Paul Bartz - Kolacja na Cztery Ręce.pdf

(278 KB) Pobierz
OD AUTORA
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 1 z 57
OD AUTORA
Punktem wyjścia komedii „Kolacja na cztery ręce" jest zdarzenie fikcyjne -
osobiste spotkanie BACH a z Handlem w roku 1747 z okazji przyjęcia BACH a
do Towarzystwa Nauk Muzycznych, którego pierwszym i jedynym członkiem
honorowym HANDEL był od 1745 roku. W rzeczywistości, mimo wielu
paraleli w życiorysach, obaj muzycy nigdy się nie spotkali, a swą ostatnią
podróż do Niemiec odbył HANDEL dopiero w 1750 roku, to jest w roku
śmierci BACH a. Wszystkie pozostałe fakty, przy całej swobodzie interpretacji,
są jednak autentyczne, w tym także wyraźna niechęć Handla do spotkania z
BACH em i wielokrotnie ponawiane przez BACH a próby nawiązania kontaktu
z nierównie sławniejszym kolegą podczas jego pobytu w Niemczech.
OSOBY:
JERZY FRYDERYK HANDEL , muzyk, lat 62. Ubrany jak na.swym
ostatnim portrecie: peruka z długimi lokami, bogato wyszywany surdut,
szpada, rękawiczki. Ten wyszukany strój nosi z wystudiowaną niedbałością,
jak i zresztą z całego jego zachowania przebija pewność siebie, temperament,
niemal porywczość, tak w mowie, jak i w gestach: światowej sławy gwiazdor i
nawykły do sukcesów potentat kulturalny, zarazem stary komediant, kabotyn i
blagier.
JAN SEBASTIAN BACH , muzyk, lat 62. Również taki, jak na swym
ostatnim portrecie: peruka z długimi lokami i szpada, nieco znoszony, ale
ostentacyjnie schludny brązowy surdut, zapięty na wszystkie guziki,
najwyraźniej „surdut galowy" na specjalne okazje. Także jego usposobienie i
zachowanie sprawiają początkowo wrażenie „zapiętych na ostatni guzik".
Wydaje się w swym sposobie bycia ograniczać do ściśle określonego rytuału,
jakby sparaliżowany w cieniu wielkiego kolegi. Jego rubaszna pewność siebie,
bardziej rubaszna niż sztucznie wyeksponowana arogancja Handla, wychodzi
na jaw dopiero po pewnym czasie.
JAN KRZYSZTOF SCHMIDT , kolega Handla z okresu studiów w Halle i
jego totumfacki w czasie przeszło czterdziestoletniego pobytu w Londynie,
mniej więcej w tym samym wieku, nic z lokaja, raczej człowiek na swój sposób
pewny siebie, łatwo wybuchający gniewem i w ogóle będący jakby daleką kopią
Handla: jego strój, również w dobrym gatunku, ale jednak trochę znoszony i
nie tak bogaty, nasuwa przypuszczenie, że donasza garderobę po mistrzu.
Paul Barz, ur. 1943. Zachodnioniemiecki publicysta, historyk kultury, autor
licznych słuchowisk oraz monografii Schiitz BACH Haendel. Drei
Komponisten und ihre Zeit (1984). Kolacja... (1984) jest jego debiutem
scenicznym, (Red.)
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 2 z 57
Sceneria
Osobny salonik w Hotelu Turyńskim w Lipsku, rok 1747. Widać od razu, że to
pierwszy lokal w mieście: wystrój bogaty i solidny, lecz bez barokowego
zbytku; jedwabne tapety, żyrandol. W tylnej ścianie duże dwuskrzydłowe
drzwi, za nimi widoczny podest schodów. Przy drzwiach haftowany pas z
dzwonkiem na służbę. Na tejże ścianie, między dwoma zapalonymi
świecznikami, duże malowidło przedstawiające elektora saskiego. Po lewej
suto przybrany, zastawiony przekąskami bufet, przed nim rozłożysty wygodny
fotel. Po prawej fortepian lub klawesyn z taboretem, przed nim stolik z
różnokolorowymi kieliszkami oraz baterią butelek wódki, wina i szampana.
Pośrodku odświętnie nakryty stół z dwoma eleganckimi, ale z wyglądu
niewygodnymi krzesłami o wysokich oparciach i bez poręczy. Na białej
kurtynie, spadającej po drugim i trzecim obrazie, widnieją - w formie
medalionów -ostatni portret Handla i portret Bacha pędzla F. K. Haussmanna
z podobiznami podpisów oraz datami urodzin i śmierci: 1685-1750 przy
Bachu, 1685-1759 przy Handlu. Nad portretami dystyngowanie czarnym,
zamaszystym pismem motto ze „Śpiewaków norymberskich": „Nie miejcie w
pogardzie dawnych mistrzów..."
Scena 1
Krótko i głośno „Alleluja" z „Mesjasza" Handla. Kurtyna idzie w górę. Scena
pozostaje nieoświetlona. Tylko „punktówka" na Schmidta, który wychodzi
na proscenium. Zza sceny słychać kanon Bacha do słów „Vom Himmel
hoch..."
SCHMIDT Wielka chwila. Nie jestem prorokiem, mimo to zaryzykuję: to
będzie wielka chwila. Pomyśleć tylko: dwaj najwybitniejsi muzycy naszych
czasów - dziś wreszcie się spotkają. Po raz pierwszy. Tu, w Lipsku. W Hotelu
Turyńskim. ( popatruje wokół, kiwa głową z uznaniem) Pierwszorzędny
lokal.
Na scenie stopniowo zrobiło się jasno. W czasie dalszych słów Schmidta
otwierają się drzwi w tylnej ścianie. Handel wchodzi, stęka cicho, zdejmuje
perukę, ściąga rękawiczki, wkłada je do kieszeni.
SCHMIDT A więc tutaj spotkają się po raz pierwszy. Z Londynu...
HANDEL zatrzaskuje z hukiem drzwi. SCHMIDT wzdryga się. HANDEL
wiesza perukę na oparciu krzesła i podchodzi do stolika z napojami.
SCHMIDT (odzyskuje równowagę) Z Londynu, przybyły sześciokonnym
powozem, pan Fryderyk HANDEL... (wskazuje na Handla, który podnosi
butelkę do ust i na dźwięk swego nazwiska lekko się wzdryga).
SCHMIDT ... Orfeusz naszych czasów. Najlepiej płatny muzyk na świecie...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 3 z 57
Haendel, kiwnąwszy krótko głową, popija gulgoczącymi łykami.
SCHMIDT ... oraz, zamieszkały tu, w Lipsku, pan... eee... pan...
HANDEL (przerywa picie) BACH .
SCHMIDT (z irytacją) Że co?
HANDEL On się nazywa BACH . Albo Pach. Coś w tym guście. W każdym
razie Jan Sebastian...
(przytyka butelkę do ust i pije)
SCHMIDT ... Pan Jan Sebastian BACH . Przyjęty właśnie, w czasie małej
uroczystości, do Towarzystwa Nauk Muzycznych. (rozkłada szeroko ramiona)
Przepowiadam: to będzie wielka chwila!
HANDEL przerywa picie i beka. SCHMIDT wzdryga się lekko.
SCHMIDT (zwracając się w stronę Handla) Czyżby uroczystość już się
skończyła?
HANDEL Niezupełnie. Stary brzdąka jeszcze na fortepianie.
SCHMIDT Zauważą pańską nieobecność.
HANDEL (odstawia butelkę) Wątpię. Siedzę w ostatnim rzędzie.
SCHMIDT (przerażony) W ostatnim rzędzie? Pan?
HANDEL Po lewej. W samym rogu.
SCHMIDT Przecież pan jest honorowym członkiem Towarzystwa.
HANDEL (śmieje się) Ja? Raczej moje nazwisko.
SCHMIDT Skandal!
HANDEL (podchodzi niedbale do stołu) Przychodzę lekko spóźniony, jak
zwykle, spodziewam się oklasków, to chyba oczywiste, a tu nic, stoję
niezauważony na progu, a wszyscy gapią się tam, gdzie sterczy ten Pach czy
BACH i trzęsie się z przejęcia pod przekrzywioną peruką, a któryś z tych
durniów ględzi o muzyce jako nauce, (wybucha śmiechem). Półgłówek!
Muzyka nie jest żadną nauką. Muzyka to biznes.
SCHMIDT (nadstawia ucha) Proszę tylko posłuchać...
HANDEL Kardynałowie zwykli wstawać na mój widok. Nawet królowie
angielscy podnoszą się, gdy wchodzę. Ale tu dostrzega mnie tylko kelner...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 4 z 57
Kelner...
SCHMIDT (podchodzi do drzwi) Niech pan posłucha...
HANDEL Wskazuje mi bez słowa wolne miejsce w ostatnim rzędzie. No cóż.
Siadam. Siedzę. Ja, honorowy członek tego dziwacznego Towarzystwa. Nikt
mnie nie rozpoznał. Nikt. W mojej własnej ojczyźnie. Nikt mnie tu nie zna...
SCHMIDT (przyciska ucho do drzwi) Urocza.
HANDEL (gburowato) Co?
SCHMIDT Muzyka.
HANDEL A owszem, owszem, całkiem przyjemna.
SCHMIDT To geniusz.
HANDEL Talent.
SCHMIDT Po prostu zachwycająca, ta jego muzyka.
HANDEL (siada) Powinienem był sobie pójść. Z miejsca. Ale cóż, proszę
bardzo, człowiek nie chce być nieuprzejmy. Siedzi, gdzie go posadzono. W
końcu jednak wyszło mi to czubkiem nosa. Wstaję, może trochę za głośno,
kelner robi „psst", no ale jednak otwiera przede mną drzwi, przystaję na
chwilę w progu, odwracam się raz jeszcze, z tą odrobiną majestatycznego
smutku w oczach...
Za drzwiami muzyka ucicha. Stłumione oklaski.
HANDEL Nic. Znowu nic. Nadal wszyscy wpatrzeni nieruchomo przed siebie,
a tam stary siada właśnie do fortepianu - niezdarnie, byle jak. Prowincja.
Odwróciłem się i wyszedłem. (wybucha śmiechem). W Londynie pobiegłby za
mną książę Walii, w Rzymie trzej kardynałowie wczepiliby mi się w poły
surduta. Ale tu? Tu wychodzę jakby nigdy nic, niezauważony...
Głosy i kroki rozchodzącego się towarzystwa.
SCHMIDT (podniecony) Chyba skończyli.
HANDEL (wstaje) Powinienem wyjechać. Po prostu wyjechać...
SCHMIDT Zaraz tu będzie.
HANDEL Nic tylko strata czasu, cała ta ojczyzna. Wyjeżdżam.
SCHMIDT (z przestrachem) Ale przecież zaprosił pan kolegę na kolację.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 5 z 57
HANDEL (cicho) Gra jak jakiś bóg.
SCHMIDT Prawda?
HANDEL No więc dobrze, żeby potem nie mówili, że odprawiłem kolegę z
pustym żołądkiem. Mój Boże, wygląda na takiego, co chętnie zjadłby, i
owszem, to i owo. (śmieje się) Żebyś ty widział jego surdut...
SCHMIDT Musi go pan powitać...
HANDEL (podchodzi do bufetu) Prawdopodobnie cieszy się już od tygodnia,
że mnie zobaczy i przy okazji nareszcie porządnie sobie podje. W tej sytuacji
miałem po prostu chrześcijański obowiązek zaprosić go. Nie uważasz?
SCHMIDT Albo ja go powitam.
HANDEL Boże drogi, człowiek jest w ojczyźnie, może ostatni raz w życiu, w
końcu ma chyba prawo zaprosić kolegę na kolację, co? Ot, tak, zwyczajnie, bez
jakiegoś specjalnego powodu... (wziął sobie kiść winogron)
SCHMIDT Pójdę po niego. (wychodzi)
HANDEL (je coraz łapczywiej) Nie żebym sobie po tym spotkaniu wiele
obiecywał, mój Boże, kogo to człowiek nie spotyka w szerokim świecie, ale
uważam, że nie należy być zarozumiałym choćby to był nawet tylko jakiś tam
muzykancik z kraju, ja nie jestem zarozumiały, Schmidt , ty przecież wiesz, dla
mnie wszyscy są równi, czy to będzie książę, czy jakiś tam muzykancik, a ten
człowiek... (urywa, z wahaniem, cicho) Hm, on mnie jednak interesuje...
Drzwi uchylają się. SCHMIDT otwiera je na oścież.
SCHMIDT (uroczyście) Pański kolega, maestro!
BACH wchodzi sztywno, ociągając się, zatrzymuje się na progu.
HANDEL (odwraca się ku niemu, z emfazą) Witam drogiego pana...
BACH (kłania się sztywno) Miło mi.
HANDEL Ależ proszę, niech pan wejdzie! Proszę!...
BACH ( sztywno ) Zbytek łaski.
HANDEL Niech pan się czuje moim gościem...
BACH ( sztywno ) Zbytek łaski.
HANDEL Witam pana serdecznie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin