Więzy krwi + Wojna w naszej krwi - Naja Snake.pdf

(1096 KB) Pobierz
Autor: Naja Snake
. . : : WIĘZY KRWI : : . .
Privet Drive, 2 lipca 1995, rano
Dobrze, że moja droga rodzinka zostawiła mnie samego – z górą ciuchów do uprasowania, ale
dobrze, że ich nie ma. Kiedy są, gapią się na mnie, jakby myśleli, że zaraz wysadzę dom w
powietrze, albo i gorzej. Nagle, cos zastukało w szybę. To ptak z paczką ale nie sowa, tylko
ogromny, czarny orzeł! Kto używa takich bestii jako listonoszy?! Otwieram okno, żeby go
wpuścić, a on zostawia swój ładunek i odlatuje. Jest naprawdę piękny. Imponujące
stworzenie. Podnoszę tę paczkę – jest tak ciężka, że nic dziwnego, że nadawca wysłał takie
ptaszysko – sowa nie dałaby rady. No, ale mógł użyć dwóch sów. Wychodzę na gór do
mojego pokoju i otwieram przesyłkę. Ku mojemu zdumieniu, są w niej butelki z eliksirami,
starannie owinięte w materiał, żeby się nie potłukły i koperta. Jeden z eliksirów to ten na sen
bez snów ale nie poznaję reszty. Otwieram list – no pewnie, to staranne, równe pismo, które
tak dobrze znam. Czego on chce ode mnie?!
Panie Potter
W związku z poleceniem Profesora Dumbledora wysyłam panu eliksiry, które mogą się panu
przydać. Ten zielony to eliksir na sen bez snów; jego działanie powinno być panu znane. Ten
bezbarwny to środek uspokajający. Trzeci to jeden z najmocniejszych eliksirów
przeciwbólowych, blokujący działanie zaklęcia Cruciatus i usuwający jego skutki.
Więc wie o moich koszmarach. Dziwne, że go to nie bawi.
Nie należy ich przedawkowywać. Jeżeli ich zabraknie, proszę przesłać mi sowę z
wiadomością. Jeżeli któryś nie będzie prawidłowo działał, należy mnie natychmiast
zawiadomić. Pańska więź z Lordem to rzadkość; niewiele wiadomo o magii tego typu, więc
niektóre eliksiry mogą nie zadziałać. Te mikstury nie wywołują efektów ubocznych; gdyby coś
dziwnego zaczęło się dziać, proszę o natychmiastową wiadomość.
Ten list musi być zniszczony.
Dziś w nocy wracam do Czarnego Pana, więc radziłbym podwójną dawkę eliksirów, gdyż
spodziewam się, że zechce sprawdzić moją lojalność.
W razie kłopotów z pańskimi mugolskimi krewnymi, powinien pan zawiadomić Profesora
Dumbledora albo mnie. W pańskim wieku silne emocje mogą wywołać niekontrolowane
magiczne zjawiska.
S. S.
PS. Wysyłam też Kryształ Nadziei; kiedyś należał do pańskiej matki. TO bardzo pomocna
rzecz w tak mrocznych czasach.
Więc ten orzeł należy do Snapea! Pasuje do niego; on sam wygląda jak drapieżne zwierzę.
Chowam eliksiry pod obluzowaną deskę w podłodze; Dursleyowie nie byliby zachwyceni
widokiem „dziwnych” lekarstw. Patrzę na ten kryształ: to przeźroczysty, bezbarwny kawałek
kamienia na zwykłym rzemyku. Ściskam go w dłoni i czuję ciepło, które z niego promieniuje.
Snape napisał, że kiedyś ten kamień należał do mojej mamy... Więc ją znał? Był z nią w
szkole, ale on był Ślizgonem, a ona Gryfonką, a przyjaźń między tymi Domami to rzadkość.
No, ale chyba byli przyjaciółmi, jeśli miał coś od niej. On i moja mama kumplami?
Niemożliwe. Może pomógł jej, kiedy szpiegował dla Dumbledora? Wysyłam list do Syriusza,
pytając, czy coś o tym nie wie.
Czarny Dwór, 2 lipca 1995, 22. 30
Aportuję się koło osławionego Czarnego Dworu. Noc jest tak piękna... To złudzenie wkrótce
pryśnie. Odzyskałem swoje wyostrzone zmysły i jest to nieziemskie uczucie. Wiele lat temu
rzucono na mnie urok, stępiając je do „normalnego” poziomu. Miałem udowodnić, że nie
stanowię zagrożenia! Zagrożenia! Nie musisz mieć naszych zmysłów, żeby być potworem.
Rozumiem decyzję sądu – w końcu byłem Śmierciożercą, Księciem Ciemności i do tego Alfą.
Mieli powody, żeby mi nie ufać. Teraz, kiedy zaklęcie wreszcie straciło moc, świat znów jest
taki jak kiedyś. Kwiaty, liście i trawy znów pachną, słyszę kroki, trzepot skrzydeł i ciche
dźwięki lasu. Noc ponownie odkrywa przede mną swoje sekrety. No, ale ta noc będzie
koszmarem. Niech tak będzie. To był mój wybór. Zauważam go, zanim on może mnie
dostrzec. Gdybym tylko wiedział, jak go zabić... Zaciskam pięści i otwieram je; nie mogę
pokazać żadnych emocji. Cicho tam, durne głosy w mojej głowie. Nie ucieknę; stawię czoła
jego gniewowi. Nie boję się bólu; jestem do niego przyzwyczajony. Zawsze byłem czyimś
workiem treningowym. Dla mojej ciotki, dla Lorda, dla Aurorów. Przeraża mnie tyko jego
próba lojalności. Nigdy nie chodziłem z innymi zabijać dla zabawy, powiedziałem Lordowi,
że za długo uczyłem się Czarnej Magii, żeby ją marnować na głupich Mugoli. Zażądałem
czegoś bardziej ambitnego. Nie wiem, czemu nie oberwałem za tak bezczelną odpowiedź, ale
on się tylko zaśmiał i wysłał mnie na Aurorów. Zresztą Brunhilda, Księżna Ciemności,
zrobiła to samo. Nie, nie byliśmy szlachetni. Rzucaliśmy przekleństwa i zabijaliśmy. Po
prostu byliśmy zbyt dumni, żeby robić łatwe rzeczy. Szukaliśmy wyzwań.
No to każe mi pewnie znęcać się nad jakimś Mugolakiem. Może mugolskim dzieckiem... Na
samą myśl robi mi się niedobrze. Używałem wielu obrzydliwych przekleństw i zabijałem, ale
tylko na rozkaz, nigdy dla rozrywki. I nigdy się przy tym nie śmiałem, jak inni. A oni mówią,
że jestem potworem! Może za dużo oglądałem takich rzeczy od małego i za wiele razy sam
dostałem przekleństwem i pięścią, żeby oglądanie czegoś takiego sprawiało mi przyjemność.
A może jest we mnie za dużo „bestii” a za mało człowieka, żeby być tak okrutnym. Czasem
nazywali mnie zwierzęciem i może to był komplement. Zwierzęta zabijają, żeby żyć, nie
odwrotnie – w przeciwieństwie do CZŁOWIEKA, któremu musze stawić czoła. Jego
szkarłatne ślepia gapią się na mnie z nienawiścią. Na kolana, Sev...
Wizja
Co on wyprawia? Naprawdę wrócił do Voldemorta! Nie, znowu musze na to patrzeć?
Dlaczego? Co takiego zrobiłem? Boże, ten bezczelny, arogancki Snape klęka przed tym
szaleńcem, jego długie włosy dotykają butów Lorda... Śmierciożercy są tacy dumni –
dlaczego pozwalają się traktować w ten sposób? Dlaczego Snape kiedyś się na to zgodził? Co
takiego obiecał mu Voldemort?
„Snape” – syczy Lord – „wreszcie wróciłeś, Wężu.” Myślałem, że rzuci w niego
przekleństwem, ale nawet nie wyciągnął różdżki. „Mój zdradziecki Książę Ciemności.” Mówi
cicho i spokojnie, ale w tym głosie jest coś, od czego robi ci się zimno. Muszę na to patrzeć,
ale to tylko wizja, nie może mnie skrzywdzić. Dziwię się tylko, jak Snape to wytrzymuje, nie
okazując strachu. „Tak, tak, zawsze byłeś najlepszym ze Ślizgonów, Wężu. Podwójny
agent… Służyłeś mnie ale sprzedawałeś informacje Dumbledorowi. Zdradzieckie z ciebie
zwierzę. I co? Dumbledore poręczył za ciebie, dał ci pracę, ufa ci. Mój Książę Ciemności
wyłgał się z kłopotów. Co więcej, mój wróg mu ufa i dlatego, TYLKO dlatego” – wymawia
to słowo z naciskiem – mój pies wojny jeszcze żyje.” Snape wciąż klęczy przed nim i nie
odważa się spojrzeć w szkarłatne ślepia. Widzę tylko, jak mocno zaciska pięści. „A więc,
bestio”- Voldemort podchodzi do niego. “Jeśli udowodnisz, że jesteś lojalny, zapomnę o
twoim zuchwalstwie. Będziesz moim szpiegiem w szkole i będziesz donosił Dumbledorowi –
to, co ja ci każę. No i eliksiry. Wyrażam się jasno?”
„Tak, Panie.” – głos Snapea jest cichy i kompletnie wyprany z emocji.
„Tym razem nie będę tolerował żadnych twoich sztuczek.”
„Tak, Panie.”
„Szkoda tylko, że nie mogę wypuścić cię na akcje. Dumbledore mógłby przestać ci ufać.
Jesteś psem wojny, więc jaka szkoda...” O czym on bredzi?! „Ale kiedy pozbędziemy się
Dumbledora, spuszczę cię z łańcucha, moja ty bestio.” Więc Snape zabijał dla niego? Muszę
ostrzec Dumbledora. Nie ufam Snapeowi. Może rzeczywiście oszukiwał Voldemorta tylko po
to, by Dumbledore go uratował w razie wpadki Lorda?
Schodzimy do osławionych lochów. Najwyraźniej moja ofiara już na mnie czeka. Przeklęta
próba lojalności. Jeśli jesteś gotowy... Nie, nie jestem. Wiem, że szpieg jest wart stu
żołnierzy, wiem, że to najlepsze, co mogę zrobić – ale chce mi się wyć. Nie używałem
przekleństw, chyba, że na rozkaz i zawsze nienawidziłem tych jego krwawych przedstawień.
Zastanawiam się tylko, kto... O do diabła. Nie dziecko. Nie Mugol. Igor. Igor Karkarow. Nie
wyłgasz się tym razem, człowieku.
Więc tak wygląda „próba lojalności”. Snape użył już z tuzin paskudnych zaklęć, a to dopiero
początek.
Obudziłem się. Dobrze, ze posłuchałem rady Snapea i zażyłem te jego eliksiry. Przynajmniej
nie bolało, ale i tak napiję się tego środka na nerwy. Jest gorzki i piecze, ale działa. „Mogę
was nauczyć, jak ujarzmić sławę i uwarzyć chwałę...” – przerośnięty nietoperz wiedział, co
mówi. Naprawdę jest szpiegiem? Ale Voldemort nazwał go Księciem Ciemności. Może
okłamuje Dumbledora? Tak łatwo rzucał te zaklęcia i nawet okiem nie mrugnął. No, ale w
przeciwieństwie do Voldemorta się nie śmiał.
Dziwię się, że wujek Vernon jeszcze tu nie wpadł. Pewnie nie krzyczałem – kochane eliksiry.
Oberwałoby mi się, że ich pobudziłem – zupełnie, jakbym to robił specjalnie.
“Avada Kedavra”. Wreszcie koniec. Igor był draniem, ale mimo to... Zresztą sam tak robił.
Kto mieczem wojuje... Sam sobie winien.
Słońce już wzeszło, to musiało trwać parę godzin. Dla mnie to była cała wieczność. Wrócę do
Hogwartu i wypiję szklankę wódki. Cała butelkę. Nie, tyle ile dam rady, do nieprzytomności.
Nie, to nie koniec, widzę to w jego szkarłatnych ślepiach. Wiem, czemu inni Śmierciożercy
zaczęli się Aportować. Teraz mi się dostanie. Wszyscy którzy nie pomogli mu, kiedy był w
kłopotach, już zaliczyli swoja porcję paskudnej magii. Poppy Pomfrey będzie miała ze mną
sporo pracy. Jestem Alfą i dlatego zawsze traktował mnie bardziej brutalnie niż innych. W
końcu jestem pół-zwierzęciem. To prawda, szybciej zdrowiejemy i jesteśmy w stanie
wytrzymać więcej niż ludzie, ale czujemy ból jak oni. To, że potrafię wytrzymać Cruciatus
albo Tormentera bez piśnięcia, to nie dlatego, że jestem Alfą. Po prostu ma sporo praktyki...
Już są. Nott, Avery i jego żona, trójka Malfoyów. TRÓJKA?! NIE!!!
Znów nas wzywa. Luc i Narcyza są zdenerwowani – dlaczego o tej porze? Jest piąta rano!
Profesor Snape ostrzegał mnie, że to tak wygląda. O nie. Następne przedstawienie. Niedobrze
mi się od nich robi, zwłaszcza odkąd wyostrzyły mi się zmysły. Po prostu obudziłem się parę
dni temu i były inne. Lepsze, ostrzejsze. Nie mogę wytrzymać wycia torturowanych, zapach
krwi jest taki mocny, że aż dusi. Komu się oberwie, że Lord wzywa nas o takiej porze?
Widzę tego pechowca. O nie. Nie on. Nie nasz El Diablo, jak my. Ślizgoni, go nazywamy.
Wiedziałem, że nosi Znak; powinienem się domyślić, że i na niego przyjdzie kolej. Ci, którzy
mieli oberwać, zawsze byli przerażeni, a on jest spokojny. W jego oczach nie widać żadnych
emocji. Jakbyś patrzył nocą na jezioro koło Hogwartu – nie zobaczysz, co kryje się pod
czarną powierzchnią. Lord mówi, jaka będzie kara i przez nasz krąg przebiega cichy pomruk,
ale El Diablo nawet nie mrugnął. Lord sam poprowadzi przedstawienie. O nie. To musi być
zły sen. Snape patrzy mi w oczy i nie mogę wytrzymać tego spojrzenia.
Boli.
Potrójny Tormenter.
On zwariował. To mi odbierze rozum. Jestem Alfą, czuję ból jak człowiek. Śmierciożercy-
człowieka tak by nie potraktował.
Ale ja jestem zwierzęciem.
Zwierzęta też czują ból.
Chciałbym być człowiekiem – pewnie już bym zemdlał,
Boli. Nawet nie próbuję nie wrzeszczeć.
Chwila przerwy. O, nowi. Poznaję niektórych; doniosę Aurorom, co trzeba. On jest głupi –
robić przedstawienie w dzień, kiedy moje wrażliwe oczy poznają każdego, zresztą nawet w
nocy rozpoznam większość po głosie.
Znowu trzech. On naprawdę zwariował.
Draco. Nie, nie on. Obiecałem umierającej Atenie, ze będę się nim opiekował i zawiodłem.
Atena wiedziała, że jestem zdrajcą i uważała, że dobrze zrobiłem. Ręce Drakona drżą lekko.
Durny smarkaczu, rzuć tym cholernym Crucio! Chcesz do mnie dołączyć?! Wywrzaskuje to
słowo.
Boli.
Purpurowa mgła.
Ogień, który spala mnie od środka.
Niech się to wreszcie skończy.
Zwierzę.
Bestia.
Nawet dla niego, który jest prawdziwym potworem.
Drako, idioto, nie płacz! Dobrze, że masz maskę, może nie zobaczą twoich łez. No, nie becz.
Następne potrójne zaklęcie.
Nie mogę oddychać.
Spadam w przepaść.
Nienawidzę Lorda, Śmierciożerców, Mrocznego Znaku, wypalonego na mojej ręce.
Nienawidzę swoich rodziców, za to, że mnie mu sprzedali. Wiem, że chcieli dobrze, sami całe
życie służyli takim, jak Voldemort. Byli psami wojny i wiedzieli, że mogą zginąć w każdej
chwili, więc znaleźli mi najpotężniejszego z czarnoksiężników. To moja wina, że go
zdradziłem. Ale i tak ich nienawidzę. Nienawidzę samego siebie. Nienawidzę całego świata.
Znów przerwali.
Spokojnie, Sev. Nasz na tyle sztuki walki, żeby wiedzieć, jak radzić sobie z bólem.
Spokojnie, lepiej nie pokazać Śmierciożercom mojej transformacji. Lepiej niech nie wiedzą,
że jestem Alfą. Spokojnie. W końcu on mnie nie zabije. Nie mogę tylko pokazać, kim jestem.
My mamy trzy postacie – ludzką, prawdziwą i zwierzęcą. Lepiej, żeby Voldemort nie
wiedział, jakim jestem Animagiem. Moja transformacja mogłaby kogoś zabić i Voldemort by
mnie wykończył. On jest prawie nieśmiertelny, żadna z moich postaci nie dałaby mi rady. O
nie, McNair... Ten nie użyje magii.
Czy on chce zabić Snapea?! Nie mogę na to patrzeć. Łzy mi lecą; dobrze, że pod maską nie
widać. Nienawidzę Voldemorta. Znęca się nad jedynym człowiekiem, który mnie lubi. Który
mnie kocha. Ślizgoni mnie nie lubią – kochają moje pieniądze i tyle. Większość belfrów jest
uprzedzona do naszego Domu. Słyszałem, jak Flitwick mówił, że wszystkich Ślizgonów
powinno się wywalić od razu po ceremonii Sortowania. Bzdury. Wielu Ślizgonów nie popiera
Czarnej Magii. Jest sporo Czarnych wśród świętych Gryfonów, jak taki Pettigrew, który
sprzedał swoich najlepszych przyjaciół. Ja nie zdradziłbym El Diablo za Mount Everest złota.
Zawsze się o mnie troszczył. Na początku myślałem, ze to dlatego, że jestem z Malfoyów ale
później zorientowałem się, że dba o każdego Ślizgona, bogatego czy biednego. Zawsze miał
dla nas czas; spędziłem mnóstwo czasu w jego laboratorium, rozmawiając o wszystkim. On
na ogół milczał, pozwalając mi mówić. Patrzyłem, jak pracuje i dlatego zapragnąłem uczyć
się o Eliksirach. Zgodził się dawać mi dodatkowe lekcje i nauczył mnie rzeczy, o których nie
miałem pojęcia. Byłem tak głupi, że powiedziałem Lucowi, że chcę zostać Mistrzem
Eliksirów, to sukinsyn się wściekł i stłukł mnie na kwaśne jabłko. Nie, na ogół tak nie robi –
tylko czasem ma ataki szału i wtedy lepiej schodzić mu z drogi. Chce, żebym wybrał lepszą
karierę. Lepszą. Mordercy, tak? Nienawidzę go. Nienawidzę tego sukinsyna, który teraz się
śmieje. Zawsze go nienawidziłem. OK., zawsze dawał mi kasę i miałem wszystko, co można
było kupić ale nigdy mnie nie kochał. Jest zimny jak lodowiec. Myślałem, ze chociaż o mnie
dba, nawet jeśli mnie nie kocha, ale już nie jestem ślepy. Jest śmieciem bez serca i kocha
tylko siebie. Nienawidzę jego śmiechu. Nienawidzę piskliwego śmiechu Voldemorta.
Nienawidzę Narcyzy. Nienawidzę ich wszystkich. Znaku na mojej ręce. Siebie samego. El
Zgłoś jeśli naruszono regulamin