Platon - Wiedza i mniemanie.pdf

(87 KB) Pobierz
35235264 UNPDF
Wiedza i mniemanie
Jak długo - zacząłem - albo miłośnicy mądrości nie będą mieli w państwach władzy
królewskiej, albo ci dzisiaj tak zwani królowie i władcy nie zaczną się w mądrości kochać
uczciwie i należycie, i pokąd to się w jedno nie zleje - wpływ polityczny i umiłowanie
mądrości - a tym licznym naturom, które dziś idą osobno, wyłącznie tylko jednym albo
wyłącznie drugim torem, drogi się nie odetnie, tak długo nie ma sposobu, żeby zło ustało,
kochany Glaukonie, nie ma ratunku dla państwa, a uważam, i dla rodu ludzkiego. Ani mowy
o tym nie ma, żeby taki ustrój prędzej w granicach możliwości dojrzał i światło słońca
zobaczył, ustrój, któryśmy teraz w myśli przeszli. To jest to, co mnie od dawna napawa
wahaniem, czy to mówić, bo to będzie brzmiało bardzo opacznie i niewiarygodnie. Tak
trudno jest dojrzeć, że na innej drodze nie znajdzie się szczęścia ani dla jednostki, ani dla
państwa.
A ten: Sokratesie - powiada - takieś słowo i takąś myśl z siebie wyrzucił, że teraz uważaj;
idzie wielki tłum i to nie co najgorszych, jaki taki zrzuci suknie i goły chwyci, co któremu
wpadnie pod rękę jako broń, pogoni za tobą wyciągniętym galopem i nie wiadomo, co z tobą
zrobią. Jeżeli się przed nimi nie zasłonisz argumentem i nie uciekniesz, to cię czeka śmiech
ludzki za karę.
- Nieprawdaż - mówię - a to wszystko spada na mnie z twojej winy?
- Ja dobrze zrobiłem - powiada. - Ale też ja cię nie opuszczę, tylko cię będę bronił, czym
potrafię. A potrafię dobrym sercem i słowami pociechy, a może i tym jeszcze, że będę ci
odpowiadał z większą uwagą niż może ktoś inny. Więc mając takiego pomocnika staraj się
tym, co nie wierzą, dowieść, że jest tak, jak mówisz.
- Trzeba spróbować - mówię - skoro i ty tak wielkie posiłki przysyłasz. Więc wydaje mi się
rzeczą konieczną, jeżeli mamy którędyś umknąć przed tymi, o których mówisz, określić im
wyraźnie, których to ludzi nazywamy miłośnikami mądrości i mamy odwagę powiedzieć, że
oni powinni rządzić. Abyśmy się mogli po tym wyjaśnieniu bronić, pokazując, że jednym to
jest dane z natury: być w kontakcie z umiłowaniem mądrości i przewodzić w państwie, a
innym ten kontakt nie jest dany; powinni tylko iść za tym, który prowadzi.
- Byłby czas - powiada - zacząć określenie.
- Więc proszę cię, idź za mną tędy, może my to jakoś, tak czy siak, wywiedziemy.
- Prowadź - powiada.
- Otóż trzeba ci będzie przypomnieć - zacząłem - albo i pamiętasz sam, że jeśli o kimś
mówimy, że on coś kocha, to jeśli się słusznie tego wyrazu używa, trzeba o nim powiedzieć
nie to, że on w tym przedmiocie kocha jedno, a drugiego nie, tylko że kocha wszystko?
- Zdaje się - powiada - trzeba mi przypomnieć, bo doprawdy, że nie bardzo rozumiem.
- Innemu by - odrzekłem - wypadało powiedzieć to, co mówisz, Glaukonie. A takiemu
specjaliście od spraw miłosnych nie wypada nie pamiętać, że wszyscy ładni chłopcy takiego,
co lubi towarzystwo młodych ludzi i zna się na miłości, skubią jak dobry kąsek i niepokoją go
uważając, że są godni zabiegów i kochania. A czy wy też tak samo nie robicie z ładnymi
chłopcami? Jeden dlatego, że ma nos perkaty, nazywa się u was pełen wdzięku i chwalą go, a
drugiego nos garbaty, więc mówicie, że ma w sobie coś królewskiego, a jak taki pośredni, to
się mówi, że szalenie proporcjonalny. Jak czarny, to że wygląda po męsku; jak biały, to prosto
od bogów pochodzi. A ta cera złocistomiodowa? Myślisz, że ktoś inny stworzył ten wyraz, a
nie zakochany, kiedy szukał pieszczotliwych zwrotów, a nic mu to nie szkodziło, że kochanek
był żółty, dość że pełen uroku? Słowem, wymawiacie się wszelkimi pozorami i na wszystkie
tony śpiewacie, tak żeby nie odrzucić żadnego z tych, co kwitną i pachną.
- Jeżeli ty - powiada - do mnie pijesz mówiąc o zakochanych, że tak robią, to zgadzam się, bo
mi idzie o tok myśli.
- No cóż? - dodałem. - A rozmiłowani w winie, czy nie widzisz, że robią to samo? Przepadają
za każdym winem, pod każdym pozorem?
- I bardzo.
- A ci, co kochają zaszczyty, myślę, że to widujesz: jak który nie może zostać wodzem
naczelnym, to będzie i sierżantem; jak nie może sobie zdobyć uznania u ludzi większych i
poważniejszych, to się zadowala honorami ze strony mniejszych i lichszych, bo u niego
pożądanie zaszczytów dochodzi do szczytu.
- To całkiem tak, przecież.
- A to też przyznaj, albo i nie; o kimkolwiek mówimy, że on ma namiętność do czegoś, u tego
stwierdzamy pożądanie wszelkich postaci tego czegoś, czy też jednych tak, a drugich nie?
- Wszelkich - powiada.
- Nieprawdaż? O miłośniku mądrości też powiemy, że on namiętnie pożąda mądrości i to nie
jednej tak, a drugiej nie, tylko wszelkiej?
- Prawda.
- Więc kto się nie lubi uczyć, zwłaszcza kiedy jest młody i jeszcze nie ma tego rozeznania, co
się przyda na coś, a co nie, o tym nie powiemy, że to miłośnik uczenia się ani miłośnik
mądrości; zupełnie tak, jak o tym, któremu pokarmy nie smakują, nie powiemy, że łaknie ani
że pożąda pokarmów, ani że lubi jeść, tylko to, że ma jadłowstręt.
- I słusznie powiemy.
- A tego, który się garnie i pragnie kosztować wszelkich przedmiotów nauki, i z radością idzie
się uczyć, i nigdy nie ma dość, tego słusznie nazwiemy miłośnikiem mądrości, filozofem. Czy
nie tak?
A Glaukon powiedział: Wielu będziesz miał takich, i to narwanych. Ci wszyscy, co się
kochają w oglądaniu byle czego, ja mam wrażenie, że oni są tacy dlatego, że dowiadywanie
się sprawia im przyjemność. A ci, co się kochają w słuchaniu, ci będą jakoś groteskowo
wyglądali; przynajmniej jeżelibyś ich do miłośników mądrości zaliczył. Na dyskusje i na
inteligentne rozmowy żaden by sam nie chciał przyjść, a za to, jakby uszy odnajął, żeby
słuchać wszystkich chórów, biega jeden z drugim w czasie Wielkich Dionizjów, żeby nie
opuścić żadnego ani na mieście, ani po wsiach.
- Więc tych wszystkich innych też, tych, co się lubią uczyć jakichś takich rzeczy i bawią się
jakimś majsterkowaniem, będziemy nazywali filozofami?
- Nigdy - powiedziałem. - Oni tylko są podobni do filozofów.
- A prawdziwymi - powiada - których ty nazywasz?
- Tych - powiedziałem - co się kochają w oglądaniu prawdy.
- I to - powiada - słusznie. Ale jak to rozumieć?
- W żaden sposób - odpowiedziałem - nie jest to rzecz łatwa dla innego. Ale ty, myślę,
zgodzisz się ze mną na coś takiego.
- Na co takiego?
- Skoro piękno jest przeciwieństwem brzydoty, to są to dwie rzeczy?
- Jakżeby nie?
- Nieprawdaż? A jeżeli dwie, to każda z nich jest czymś jednym?
- I to też.
- A ze sprawiedliwością i z niesprawiedliwością, z dobrem i złem, i ze wszystkimi postaciami
ta sama sprawa. Każde z osobna jest czymś jednym, ale dzięki temu, że się to wiąże z
działaniami i z ciałami, i ze sobą nawzajem, wszędzie się każde z nich naszej wyobraźni
przedstawia jako wiele rzeczy.
- Słusznie mówisz - powiada.
- Więc ja tędy - dodałem - przeciągam granicę. Osobno kładę tych, którycheś w tej chwili
wymienił, tych, co lubią patrzeć i majstrować, i lubią życie praktyczne, a osobno znowu tych,
o których mowa; tych tylko można słusznie zwać filozofami.
- Jak ty to myślisz - powiada.
- Ci tam - dodałem - co to lubią słuchać i patrzeć, kochają piękne głosy i barwy, i kształty, i to
wszystko, co z takich rzeczy wykonane, a natury Piękna samego dusza ich nie potrafi dojrzeć
i ukochać.
- To już tak jest - powiada.
- A ci, którzy potrafią iść ku Pięknu samemu i widzieć je samo w sobie, czy tych nie jest
mało?
- I bardzo mało.
- Więc taki człowiek, który piękne sprawy uznaje, a Piękna samego ani nie uznaje, ani gdyby
go ktoś do jego poznania prowadził, on by nie potrafił iść za nim, ten żyje, twoim zdaniem,
we śnie czy na jawie? Zastanów się! Marzenie senne, czy to nie to, kiedy ktoś we śnie czy na
jawie myśli, że jakaś rzecz, podobna do innej, nie jest tylko podobna, ale jest właśnie tą, do
której jest podobna.
- Ja bym się może i zgodził - powiada - że marzenie senne przeżywa ktoś taki.
- No cóż? A drugi, który wprost przeciwnie uważa coś za Piękno samo i potrafi je dojrzeć i
samo i dojrzy te rzeczy, w których ono tkwi, ale nie uważa tych rzeczy za Piękno samo, ani
Piękna samego za te rzeczy, ten znowu, twoim zdaniem, żyje we śnie czy na jawie?
- I bardzo - powiada - na jawie.
- Nieprawdaż? Dusza takiego człowieka poznaje; zatem słusznie nazwiemy stan jej umysłu
poznaniem, a stan tego drugiego mniemaniem, bo on tylko mniema?
- Tak jest.
- No cóż? A gdyby się na nas taki człowiek gniewał, ten, któremuśmy tylko przypisali
mniemanie, a odmówili poznania, i on by się z nami spierał, że nie mówimy prawdy, czy
potrafilibyśmy go czymś pocieszyć i spokojnie przywieść do naszego zdania, chowając to
jakoś przed nim, że nie jest zdrów?
- Trzeba przecież jakoś - powiada.
- Więc proszę cię, rozważ, co my mu powiemy. A może chcesz, to zrobimy z nim wywiad.
Powiemy mu naprzód, że jeśli coś wie, to nikt mu nie zazdrości, my byśmy się bardzo cieszyli
widząc, że on coś wie. A tylko nam powiedz taką rzecz. Ten, który poznaje, poznaje coś czy
nie? Ty mi odpowiadaj, zamiast niego.
- Odpowiem - mówi - że poznaje coś.
- Coś, co istnieje, czy coś, co nie istnieje?
- Co istnieje. Jakżeby można poznawać coś, co nie istnieje?
- Więc to nam wystarcza i to trzymamy, choćbyśmy to i z wielu stron rozpatrywali, że
cokolwiek doskonale istnieje, to się też doskonale daje poznać, a co nie istnieje, to w żadnym
sposobie nie jest poznawalne?
- To zupełnie wystarcza.
- No, dobrze; a jeżeli coś jest takie, że jakby jest i nie jest, to czy ono nie będzie leżało
pomiędzy tym, co istnieje w sposób niepokalany, a tym, co w żadnym sposobie nie istnieje?
- Pomiędzy.
- Nieprawdaż? Skoro poznanie dotyczy tego, co istnieje, a brak poznania z konieczności
wiąże się z tym, co nie istnieje, to w związku z tym pośrednim trzeba szukać czegoś, co by
było pomiędzy niewiedzą a wiedzą; może się znajdzie coś takiego?
- Tak jest.
- Więc czy nazywamy coś mniemaniem?
- Jakżeby nie?
- Czy to jakaś zdolność inna niż wiedza? Czy ta sama?
- Inna.
- Zatem czegoś innego tyczy się mniemanie, a czegoś innego wiedza, bo jedno i drugie ma
różną zdolność.
- Tak.
- Nieprawdaż? Wiedza z natury swej dotyczy tego, co istnieje, ona poznaje, że jest to, co
istnieje. Ale właściwie uważam, że naprzód potrzeba tak rzecz rozebrać.
- Jak?
- Zgodzimy się, że zdolności to jest taki rodzaj bytów, dzięki którym i my możemy,
cokolwiek możemy, i wszystko inne, cokolwiek coś może. Ja myślę na przykład, że wzrok i
słuch należą do zdolności, jeżeli rozumiesz, o jakiej ja chcę mówić postaci.
- Ja rozumiem - powiada.
- Więc posłuchaj, co mi się o nich wydaje. Bo w zdolności nie widzę ani żadnej barwy, ani
kształtu, ani żadnych cech takich, ani wielu innych, na które patrząc rozróżniam sobie rzeczy
jedne od drugich. I mówię, że te są inne, a tamte znowu inne. A w zdolności na to tylko
patrzę, czego ona się tyczy i co sprawia, i ze względu na to nazywam poszczególne zdolności.
Jeżeli się odnoszą do tego samego przedmiotu i sprawiają to samo, to nazywam je jedną i tą
samą zdolnością. Jeżeli się któraś odnosi do innej rzeczy i co innego sprawia, wtedy mówię,
że to inna zdolność. A ty co? Jak robisz?
- Tak samo - powiada.
- Więc chodź no tu z powrotem, mój najlepszy. Wiedza to jest, powiesz, pewna zdolność, czy
do jakiego rodzaju ją zaliczysz?
- Do tego rodzaju - powiada. - To jest zdolność najtęższa ze wszystkich.
- No cóż? A mniemanie weźmiemy za pewną zdolność, czy odniesiemy je do innej postaci?
- Nigdy do innej. Mniemanie to też zdolność. Dzięki niej możemy mniemać.
- A prawda? Zgodziłeś się niedawno, że to nie jest to samo - wiedza i mniemanie?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin