Welcome_to_Drama_Academy 8-9.2.odt

(30 KB) Pobierz

Rozdział 8: Mini skirts and Make up.

- Więc... dziś w nocy jesteś zajęta? - posłał mi swój łobuzerski uśmiech. - Myślałem, że moglibyśmy zrobić coś razem. - Edward zamrugał uwodzicielsko rzęsami. Moje serce zaczęło gwałtownie bić.

"Powiedz coś, Bella!"
- Mam pracę domową do zrobienia... - skłamałam wymyślając tak żenujące kłamstwo, jakie tylko się dało.

- Praca domowa może poczekać, czyż nie? - Przybliżył się do mnie i mogłam poczuć jego oddech na mojej twarzy. To mnie rozluźniło, a moje nogi ugięły się pode mną.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć usłyszałam donośny głos:

- Bella! Obudź się! Jest 7:15! Będziemy spóźnione. Znowu. - Alice potrząsnęła moimi ramionami. O mój Boże. To. Był. SEN. Wow. Czy ja właśnie miałam sen z Edwardem Cullenem w roli głównej?
"Do diabła, co z tobą? Najpierw o nim myślisz całą lekcję, a teraz o nim śnisz? Co się z tobą stało?"
Pokręciłam głową z niedowierzaniem, zdeterminowana, aby dzisiaj zapomnieć o Edwardzie Cullenie. Wstałam z łóżka i poszłam do toalety. Moje włosy były istną szopą! Wzięłam szczotkę z szafki, aby je rozczesać. Kiedy wyszłam z łazienki na moim łóżku leżało przygotowane ubranie.
- Hej! Przechodziłam przez twoją garderobę i znalazłam śliczną brązową bluzkę, idealnie pasującą do jednej z twoich spódnic! Ubierz to, Bello! Będziesz wyglądała ślicznie!- Alice uśmiechnęła się, a jej oczy zabłysły.

Zawahałam się. Zazwyczaj nie ubierałam spódnic do szkoły, ale co mi szkodzi? Przecież nikt o tym nie wie, bo niby skąd? Może nawet spodoba mi się noszenie spódnic?

- Dobrze, założę to.
- Świetnie! Uwierz mi! Będziesz wyglądała bombowo! - mrugnęła w moją stronę i poszła do łazienki. Przebrałam się szybko.
- Będę czekać na zewnątrz, Alice!

- OK, zaraz przyjdę!

Kiedy wyszła, ruszyłyśmy w stronę windy. Jej drzwi zaczęły się zamykać, więc musiałyśmy zacząć biec.

- Czekajcie! - krzyknęłyśmy i wcisnęłyśmy "otwórz".
"Ding" - otworzyła się, ale w środku znajdowała się osoba, zajmująca ostatnie miejsce na liście ludzi, których chciałabym zobaczyć. Stała do nas tyłem, wpatrując się w lustro. Poza nią, w windzie znajdowały się jeszcze: Jessica Stanley i Kelsey Lakers - jej "drużyna".
- Boże, dziewczyny! Chyba rośnie mi cholerny pryszcz! - zapiszczała Lauren.
- Ach....em... - zakaszlała Jessica i dopiero wtedy Lauren nas zauważyła. Podniosła głowę i posłała nam złowrogi uśmiech.
- Cóż... kogo my tu mamy? Frajerkę i pannę "chcę-zostać-cheerlearderką" - zakpiła, gdy Kelsey i Jessica robiły za chórek i mówiły:

- Ochhhhhhhh...
Alice i ja zignorowałyśmy ją. Dzięki Bogu, że mieszkamy na pierwszym piętrze. Jednak Lauren nie zamierzała nam odpuścić nawet po wyjściu z windy.

- Starasz się ładnie wyglądać, Swan? Bo wiesz, takie krótkie spódniczki NIE SĄ dla ciebie - rzekła ociekającym jadem głosem.
- Jesteś po prostu zazdrosna, Lauren, bo Bella wygląda ładniej niż ty - powiedziała usatysfakcjonowana ze swojej wypowiedzi Alice.
Lauren dotknęła dłonią ust.

- Haa! Nie przyprawiaj mnie o śmiech! Nawet gdyby nałożyła tonę makijażu, to nadal byłaby brzydka...

- Ja nie potrzebuje tony tapety, aby się móc pokazać w miejscach publicznych - mruknęłam do siebie, ale Alice to usłyszała i zaczęła się głośno śmiać. Odeszłyśmy od nich.
- Zapłacicie mi za to, suki! - krzyknęła Lauren z końca korytarza, a ja i Alice uśmiechnęłyśmy się do siebie.

Pozostałe osoby posyłały nam zaciekawione spojrzenia. A my nadal uśmiechałyśmy się i byłyśmy z siebie dumne.
- Świetna robota, siostro - Alice znowu posłała mi uśmiech.

- Dzięki... siostro. - Przytuliłyśmy się, powiedziałyśmy "cześć", a potem każda z nas udała się do klasy, w której miała pierwszą lekcję.
Chłopcy z lekcji wychowania fizycznego wyglądali, jakby zaakceptowali fakt, że gram w koszykówkę. Ryan, zasmarkany facet z mojego pierwszego dnia, zapytał czy rzeczywiście chcę to robić.
Kiedy weszłam do szatni i wyciągnęłam moją koszulkę z szafki, nie znalazłam jej już w jednym kawałku. Na środku była rozdarta i pochlapana czerwoną farbą. Lauren. A to suka.
- Co się stało z twoją koszulką, Bella? - Kelsey spojrzała na mnie niewinnie, a reszta dziewczyn zaśmiała się histerycznie. Warknęłam. Nie mogę pozwolić im się do mnie.... Ale co ja zrobię bez stroju gimnastycznego?
Lauren weszła do środka.
- Oh! Co się stało? Kto przy zdrowych zmysłach mógłby to zrobić? - westchnęła i zaśmiała się. - Możesz pożyczyć jedną ode mnie. Wiesz, że nie musisz mi za to dziękować - uśmiechnęła się i wyciągnęła coś dywanowatego. Myślałam, że to był dywan, ale to tak naprawdę była koszulka. Brązowa, stara, rozdarta, prawdopodobnie w rozmiarze XL. Wcale nie była w lepszym stanie niż moja zniszczona bluzka.
- Nie, dziękuję, poradzę sobie.
- Czy może pójdziesz bez... to w sumie też jakaś opcja - uśmiechnęła się. - Albo nałożysz to - wskazała na mój stary T-shirt.
Śmiały się głośno, a potem wyszły. Westchnęłam, szukając w myślach pomocy, ale co mogłabym założyć? Trener powiedział jasno, że jeżeli nie będziemy mieli strojów to będzie dawał minusy i punkty karne. Oh, dobrze, to nie będzie bolało.

- Ummm... przepraszam, Bella? - powiedział nieśmiały głos zza moich pleców. Odwróciłam się. Dziewczyna miała długie, brązowe włosy. Wyglądała na zdenerwowaną, albo jakby nie wiedziała, co ma powiedzieć.
- Cześć... - Nie wiedziałam jak ma na imię, bo nigdy z nią nie rozmawiałam. Chyba była jedną z tych dziewczyn, które nie należały do żadnej z "grupek".
- Mam jedną dodatkową koszulkę, jeśli chcesz. - Powiedziała cicho. Uśmiechnęłam się.

- Naprawdę? To świetnie! Bardzo dziękuję!- Ponownie się uśmiechnęłam, a ona podała mi bluzkę. Popatrzyłam na nią, była trochę mniejsza od tych, które nosiłam zazwyczaj, ale wydawała się być dobra.
- Jeszcze raz dziękuję... Ummm - zatrzymałam się.
- Angela - powiedziała.

- Dzięki, Angela. - Weszłyśmy na salę razem. Lauren nie wyglądała na zadowoloną, kiedy zobaczyła mnie w czystej koszulce. Trener właśnie sprawdzał listę obecności:
- Swan!
- Jestem!
- Skąd masz koszulkę? - Lauren aż pobielała ze wściekłości.

- Znajomości, Lauren, znajomości - odpowiedziałam jej i poszłam w stronę boiska do koszykówki.

- To jeszcze nie koniec! Słyszysz mnie? To jeszcze nie koniec! - krzyknęła, a ja tylko przewróciłam oczami. Na pewno Lauren.
Gra zakończyła się zwycięstwem mojej drużyny i oczywiście ja byłam jedyną dziewczyną wśród zawodników. Znowu.

- Nieźle, Swan. - Cody przybił mi piątkę.

- Świetnie, nowa. - Ryan uśmiechnął się arogancko.
- Dzięki.

Kiedy miałam angielski, okazało się, że tą cudowną niespodzianką był test na jedynie trzy strony. Nienawidziłam testów, nie ważne jak byłyby łatwe. Cała klasa westchnęła.

- Przestańcie być dziećmi w przedszkolu i zacznijcie się zachowywać jak dorośli ludzie! - powiedziała nauczycielka.
Kiedy urodził się Shakespeare? Cholera. Skąd do diabła mam o tym pamiętać?

Kiedy Shakespeare wystąpił pierwszy? Ok. To wiedziałam! Henryk IV, część pierwsza! Napisałam to na kartce... Spojrzałam na inne osoby w klasie. Jedynie kilku kujonów wyglądało jakby cieszyło się z tego, że właśnie omawialiśmy tę część sztuki. Jessica Stanley mówiła coś komuś, ale za cicho, abym mogła usłyszeć.

Klasa milczała prawie podczas całego testu.

- Dobra dzieciaki... Podnieście głowy do góry! - oznajmiła nauczycielka. Większość zrobiła to, o co prosiła, oprócz Edwarda. Prychnęłam. Za dobry na wykonywanie czyichś poleceń?
- Panie Cullen... - zawołała pani Coughman.

- Przepraszam - powiedział szczerze.
- Kiedy uczyliśmy się o Shakespearze, szkoła zaproponowała nam przedstawienie! Czyż to nie ekscytujące? Przesłuchanie jest jutro! Nie jest dobrowolne, więc widzę was wszystkich jutro na próbie! - Pomruki przeszły przez całą klasę.

- Wybrałam dla nas piękną sztukę! Romeo i Julia! Najwspanialsza historia miłosna wszech czasów! - powiedziała z ekscytacją w głosie.

- Co? Nie! - Chłopcy dosłownie wyrywali sobie włosy z głowy, kiedy natomiast inne dziewczyny wydawały się być zainteresowane.
- Będę Julią, jeżeli Edward będzie grał Romeo. - Cukierkowa blondynka oblizała swoje usta. Matko kochana! Zabij mnie! Jej przyjaciele zachichotali, darząc Edwarda długim spojrzeniem. Widziałam po jego oczach, że chciał być daleko stąd.

- Och... Nie jesteście jedyną klasą, biorącą udział w przedstawieniu. Będę miała przesłuchanie w każdej klasie, w której uczę i wybiorę najlepszych z najlepszych! Konkurencja się powiększa. Życzę wszystkim powodzenia! - dodała Pani Coughman, gdy dziewczyny już paplały o roli, jaką chciałyby dostać.

- Jak będzie wyglądało przesłuchanie? - zapytała Jessica.
- Będziecie czytać tekst i jutro wybiorę obsadę. - uśmiechnęła się.
Dzwonek zadzwonił.
- Weźcie testy w ręce, jeśli skończyliście!
Upewniłam się, że mam teraz biologię. Lauren podstawiła mi nogę i się potknęłam.
- Ooooooooooooops! - powiedziała, a diabelski uśmiech pokazał się na jej twarzy. Spojrzałam na nią i udawałam, że nic się nie stało. Oddam jej za to później.

Usiadłam obok Edwarda i zobaczyłam, że spogląda zamyślony przez okno. Czyżby unikał kontaktu ze mną? Odpoczynkiem od dnia byłaby dla mnie rozmowa z nim. Wszystko jedno o czym. Byłoby fajnie.
- Halo? - powiedziałam odbierając telefon.
- Bella? Idziemy z Jasperem się przebrać. Myślę, że nie powinno to długo trwać. Och...! Idziesz dzisiaj na mecz? Ja i Rosalie tak, żeby zobaczyć grę Emmetta i Jaspera. Chcesz iść? Będzie super! - W jej głosie było słychać podniecenie.

- Jasne, że będę!
- Świetnie! Słyszałam, że od dawna jesteś fanką koszykówki. Zostawię ci coś do ubrania na mecz! Podziękujesz mi później. Muszę kończyć. Do zobaczenia!
- Ale! - Zanim miałam jakąkolwiek szansę do protestu, ona rozłączyła się.
Dziękuję ci bardzo, Alice.

To była bluza dresowa z napisem "East Coast Bulldogs" razem ze spodniami do kompletu. Strój wisiał w mojej toalecie, z nienaruszonymi metkami. Dla Alice przecież nie istnieją półśrodki, prawda?
Do zobaczenia na meczu!
Zostawiła dla mnie karteczkę na biurku. Zaśmiałam się. Alice jest taka wspaniała. Nadal zostało mi mnóstwo czasu do meczu, więc postanowiłam poczytać podręcznik od biologii, bo przecież nie mogłam tego zrobić na lekcji, ponieważ myślałam o nim.
Mój telefon ponownie się rozdzwonił.

- Bella? Tu Rose.
- Cześć, Rose. Co tam?
- Czy Alice powiedziała ci, że zostawiłyśmy tobie bilet na łóżku? - Spojrzałam szybko w tamtym kierunku i zobaczyłam kawałek papieru leżący na pościeli.
- Jejku! Nie musiałyście tego robić! - pisnęłam, a ona zachichotała.
- Za późno. Do zobaczenia wieczorem! Zajmę ci miejsce!
- Dzięki, Rose!

Zasnęłam podczas mojej sesji czytania książki od biologii. Gdy się obudziłam, zobaczyłam, że czas się zbierać na mecz. Związałam moje włosy w koński ogon niebiesko-żółtą gumką, pasującą do stroju. Klucze do pokoju i komórka wylądowały w kieszeni, po tym jak zamknęłam drzwi. Odwróciłam się i czekała na mnie niespodzianka. Ktoś stał przy drzwiach naprzeciwko. O. Mój. Boże. To był on. EDWARD CULLEN.
- Cześć...

Rozdział 9. Is it too late to Apologize?
- Cześć…
- Ummm…. Cześć. Alice nie ma w pokoju. – Odpowiedziałam zszokowana. Co on tutaj robił? Miał na sobie strój do koszykówki; niebieską bluzę z napisaną dużą „16” w kolorze żółtym, eksponującą jego perfekcyjne mięśnie ramion. Czułam wielką pokusę, aby go dotknąć, poczuć wspaniałą teksturę jego skóry…
- Wiem, ale nie przyszedłem do niej. – Powiedział delikatnie, wyglądając na zdenerwowanego, jakby chciał być po prostu jak ściana. Tak sztywno stał.
Spojrzałam na niego i ujrzałam siebie w odbiciu w jego szmaragdowo-zielonych oczach. Były przepełnione smutkiem, rozpaczą i…. żalem?
- Bella? – powiedział delikatnie – Chciał…. Chciałbym cię przeprosić. – Wziął głęboki oddech i podszedł o krok bliżej.
Miliony pytać kłębiły się w mojej głowie, krzyczały, błagały o odpowiedzi… Kontynuował:
- Miałaś rację… to ja byłem palantem, dupkiem i wszystkim, czym chcesz mnie nazwać. To było złe z mojej strony, że okłamałem i tak wystawiłem tamtą dziewczynę. Zdałem sobie z tego sprawę, że to było samolubne, nie dobre i całkowicie nie fair. Postaram się teraz jak najlepiej zachowywać. Przepraszam, że nie zrobiłem tego wcześniej, przepraszam, że jestem największym chodzącym dupkiem na tej ziemi. – Wziął kolejny długi oddech w swojej przemowie i zakończył najdelikatniej swoje przeprosiny, mówiąc po prostu:
- Przepraszam…

Uśmiechnął się przepraszająco i pobiegł szybko w stronę windy. Czułam, że moje usta chcą się otworzyć, aby coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co, a poza tym wyglądałabym jak zombie.




Czy ja to zrobiłam?




Czy to był dzień marzeń?













Czy Edward Cullen mnie… przeprosił?



Moje stopy były jak zamrożone i musiałam je zmusić do ruchu, jeżeli chciałam zobaczyć ten mecz. Szłam powoli stronę Sali gimnastycznej. Moje myśli były przepełnione żalem. Powinnam była coś powiedzieć, zamiast stać i patrzeć się na niego jak wół w namalowane wrota. Muszę przyznać, że Gimnazjum im. Meyer było bardzo duże. Wewnątrz przyozdobione balonami i plakatami wyglądało prześlicznie.
Stanęłam przy stoliku z jedzeniem. Hot – dog i popcorn to mój obiad. Podałam mój bilet do sprawdzenia i weszłam na salę gimnastyczną wraz z jedzeniem. Rozejrzałam się w poszukiwaniu moich przyjaciół i ujrzałam Rosalie i Alice, machające do mnie z piątego rzędu. Odmachałam im, próbując złapać oddech. Sala była świetna, trochę jak małe boisko NBA. Byłam tutaj po raz pierwszy i byłam pewna, że mogłabym powiedzieć, że to nie jest NORMALNA szkoła. Żadna z tych rzeczy nie powinna być dla mnie niespodzianką.
- Bello, wyglądasz wspaniale! – Rose krzyknęła, uśmiechając się szczerze.
- To zasługa Alice.
- Oczywiście! – Mrugnęła. Zobaczyłam Lauren, Jessicę i Kelsey wraz z resztą grupki „Chcę być jak Lauren” machające tymi swoimi pomponami z obrzydliwym uśmiechem. Były ubrane tak jak normalne cheerleaderki, czyli: super ekstra krótkie spódniczki, bluzki odkrywające brzuch i tenisówki, z tą różnicą, że ich spódniczki było o wiele bardziej krótkie niż te, jakie można zobaczyć w telewizji.
Słodko.

East Coast Academy
Will beat your ass in playing
If you don`t wanna get hurt
Then get out of here!
(po angielsku brzmi lepiej, więc zostawiłam wersję oryginału.)


Skakały machają tymi pomponami w górę i dół, klaszcząc zawzięcie w ręce jakby wykonywały najwspanialszą rzecz na świecie. A to był najgłupszy okrzyk dla drużyny, jaki kiedykolwiek słyszałam.
- Dziwki. – Skomentowała Rosalie.
- Powiedz mi o tym coś więcej… - Powiedziała Alice, podczas, gdy ja przyglądałam się plakatom, aby tylko nie patrzeć na te dziewczyny.



Buldogi East Coast! Zwycięzcy w stanie Sunflower!
Kochamy Buldogi! One rządzą naszą szkołą!
Zamyśliłam się. Alice mnie stuknęła.


- Zaraz się zacznie… - Wskazała na boisko. Rzeczywiście, drużyna rozpoczęła rozgrzewkę, a spiker swoją mowę.
- Więc jak, Buldogi? Jesteście gotowi na grę?
- Tak! – Krzyknęliśmy podekscytowani.
- Powiedziałem…jesteście gotowi? – Odwrócił mikrofon w naszą stronę, ale nie sądzę, abyśmy tego potrzebowali.
- Tak! – Krzyknęliśmy po raz kolejny, stając się troszkę zniecierpliwieni.
- Więc… ZACZYNAJMY!
Zespół po raz kolejny pojawił się na boisku. Oczekiwałam, że Edward pojawi się pierwszy, był przecież kapitanem. Zamiast tego ujrzałam naszą maskotkę, za nią drużynę Buldogów, a potem Jersey. Tłum ludzi krzyczał i klaskał. My robiłyśmy to samo, kiedy zobaczyłyśmy Jaspera i Emmetta.
- Dalej Jazz! Dalej Emmett! – Krzyczałyśmy bardzo głośno, gdy Emmett i Jasper do nas mrugnęli. Wiem, że nas nie słyszeli, przy tysiącach innych głosów w sali gimnastycznej, ale nas widzieli.
Wtem na końcu pojawił się kapitan. Wyglądał tak, że aż zabierało dech w piersiach, gdy trzymał rękę w górze, machając każdemu ze swoim boskim uśmiechem na ustach.
- Ach! Edward! Edward! Kochamy cię! – Jego fanki szalenie krzyczały, skacząc z podekscytowania.
O bracie… Chłopcy przybili sobie piątki w powietrzu, uśmiechając się do siebie. Spojrzałam na plakaty i kartki, będące na trybunach.


MY <3 Edwarda Cullena!
Kochamy Cię, Edward!
Doprowadź nas do zwycięstwa! Znowu!
Dalej numer 16! Kochamy Cię!


Kilka blondynek nawet nałożyło koszulki z jego numerem. Sześć z nich chciało bardzo zwrócić na siebie jego uwagę.
- Edward! Popatrz tutaj! – Starały się jak mogły, a Alice, Rose i ja nie mogłyśmy powstrzymać śmiechu, patrząc na ich głupią akcję.
- Edward! Edward! Edward… - Trybuna kontynuowała skaldowanie jego imienia.
- Co to jest? Jego fan club? – Rosalie powiedziała ze wstrętem, a ja zaśmiałam się z jej słów.
- Wiem. Myślę, że mogliby w końcu zacząć grać.
- Widzisz co miałam na myśli, mówiąc, że jest królem szkoły? – Mrugnęła w moją stronę Alice.
- Teraz tak…

 

 

 

 


Rozdział 9.2.

- Jeden! Dwa! Trzy! Buldogi! – Gracze przybili sobie piątki w powietrzu i rozeszli się na swoje pozycje.
Boisko zaczynało na nowo żyć.
Twarze obojga kapitanów zwróciły się w stronę spikerów. Mogliśmy nawet usłyszeć, co mówili.
- To my w tym roku zdobędziemy puchar, Cullen. – Kapitan przeciwnej drużyny mroczno się zachichotał. Był duży i wyglądał odstraszająco.
- Marzysz – Edward posłał mu drwiący uśmiech.
- Chyba ty. – Odpowiedział mu „duży”, pokazując swoje zęby. Niezależnie, jak groźnie wyglądał, Edward nawet nie mrugnął.
- Ty też… trzmielu.* - Kapitan naszej drużyny nie mógł powstrzymać śmiechu. My również zaczęliśmy się śmiać. Duży chłopak wyglądał na wkurzonego. Podszedł krok bliżej w stronę Edwarda, z zamiarem uderzenia go, ale jego trener go zastopował.
- Denzel… - przytrzymał go.
- Zawsze jest jeszcze czas po meczu, Cullen.
- Jasne, jasne, Denzel… - Edward mruknął, nie pokazując w swoim głosie ani grama strachu. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Bip! – Gra się rozpoczęła. To był czas do „gry o piłkę”.
Jasper poszedł na główną pozycję, reprezentując „Buldogi”. W przeciwnej drużynie na tej pozycji znajdował się czarnowłosy chłopak.
Piłka została rzucona. Jasper po nią wyskoczył… TAK, złapał ją!
Nasz gracz ją miał i rzucił ją Mitchellowi. Ten podbiegł do kosza, cholera! Przeciwnik zabrał ją jemu i… nawet niech nie myśli! Edward z powrotem miał piłkę w dłoniach i strzelił z linii za trzy punkty.
- Trzy punkty! Dobra robota, Edward! – Rosalie krzyknęła z największym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widziałam, a Alice i ja przybiłyśmy sobie piątki.
- Edward! Edward! Edward! – Słyszałyśmy głosy.
Nasza drużyna była na prowadzeniu, pomimo, że za naszymi graczami zawsze stał ktoś z naszych przeciwników. Emmett był rozgrywającym (dlatego, że był najwyższym w drużynie). Druga drużyna wyglądała przestraszonych, ponieważ oni byli o wiele niżsi od niego.
Muszę przyznać, że Edward był naprawdę dobrym graczem. Sposób, w jaki skakał po piłkę i nią rzucał do kosza był… świetny. Był jak puma na boisku: szybki i świetny. Myślę, że jego reputacja, jaką posiadał wcale nie była przewyższona, patrząc na to, jak grał. Był w końcu kapitanem. Zdobył wiele rzutów za trzy punkty, wykonując je zza linii, a jego celowość była stu procentowa. Nigdy nie spudłował, jakby dokładnie wiedział, z jaką siłą rzucić piłkę, aby trafiła ona prosto do kosza. Zdobył te punkty, będąc obstawionym dookoła przeciwnikami. Nawet nie był zmęczony! Czuł się wręcz swobodnie. Wszystkie go dopingowałyśmy. Tak. My, czyli: Rosalie, Alice i ja.
Emmett i Jasper też byli bardzo dobrzy; Emmett w obronie, a Jasper w zabieraniu piłki przeciwnikowi. Kiedy po raz kolejny spojrzałam na tablicę wyników, mieli dwadzieścia pięć punktów więcej. Trzmielom nie podobało się to; wyglądali na wkurzonych.
Emmett biegł, dryblując piłką. Krzyczałyśmy za nim, gdy zbliżał się do kosza.
- Bip! – Sędzia zagwizdał na faul, bo chłopak z przeciwnej drużyny się przewrócił.
- Co!? – Emmett patrzył się na sędziego, jakby tamten był obłąkany. – On sam się przewrócił! Nie popchnąłem go! – Krzyczał tak głośno, że mogłyśmy go usłyszeć.
- Tak! Tak! – Cała widownia popierała go, rzucając zarazem wściekłe spojrzenia przeciwnikom. To było oczywiste, że facet sobie uroił kontuzję. Nawet nie był obok Emmetta, kiedy padł sygnał gwizdka. Wtedy nadszedł kapitan.
- Emmett, daj im ten rzut wolny, nie potrzebujemy go. – Edward położył swoje dłonie na ramionach brata.
- Ale…
- Em…
- Ok. Masz rację. – Emmett w końcu oddał piłkę przeciwnikowi, ale posyłał mu zabójcze spojrzenia. Chłopak trafił do kosza za trzy punkty. Rosalie była zła, bo broniła Emmetta.
Edward nie wyglądał na poruszonego, tym, że rzut był trafiony. Musiał być bardzo opanowany. Mimo wszystko, nasz kapitan zakończył grę doskonałym rzutem! Wygraliśmy!
Cheerleaderki skakały, machają pomponami. Tłum szalał, a nasza drużyna niosła Edwarda na swoich ramionach. Machał i uśmiechał się do każdego.
Edward, kocham Cię!
Rządzisz, Edward!
Wtedy podeszły do niego jego fanki. Lauren owinęła swoje ręce wokół jego ramion, kiedy zszedł ze swojej drużyny i zaczęła go całować. Ku mojemu zaskoczeniu, Edward odepchnął ją i poszedł w stronę szatni. Wyraz twarzy Lauren był bezcenny!
Po piętnasto minutowym pokazie cheerleaderek, gracze wraz ze swoimi przyjaciółmi zaczęli wychodzić z Sali gimnastycznej. Większość widowni również zaczęła się zbierać. Alice i Rosalie poszły znaleźć Emmetta i Jaspera. Zapytałam się ich, czy mogę go nich dołączyć, aby pogratulować chłopakom świetnej gry. Powiedziałam im jeszcze, że dojdę do nich później. Zdziwiły się na to. No, ale muszę coś jeszcze załatwić, a ona dowiedzą się o tym później.
- Bello, musisz to zrobić! Musisz! Wystarczy na niego spojrzeć! – Mówiłam do siebie.


Stałam pod drzwiami męskiej szatni.


- Wiem, że tam jest…
Z ciężkim oddechem, chwyciwszy drzwi szatni, otworzyłam je.
Był w szatni sam; wkładał coś do swojej szafki, a potem usiadł na ławce i wiązał swoje buty. Zdążył się już przebrać. Nie słyszał mnie, bo zamknęłam bardzo cicho drzwi za sobą.
- Dobra gra, kapitanie. – Uśmiechnęłam się. Zamarł na ławce, kiedy usłyszał mój głos. Również posłał mi uśmiech, kiedy uświadomił sobie, że to ja.
- Dziękują. – Był cały spocony, a policzki miał nadal czerwone od gry. Jego włosy były brudne i mokre, ale i tak nadal wyglądał bosko. Włożyłam ręce do kieszeni i zaczęłam nerwowo mówić:
- Edward, przepraszam, że nic nie mówiłam wcześniej. Byłam w szoku i zachowywałam się niegrzecznie. Powinnam była coś powiedzieć.
- Nie przejmuj się. To ja byłem idiotą i dupkiem, pamiętasz? – Spojrzał na mnie zawstydzony i posłał mi półuśmiech.
- Te rzeczy, które wygadywałam drugiego dnia… Nie powinnam była mówić do ciebie po nazwisku, bez względu na to, jak głupia jestem… Chyba powinnam cię za to przeprosić. – Powiedziałam łagodnie, pomimo, że wcale nie musiałam tego mówić. On powinien to powiedzieć, ale ja chciałam być miła.
- Nie masz za co, to ty miałaś rację pod każdym względem.
Patrzyliśmy na siebie w niezręcznej ciszy. Moje ręce nadal znajdowały się w kieszeni.
- Byłeś szczery? – Zapytałam, przerywając ciszę.
- Z czym?
- Ze swoim zachowaniem. – Słaby uśmiech pojawił się na jego ustach.
- Tak. Spróbuję się teraz jak najlepiej zachowywać. – Zachichotał.
- Widzisz? W każdym z nas jest nadzieja. – Zaśmiałam się, a on ze mną.
- Bello?
- Tak?
- Dziękuję za te okrzyki dzisiaj. I za rozmowę. – Jego głos był poważny, ale także przepełniony czymś w rodzaju winy. Nienawidziłam czegoś takiego u ludzi.
- Nie ma za co. Mam na to czas w każdej chwili. – Zażartowałam, aby poprawić mu nastrój. Podziałało. Zaśmiał się melodyjnie.
- Lepiej już pójdę… Edward? – Spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Potrzebujecie tutaj porządnego odświeżacza powietrza. Strasznie tu śmierdzi. – Zmarszczyłam nos. Zaśmiał się głośno.
- Zapamiętam to sobie…
Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku drzwi. On mnie zatrzymał…
- Bella?
- Tak? – Czy nie odwróciłam się zbyt szybko? Edward uśmiechnął się.
- Dziękuję… i … och… ślicznie dzisiaj wyglądasz. – Posłał mi łobuzerski uśmiech.
Zarumieniłam się.
- Dzięki i jeszcze raz mówię, że nie ma za co. – Pobiegłam szybko w stronę drzwi, a kiedy wyszłam zaczęłam szybko dyszeć. Chyba to usłyszał. Mogłabym przysiąc, że słyszałam chichot zza jego drzwi. To była muzyka dla moich uszu., nic nie mogłam zrobić, bo uśmiech wykwitł na mojej twarzy. Mały głosik w mojej głowie nadal mówił mi:

Bądź rozsądna, to jest nadal Edward…



* org. Bumblebee - trzmiel. Przeciwnicy Buldogów nazywali się Trzmiele (:

Zgłoś jeśli naruszono regulamin