Sandemo Margit - Saga o Czarnoksiezniku t9.pdf

(596 KB) Pobierz
MAGRIT SANDEMO
Magrit Sandemo
Ognisty Miecz
Saga o Czarnoksiężniku 9
Przełożyła Iwona Zimnicka
(Angel i knipa)
data wydania oryginalnego 1993
data wydania polskiego 1996
STRESZCZENIE
Pewna epoka dobiegła końca. Czarnoksiężnik Móri i jego rodzina na razie zdołali
odeprzeć atak złego rycerskiego Zakonu Świętego Słońca.
Walka jednak wciąż trwa. Członkowie Zakonu doskonale zdają sobie sprawę, że
grupa Móriego wie o wiele więcej niż oni. Poszukują trzech kamieni, które mogą
zaprowadzić ich do tajemniczych Wrót. Nikt nie wie, co się za nimi kryje ani gdzie
się znajdują. Pierwszy kamień został już odnaleziony.
Móri ma troje dzieci: niezwykłego Dolga, pół elfa, pół człowieka, obdarzonego
nadprzyrodzonymi zdolnościami, i bliźnięta, Taran i Villemanna, o których
dotychczas niewiele wspominano. Żoną Móriego jest Tiril, córka austriackiej
księżnej Theresy, która niedawno poślubiła kupca Erlinga Müllera z Bergen,
starego przyjaciela Móriego i Tiril. Theresa i Erling przygarnęli dwójkę
nieszczęśliwych dzieci, Rafaela i Danielle.
Ważną postacią jest pies Nero. Duchy Móriego, które czarnoksiężnik Móri
przywiódł ze sobą z Innego Świata, przedłużyły życie ukochanego psa.
Dopóki Móri i jego najbliżsi przebywają na dworze Theresenhof w Austrii, chroni
ich niewidzialny mur, wzniesiony przez duchy.
Bracia zakonni czekają tylko, aż znienawidzona rodzina opuści dwór, aby mogli ją
zniszczyć, wydobywszy uprzednio wszelkie tajemnice.
Rozdział 1
Po trwających wiele miesięcy gwałtownych starciach z Zakonem Świętego Słońca
pewnego wieczoru Móri zwołał rodzinę i przyjaciół w Theresenhof.
1
Miał do przekazania ważną nowinę.
W całym domu wyczuwało się już atmosferę nadchodzących Świąt Bożego
Narodzenia. Unosiły się cudowne zapachy świeżo wyszorowanego drewna,
upranej i wysuszonej na wietrze bielizny, gałązek jałowca, laku, świątecznych
przysmaków i przypraw. Być może właśnie ten nastrój skłonił Móriego do
mówienia.
Pogłaskał kosmaty łeb Nera i rozpoczął:
- Walka z kardynałem na razie się zakończyła i trzeba przyznać, że ostatnią rundę
wygraliśmy. Wielu z nas jednak mogło przypłacić to życiem. Mam pewną
propozycję. Co wy na to, abyśmy pozwolili teraz rycerzom działać na własną
rękę? Zapomnijmy o nich na jakiś czas i żyjmy znów jak normalni ludzie.
Zapadła cisza.
Wreszcie głos zabrał Erling:
- Brzmi to doprawdy bardzo kusząco, wielu z nas bowiem potrzebuje choć trochę
spokoju, by pomyśleć o własnej przyszłości. Ale czy oni pozwolą nam na taki
luksus?
- Rozmawiałem z naszymi przyjaciółmi duchami - odparł Móri. - Dziś w nocy na
łące, tam gdzie drzewa rzucają długie cienie, przybyli na me wezwanie. Pojawił
się nawet Cień Dolga, na co wcale nie liczyłem. Wyjawiłem swoje pragnienie
odpoczynku i poprosiłem ich o radę. To, czego się od nich dowiedziałem, bardzo
mnie uspokoiło.
- Opowiedz nam wszystko po kolei - poprosiła Theresa.
Usadowiła się na kanapie między swymi nowymi dziećmi. Danielle z mozołem
usiłowała upleść świąteczny koszyczek, a Rafael prosty jak świeca chłonął każde
wypowiedziane przez Móriego słowo. Erling siedział z jego drugiej strony. Dzieci
wyraźnie polubiły swoich przybranych rodziców. Na buziach Rafaela i Danielle
pojawiły się rumieńce, nabrali też ciała. Najważniejsze jednak, że ich oczy
odzyskały blask. Świadczyło to o powrocie do życia, cudownego, ciekawego życia
wśród dobrych, miłych ludzi, z niezastąpionymi towarzyszami zabaw.
2
Móri zaczął mówić:
- Duchy powiedziały mi, że bracia zakonni wpadli we wściekłość, ostrzą noże i
zęby. Ale Zakon także potrzebuje czasu na zwerbowanie nowych członków, tak by
znowu było ich dwudziestu jeden. Dokonaliśmy wielkich zniszczeń w ich grupie.
- Świetnie! - ucieszył się Villemann.
- Zabijanie nie było naszym zamiarem - upomniał młodszego syna Móri. -
Czasami jednak nie da się tego uniknąć. Duchy bez względu na wszystko
obiecały wziąć ich pod obserwację. Okazuje się, że nasi mniej lub bardziej
niewidzialni przyjaciele także potrzebują czasu.
- Ojej! - wykrzyknęła zdziwiona Taran. - Na co im czas? Oni chyba mają go dość?
- Dolg - jednym słowem wyjaśnił Móri.
- Co takiego z Dolgiem? - nie mógł zrozumieć Villemann.
- Chcą, aby Dolg miał kilka lat spokoju, dorósł przed kolejnym zadaniem; będzie
trudne.
Villemann cichutko westchnął.
- Zawsze Dolg. Dlaczego nigdy nie potrzebują mnie?
Móri uśmiechnął się do niego tajemniczo.
- Następnym razem i ty będziesz miał swój udział. Duchy to obiecały. Tobie i mnie
przyjdzie wspierać Dolga.
Villemann z radości podskoczył prawie do sufitu, ale teraz poderwała się i Taran.
- A ja?
- Nie - odrzekł Móri łagodnie.
- Tak właśnie myślałam! I to tylko dlatego, że jestem dziewczynką.
- Wcale nie, nie tylko. Są inne przyczyny.
- Jakie?
- Tego mi nie wyjawili.
- Doskonale! - mruknęła Taran z ponurą miną.
- W każdym razie czeka nas kilka spokojnych lat - radowała się Tiril. - To będzie
naprawdę cudowne.
3
- Przez krótki czas - mruknął Villemann pod nosem.
Zasmakowały mi przygody, myślał chłopczyk z lekkim przerażeniem. Nie chcę żyć
w spokoju do czasu, aż dorosnę. To takie nudne! Przecież wtedy skończy się
życie!
Rodzina dyskutowała nad nowinami, a Móri zatopił się w myślach, dziwnych,
nieco przerażających...
Tak wiele, bardzo wiele istot czeka, a on mówi o odłożeniu działań na później! Czy
ma do tego prawo? Czy nie przedłuża udręki wyczekujących z ogromnym
utęsknieniem?
Dolg wiele dla nich uczynił. Oswobodził błędne ogniki od nieistnienia, przywrócił
im pierwotną tożsamość. Ale ich droga do domu wciąż pozostaje daleka.
Móri przypuszczał, że Dolg wielce się przysłużył Cieniowi, no i duchom, a to przez
swój bohaterski czyn: odnalezienie ogromnego szafiru. Pełni znaczenia tego
czynu nikt dotychczas nie zrozumiał. Móri jednak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że
Cień i duchy wiedzą znacznie więcej, niż chcą mu ujawnić.
No tak, w pewnym sensie Dolg był ich ratunkiem.
A jednak czekał ktoś jeszcze.
Jeden. A może więcej?
Jeden, którego nie znali.
A raczej: sądzili, że zginął.
O tej istocie wspomniał dzisiejszej nocy Cień. Na jego twarzy, teraz dość już
wyraźnej, odmalowało się zamyślenie. Powiedział Móriemu:
- Jak wiesz, Dolg pomógł błędnym ognikom wrócić do ich pierwotnej postaci i
bardzo mu za to jesteśmy wdzięczni. Mogą teraz swobodnie poruszać się po
ziemi w oczekiwaniu na ostateczne oswobodzenie. Pozostają niewidzialne dla
was, ludzi, lecz są tutaj. Przyniosły nieprzyjemne wieści...
Móri słuchał w napięciu.
- Widzisz, mój przyjacielu, Móri z rodu islandzkich czarnoksiężników - Cień
uśmiechnął się smętnie. - Jesteśmy ludem o szlachetnym charakterze, świadczył
4
o tym nasz sposób życia i wiara. Ale w krainie mrocznych lasów i gór, daleko od
naszych ziem, istniało inne plemię, Silinowie. Silinowie nie byli nieśmiertelni jak
my i zginęli podczas wielkiej katastrofy, która kiedyś dotknęła świat. Tak
przypuszczaliśmy, a powinniśmy wiedzieć lepiej. Żyli jednak daleko od nas,
dzieliły nas morza i góry, niewiele o nich wiedzieliśmy. A jeszcze mniej znaliśmy
tereny położone za ich ziemiami, krainę wielkich stepów, gdzie mieszkał inny lud.
O królu Silinów poszeptywano tylko, że zna się na czarach...
- Czarnoksiężnik? - spytał zdumiony Móri.
- Możesz go tak nazwać - skinął głową Cień. - Ale w innym sensie niż ty,
Hraundrangi - Móri czy Nauczyciel. Nosił imię Sigilion. Niedawno dowiedziałem
się od moich pobratymców, tych, którzy byli kiedyś błędnymi ognikami, że złe
przeczucie z westchnieniem przemknęło wśród drzew.
- Mówisz teraz zagadkami - stwierdził Móri.
- Wcale nie. Sigilionowi towarzyszą westchnienia i jęk. Strach niesiony wiatrem.
Ziemia i ludzkie serca jęczą z bólu, nie rozumiejąc, dlaczego. Błędne ogniki
sądzą, że on wciąż żyje.
- Czy jego lud także istnieje?
- Nie! Wiemy na pewno, że Silinów spotkała zagłada, widzieliśmy to na własne
oczy, gdy nasz statek przybił do ich wybrzeży. Kraj został zniszczony, zniknął w
trąbach potwornych orkanów, które wstrząsnęły światem. Zapomnieliśmy jednak o
potędze czarów Sigiliona i jego położonej wysoko siedzibie. Mógł przeżyć.
- Ale czy ludzie by go nie odkryli? Upłynął wszak długi czas...
- Dłuższy niż ci się wydaje - Cień uśmiechnął się gorzko. - Nie wiem tego na
pewno, ale można przypuszczać, że nie przebywał cieleśnie na powierzchni
ziemi. Sądzę raczej, że się obudził teraz, kiedy Dolg szuka drogi powrotu dla
wszystkich z mego rodu. Sigilion należy do tamtych epok, nie do ludzkich.
Móri zauważył, że Cień rozróżnia swoją rasę od ludzi. Serce ścisnęło mu się w
piersi na myśl, że w żyłach ukochanego syna Dolga płynie krew obu ras.
A prawdę powiedziawszy, Dolg bliższy był nawet tym obcym.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin