Marek Dziewiecki, Anita Węgrzyn
Miłość, małżeństwo i przyjaźń
Z ks. Markiem Dziewieckim rozmawia Anita Węgrzyn
Najbardziej niezawodną formą przyjaźni
między kobietą a mężczyzną
jest sakramentalne małżeństwo.
- Do sakramentu małżeństwa przygotowujemy się poprzez nauki katechetyczne w szkole średniej, a także poprzez kurs dla narzeczonych. Jak powinien zachować się ktoś, kto z tych nauk korzysta, ale kto już od wielu lat nie ma osobistych więzi z Bogiem, nie modli się, nie przychodzi na Eucharystię...?
Ktoś taki nie powinien decydować się na małżeństwo sakramentalne, przynajmniej w tej fazie życia, a zatem dopóki nie odzyska osobistej więzi z Bogiem. Sakrament małżeństwa to nie jakieś prawo obywatelskie, ale to nadprzyrodzony dar, czyli niezwykły prezent od Boga, zarezerwowany dla tych ludzi, którzy są Jego przyjaciółmi i którzy od Niego uczą się zasad miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Jeśli ktoś prosi kapłana o pobłogosławienie swojego małżeństwa mocą Boga, to deklaruje w ten sposób tej drugiej osobie, że pragnie ją kochać wiernie i nieodwołalnie, a zatem miłością nieskończenie większą niż ta, do której zobowiązują się małżonkowie na podstawie małżeństwa cywilnego. Kto decyduje się na małżeństwo sakramentalne, ten gwarantuje współmałżonkowi, że jego największym przyjacielem jest Bóg i że w pewnym sensie to sam Bóg za niego ręczy oraz własnym autorytetem potwierdza, że narzeczony nie ślubuje pożądania czy zakochania, które przemija, lecz bezwarunkową i nieodwołalną miłość w dobrej i złej doli aż do śmierci. W niektórych diecezjach we Francji przed zawarciem sakramentalnego małżeństwa narzeczeni przez rok spotykają się w ramach parafialnych grup formacyjnych po to, by wspólnie się modlić i by coraz lepiej poznawać istotę chrześcijaństwa. A na koniec przeżywają tygodniowe rekolekcje zamknięte...
Ważnym elementem bezpośredniego przygotowania do zawarcia małżeństwa sakramentalnego jest spowiedź przedślubna. Co warto zrobić, żeby dobrze przygotować się do tej spowiedzi?
Najlepszym przygotowaniem do spowiedzi przedślubnej jest praca nad sobą od wczesnego dzieciństwa, a także owocne korzystanie z sakramentu pokuty i pojednania przez cały okres poprzedzający zawarcie małżeństwa. Spowiedź przedślubna nie powinna być jednorazową akcją, ani epizodem czy wyjątkiem po dłuższej przerwie. Jeśli niestety taka przerwa miała miejsce, to warto poprosić kogoś z księży przed spowiedzią o rozmowę na temat istoty tego sakramentu. Warto też przeczytać jakąś książkę lub artykuł na ten temat.
Typowym błędem, które popełnia penitentów — nie tylko w czasie spowiedzi przedślubnej — jest skupianie się na samym sobie i na własnych przeżyciach. Wtedy grozi albo przesadny lęk i zawstydzenie, albo psychiczny opór, bunt i niechęć do spowiedzi, albo też magiczne oczekiwanie, że wprawdzie najpierw trochę pocierpię i „upokorzę się”, ale za to po spowiedzi poczuję wielką ulgę i wreszcie zrzucę z siebie poczucie winy. Niedojrzały penitent cierpi dlatego, że okazał się słaby i grzeszny, natomiast penitent, który dojrzale przeżywa spowiedź, cierpi dlatego, że wczuwa się w cierpienia Boga i bliźnich, których zranił swoimi grzechami. Tylko ten drugi rodzaj cierpienia naprawdę wyzwala z przeszłości i naprawdę mobilizuje do nawrócenia, czyli do tego, by mocno kochać! Istotą dojrzale przeżywanej spowiedzi nie jest wyznanie win, lecz spotkanie z Bogiem, który przyjmuje mnie z miłością i czułością jak ojciec z przypowieści Jezusa przyjął swojego syna, który nie był już synem marnotrawnym lecz powracającym.
- Księże Marku, proszę w syntetyczny sposób wyjaśnić podstawowe warunki sakramentu pokuty i pojednania...
Pierwszym warunkiem solidnego przygotowania do spowiedzi przedślubnej jest pogłębiony rachunek sumienia, w którym nie chodzi tylko o spis grzechów, ale też o odkrycie źródła tychże grzechów po to, by wyeliminować przyczyny, a nie tylko przejawy własnej słabości i grzeszności. Warunek drugi to szczery żal za grzechy. Taki żal nie wynika ze strachu przed karą czy z lęku o reakcję Boga, ale ze świadomości, że wtedy, gdy krzywdzę siebie lub innych ludzi, największy ból zadaję Bogu, który nigdy nie przestaje mnie kochać. Trzeci warunek to szczere wyznanie grzechów. Wyznanie własnych win powinno boleć. Ale ten ból powinien wiązać się przede wszystkim z doświadczeniem niezasłużonej miłości, a nie z zawstydzeniem. Czwartym warunkiem dobrej spowiedzi jest postanowienie poprawy. Spowiedź to nie detoksykacja, której poddają się niektórzy ludzie po nadużyciu alkoholu po to, by mieć komfort dalszego picia. Spowiedź to początek zmiany życia. Właśnie dlatego postanowienie poprawy powinno być pozytywne i konkretne. Powinno przynieść odpowiedź na pytania, typu: co dobrego zacznę odtąd czynić? Z kim zerwę więzi, a z kim zacznę się kontaktować? Co złego przestanę czytać czy oglądać, a jakimi dobrymi książkami, filmami czy rozmowami się zainteresuję? W jakie miejsca przestanę chodzić i gdzie będę odtąd spędzał wolny czas? Piątym warunkiem owocnej spowiedzi jest zadośćuczynienie. Rozgrzeszenie nie uwalnia od konsekwencji danego grzechu, ani nie zwalnia z obowiązku wynagrodzenia za wyrządzone krzywdy. Bóg przebacza mi grzechy, gdyż żałuję i chcę się poprawić. Ale jednocześnie odsyła mnie do bliźniego po to, bym go przeprosił i bym mu zadośćuczynił za krzywdy, jakie mu wyrządziłem.
Owocem dojrzałego przeżycia sakramentu pokuty i pojednania jest stanowcze dążenie do świętości. Dobrze przeżyta spowiedź sprawia, że nie tylko odwracam się od zła, ale że zaczynam coraz mocniej kochać. Właśnie dlatego spowiedź przedślubna jest cennym elementem przygotowania do sakramentu małżeństwa, czyli do sakramentu największej miłości, jaka jest możliwa między kobietą a mężczyzną.
- Przysięga małżeńska zawiera słowa: "ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską". Jakie warunki trzeba spełnić, żeby dochować wierności tak niezwykłej przysiędze?
Tej niezwykłej przysięgi nie wymyślił żaden człowiek. Miłość małżeńska, którą proponuje Bóg, to najbardziej bezgraniczna przyjaźń między kobietą i mężczyzną! Niestety my, ludzie tej ziemi, mamy często znacznie mniej szlachetne pomysły na relację między kobietą a mężczyzną. Właśnie dlatego pierwszym warunkiem wiernego dochowania przysięgi małżeńskiej jest serdeczna przyjaźń z Bogiem. Im bliżej Boga pozostają małżonkowie po ślubie, tym większą mają pewność, że będą umieli kochać siebie nawzajem miłością mądrą, wierną, czystą, czułą, cierpliwą, czyli właśnie taką, jakiej uczy nas Bóg, który jest największym mistrzem miłości w całym wszechświecie!
Drugim warunkiem wiernego dochowania przysięgi małżeńskiej jest codzienna czujność i praca nad sobą, nad własnym charakterem. Kocha przecież konkretna osoba, a nie jakaś abstrakcyjna miłość. Miłość to sposób odnoszenia się osoby do osoby. Właśnie dlatego osoba jest ważniejsza niż miłość! Od tego, kim jest i jakie ma cechy dana osoba, zależy to, czy będzie ona w stanie kochać i czy dotrzyma złożonej przysięgi. To nie przypadek, że przysięga małżeńska zaczyna się od słów: „Ja, (...), biorę ciebie za żonę/za męża i ślubuję ci....”. Przysięga małżeńska nie może natomiast brzmieć na przykład tak: „Biorę cię za żonę/za męża a moja miłość ślubuje ci, że będzie cię kochać”. Najbardziej spokojny o małżonków jestem wtedy, gdy modlą się oni wspólnie, gdyż ci, którzy razem rozmawiają z Bogiem, między sobą będą rozmawiać językiem miłości.
- Księże Marku czy może istnieć wierna, czysta przyjaźń między mężczyzną a kobietą, jeśli nie są oni małżonkami? Jakie mogą być ewentualne zagrożenia w takiej przyjaźni?
Pytanie o możliwość szlachetnej przyjaźni między dziewczyną a chłopakiem czy między kobietą a mężczyzną najczęściej stawiają mi uczniowie gimnazjów i liceów. Odpowiadam wtedy z uśmiechem, że jest to pytanie podobne do pytania: czy ludzie są w stanie skakać o tyczce sześć metrów i dwa centymetry? Oczywiście, że są w stanie! I nawet jest dwóch czy trzech ludzi, którzy tyle skoczyli. Mówiąc z całą powagą, między nastolatkami dojrzała przyjaźń jest niemal niemożliwa. Nie dlatego, że w tym wieku nie potrafią oni jeszcze zrozumieć zasad takiej przyjaźni, gdyż to akurat leży w zasięgu ich możliwości. Barierą jest natomiast fakt, że znajdują się jeszcze w wieku rozwojowym, a zatem z definicji nie osiągnęli jeszcze pełnej dojrzałości psychospołecznej, moralnej, duchowej i religijnej. W wieku rozwojowym brakuje im zwłaszcza dojrzałości i niezależności emocjonalnej. W tej fazie rozwoju chłopcy i dziewczęta szukają głównie kandydata na małżonka. I świetnie, że tak jest!!! Przyjaźń, o którą tu pytasz, czyli przyjaźń, która nie wiąże się z małżeństwem, nie jest w tej fazie życia ich największym marzeniem. Taką przyjaźń mogą i powinni przeżywać w kontakcie z własnymi rodzicami. Ale w tym przypadku nie jest to jeszcze przyjaźń w pełni symetryczna, gdyż rodzice dysponują większą równowagą emocjonalną i większą życiową mądrością, a w konsekwencji mają większą szansę, by być dla ich dziecka niezawodnym przyjacielem, nie oczekując tego samego w zamian.
W wieku rozwojowym — poza niezwykłymi wyjątkami, które zawsze są możliwe! — chłopcy i dziewczęta przeżywają raczej dobre koleżeństwo niż niezawodną przyjaźń. W tej fazie życia nie powinni jeszcze zbyt wiele zawierzać tej drugiej stronie, ani traktować samych siebie jako „wybawiciela” tej drugiej osoby. Czysta i wierna przyjaźń między kobietą a mężczyzną wymaga spełnienia „tylko” jednego warunku, a mianowicie jej i jego świętości. Taka przyjaźń jest zatem możliwa dopiero między ludźmi, którzy nie tylko są dorośli, ale też wyjątkowo dojrzali.
Gdy chodzi o granice i zagrożenia w przyjaźni między kobietą a mężczyzną, to pierwszą trudnością jest fakt, że — poza rzadkimi wyjątkami - mężczyzna nie jest w stanie do końca zrozumieć kobietę. Trudno mu zwłaszcza zrozumieć jej sposób przeżywania siebie i świata oraz zmienność nastrojów, która czasami dla niej samej jest nieprzewidywalna i zaskakująca. Z kolei kobieta ma tendencję, by mylić przyjaźń z „poświęcaniem się” dla mężczyzny. Ponadto obu stronom może grozić uleganie pięknym, ale nierealnym oczekiwaniom, że oto odtąd zawsze będą siebie wzajemnie rozumieć, że w każdej sytuacji potrafią sobie pomóc, że nigdy siebie nie rozczarują. Przyjaźń zaczyna się na dobre dopiero wtedy, gdy obie strony odkryły już granice tej drugiej osoby i gdy już wiedzą, że nikt z nich nie zastąpi tej drugiej osobie nie tylko przyjaźni z Bogiem, ale także potrzeby kontaktów z wieloma ludźmi i z różnymi środowiskami. Najwięcej radości przynosi mi przyjaciel, który wie, że kontakt z nim nie wystarczy mi do szczęścia...
- Jakie kryteria trzeba spełnić, by być dobrym przyjacielem dla tych, którzy są wobec nas życzliwi? A w jaki sposób powinno się okazywać przyjaźń tym, którzy nas krzywdzą i którzy zadają nam ból?
Aby stać się dla kogoś rzeczywiście dobrym przyjacielem, trzeba spełnić najtrudniejsze wymagania na świecie! Nie ma przecież bardziej niezwykłej formy miłości, jak przyjaźń. To nie przypadek, że po kilku latach bycia razem ze swoimi uczniami Jezus mówi, że nie nazywa ich już odtąd sługami, ale przyjaciółmi. Najpierw dlatego, że teraz już wiedzą, co czyni ich Mistrz. A następnie dlatego, że oni też nauczyli się już kochać w sposób podobny do Jego zachwycającej miłości. Przyjaciel to zatem ktoś, kto jest niezwykle mądry i niezwykle dobry jednocześnie. Tak mądry, że stawia mi twarde wymagania, bym dorastał do świętości. A tak dobry, że jeśli będzie trzeba, to odda za mnie życie...
Obok mądrości i dobroci jest jeszcze trzecia niezwykła cecha przyjaciela, a mianowicie niewyobrażalna wręcz dla „zwykłych” ludzi bezinteresowność! Przyjaciel tym bardziej się cieszy, im mniej wiem o tym, jak bardzo mnie wspiera! On potrafi dosłownie poruszyć niebo i ziemię po to, by wiele osób mnie kochało, chroniło i wspierało w rozwoju. I czyni to tak sprytnie, by nikt się nie zorientował, jak bardzo mnie kocha! Nawet ja sam... Niezwykły spryt w bezinteresownym czynieniu dobra to czwarta cecha wspaniałego przyjaciela. I to jest ta cecha, którą niezwykle starannie ukrywa on przed całym światem...
Gdy chodzi o przyjaźń wobec tych, którzy krzywdzą innych ludzi i mnie też usiłują krzywdzić, to staję się dla nich tym dojrzalszym przyjacielem, im bardziej stanowczo ich upominam oraz im bardziej stanowczo bronię się przed krzywdą! Mają wtedy jedną ofiarę mniej na sumieniu. Ponadto otrzymują jasną informację o tym, że powinni coś istotnego zmienić, poprawić w swoim postępowaniu, jeśli chcą żyć w przyjaźni z Bogiem i z ludźmi. Gdy mimo naszej stanowczości (pełnej miłości i taktu!) ci ludzie nie zmieniają się, to pozostaje nam już wtedy tylko okazywanie przyjaźni na odległość, poprzez modlitwę i zachowanie nadziei. Wobec ludzi, którzy błądzą, nie próbujmy być „doskonalsi” od Jezusa, który czasem odwracał się od kogoś i odchodził, gdyż wiedział, że nie ma sensu rzucać perły przed wieprze...
- Spotykam ludzi, którzy nie doświadczają radości ze spotkania z Bogiem, a ja ogromnie cieszę się z tego, że jestem chrześcijanką i dzieckiem Boga, który mnie kocha i uczy żyć. Jak przekonać tych, którzy są daleko od Boga, że warto szukać Chrystusa i z Nim się zaprzyjaźnić?
Takich ludzi raczej nie przekonasz racjonalnymi argumentami czy naukowymi analizami na temat Boga i Jego miłości do ludzi. Oni potrzebują przede wszystkim spotkania z kimś, kto kocha, kto jest radosny i kto jest od nich niezależny, kim nie mogą manipulować, kogo nie są w stanie wciągnąć w swój sposób myślenia i istnienia. Innymi słowy takim ludziom możesz pomóc najbardziej wtedy, gdy najpierw po prostu wśród nich jesteś, gdy radośnie przeżywasz muzykę, przyrodę, drobne, codzienne wydarzenia, gdy z radością opowiadasz o Twoich przyjaciołach, a także o Twoich ideałach, pasjach i marzeniach. I gdy zostawiasz im wolność. Jezus mówi do wszystkich: pójdź za mną, jeśli chcesz! Jeśli chcesz! A jeśli nie chcesz, to ja i tak nie przestanę ciebie kochać i w mej fantazji miłości nie przestanę pomagać ci, byś i ty zaczął kiedyś kochać... Naśladuj taką właśnie postawę Chrystusa wobec ludzi, którzy są jeszcze daleko od Niego. Największym dla nich argumentem będzie to, że zachowujesz spokój także wtedy, gdy oni nadal chowają się przed Chrystusem. I że kochasz ich niezależnie od tego, czy skorzystają z Twojej miłości...
- Jakich rad udziela Ksiądz ludziom, którzy pytają o to, jak być szczęśliwym?
Jeśli chcą być szczęśliwi, to znaczy, że na razie ludźmi szczęśliwymi jeszcze nie są. Właśnie dlatego zachęcam ich do tego, by zastanowili się nad swoimi więziami, jakie przeżywają i nad wartościami, jakimi się kierują. A także do tego, by swoje więzi i wartości porównali z tym, co proponuje Chrystus. Wyjaśniam także i to, że najbardziej od szczęścia oddala się ten, kto szuka wygodnego życia i samozadowolenia. Radość przychodzi w zaskakujący sposób, a mianowicie wtedy, gdy najważniejsze jest dla nas to, by radośni byli ci, których kochamy...
- Na koniec osobiste pytanie: czy łatwo jest Księdzu kochać wszystkich ludzi? Skąd bierze Ksiądz siłę do tego, by stawiać czoła przeciwnościom?
Nic, co dobre i wartościowe, nie jest łatwe na tej ziemi. Łatwy jest jedynie egoizm. Od Jezusa nauczyłem się tego, że radość może przynieść tylko to, co trudne, co wymagające, a najtrudniejsza jest właśnie miłość. Od Jezusa nauczyłem się realizmu, a realizm w miłości oznacza, że moją troskę o wszystkich spotykanych ludzi każdemu okazuję w nieco inny, a czasem w zupełnie inny sposób: ludzi szlachetnych umacniam, błądzących upominam, a przed krzywdzicielami bronię siebie, a tym bardziej innych ludzi. Pytasz o to, skąd czerpię siłę po to, by kochać... Otóż siłę tę czerpię nie skądś lecz od Kogoś! Od Boga, który mnie kocha nad życie, a także od moich bliskich i przyjaciół, którzy codziennie upewniają mnie o tym, że ten, kto kocha, ma siłą większą od wszystkich sił, jakimi dysponuje materia całego widzialnego wszechświata...
opr. mg/mg
Copyright © by Przewodnik Katolicki (18/2008)
Wolni po to, by kochać
Z księdzem Markiem Dziewieckim rozmawia Elżbietanka - Siostra Maria Czepiel
Wierzyć, że wolny jest ten, kto robi to, co chce
to tak, jakby wierzyć, że mądry jest ten,
kto myśli cokolwiek o czymkolwiek.
- Wolność to słowo, które obecnie robi wielką karierę. W naszych czasach młodzi ludzie marzą o życiu w wolności. To chyba dobre marzenie?
To bardzo dobre i wartościowe marzenie. Przecież także Bóg marzy o tym, byśmy żyli w wolności! Nie kto inny, lecz właśnie Chrystus przywraca nam wolność (por. Ga 5,1). Marzenie o wolności jest cenne pod warunkiem jednak, że wiemy, o czym marzymy, czyli pod warunkiem, że marzymy o prawdziwej wolności! Niestety ci, którzy najgłośniej mówią o wolności, nie mają zwykle pojęcia, co to znaczy być wolnym człowiekiem. Obecnie nawet wielu ludzi z wyższym wykształceniem w bezkrytyczny sposób ulega „poprawnym” politycznie ideologiom i mitom na temat wolności.
- Z jakimi mitami na temat wolności spotyka się Ksiądz najczęściej w kontaktach z młodymi ludźmi?
Jednym z modnych obecnie mitów wśród nastolatków jest przekonanie, że człowiek wolny to ktoś, kto żyje w wolnym, demokratycznym państwie. Mit ten możliwy jest wtedy, gdy mylimy wolność zewnętrzną z wolnością wewnętrzną. Wielu młodych ludzi zupełnie bezkrytycznie wierzy w to, że wystarczy wprowadzić w danym państwie ustrój demokratyczny i na drugi dzień wszyscy obywatele takiego kraju będą już wolni. W podobnie magiczny sposób myśleli „naukowcy” marksistowscy, którzy twierdzili, że wprowadzenie ustroju socjalistycznego sprawi, iż wśród obywateli będziemy mieli samych „bohaterów socjalizmu”. Tymczasem rzeczywistość przeczy takim magicznym oczekiwaniom. Okazuje się, że to właśnie w demokracjach liberalnych mamy miliony ludzi zniewolonych i uzależnionych od określonych substancji, osób czy zachowań. Wolność wewnętrzna jest arystokratyczna, gdyż osiągają ją nieliczni raczej ludzie. Jedynym gwarantem tej wolności jest solidne wychowanie, a nie jakiś ustrój! Nie ma bardziej niebezpiecznej sytuacji niż ta, gdy dajemy komuś wolność w miejsce wychowania. W naszych czasach człowiek coraz bardziej panuje nad światem, ale nie potrafi panować nad samym sobą. To oddala go od wolności.
- Jeszcze częściej spotykamy się chyba z twierdzeniem, że być wolnym to robić to, co się chce...
Ten mit to konsekwencja odrywania wolności od miłości, prawdy i odpowiedzialności, od sumienia, norm moralnych i zdrowego rozsądku. Błąd polega tu na absolutyzowaniu wolności i na traktowaniu jej tak, jakby była ona najwyższą wartością. Człowiek naiwnie myślący o wolności sądzi, że być wolnym to czynić wszystko to, na co ma się w danym momencie ochotę. Gdyby taka była natura wolności, to najbardziej „wolne” byłyby małe dzieci, a także przestępcy, gdyż te grupy osób kierują się rzeczywiście zasadą: robię to, co przychodzi mi spontanicznie, co nie wymaga wysiłku ani dyscypliny. Ten, kto robi to, co chce, w rzeczywistości nie robi tego, co chce, a jedynie to, co chce się jego ciału, jego popędom czy jego emocjom. Taki człowiek popada w uzależnienia, gdyż uzależniony to przecież ktoś, kto robi to, czego nie chce, gdyż wcześniej robił to, co chciał. W praktyce robienie tego, co się chce, prowadzi do czynienia tego, co łatwe zamiast tego, co wartościowe. Za mitem wygodnej „wolności” kryje się tchórzostwo wobec prawdy o człowieku i o realiach jego życia, a także lęk wobec wymagań płynących z miłości i odpowiedzialności.
- Liberałowie głoszą tezę, że jedyną granicą mojej wolności jest wolność drugiego człowieka...
Na pierwszy rzut oka takie przekonanie wydawać się może sensowne, a nawet mądre. Tymczasem jest ono sprzeczne z oczywistymi faktami i prowadzi do bolesnych konsekwencji. Po pierwsze, jeśli granicą mojej wolności jest tylko i wyłącznie to, by nie naruszać twojej wolności, to moja wolność wobec mnie samego nie powinna być niczym ograniczona. Przyjmując tego typu logikę liberałów, musielibyśmy uznać zasadę, że każdy człowiek może, na przykład, popełnić samobójstwo na oczach tłumu i nikt nie ma prawa interweniować, bo przecież samobójca nie narusza wolności innych ludzi.
Po drugie, jeśli nie wolno mi naruszać wolności drugiego człowieka, to nie mogę bronić się przed napastnikiem, a policja nie może go aresztować. Z tego samego względu rodzice nie mogą niczego zakazać swoim dzieciom, na przykład brania narkotyków, bo by „naruszali” wolność syna czy córki. Definicja wolności według liberałów uniemożliwia zatem obronę przed napastnikami, wychowanie dzieci, a także stosowanie kodeksu pracy, kodeksu drogowego, itd., bo przecież to wszystko „narusza” wolność drugiego człowieka. Tymczasem człowiek mądry wie, że czasem naruszanie wolności drugiej osoby może tejże osobie wręcz uratować życie. Największą wartością jest bowiem człowiek, a nie jego wolność.
Po trzecie, jeśli jedyną granicą mojej wolności jest to, by nie naruszać wolności drugiego człowieka, to ten drugi człowiek może zupełnie dowolnie określać, dokąd sięga jego wolność. Może na przykład stwierdzić, że już samo moje istnienie narusza jego wolność. Wolność rozumiana na sposób liberałów pozwala drugiemu człowiekowi na bezkarne zabicie mnie, jeśli tylko zadeklaruje on, że w jego przekonaniu moje istnienie narusza jego wolność.
Po czwarte, definicja wolności według liberałów nie podaje kryterium, według którego należy postępować wtedy, gdy każda ze stron inaczej określa to, co narusza jej wolność. W praktyce konflikt rozstrzyga na swoją korzyść ten, kto jest silniejszy. Okrutnym skutkiem pozostawienia dowolności w określaniu, dokąd sięga moja wolność, a gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka, jest aborcja. W tym przypadku rodzice zabijają własne dziecko w imię ich „wolności”, ale bez respektowania nie tylko wolności, ale nawet życia drugiej osoby (aborcja to śmiertelna dyskryminacja człowieka nie ze względu na rasę czy płeć, lecz ze względu na fazę rozwoju).
Po piąte, liberalna definicja wolności zakłada, że wolność jednego człowieka jest w konflikcie z wolnością drugiego, czyli że ludzie nie potrafią być wolni razem i dla wzajemnego dobra. W konsekwencji tego typu koncepcja wolności wyklucza miłość małżeńską i rodzicielską, przyjaźń czy choćby życzliwe relacje między sąsiadami. Tymczasem faktem jest, że są tacy ludzie, którzy potrafią być wolni nie tylko w taki sposób, by nie naruszać wolności drugiego człowieka, ale też w taki sposób, by drugiego człowieka wspierać i chronić.
Powyższe fakty dowodzą, że definicja wolności jako czynienia tego, co chcę, byle nie naruszać wolności drugiego człowieka, jest zupełnie irracjonalna a kierowanie się nią prowadzi do utraty wolności. Realiści wiedzą, że istnieje dobre i złe użycie wolności. Dojrzały człowiek używa wolności dla rozwoju i dobra własnego oraz innych ludzi, a sprzeciwia się wszystkim szkodliwym formom używania wolności. Dojrzałość polega na czymś znacznie ważniejszym niż na tym, by nie naruszać wolności innych ludzi. W świecie liberalnych ideologii największą wartością jest wolność. W świecie faktów największą wartością jest człowiek. Nie istnieje przecież wolność bez człowieka. To nie wolność ma być wolna, lecz człowiek!
- A czy mitem jest także częste obecnie przekonanie, że wolny jest ten, kto się do niczego nie zobowiązuje?
Oczywiście! Obecnie to chyba najbardziej modny mit na temat wolności. Tymczasem istotą ludzkiej wolności nie jest powstrzymywanie się od zobowiązań, lecz przeciwnie — podejmowanie zobowiązań! Wolny to ktoś, kto potrafi się do czegoś zobowiązać! Gdy pójdziemy do banku po pożyczkę i zaprowadzimy tam naszego psa jako żyranta, to pracownik banku wyjaśni nam, że pies nie może być żyrantem właśnie dlatego, że nie jest w stanie przyjąć na siebie żadnych zobowiązań. Z wolnością jest tak, jak z pieniędzmi: w obydwu przypadkach mamy do czynienia z wartościami względnymi. Faktycznie posiadamy tylko te pieniądze, które wydajemy. Zamieniamy wtedy symbol i możliwość na realne dobra: ubranie, jedzenie, książkę, prezent dla przyjaciela. Podobnie jesteśmy wolni tylko na tyle, na ile potrafimy wyrazić wolność poprzez dobrowolnie podjęte i wiernie wypełniane zobowiązania. Tak, jak myśl wyraża się poprzez słowo, tak wolność wyraża się poprzez działanie, które wynika z podjętych zobowiązań. Kto powstrzymuje się od zobowiązań, ten rezygnuje z wolności i nie różni się od zwierząt, które też do niczego się nie zobowiązują.
- Czy błędne rozumienie wolności to jedyne zagrożenie?
Oczywiście, że nie! Istnieje jeszcze wiele innych czynników, które są zagrożeniem dla wolności. Jednym z takich czynników jest zawężenie lub zniekształcenie pragnień i aspiracji. W przypadku każdego człowieka granice jego wolności zostają ograniczone czy zdeformowane w takim stopniu, w jakim są ograniczone czy zdeformowane jego dążenia, aspiracje i pragnienia. Istnieje tak wiele form ograniczenia wolności, jak wiele jest form nieuporządkowanych i naiwnych dążeń oraz pragnień. Człowiek, który ma wypaczone pragnienia, może uzależnić się niemal od wszystkiego, na przykład od alkoholu, narkotyków, jedzenia, seksu, lenistwa, telewizji, Internetu, gier komputerowych, hazardu, pieniędzy, władzy, leków, mody, „poprawności” politycznej. Dany człowiek jest tym bardziej wolny, im bogatsze ma pragnienia i aspiracje, im bardziej są one uporządkowane w oparciu o mądrą hierarchię wartości oraz im bardziej respektują one ludzką godność i sens życia.
- Dlaczego tak wielu ludzi utożsamia wolność z samowolą, na zasadzie "róbta, co chceta"? Dlaczego w tej dziedzinie nawet wielu studentów i intelektualistów poddaje się temu irracjonalnemu mitowi?
Mylenie wolności z samowolą wynika z dążenia do osiągnięcia łatwego szczęścia na zasadzie tak zwanego „życia na luzie”. To efekt myślenia dziecinnego, magicznego, życzeniowego. Na początku czynienie tego, co łatwe i spontaniczne, jest przyjemne. Kto jednak szuka przyjemności zamiast miłości, ten najpierw traci zdrowy rozsądek, a później traci także wolność. Zaczyna komplikować sobie życie. Codzienność staje się stopniowo coraz większym ciężarem. I wtedy pojawiają się uzależnienia, które nie są czymś przypadkowym. Każde uzależnienie to zawsze jakaś próba ucieczki od rzeczywistości.
- Czy wolność i wolna wola to synonimy?
Tak, te pojęcia stosowane są zwykle zamiennie. Osobiście nie używam jednak wyrażenia „wolna wola”, gdyż jest ono mylące. Sugeruje bowiem, że jest w nas coś — na przykład jakieś „urządzenie” czy jakaś szkatułka - i że to coś podejmuje za nas decyzje. Ponadto wyrażenie „wolna wola” sugeruje nieobliczalność decyzji danego człowieka. Tymczasem nie chodzi o to, by mieć silną wolę, która będzie mogła robić ze mną to, co chce, lecz żeby samemu być kimś wolnym. To człowiek ma być wolny, a nie jakaś tajemnicza wolna wola. To człowiek powinien podejmować decyzje. Cały człowiek!
W czasie spotkań z nastolatkami, którzy prezentują naiwny sposób myślenia na temat wolności, zauważam, że ich aspiracjom, by być wolnymi od norm moralnych czy od jakichkolwiek zobowiązań, nie towarzyszy zwykle aspiracja, by być równie wolnymi od lenistwa, od ciała i emocji, od alkoholu, papierosów, pieniędzy czy telewizji. Rozumienie wolności jako „wolności” od zobowiązań płynących z prawdy, miłości, norm moralnych czy więzi społecznych, okazuje się w praktyce naiwną próbą usprawiedliwiania przed samym sobą zgody na egoizm i na jakąś formę zniewolenia.
- Od czego zaczyna się wolność człowieka? Czy od tego, że człowiek podejmuje jakąś decyzję?
Nie! Wolność zaczyna się od myślenia! Nie ma wolności bezmyślnej! Człowiek jest istotą wolną dlatego, że jest istotą rozumną. Utrata rozumności i każda forma bezmyślności nieuchronnie prowadzi do utraty wolności. Mówiąc obrazowo, nasza wolność nie wie, czemu służy i jaki jest jej sens. Istnieje analogia między wolnością a zdolnością poruszania się. Nasze nogi mają zdolność chodzenia, ale one nie wiedzą, dokąd powinny nas zaprowadzić. To może wiedzieć tylko człowiek. Jeśli nie poda on własnym nogom kierunku marszu, to spontanicznie pójdą one tam, gdzie jest łatwiej, czyli w dół. Nawet jeśli będzie to przepaść. Człowiek bezmyślny nie wie, kim jest, jaki sens ma jego wolność i w jaki sposób powinien z niej korzystać.
- A co jest sprawdzianem dojrzałej wolności?
Pierwszym sprawdzianem wolności jest odwaga szukania prawdy o rzeczywistości. Jeśli ktoś ma błędne wyobrażenia na temat samego siebie i świata, a mimo to nie reaguje na najbardziej nawet oczywiste argumenty w tym względzie i nie koryguje swoich błędnych przekonań, to taki ktoś nie jest człowiekiem wolnym. Wolność przejawia się najpierw w wolności poznawania rzeczywistości, a dopiero później w zdolności podejmowania decyzji w obliczu tejże rzeczywistości. Innymi słowy, warunkiem odpowiedzialnego korzystania z wolności jest respektowanie nierozerwalnej więzi, jaka istnieje między wolnością a prawdą. Właśnie dlatego radykalnym zagrożeniem dla wolności są nie tylko uzależnienia, ale też wszystko to, co zawęża nasz kontakt z rzeczywistością, a zwłaszcza ideologie, niewiedza i „poprawność” polityczna. Dla przykładu, jeśli jakiś seksuolog ukrywa przed nastolatkami wiedzę o tym, że prezerwatywy nie gwarantują bezpiecznego seksu, to w ten sposób ogranicza wolność działania tych, którzy mu uwierzą. Podobnie, jeśli ktoś oszukuje samego siebie i nie chce poznać prawdy o skutkach swoich błędnych decyzji, to ogranicza swoją wolność. Obowiązuje tu zatem zasada: tyle wolności, ile wiedzy i świadomości.
- Czy wolności można się uczyć, a jeśli tak, to w jaki sposób?
Wolności nie tylko można, ale trzeba się uczyć. Jak zresztą wszystkiego, co cenne i pozytywne w naszym życiu. Po grzechu pierworodnym tylko zło jesteśmy w stanie czynić bez wysiłku i bez nauki. Żyjemy w świecie, który można porównać do krzywej podłogi, mocno pochylonej w negatywnym kierunku. Święty Paweł okazuje się wielkim realistą, gdy woła: „Nie czynię dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę” (Rz 7,15).
W jaki sposób uczyć się wolności? Nauka wolności — jak wszystko, co dobre i mądre! - zaczyna się od myślenia. Tylko ten, kto zastanawia się nad alternatywnymi decyzjami, możliwymi w danej sytuacji oraz nad ich skutkami, ma szansę na podejmowanie mądrych decyzji. Bogaty młodzieniec, który podchodzi do Jezusa, chce wiedzieć, co powinien czynić, aby otrzymać zbawienie (por. Mt 19,16). Uznaje zatem swoją niewiedzę co do tego, w jaki sposób wykorzystać dar wolności. Pragnie być człowiekiem wolnym w dojrzały sposób. Szuka autorytetu. Szuka mistrza w uczeniu ludzi wolności. Jedynym nieomylnym mistrzem w tym względzie jest Ten, który obdarzył nas wolnością. Człowiek zyskuje poczucie pewności co do właściwego korzystania z daru wolności wtedy, gdy bardziej słucha Boga niż samego siebie. Taki człowiek uświadamia sobie, że „wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę” (1 Kor 6,12).
Dzieci najłatwiej uczą się wolności wtedy, gdy rodzice dają im wolność proporcjonalną do ich świadomości i odpowiedzialności. Dojrzała wolność to bowiem zdolność podejmowania decyzji w oparciu o świadomość tego, co się czyni oraz o świadomość motywów, dla których się to czyni, a także w oparciu o rozeznanie skutków własnego postępowania.
- Jesteśmy wolni po to, by kochać i kochamy po to, by osiągnąć prawdziwą wolność. Jeszcze bardziej niż za wolnością, człowiek tęskni za miłością. Mimo to często robi to, co oddala go od miłości. Dlaczego?
Rzeczywiście sensem wolności jest to, by kochać. Kochać można bowiem tylko w nieprzymuszony sposób. Nie ma wolności bez prawdy. Z kolei bez miłości wolność jest nie tylko niemożliwa, ale także bezsensowna. Sama prawda nie wystarczy do tego, by żyć w wolności. Sama prawda nie wystarczy nawet do tego, by w ogóle człowiek chciał żyć. Potwierdzeniem tej zasady są losy Judasza. Uznał on prawdę o sobie: "zdradziłem niewinnego". Następnie poszedł i odebrał sobie życie.
Tym więcej wolności, im więcej miłości. Czytelną ilustracją tej zasady są losy lotnika, które A. de Saint-Exupéry opisuje w książce "Ziemia, planeta ludzi". Oto jego przyjaciel — Guillaumet, lecący samotnie w czerwcu 1931 roku z Paryża do Chile, musi awaryjnie lądować w Andach. Okazuje się, że wylądował na zamarzniętym i zasypanym śniegiem jeziorze Laguna Diamante na wysokości około czterech tysięcy metrów. Aby szukać ocalenia, musiałby wspiąć się na jeden z okalających jezioro szczytów, a następnie zejść w dół w nadziei na znalezienie jakiejś osady. Taki wysiłek zdawał się przekraczać ludzkie możliwości. Jednak Guillaumet decyduje się walczyć o przetrwanie. Idzie bez odpoczynku i snu pięć dni i cztery noce, zanim ostatecznie straci przytomność. Ale właśnie wtedy odnajdują go Indianie i udzielają mu pomocy. Kiedy dwa dni później dotarł do niego Exupéry, zadał mu tylko jedno pytanie: w jaki sposób zdołałeś podjąć tak niezwykły wysiłek? Guillaumet odpowiedział, że tego nie zrobiłoby żadne zwierzę, gdyż zwierzęta dysponują jedynie siłą mięśni i instynktu, ale nie dysponują siłą miłości. Gdy Guillaumet wylądował na zamarzniętym jeziorze, był pewien, że jego żona wierzy, iż przeżył i że walczy o przetrwanie. Był też pewien, że jego przyjaciele-lotnicy wierzą, że się nie poddaje. To właśnie ta ich miłość i nadzieja mobilizowały go do podjęcia nadludzkiego wysiłku.
Oto jakie niezwykłe możliwości odkrywa w sobie człowiek, który kocha i który wie, że jest kochany. W obliczu miłości nasza wolność dosłownie rozkwita! Trwanie w miłości czyni nas zdolnymi do heroicznego korzystania z wolności. Daje nam siłę do wytrwałości, odwagi, nadziei i wierności. Czyni nas zdolnymi do wzniesienia się na takie szczyty wolności, które nie są osiągalne dla tych, którzy nie kochają. Miłość wyzwala od zmęczenia i zniechęcenia, od rozpaczy i utraty nadziei. Miłość wyzwala od lęku i bolesnej przeszłości, od niezdecydowania i egoizmu, od rezygnacji i bezradności. Miłość jest doskonałym wypełnieniem wolności. Tylko ten, kto trwa w miłości, wykorzystuje swoją wolność po to, by naprawdę troszczyć się o własny rozwój oraz o rozwój innych ludzi. Tylko ten, kto kocha i kto przyjmuje miłość, potrafi stawiać sobie te wymagania, bez których nie jest możliwe życie w wolności pełnej miłości.
- Czy z tego wynika, że prawdziwa wolność jest zależnością od miłości? Jeżeli kocham, to czy troska o kochaną osobę nie ogranicza mojej wolności?
Miłość nie ogranicza wolności z tego oczywistego powodu, że jest sensem wolności! Kochać mogę tylko na tyle, na ile pozostaję kimś wolnym. Niepokojące są dwie błędne postawy. Błąd pierwszy ma miejsce wtedy, gdy ktoś twierdzi, że kocha „spontanicznie”, bez wysiłku. Wtedy prawdopodobnie jest jedynie zakochany i — przynajmniej na razie - nie kocha, ale skupia się na własnych potrzebach i przeżyciach emocjonalnych. Prawdziwa miłość zawsze kosztuje i nie jest czymś spontanicznym. Wymaga nieustannego odnawiania decyzji, że chcę nadal kochać. Każdego dnia od nowa...
Błąd drugi to przekonanie, że gdy kocham, wtedy muszę zrezygnować z mojej wolności, a przynajmniej mocno ją ograniczyć. Troszcząc się o kochaną osobę, muszę przecież poświęcić dla niej mój czas, moje siły, moje zdrowie. Otóż błąd polega tu na przekonaniu, że coś muszę! Tymczasem kto naprawdę kocha, ten niczego nie musi! Ten natomiast wszystkiego chce! Ws...
ypla