ pᐠaszcza oddaj.
Zaufaj Panu swemu, jak dobry sᐠuga, co bez wahania wskoczy w rzeczne odmᆐty,
jeៀeli taki rozkaz sᐠyszy, bo wie, ៀe Dobry Pasterz nie postrada na darmo owiec
swoich.
- Wszystko to piᆐknie, ale gdybyᖰmy tutaj przyszli bez muszkietów i mieczy, poganie
wyrៀnᆐli by wszystkich.. Okrucieᑀstwa jest za duៀo, to rzecz pewna, ale nie moៀna
siᆐ wyrzec obrony wiary mieczem. – odpowiedziaᐠ pewny siebie Farkas, W koᑀcu,
www.dziennik.twardoch.pl
5
2090061.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin