Dored Elisabeth - Kochałam Tyberiusza.doc

(2269 KB) Pobierz
Elisabeth Dored





Elisabeth Dored

Kochałam Tyberiusza

przełożyła Beata Hłasko


Tytuł oryginału norweskiego: Jeg elsket Tiberius

Copyright for the Polish edition by Graffiti Ltd

Okładkę i strony tytułowe projektował:

Andrzej Darowski

Ilustrację na okładce

Jacek Wrzesiński

Printed in Poland

Graffiti Ltd

Kraków, ul. Duża Góra 39/33

Zam. nr 3661/91

Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca

Kraków, ul. Wadowicka 8


Matce mojej poświęcam


I

Atia, moja babka ze strony ojca, była piękna, rozpieszczona, a po matce, siostrze Juliusza Cezara, odziedziczyła pychę rodu julijskiego. Wychowała się w dobrobycie, toteż ojciec jej, rozgląda­jąc się za zięciem, usiłował znaleźć człowieka, który zapewniłby córce warunki, do jakich przywykła. Wybór padł na jedynaka najlepszego przyjaciela, na Gajusza Oktawiusza, który świeżo owdowiał.

Kantor Oktawiuszów w Welitrach*[Welitry (Velitraé) - miejscowość na południe od Rzymu, kolebka rodu Oktawiuszów.] stanowił wymarzone podwaliny domowego ogniska, tym bardziej że członkowie tego rodu byli szanowanymi i bogatymi obywatelami. Od wielu pokoleń zakładali kantory w prowincjach, dzięki zapobiegliwości i umiaro­wi gromadzili majątek, z którym nawet rzymscy finansiści musieli się liczyć. Zresztą już w dawnych czasach byli tak zamożni, że zostali przyjęci do stanu rycerskiego.

Atia jednak lekceważyła małżeństwo zapewniające dobro­byt, wspominała pradawny szlachetny ród swej matki i marzyła o życiu w środowisku patrycjuszy. Kiedy mój ojciec i ciotka Oktawia przyszli na świat, na nich skupiła wszystkie swoje am­bicje. Z okazji urodzin ojca bez końca wynajdywała znaki wró­żące mu zwycięstwa, ale trzeba przyznać, że jej fantazja prze­kroczyła granice prawdopodobieństwa, gdyż w końcu zaczęła utrzymywać, iż zawdzięcza on swoje istnienie nocy przespanej w świątyni Apollina, gdzie bóg nawiedził ją pod postacią węża; nie mówmy już o tym, jak bardzo to uszczupliło małżeńskie zasługi dziadka.

Dziad ze strony ojca był człowiekiem zdolnym i rozważnym, spokojnie i pewnie wspinał się po szczeblach urzędniczej kariery, którą

7


zakończył jako namiestnik w Macedonii. Zaledwie osiem lat przeżył w małżeństwie z Atią, gdy nagle zmarł w Nola, w drodze powrotnej do Rzymu.

Babka bardzo prędko otrzymała nową propozycję małżeń­stwa ze strony konsula Marcjusza Filipa, syna znanego mówcy; była to świetna partia. Związek ów zadowalał obie strony.

Filip był przyjacielem Cycerona* [Cycero, Marcus Tullius Cicero (106-43 r. pne) najsławniejszy mówca rzymski. Po śmierci Juliusza Cezara ostro wystąpił przeciw Antoniuszowi (cykl mów politycznych Filipiki); zamordowany przez zbi­rów Antoniusza. Wzór mówcy politycznego i symbol walczącego o wolność republikanina.],

raczej republikaninem niż zwolennikiem pryncypatu, ale ze względu na Atię usiłował nosić płaszcz na dwóch ramionach. Liczył, że małżonka zrobi to samo, lecz babka moja takich względów nie uznawała. W końcu Filip zaczynał walić pięścią w stół, po czym wywiązywała się awantu­ra, podczas której ojciec mój i ciotka Oktawia popłakiwali, nie śmiejąc podnieść oczu. Po ustaniu burzy matka zabierała dzieci do siebie, obsypywała je pocałunkami, oblewała łzami i przekarmiała słodyczami. Ojciec, z natury słabego zdrowia, popsuł sobie wskutek tego zęby i trawienie na całe życie. Oboje z ciotką Oktawią nabrali też wstrętu do gwałtownych wybuchów uczucia i odznaczali się większym opanowaniem niż przeważnie dzieci.

Babka ubierała dzieci bardzo starannie, ale będąc próżną przywiązywała większą wagę do elegancji niż do praktyczności, wobec czego nawet zimą nosiły zupełnie lekką odzież. Ojciec nabawił się zapalenia pęcherza, ale kiedy zachorował, głos za­brał Filip. Posłano po wyzwoleńca, który uczył się sztuki lekarskiej przy świątyni Eskulapa w Atenach i był wonczas uważany za najbardziej obiecującego lekarza. Nazywał się Antoniusz Muza. Za sowitym wynagrodzeniem przeniósł się on do Rzymu jako lekarz domowy Atii.

Muzie wystarczyło jedno spojrzenie do nocnika, żeby stwier­dzić, co chłopcu dolega. Oboje z Oktawią musieli odtąd nosić ciepłe ubrania, a podczas zimna również wełniane owijacze na nogi. Za­broniono im wszelkich słodyczy i korzennych win, ojcu dawano do jedzenia tylko jarzyny i słodkie owoce. Ponadto musiał wypijać potworne ilości wody

8


źródlanej. Atia urządzała sceny twierdząc, że lekarz usiłuje zamordować jej syna, Filip również okazywał sceptycyzm. Uważał jednak, że trzeba dać Muzie szansę wykazania się umiejętnościami, a wkrótce i tak sprawdzą, czy chłopcu się polepszy, czy pogorszy.

Od chwili zastosowania diety ojciec najpierw powoli, potem coraz szybciej wracał do zdrowia. Grek zauważył, że kłopoty z wypróżnieniem powtarzają się, ilekroć chłopiec zdenerwuje się kłótniami rodziców, zaproponował więc, aby przenieść go do części domu przeznaczonej dla mężczyzn i tam chować w towarzystwie innych dzieci. Zaproszono synów sąsiadów; najmłodszy z nich, Marek Agrypa, rówieśnik mego ojca, został jego najserdeczniej­szym przyjacielem.

Wybierając towarzyszy dla swego pasierba Oktawiana, Filip kierował się różnymi względami. Przede wszystkim byli to chłopcy dzielni i żywi, a poza tym niskiego pochodzenia, toteż nikt nie pytał ich o polityczne przekonania. Filip wiedział jednak, że wychowali się w domu republikańskim, miał więc nadzieję, że Oktawian, stykając się z nimi, uniknie cezariańskich wpływów Atii. Najwięk­szym kamieniem niezgody w jego pożyciu z Atią było właśnie jej pokrewieństwo z Juliuszem Cezarem.

Z biegiem lat Filipowi coraz trudniej było podtrzymać zaufa­nie przyjaciół w senacie, nie śmiał bowiem otwarcie zerwać z Juliuszem Cezarem ani zamknąć przed nim drzwi swego domu, jeśli przychodził z wizytą. W takich wypadkach Atia wysilała się ponad miarę, a Cezar, który podbijał serca swoich żołnierzy dzieląc ich trudy, obrabowywał gospodarzy, przyjmując ofiarowywane sobie podarunki. Pełen galanterii prawił babce komplementy na temat jej młodego wyglądu, wykwintnej kuchni i pięknego domu. Ona zaś promieniała i rzucała mężowi tryumfujące spojrzenia, co złościło Filipa więcej, niż to było warte. Na szczęście wizyty te nigdy długo nie trwały.

Pewnego dnia Juliusz Cezar odwiedził ich w willi pod Bajami.* [Baje (Baiae) miasto i źródło lecznicze w Zatoce Neapolitańskiej, słynne z pięknego położenia i leczniczych właściwości źródeł.]

Pożegnania się przeciągały, świta czekała przed domem. Konie były wypoczęte, dobrze nakarmione, klacz Cezara tańczyła z zado­wolenia. Marek Agrypa trzymał ją za uzdę i niecierpliwie spoglądał ku drzwiom.

9


Nigdy jeszcze nie przeżył takiego dnia! Czyścił konie, smarował siodło Cezara. Od piwniczego wyłudził amforę wina dla masz­talerzy, w nagrodę usłyszał, że porządny z niego chłopak. Dotych­czas widywał niekiedy generałów imperatora, obecnie ujrzał Ceza­ra we własnej osobie.

Właśnie Cezar stanął w drzwiach i badawczym wzrokiem obrzucił czekających, zanim raz jeszcze odwrócił się do gospodarza z ostatnim słowem pożegnania. Atię pocałował w policzek, klepnął Filipa po ramieniu, przelotnie uścisnął Oktawiana, po czym pewnym krokiem zszedł po schodach, płynnym ruchem skoczył na siodło i ujął wodze. Na rękach miał tylko jedną rękawicę, Agrypa zauważył, że druga, zatknięta za pas, spadła pod nogi tańczącego konia, gdy jeździec odrzucał do tyłu połę płaszcza. Agrypa jak błyskawica rzucił się pod kopyta, podniósł rękawicę i podał imperatorowi. Cezar wziął ją i z uśmiechem powiedział:

- Bystry jesteś i szybko się decydujesz. Lubię chłopców, którzy nie znają lęku...

Dotychczas ideałem Marka Agrypy był Aleksander, od tej chwili Macedończyk przybrał rysy Cezara. Obojętne było teraz, co myśleli w domu, żadnej roli nie grało, że brat znajdował się w szeregach re­publikanów - dla Agrypy istniał tylko Cezar, toteż z całym młodzień­czym zapałem i zachwytem zabrał się do studiowania historii jego wypraw. Myśl, że jego przyjaciel,...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin