Traktat o dobrej robocie.doc

(278 KB) Pobierz

I. ZADANIA PRAKSEOLOGII

 

Rozważania zawarte w pracy niniejszej należą do dziedziny prakseologii, czyli ogólnej teorii sprawnego działania 1. Wyraźna jest potrzeba i możliwość uprawiania takiej dyscypliny. Wszak recepty dobrej roboty bywają bardziej lub mniej ogólne. "Pisz przynajmniej tak wyraźnie, byś sam siebie mógł bez trudu odczytać" - to przepis nader szczegółowy, festina lente ("spiesz się powoli") - ta znowu maksyma o nader szerokim zasięgu zastosowań. Otóż prakseologowie stawiają sobie za cel dociekanie jak najszerszych uogólnień a charakterze technicznym. Chodzi tu o technikę dobrej roboty jaka takiej, o wskazania i przestrogi ważne dla wszelkiego działania pragnącego być jak najbardziej skutecznym. Po drodze do takiego ambitnego celu prakseologia rad bywa osiągnięciom chociażby cząstkowym i cieszy się, ilekroć mu się uda ująć ogólniej to, co zalecają różni znawcy robót, każdy w kręgu swojego rzemiosła. Niechajby powstał racjonalnie uporządkowany zbiór zasadnych - pozytywnych i negatywnych - zaleceń mających walor we wszelakich dziedzinach pracy i we wszelkich jej specjalnościach. Uogólnienia mogą iść jednak po innej linii. Np. biorąc za punkt wyjścia rozróżnienie działania jednostkowego i działania zbiorowego godzi się badać nie tylko swoiste ogólne odrębności dzielonej roboty w pojedynkę i nie tylko swoiste ogólne znamiona sprawnej akcji w zespole, lecz nadto (ba, z perspektywy prakseologia - przede wszystkim) to, ca wspólnie obowiązuje wszelką dobrą robotę, bez różnicy, czy ta ma być robota samotnicza, czy też gromadna. I jeszcze jeden wymienimy dla przykładu nurt generalizacji: czysto myślowe rozwiązywanie problemu - robota umysłowa, kopanie - robota fizyczna; bez wątpienia, bardzo to odrębne rodzaje zachowania się czynnego. Przy całej jednak ich odrębności - nie absolutnej wszakże, gdyż każda robota fizyczna zawiera elementy umysłowe - zarówno robota umysłowa, jak robota fizyczna wspólnym podlegają kanonom sprawności. I tu, i tam zaleca się np. uprzednie zaplanowanie faz działania, i tu, i tam dobrze jest "za jednym zamachem" niejako osiągać to, co wykonawca pracy mniej sprawny uzyskuje jako wynik większej ilości impulsów.

 

Z tego, co wyżej powiedziano, widać, że za naczelne zadanie prakseologii uważamy konstrukcję i uzasadnienie norm dotyczących sprawności. Wszelako dział ów naczelny wymaga podbudowania przez doświadczenie praktyczne, dorobek trudu i mozołu niezliczonych podmiotów działających. Na tym to głównie doświadczeniu praktycznym budować zamierza swoje uogólnienia teoretyk dobrej roboty, rozglądając się z uwagą jak najbaczniejszą w dziejach postępu wszelkich umiejętności, a tak samo w dziejach błędów praktycznych i prób nieudanych; wypatrując tego, co istotne w mistrzowskich chwytach podmiotów działających, świetnie robiących swoją robotę; obserwując uważnie drogi nabywania sprawności, drogi, które prowadzą od fazy nieporadności do fazy opanowania w pełni danego kunsztu; zastanawiając się wnikliwie nad tym, co odróżnia technikę rekordową od techniki przeciętnej. Ileż osiągnięto już zdobyczy w dziedzinie ulepszania form działania, w dziedzinie urabiania metod! Jaki pokaźny jest zasób poczynionych w tej materii spostrzeżeń! Ile sformułowano maksym doradczych i osądów krytycznych, szyderczo nieraz piętnujących pospolite postacie fuszerki! Wszystko to dostarcza prakseologowi bezcennych i niczym niezastąpionych pouczeń.

 

Doświadczenie praktyczne zużytkować on może na dwa przynajmniej sposoby: bądź czerpiąc uogólnienia wprost z obserwacji faktów, bądź przejmując i wcielając do swego systemu uogólnienia poczynione przez innych. W obu przypadkach ważne są nie tylko ewentualne, swoiste dla świata czynów zależności uniwersalne, o typie prawidłowości stawania się. Takich może w ogóle nie spotkamy. Na ogól wypadnie się zadowalać generalizacjami cząstkowymi, pod małym kwantyfikatorem, jakby powiedział logik.

Nie zawsze można osiągnąć "zawsze", przeważnie trzeba poprzestawać na uporczywym "częstokroć", tak uporczywym i z takimi okolicznościami sprzężonym, że dojrzała rozwaga pozwoli dopatrzyć się rzeczowego związku między daną modyfikacją działania a określoną zmianą w wytworze. Nie skąpmy przykładów. Dziecko, które zaczyna się uczyć sztuki pisania, zazwyczaj wadliwie chwyta ołówek czy pióro, naciskając je za silnie z góry palcem wskazującym nie półkolisto zgiętym, lecz ustawionym w kształcie klina i ze stawem końcowym wypchniętym ku dołowi. Początkujący jeździec najczęściej wsuwa stopy głęboko w strzemiona zamiast opierać się o nie z lekka brzuścami palców. Przy pierwszych próbach pływania mało kto przybiera od razu poprawną pozycję jak najbardziej poziomą: "zawsze" zgina się jakoś i idzie pod wodę. I tak bywa zwykle, normalnie z początkującymi w czymkolwiek: pierwszy chwyt, niby "naturalny", okazuje się niedobry. Przy wdrożeniu się do niego robiłoby się swoją robotę niesprawnie bądź po prostu źle, bądź w sposób zbędnie męczący, bądź też tylko nieszczególnie, gorzej niż można. Pierwszy niejako krok postępu polega tedy na oduczeniu się chwytu koślawego, który przynosimy jak gdyby ze sobą, tak iż nauczanie od początków zaczyna się normalnie nie od punktu zerowego, lecz od jakiejś fazy ujemnej, od czegoś, co leży poniżej zera kompetencji. Oto wyjątek z listu niewidomej pracownicy: "Od kilkunastu dni szczotkarstwo absorbuje mnie trochę mniej, bo się odzwyczaiłam od dwóch zbędnych chwytów, przez co norma dzienna prędzej jest wykonana. Jaka to ulga!" Z podobnych uogólnień doświadczenia praktycznego powstaje osad w postaci przysłów prakseologicznych ("Kuj żelazo, póki gorące", "Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz", Qui trop embrasse, mal etreint), obiegowych maksym technicznej mądrości życiowej ("Nic nad miarę", "Co masz zwalczać, zwalczaj w samych już początkach", "Lepsze jest wrogiem dobrego"), aforyzmów dotyczących sprawnego działania, a formułowanych przez poszczególnych myślicieli, jak np. owo tak piękne w oryginale, a tak ociężałe w tłumaczeniu powiedzenie Arystotelesa: "Tego, co winniśmy robić, uprzednio się nauczywszy, uczymy się robić dopiero robiąc to właśnie", lub jak owa słynna sentencja B a c o n a, głosząca, że przyrodę opanowuje się tylko wtedy, jeśli się jej ulega. Przypomnijmy na tym miejscu lapidarne powiedzonko Lemańskiego z bajki pt. Grobla:

 

"Mozolne budowanie, ale snadne psucie". Wszystkie tego rodzaju tak zwane złote myśli należy badawczo uwzględnić: z powiedzenia nieraz tylko obrazowego wydobyć myśl ogólną i wypowiedzieć ją w sposób dorównany. Jasne to chyba na przykład, iż powiedzonko: "Kuj żelazo, póki gorące", żąda, by opracowywać zmieniające się tworzywo wtedy, gdy znajduje się ono w fazie podatności do obróbki. Trudno tej prawdy nie uznać; częstokroć jednak zgoła inaczej bywa z ową nie zawsze rzetelną tak zwaną mądrością narodów zawartą w przysłowiach. Jakże bo kompromitują nasz chociażby folklor hasła dojutrkostwa, opieszałości i nieróbstwa wyzierające ze znanych pocieszonek:

 

"Robota nie zając, nie ucieknie", "Co się odwlecze, to nie uciecze". Krótki namysł krytyczny odrzuci je natychmiast. W innych znowu pośrednich przypadkach sentencja okaże się słuszna częściowo, niesłuszna w całej ogólności, jak na przykład chętnie powtarzane twierdzenie, że każdy początek jest trudny. Tak nie jest. Bywają początki łatwe - np. pierwsze kroki w górę po niewielkiej stromiźnie, gdy tymczasem trudności wspinaczki zaczną się dopiero na przewieszkach i wysokościach; ale pospolite są też początki trudne, trudniejsze od dalszych kroków. Tak bywa, ilekroć zaczynamy się wdrażać forsownie do nowego rodzaju wysiłku, np. do przemarszów w pełnym rynsztunku. Słowem, jasną jest rzeczą, iż spotykane ujęcia sentencjonalne doświadczenia praktycznego prakseolog winien ujmować krytycznie: to i owo odrzucić, to i owo przyjąć, to i owo ograniczyć w drodze namysłu i w drodze zestawienia z własnym i cudzym zasobem znanych faktów.

Czytelnikowi bez wątpienia nie daje spokoju problem; czyżby uświadomione doświadczenie praktyczne ludzkości miało się zamykać bez reszty w przysłowiach, maksymach, powiedzonkach? Czy nie istnieje literatura myślicielska lub naukowa, problemom dobrej roboty głównie poświęcona, literatura, z której można by się tak nauczyć wiedzy ogólnej o dobrej robocie, jak się uczymy różnych technik specjalnych z kompendiów inżynierskich, lekarskich, prawniczych itp.? Trudno na to pytanie dać jednolitą monolityczną odpowiedź. Najrzetelniej chyba zdamy sprawę z istotnego stanu rzeczy, jeżeli powiemy, że nie ma, o ile nam wiadomo, literatury ściśle prakseologicznej, chociaż przewijają się ciągle wątki tego rodzaju przez karty dzieł co innego mających za przedmiot właściwy. Przed przystąpieniem do sumarycznego przeglądu typów takich publikacji uważamy sobie za obowiązek zwrócić uwagę Czytelnika na istną kopalnię pojęć i idei o zacięciu prakseologicznym, jaką stanowi paragraf pierwszy rozdziału piątego działu trzeciego pierwszej księgi Kapitału Marksa, gdzie mowa o procesie pracy i sprawach z nim osobliwie blisko związanych.

 

Pełno zresztą w ogóle w pismach Marksa tego rodzaju myśli. Zestawienie wielu spośród nich można znaleźć w artykule S. M. Szabatowa O treści kształcenia politechnicznego, przedrukowanym w przekładzie polskim w zbiorze artykułów różnych autorów pt. Politechnizacja, Warszawa 1950. A w Kapitale czytamy słowa podnoszące na duchu prakseologa, który się interesuje teorią sprawnego działania rozważanego w całej ogólności. Marks powiada, że praca jest "powszechnym warunkiem wymiany materii między człowiekiem a przyrodą, wiecznym, naturalnym warunkiem życia ludzkiego, a przeto czymś niezależnym od jakiejkolwiek formy tego życia, natomiast czymś wspólnym wszystkim jego formom społecznym".

 

Etycy, moraliści, moralizatorzy ucząc, jak trzeba żyć, by nie popaść w nieszczęście a zachować czyste sumienie, zwykle rozważają te sprawy łącznie z zagadnieniami skutecznego działania, o ile te problemy są im potrzebne do oświetlania dróg cnoty

i ukazywania w należytym świetle bezdroży upadku. Taki mieszany charakter zdradza bajkopisarstwo: Babrios, Fedrus, La Fontaine, Krasicki, Mickiewicz, Kryłow. Wilk i żuraw - to opowieść o niewdzięcznikach odpłacających krzywdą za wyświadczone im dobrodziejstwo. Temat, powiedzmy, emocjonalny. Golono-strzyżono - to znowu satyra na upór' przekorny, który współżycie czyni nieznośnym. Akcenty wzruszeniowe i tutaj dominują. Ale weźmy pod uwagę wątek "niedźwiedziej przysługi”... Tu wszak nie idzie o piętnowanie jakichś złych uczuć, jakichś antypatycznych skłonności; tu w sposób obrazowy wyrażona jest myśl ogólna, zawierająca krytykę pewnego typu fuszerki. Ujęta pedantycznie, sprowadzałaby się ona bodajże do takiej sentencji: przeciwcelowe jest wszelkie działanie usuwające przeszkodę do danego celu w ten sposób, że sam ów cel zostaje też udaremniony. Albo weźmy pod uwagę morał jednej ze znanych bajek: "Zanim zaczniecie latać, nauczcie się chodzić". Czegóż on się domaga? Nie żadnych cnót etycznych, lecz racjonalności toku działań: stopniowości w nabywaniu mistrzostwa. Multum jest takich przestróg i pouczeń w bogatej puściźnie bajkopisarstwa, gdzie się przeplatają ciągle postulaty dobroci, uczciwości, czcigodności z zaleceniami sprytu i dobrze zrozumianego interesu i wreszcie z twierdzeniami całkowicie wolnymi w oderwanej swej treści od jakiejkolwiek emocjonalnej propagandy, z twierdzeniami "na chłodno", mającymi za przedmiot celowość lub przeciwcelowość, sprawność lub niesprawność takich lub innych sposobów brania się do rzeczy. Można tedy wysupłać niejako z tkaniny bajkopisarstwa niejedną nić prakseologiczną, choć bajkopisarstwo jako takie nie jest ani głównie, ani w ogóle traktatem ó dobrej robocie. Stanowi ono postać literatury w węższym rozumieniu tego słowa, literatury przeciwstawianej pisarstwu teoretycznemu lub fachowemu etc. O literaturze można w ogóle śmiało powiedzieć, że, zawiera bogactwo nader nieraz cennych myśli na temat dobrej lub niedobrej roboty, choć nie jest głównie temu zadaniu oddana. Przykładem Robinson Crusoe, istna rozprawa poglądowa o radzeniu sobie namiastkami w braku zwykłych narzędzi i materiałów, w szczególności zaś o wykonywaniu solo lub samowtór zadań zwykle wykonywanych w drodze pracy zbiorowej.

 

Pośrednie, miejsce zajmują utwory publicystyczne, zwłaszcza eseje w rodzaju Władcy Machiave11ego, fantazmaty socjotechniczne utopistów ci la M o r u s, rozprawy o mądrości życiowej, jak np. Gorgiasz Platona. Pośrednie miejsce nie ze względu na wątpliwą w nich przewagę elementów prakseologicznych nad etycznymi i innymi, lecz ze względu na zbliżenie do teoretyczności właściwej. Przewaga teoretyczności charakteryzuje dopiero traktaty etyczne, np. Utylitaryzm J. St. M i 11 a. Niektóre ze znanych piszącemu te słowa zawierają dość poważną porcję dociekań prakseologicznych, w czym celuje chyba najbardziej Ar y s t o t e l e s o w a Etyka Nikomachejska, dzieło, którego jedna z myśli głównych poucza, że w dziedzinie sprawności działań nie wolno utożsamiać optymalnej miary stopniowalnego środka z maksymalnym jego natężeniem, lecz należy poszukiwać tej miary optymalnej w jakimś umiarze między ekstremami przeciwnych możliwości.

 

Po cóż atoli zapędzamy się tutaj w jakiś niewczesny może przegląd ewentualnych źródeł prakseologii? Wszak zamierzaliśmy zobrazować na początek zadania tej dyscypliny. Otóż w tym celu właśnie - stwierdziwszy, że głównym jej zadaniem jest konstrukcja norm jak naj ogólniejszych sprawności jak największej - zadaliśmy sobie pytanie, na jakich podstawach normy te winny być uzasadniane. Odpowiedzieliśmy sobie, iż głównie na podstawie doświadczenia praktycznego, i stąd chętka rozejrzenia się w źródłach znajomości tego doświadczenia rozumianego bądź jako zasób faktów sprawnego (lub właśnie okazowo wadliwego) działania, bądź jako ogół dokonanych już uogólnień dotyczących sekretów tej sprawności (lub też przyczyn jej braku, lub powodów jej przeciwieństwa). Atoli znajomość doświadczenia praktycznego przydaje się w równej mierze do innego celu traktatu o dobrej robocie, mianowicie do uświadomienia sobie dynamiki postępu (oczywiście w łączności z dynamiką uwstecznień), i to zarówno w skali procesów dziejowych, jak w procesach doskonalenia się, czy też regresji indywiduów albo zespołów na drodze ku mistrzostwu lub na szlakach utraty jego zaczątków. Chodzi tu o tendencje do takiego, a nie innego następstwa faz i o czynniki, którym się zawdzięcza takie, a nie inne przemiany. Dialektyka marksistowska daje zarys wykonania tego programu dociekań stwierdzając np. uporczywie się powtarzające przechodzenie od "tezy" przez "antytezę" do " syntezy", uporczywie się powtarzające wyłanianie się eruptywne nowych form z narastających i gromadzących się stopniowo, zrazu wielkościowych tylko i ilościowych, zmian współczynników formy wcześniejszej, uporczywie się powtarzające przechodzenie układu wcześniejszego w układ późniejszy poprzez fazę pośrednią, której zaliczenie do tego lub tamtego układu równie mało, a zarazem równie dobrze jest uzasadnione. N a kanwie osiągnięć dialektyki trzeba wyszywać dalej bogate i skomplikowane 'Odwzorowanie czynników i form składających się na dynamikę postępu w mistrzostwie działań. A nie gardzić przy tym wysiłkami myślicieli zapatrzonych wewnętrznie w problematykę ewolucji powszechnej, Heglów, Spencerów, Le Bonów, Spenglerów, choćby z omłotu tego pokłosia więcej wypadało odrzucić plew niż zachować ziarna. Nie o plewy chodzi, lecz o ziarno, nie o setki ton przepłukanego piasku, lecz G grudki szczerego złota zatrzymanego w popłuczynach.

 

Godzi się wreszcie poświęcić chwilę skupionego namysłu tym źródłom piśmienniczym, z których najwięcej można się nauczyć czy to dążąc do wydobycia i uzasadnienia ogólnopraktycznych przestróg i zaleceń, czy to zmierzając do poznania dynamiki postępu. Naszym zdaniem składają się na tę literaturę przede wszystkim dzieła ukazujące historię rozwoju tej lub innej umiejętności, dalej - kompendia dydaktyczne różnych kunsztów, wreszcie roztrząsania z dziedziny nowoczesnej nauki o organizacji pracy. Jak bardzo jest tu pomocna prakseologii historia medycyny, ukazująca np. postęp w przesuwaniu się na wielką skalę form interwencji lekarza od reparacyjnych (terapia właściwa) do zapobiegawczych (profilaktyka), którą to linię postępu widzimy także w pedagogice, w sztuce administracji publicznej i na innych terenach działania! Taż historia medycyny obfituje w pouczenia o świetnych skutkach działań ćwiczebnych dokonywanych na materiale zastępczym (zwierzętach, zwłokach, manekinach), o doniosłości utrwalania i włączania do planu roboty chwytów sprawnych, powstałych przypadkowo, o zastępowaniu, wielokrotnie zbawczym, interwencji intensywnie kierowniczej przez ingerencję zminimalizowaną w postaci inwigilacji procesów autoregulacyjnych w tworzywie. A wszystko to są przemiany o typie nader ogólnym, ważne i znamienne dla postępu ogólnotechnicznego, sięgające swym zakresem daleko poza dziedzinę swoistą sztuki leczniczej.

 

I tak jest zawsze przy rozczytywaniu się czy to w dziejach danej umiejętności, czy to w jakimkolwiek wnikliwie napisanym podręczniku tej czy innej spośród technik ludzkich: uogólnienia prakseologiczne wyłaniające się z takiej lektury wielekroć przelewają się niejako przez brzegi danego kunsztu, okazując się przykładami reguł o zasięgu ogólniejszym. Bezmiar takich pouczeń zawierają np. poradniki dla osób chcących się doskonalić w tej czy innej grze, np. w grze szachowej. Jakichże rad udziela podręcznik szachisty? Mówi on, że zwycięstwo za·· leży częstokroć od ruchu, którym atakuje się jednocześnie dwie obce figury (ogólniej: staraj się robić dwie rzeczy za jednym zamachem), że zamiast zaszachować wystarczy nieraz zagrozić szachem, by zmusić przeciwnika do korzystnego dla nas posunięcia (ogólniej: zamierzoną akcję możesz nieraz z powodzeniem zastąpić mniej kosztownym ujawnieniem jej możliwości), że opanowanie danej pozycji zależy od skoncentrowania na niej potencji wielu figur; ogólniej - to samo, co zaleca prastara przypowieść o starcu, który na łożu śmierci pouczał synów, jak mają bronić swego przed wrogiem: "Oto pręt łoziny - mówił - jakże łatwo go złamać! A oto wiązka prętów, któż złamać ją zdoła?"

 

Im bardziej się rozczytujemy w rozmaitych źródłach, tym uporczywiej narzucają się nam dwie myśli. Pierwsza - to domniemanie, że ludzkość jako zbiór podmiotów działań, jako wielogłowy homo faber, poczyniła już wszelkie możliwe spostrzeżenia w materii skuteczności rozmaitych arkanów zachowania się czynnego i że teoretykowi w dobie dzisiejszej nie pozostaje już nic innego, tylko klarować, przykrawać, doprowadzać do adekwatności, systematyzować, niektóre ogólnikowo-jakościowe dyrektywy wielkościowo i ilościowo uściślać. A druga - stale towarzysząca tej pierwszej, to raczej zagadnienie, które sobie stawiamy z pełnią konsternacji. Czemu przypisać, że dotychczas nie powstała odrębna specjalność badawcza, która by to właśnie miała za cel swego trudu? Czy nie jest osobliwym paradoksem, że homo faber nie zdobył się na stworzenie gramatyki czynu, chociażby wedle wzoru człowieka jako istoty mówiącej. Ten wszak zbudował - i to w wielu odmianach - naukę o formach mówienia. Ostatnimi dopiero czasy, w ostatnim niemal dopiero półwieczu, zaczęło świtać coś w rodzaju prakseologii ogólnej. Mamy na myśli niektóre dzieła teoretyków racjonalizacji pracy. Pełno tam spostrzeżeń bardzo ogólnych, tak ogólnych, że nieraz pomysł racjonalizatora-inżyniera okazuje się tożsamym z ideą metodologiczną filozofa. Wszak T a y lor, domagając się jak najdalej idącego rozczłonkowywania zadań składowych danego problemu złożonego, powtarza tylko w zastosowaniu do obróbki metali itp. to, co zalecał Kar t e z j u s z w zastosowaniu do spekulatywnych zadań myśliciela. Wszak F a y o l, streszczając walory dobrego planu w kategoriach jedności, ciągłości, giętkości i dokładności, wchodzi na teren najogólniejszych roztrząsań o metodzie wszelkiego planowego postępowania, wykraczając daleko poza speecjalną dziedzinę zarządzania przedsiębiorstwem o celach gospodarczych. Wszak A d a m i e c k i, ślęcząc nad zasadami budowy harmonogramów, ma na warsztacie problem ważny dla wszelkiej pracy zbiorowej - ba, nawet dla wszelkiego scalonego kompleksu równoległych procesów czynnych. Nie jest to kwestia swoista z repertuaru kierowania wytwórnią, biurem lub bankiem. Co więcej, w pismach wszystkich wymienionych współtwórców teorii organizacji, teorii naukowego kierownictwa, teorii racjonalizacji pracy, a tak samo w utworach innych koryfeuszów tej dyscypliny (czy może tych dyscyplin), że wymienimy jeszcze dla przykładu nazwisko L e C h ci t e l i e r a, nie brak deklaracji programowych, świadczących o samowiednym tych autorów rozpędzie w kierunku ogólnej teorii działania skutecznego. A jednak ich dzieła - to jeszcze nie prakseologia. Dlaczego nie? Dlatego, że owe ogólne, ogólnopraktyczne myśli ukazują się tam sporadycznie tylko, incydentalnie. Zaprawą scalającą jest tutaj dbanie o dochodowość przedsiębiorstwa przemysłowego. Trzeba zrobić krok dalej w kierunku emancypacji teorii ogólnej, ogólnej teorii dobrej roboty. Niechajże się ona "rozezna w swoim jestestwie", niech jej embrionalne formy przejdą w postać dojrzałą.

 

Ostatnie z wielkich zadań prakseologii - 'Obok konstrukcji systemu zaleceń i przestróg 'Ogólnotechnicznych i oprócz zgłębiania dynamiki postępu umiejętności ludzkich - upatrujemy w opisie analitycznym elementów działania oraz najrozmaitszych jego form. Przez elementy działania rozumiemy tutaj podmioty działające, tworzywo, środki, metody, cele, wytwory itd. Przykładów rozmaitych form działania mogą dostarczyć chociażby różne postacie kooperacji, jak np. z jednej strony bieg sztafetowy...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin