Steven Brust - Cykl-Vald Taltos (3) Teckla.pdf

(933 KB) Pobierz
Microsoft Word - Żelazny.doc
Steven Brust
Teckla
117132248.001.png
Prolog
Wieszcza znalazłem trzy przecznice w dół Undauntry, kawałek poza moim
terenem. Ubrany był w biel i błękit Domu Tiassy, ale z wyglądu nie przypominał
uskrzydlonego dzikiego kota. Nieuskrzydlonego i niedzikiego zresztą też nie.
Urzędował w klitce nad piekarnią, do której można było się dostać jedynie
długimi, stromymi schodami usytuowanymi między dwiema ścianami, które
dawno straciły tynk. Schody o zreumatyzowanych stopniach prowadziły do
spróchniałych drzwi, za którymi znajdowało się pasujące wnętrze. No cóż, nikt
mnie nie zmuszał, żebym tu przyszedł...
Nie wyglądał na zajętego, więc rzuciłem mu dwa złote imperiale na stół i
usiadłem naprzeciwko na lekko chwiejnym ośmiokątnym stołku. Tak na oko był
trochę za stary - wieszcz, nie stołek, bowiem oceniłem go na tysiąc pięćset lat.
Przyjrzał się dwóm jheregom siedzącym na moich ramionach i zdecydował, że
nie jest zaskoczony.
- Człowiek - odezwał się.
Spostrzegawczy.
- I Jhereg - dodał.
No, wręcz geniusz bystrości.
- Jak mogę panu służyć? - spytał.
- Ostatnio stałem się posiadaczem większej gotówki, niż marzyłem -
wyjaśniłem. - Żona chce, żebym zbudował zamek. Mógłbym kupić wyższy tytuł:
obecnie jestem baronetem. Albo mógłbym użyć tych pieniędzy, by rozkręcić
interes. Jeśli zdecyduję się na to ostatnie, ryzykuję konflikt z niezadowoloną
konkurencją. Jak poważny byłby to konflikt? Tego chciałbym się dowiedzieć.
Oparł prawą rękę o blat, a podbródek o dłoń tej ręki, zaś palcami lewej zaczął
bębnić po stole, nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie ulegało wątpliwości, że
wiedział, kim jestem, co nie było zbytnim osiągnięciem: był tylko jeden człowiek
pałętający się po mieście z dwoma Jheregami i należący do organizacji.
Kiedy doszedł do wniosku, że wywarł na mnie odpowiednie wrażenie, oznajmił:
- Jeśli spróbujesz, panie, rozszerzyć interes, potężna organizacja upadnie.
Zacząłem tracić cierpliwość, więc strzeliłem go otwartą dłonią w twarz. Lekko.
"Rocza też chce go zjeść, szefie. Możemy?"
"Może za chwilę, Loiosh. Jestem trochę zajęty."
- Właśnie miałem wizję, że leżysz tu sobie z połamanymi nogami. Zastanawiam
się, czy była prawdziwa... jak sądzisz? - spytałem wreszcie.
Pomamrotał coś o braku poczucia humoru i zamknął oczy. Po jakiejś pół
minucie nawet się spocił. Potem potrząsnął głową i wyciągnął talię kart owiniętą
w niebieski jedwab. Na koszulkach był znak Domu Tiassy.
Jęknąłem.
Nie cierpię wróżenia z kart.
"Może ma ochotę na partyjkę?" - pocieszył mnie Loiosh.
W tle słyszałem telepatyczny chichot Roczy.
Wieszcz spojrzał na mnie przepraszająco i wyjaśnił:
- Naprawdę niczego nie widziałem.
- No dobra, miejmy to już za sobą.
2
Kiedy skończyliśmy rytuał układania i przekładania, próbował wyjaśnić mi
wszystkie możliwe znaczenia odsłoniętych kart, więc go czym prędzej zgasiłem:
- Odpowiedź... proszę.
Wyglądał na urażonego.
Przyjrzał się Górze Zmian, po czym wykrztusił:
- Z tego, co widzisz, panie, to nic nie ma wpływu. To, co się stanie, w żadnym
stopniu nie zależy od tego, co pan zrobi.
I znowu spojrzał na mnie przepraszająco.
Musiał to długo ćwiczyć.
- To wszystko, co mogę powiedzieć - dodał.
Ślicznie.
- Dobra, reszta dla ciebie - burknąłem.
To miał być żart, ale chyba go nie zrozumiał, więc pewnie dalej jest
przekonany, że nie mam poczucia humoru.
Wróciłem na ulicę, nie zlatując na zbitą twarz ze schodów, co było sporym
osiągnięciem, i przeszedłem na zachodnią stronę. Ulica bowiem była szeroka i
wschodnia strona zapakowana była rozmaitymi sklepikami i warsztatami
rzemieślniczymi, natomiast po zachodniej stały tylko małe domki.
Byliśmy w połowie drogi do domu, gdy usłyszałem ostrzeżenie Loiosha:
"Ktoś do ciebie, szefie. Wygląda na silnorękiego."
Odgarnąłem włosy z czoła lewą ręką i poprawiłem pelerynę prawą,
sprawdzając w ten sposób, czy wszystko jest na miejscu. Jak zwykle było.
Poczułem jak Rocza zaciska pazury na moim ramieniu - nadal była to dla niej
pewna nowość, ale tym już się zajął Loiosh.
"Tylko jeden, Loiosh?" - upewniłem się.
"Tylko, szefie."
"Dobra."
Mniej więcej w tym momencie dogonił mnie średnio wysoki Dragaerianin w
szarości i czerni, czyli barwach Domu Jherega. Średnio wysoki, czyli o półtorej
głowy wyższy ode mnie. Wyrównał krok, dostosowując go do mojego, i zagaił
uprzejmie:
- Dobry wieczór, lordzie Taltos.
Przygotował się dokładnie, gdyż właściwie wymówił moje nazwisko. Miło z jego
strony.
Odpowiedziałem uprzejmym chrząknięciem, obserwując go równocześnie
kątem oka. Nosił lekki rapier przypięty wysoko na udzie, a pelerynę miał z
wystarczająco grubego materiału, by mogła w szwach ukryć z tuzin przydatnych
narzędzi z rodzaju tych, których sześćdziesiąt trzy zawierała moja.
- Mój przyjaciel pragnąłby pogratulować panu najnowszych sukcesów -
odezwał się.
- Proszę mu podziękować w moim imieniu.
- Mieszka w naprawdę miłym sąsiedztwie.
- Miło mi to słyszeć.
- Być może zechciałby pan kiedyś go odwiedzić.
- Być może.
- Chciałby pan zaplanować taką wizytę?
3
- Teraz?
- Albo później. Kiedy tylko będzie to panu odpowiadało.
- Gdzie w takim razie porozmawiamy?
- Wybór należy do pana.
Ponownie chrząknąłem.
Rozmowa miała rzeczywiście ciekawy przebieg - właśnie powiedział mi, że
pracuje dla kogoś wysoko postawionego w organizacji i że jego pracodawca
chciałby skorzystać z moich usług. Teoretycznie mogło chodzić o jedną z wielu
rzeczy, w praktyce w grę mogła wchodzić tylko jedna.
Odczekałem, aż znajdziemy się w głębi mojego terenu, nim zaprosiłem go do
gospody wysuniętej o parę stóp na ulicę. W tym rejonie była to reguła i dlatego
tego fragmentu miasta serdecznie nie cierpieli przekupnie z wózkami.
Znaleźliśmy wolny stół, a Loiosh wyjątkowo nie miał nic do powiedzenia.
- Nazywam się Bajinok - przedstawił się nieznajomy, gdy gospodarz odszedł po
postawieniu na stole butelki przyzwoitego wina i kielichów.
- Miło mi.
- Mój przyjaciel chciałby, żeby ktoś wykonał pewną robotę na jego terenie.
Kiwnąłem głową, utwierdzony w podejrzeniach.
- Znam sporo osób, ale wszyscy są ostatnio trochę zajęci. Od mojego ostatniego
zabójstwa minęło zaledwie parę tygodni, a było ono dość głośne i nie chciałem
ryzykować kolejnego tak szybko.
- Jest pan pewien? To byłaby robota w pana stylu.
- Jestem pewien, ale proszę podziękować przyjacielowi, że o mnie pomyślał.
Innym razem, zgoda?
- Naturalnie. Innym razem.
Skłonił się, wstał i wyszedł.
I to powinien być koniec całej sprawy.
A to, cholera, był dopiero początek, żeby to Verra i jej demony porwały!
Leffero, Siostrzeńcy i Kuzynki
Pralnia i Krawiectwo
Malak Circle
Od: V. Taltos
Numer 17, Garshos St.
Proszę zwrócić uwagę na następujące rzeczy:
1 szara, bawełniana koszula
- usunąć zaciek po winie z prawego rękawa, czarną stearynę i kopeć z lewego oraz
zacerować rozcięty mankiet
1 para spodni szarych
- usunąć ślady krwi z prawej nogawki, a ślady po klavie z lewej oraz brud z kolan
1 para czarnych, wysokich butów
- usunąć rdzawe plamy z prawego, kurz i tłuszcz z obu i wyglansować
1 szary jedwabny fular
- zeszyć rozcięcie, usunąć ślady potu
1 czarna peleryna
- wyprać i wyprasować, usunąć kocią sierść, wyszczotkować białe drobinki i ślady
po oliwie maszynowej oraz zeszyć rozcięcie z lewej strony
4
2 chusteczka
- wyprać i wyprasować
Spodziewam się otrzymać wszystko do końca tygodnia.
Z poważaniem:
V. Taltos, baronet, Jhereg
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin